23 grudnia, 2012

Wesołych Świąt +przerwa

Wszystkim Wam, czytelnikom pragnę życzyć Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku. Dużo Larry'ego, spotkania 1D, pijanego sylwestra, rodzinnych świąt, zdrowia, spełnienia marzeń i trzymania się postanowień noworocznych. Informuję również, że postanowiłam zrobić sobie przerwę świąteczną. Chcę spędzić święta z rodziną i mogę nie mieć czasu na napisanie czegokolwiek. Zaplanowałam świątecznego One Shota, ale nie zdążyłam go napisać przez tydzień w całości. Mam połowę, więc liczę na to, że nie będziecie mieć nic przeciwko, jeśli pojawi się na początku stycznia. Co do nowego rozdziału- jeszcze go nie zaczęłam. Moje wolne skończy się z powrotem do szkoły, a biorąc pod uwagę, że to koniec semestru i mam trochę do poprawienia, coś nowego może nie pojawić się szybko. Obiecuję, że się postaram jak najszybciej. Trochę się rozpisałam... Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! :*

18 grudnia, 2012

Rozdział 26


***ELEANOR***

Nie spodziewałam się, że pójdzie tak łatwo... Przekonałam do siebie mamę Louisa i jestem już krok do przodu. Oczywiście ona mi nie pomoże go zdobyć. Muszę zdać się sama na siebie. Wybiję mu z głowy to całe gejostwo i zakocha się we mnie. Jeśli jednak nie to pozostaje jeszcze opcja awaryjna, zaciągnąć go do łóżka i zajść w ciążę. To nie koniecznie musi być jego dziecko. Potem mały szantaż, ślub albo aborcja. Zawsze może wybrać to drugie, ale nie wygląda na kogoś, kto byłby gotów zabić własne dziecko. Mam nadzieję... Eleanor Tomlinson, to ładnie brzmi... Może jednak lepiej będzie zostawić moje aktualne nazwisko i nowe pisać po pauzie? Zastanowię się nad tym, gdy na moim palcu zabłyśnie pierścionek z brylantem. To tylko kwestia czasu, właściwie to mam niecałe dwa lata. Aby dostać ślub muszę być pełnoletnia. Te dwa lata to dużo czasu. Mam nadzieję, że wzbudzę w nim miłość, bo ryzyko może się nie opłacić... Po co mi krzyczący bachor? Muszę mieć Louisa, nie poddam się. Tylkp co zrobię z Harrym? Jeśli zamieszkam u Lou to trzeba będzie się go pozbyć... Najlepiej byłoby to zrobić już teraz. Nie mam na myśli morderstwa, może mała przeprowadzka?


***HARRY***

-Jak to...? Harry? To nie możliwe... Mój ojciec nie mógłby... -mówił wpadając w lekką histerię. Bałem się, że mi nie uwierzy, ale najwidoczniej to zrobił.
-Lou, uspokój się. Zapomnijmy o tym, ok? -przytuliłem roztrzęsionego chłopaka.
-Hazz, nie jest ok. Mój własny ojciec próbował... mojego chłopaka! Hazz, to nie jest nic! -podniósł głos.
-Przepraszam. -kontynuował, gdy już się uspokoił.
-Nie masz za co.
-Mam... Mogłem go nie zapraszać... I naskoczyłem na Ciebie... Nie zasłużyłeś na to.
-Louis, skąd mogłeś wiedzieć? To nie Twoja wina! A zresztą nic się nie stało...
-Ale mogło! Muszę porozmawiać z mamą... - oznajmił szukając czegoś w kieszeni. Po chwili wyjął z niej telefon.
-Lou, nie musisz... A poza tym to nie jest rozmowa na telefon, jak to mówią...
-Masz rację... Powinni jeszcze być w Anglii! -szybko zerwał płaszcz z wieszaka i wybiegł z domu trzaskając głośno drzwiami. Świetnie! Mogłem mu nie mówić, to na prawdę nic takiego i nie powinien kłócić się z rodziną z mojego powodu. Zresztą nie tylko on może się kłócić, bo Jay raczej też to się nie spodoba... Styles, jesteś geniuszem... Właśnie tego chciałem uniknąć. Usiadłem na kanapie wpatrując się w wyłączony telewizor i zastanawiając się co zrobić. Powinienem był wybiec za nim. Może nic się nie stanie i wszystko będzie dobrze? Położyłem się, zdejmując wcześniej buty. Czas mijał, a drzwi się nie otwierały. Po chwili zadzwonił dzwonek. Zerwałem się z kanapy i stwierdziłem, że Louis by nie dzwonił. Poprawiłem koszulkę i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem uśmiechniętego mulata, który rzucił mi się na szyję. Zapytał czy coś mnie martwi, skłamałem, nie mogę mu tego powiedzieć... Nie, że mu nie ufam, ale musiałbym powiedzieć wszystko, a to nie jest zbyt wygodna sytuacja. Kolejne pytanie było o Louisa,  powiedziałem że jest na lotnisku. Zayn chciał, żebyśmy gdzieś wyszli, ale nie miałem ochoty. Usiadliśmy w ciszy oboje na kanapie na przeciwko siebie. Zi się uśmiechnął i wpadł mu do głowy pomysł. Poopowiadamy sobie kawały i śmieszne historie. Było mi odrobinę zimno i jemu najwyraźniej też, więc postanowiliśmy usiąść bliżej siebie. Nie spodziewałem się po nim takiego poczucie humoru. Gdy ze śmiechu bolał mnie brzuch zaproponowałem herbatę. Oczywiście nie odmówił. Nie wielu Brytyjczyków jest w stanie odmówić herbaty, zwłaszcza po południu. Nalałem wody do czajnika i czekałem, aż się zagotuje. Usłyszałem dźwięk telewizora i stwierdziłem, że zrobię coś do jedzenia. Kanapki wystarczą. Gdy już jedzenie i napój były gotowe wziąłem wszystko na tacę i udałem się w kierunku mojego przyjaciela. Chyba był głodny. Gdy tylko pomyślałem o tym przypomniał mi się Niall i jego wieczny apetyt... Gdy wszystko co przygotowałem już zniknęło siedzieliśmy w ciszy przed jakąś komedią z Jasiem Fasolą w roli głównej. Malik na prawdę poprawił mi humor, przestałem się martwić i zastanawiać. Swoją drogą, czy Lou nie powinien był już wrócić? Położyłem swoją głowę na ramieniu chłopaka i poczułem jak otula mnie sen...


***LOUIS***

Nie wiem czy to szczęście, czy pech, ale nie zdążyłem zobaczyć się z rodzicami. Może Hazz ma rację i to nic takiego? To molestowanie nieletnich! To nie jest nic takiego! Zwłaszcza, że to mój tata, mój tata któremu ufam... A raczej ufałem. Nie wiem czy powiedzieć o tym mamie, a jeśli Loczek nie jest pierwszy? Jeśli jego pacjenci lub pacjentki też? Mama gdyby wiedziała to wściekłaby się. Tak jak zwykle zresztą... Po drodze do domu skoczyłem na piwo do baru. Potrzebowałem pomyśleć, ale jakoś specjalnie mi to nie pomogło. Było już późno i Harry pewnie się martwi. Gdy już dotarłem do domu i przekręciłem cicho klucz w drzwiach, które były zamknięte zobaczyłem, że mamy gościa... Na kanapie spali wtuleni w siebie Hazz i Zayn. Poczułem się lekko zazdrosny... Co Malik tu w ogóle robi? Stwierdziłem, że nie będę ich budził. Okryłem ich jedynie kocem, na co mój ukochany zrobił słodką minkę. Uśmiechnąłem się do niego, chociaż nie mógł tego zobaczyć. Wygląda tak uroczo gdy śpi... Sam poszedłem na górę do pokoju, wiedząc że jutro muszę wcześnie wstać na dyżur. *** Usłyszałem dziwny odgłos dobiegający z kuchni. Przestraszony, że nie ma przy mnie Hazzy pobiegłem na dół sprawdzić co się dzieje. Zobaczyłem tylko Loczka stojącego po środku kuchni, trzymającego ręce na uszach i mocno zaciskającego oczy. Wciąż było słychać jakieś dudnienie.
-Co się stało? Nic Ci nie jest? -zapytałem podbiegając do niego zmartwiony, próbując wychwycić jakąś nieprawidłowość w zachowaniu mojego chłopaka.
-O, Lou! Nic się nie stało. Po postu upuściłem patelnię... Spadła trochę głośno, a ja nie chciałem Was obudzić, więc... Jak rozmowa z rodzicami? Pomożesz mi robić śniadanie? -zapytał schylając się po leżący na ziemi przedmiot.
-Nie było żadnej rozmowy, nie zdążyłem... Nawet się ze mną nie przywitasz? Ktoś tu jest niegrzeczny! -wyszeptałem mu do ucha.
-To dobrze, czy źle? Boo, Zayn śpi na kanapie i...
-Zależy... Co z tego? Powiedziałeś ŚPI, więc nie widzi co się dzieje... -mocniej zaakcentowałem wyraz. Rozmowa na kilka tematów w jednym. Coś, w czym jesteśmy na prawdę nieźli. Harry zerknął niespokojnie w stronę salonu po czym pocałował mnie namiętnie. Po dosyć długiej chwili usadziłem go na blacie nie odrywając swoich ust od jego. Pomyślałem, że nie może do niczego dojść między nami bo moja niespodzianka się nie uda. Jednak zawładnęło mną pożądanie. Pragnąłem tego szczupłego nastolatka siedzącego przede mną i dającego rozkosz mojemu ciału poprzez zgrane ruchy swoich dłoni wzdłuż moich pleców. On jedynie rozłożył nogi tak, bym mógł przysunąć się bliżej jego ciepłego ciała. Lekko uszczypał mnie w pośladek, na co cicho pisnąłem w jego rozpalone od pocałunków wargi. Usłyszałem czyjeś kroki i przekląłem w myślach nie chcąc przerywać tego momentu. W ostatniej chwili odsunąłem się od nic nie świadomego Hazzy, który próbował mnie do siebie przyciągnąć. Przed nami był już nasz nocny gość.
-Witaj Zayn. -wydusiłem z siebie próbując niezauważenie złapać oddech po porannych czułościach. Loczek siedział na blacie i spokojnie bujał nogami jak sześcioletnie dziecko. Tak samo się przywitał. Niewinnie patrząc w podłogę i nie dając po sobie poznać co przed chwilą miało tu miejsce.
-Co do jedzenia? -zapytał mulat jakby nigdy nic drapiąc się po głowie. Dla niego nic się tu przed chwilą nie wydarzyło, bo nie mógł nic widzieć. Hazz jedynie zaproponował jajka lub naleśniki. O dziwo szatyn wybrał obie możliwości. Jako to, że był naszym gościem posadziłem go na krześle i odwracając się do niego plecami rzuciłem zadziorny uśmiech wciąż lekko zdezorientowanemu kucharzowi. Gdy tylko wziął do swojej ręki składniki potrzebne do przyrządzenia posiłku patrzyłem na jego ruchy i mógłbym przysiąc, że się ślinię... Czy dodałem, że on jest bez koszulki, a ja w bieliźnie? Nie? Więc robię to teraz. Malik również dziwnie spoglądał na mojego ukochanego. Nie wiem jak on to robi, że jest taki seksowny przy tak prostej czynności jak smażenie jajek. Stwierdziłem, że też powinienem usiąść, żeby ukryć pod stołem moją rosnącą erekcję. Nawet się nie zorientowałem, kiedy przed moim nosem leżał talerz, a obok niego kubek z kawą. Jeśli Loczek jest tak szybki jak w kuchni również w innych miejscach...
-Co się tak gapicie? Jedzcie! -puścił mi oczko odchodząc.
-A, T-ty nie jesz? -zająkałem się.
-Nie jestem głodny, idę się odświeżyć. -Zostałem sam z Malikiem i moim małym wciąż nie znikającym problemem...


***ZAYN***

Louis zachowywał się dziwnie, a ja nie miałem pojęcia czemu. On mógł o mnie pomyśleć dokładnie to samo. Hazzie powinien się ubierać zanim zabierze się za jakiekolwiek zajęcie. Czy powinienem się cieszyć, że nie założył fartuszka? Zapewne tak. W nim wyglądałby jeszcze bardziej doskonale. Loki opadające na jego lekko spocone od gotowanego właśnie posiłku czoło dodawały mu uroku, Zwinne ruchy z jakimi przerzucał naleśniki i w między czasie robił wiele innych rzeczy. Postanowiłem zabrać się za jedzenie z nadzieją, że w ten sposób poradzę sobie z moją erekcją. Gdy już skończyłem długi posiłek popatrzyłem na spiętego Tomlinsona podpierającego głowę ręką w zrezygnowaniu. Postanowiłem, że wstanę od stołu i nikt nic nie zauważy. Moja decyzja szybko uległa zmianie, gdy przed nami pojawił się ponownie nikt inny jak Harry. Był owinięty w pasie białym ręcznikiem, a po jego ciele spływały drobne kropelki wody. Poszedł w stronę lodówki i wyjął z niej sok pomarańczowy i nalał do szklanki.
-Smakowało? -zapytał uśmiechając się nieświadomy reakcji mojego członka na jego widok. Krótkie potaknięcie głową wystarczyło i zabrał puste naczynie sprzed mojej twarzy.
-Lou!? Chcesz dokładkę? -machał ręką przed jego twarzą. Zachowywał się jakby odpłynął do innego świata. Pokręcił głową na 'nie' po czym rozejrzał się dookoła speszony.
-Muszę iść na dyżur. -mówił z lekką złością w głosie.
-Więc idź. -stwierdził Loczek patrząc na niego z zaciekawieniem i wzruszając obojętnie ramionami. W tym momencie Lou zaczął coś pokazywać rękami i mimiką twarzy, ale nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
-Wszystko w porządku? -zapytałem lekko zażenowany całą sytuacją. Teraz on i Hazz rozmawiali bezdźwięcznie, z czego wyłapałem tylko zdziwienie i pytanie chłopaka w ręczniku brzmiące 'tutaj?'. Zastanawiałem się o co chodzi, gdy nagle odchrząknął.
-Zi, poczekaj na mnie. Ogarnę się tylko i pójdziemy do Ciebie. -stwierdził szybko.
-D-do mnie? Po co?
-Na pewno musisz wziąć jakieś rzeczy do szkoły i chociaż się przebrać. -Podszedł do Louisa od tyłu i coś mu powiedział na ucho. Nie lubię, gdy ktoś przy mnie szepcze i rozmawia za moimi plecami. Nie mam pojęcia o co chodzi tej dwójce, ale potrzebuję się pozbyć mojej flustracji seksualnej. Mimo iż jestem gejem i dziewczyny mnie lekko obrzydzają, nigdy nie byłem z chłopakiem. W tym momencie czuję, że tego potrzebuję. Potrzebuję, żeby tym kimś dającym mi rozkosz był Hazzie. Czym prędzej wstałem od stołu i pożegnałem się na odchodne z Tomlinsonem. Świeże powietrze dobrze mi zrobi...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie jest! Początek wydaje mi się kiepski, ale może dlatego, że był pisany na siłę bez pomysłu... Do końcówki miałam natchnienie i mam nadzieję, że Wam się podoba. Dziękuję ponownie za wszystkie komentarze i po raz pierwszy za pytania do postaci. Ta nowa funkcja pomaga mi rozwinąć charaktery bohaterów poprzez odpowiadanie na Wasze pytania. Miło jest wiedzieć, że ktoś się interesuje tym blogiem. Jestem pod wrażeniem widząc te prawie 9000 wejść. Mam pomysł na świątecznego shota o Larrym. Możliwe, że ukaże się w Wigilię jako prezent dla czytelników. Dosyć skromny prezent, ale mam nadzieję, że następnym będą nowe rozdziały. Jeśli ktoś zauważył lub czytał tego bloga w sierpniu, zanim rozpoczął się rok szkolny, mógł zauważyć, że na początku dodawałam codziennie nowy wpis. Mam mnóstwo pomysłów i są dni, kiedy potrafiłabym pisać przez kilka godzin, ale są też takie, kiedy nie jestem w stanie złożyć sensownie zdania. Chętnie wciąż bym pisała codziennie, ale nie dysponuję już nadmiarem wolnego czasu, a w wolne dni chcę odpocząć jak każdy człowiek. Więc do rzeczy: zasada ta co zwykle 10 komentarzy= nowy rozdział. Zapraszam do ankiety znajdującej się wyżej po prawej stronie.

07 grudnia, 2012

Rozdział 25

***HARRY***

Wróciliśmy z Lou do domu. Po przekroczeniu progu usłyszałem dźwięki dobiegające z kuchni. Pewnie to jego mama zajęła się kurczakiem, który przy nas dwoje był skazany na przypalenie. Nie dlatego, że nie potrafimy gotować, dlatego, że spędzając czas razem zapominamy o wszystkim innym. Przd telewizorem natomiast siedział tata Louisa przerzucający nerwowo kanały.
-Hazz, idź na górę. -powiedział do mnie Tommo patrząc się w stronę miejsca, z którego dobiegał przyjemny zapach. Pokiwałem twierdząco głową i powędrowałem w stronę schodów. Będąc w pokoju położyłem się na łóżku i włączyłem muzykę przez słuchawki . Po jakimś czasie zamknąłem oczy znudzony oglądaniem sufitu. Nagle poczułem, że ktoś odsuwa słuchawki od moich uszu. Zorientowałem się, że obok mnie siedzi pan Tomlinson.
-Ona tak nie myśli. -powiedział spokojnie patrząc na mnie.
-O kim pan mówi? -zadałem pytanie, a po chwili sam zrozumiałem.
-Jestem Troy. -podał mi rękę, a ja się uśmiechnąłem.
-Harry. -przedstawiłem się.
-Przejdzie jej, jeśli już nie przeszło. Jay taka jest, reaguje impulsywnie. Najpierw mówi, potem myśli.-wytłumaczył miło mężczyzna.
-Czego słuchasz? -zadał pytanie trzymając w ręce moje słuchawki.
-Stevie Wonder, Isn't she lovely.
-To bardzo piękna piosenka, Harry. -patrzył mi oczy i chwycił moją twarz w dłonie. Lou czasem robi tak samo. Czyżby to było u nich rodzinne? Jego ręka wylądowała na mojej nodze. Przybliżał swoją twarz do mojej, a ja nie wiedziałem co mam zrobić. Uciec nie bardzo było jak, bo chwycił mnie tak, abym nie mógł się ruszyć. Nagle drzwi pokoju otworzyły się, o on odskoczył ode mnie. To Tommo, gdy go zobaczyłem rzuciłem się mu na szyję, jak małe dziecko. Nie miałem jednak zamiaru mówić mu o tym co zaszło. Jeśli nawet to nie teraz, nie dzisiaj.
-Już się stęskniłeś? Nie widzieliśmy się ledwo 20 minut. -wyszeptał mi do ucha. -Chodźcie na kolację! -krzyknął radośnie. Ja jedynie obrzuciłem spojrzeniem na jego ojca, po czym zeszliśmy na dół. Stół był już nakryty. Mama Lou zawołała mnie, zawachałem się nie chcąc powtórki z awantury lub z tego, co wydarzyło się na górze. Jednak udałem się w jej kierunku, gdy tylko się do niej przybliżyłem objęła mnie.
-Przepraszam, za to jak zareagowałam. Często tak robię... Ale skoro tu jesteś to musisz być na prawdę wyjątkowym dzieciakiem. Mój syn nie mieszkałby z byle kim. -uśmiechęła się i zaśmiała. Dziwne poczucie humoru, skądś to znam...
-Oj mamo! -krzyknął mój chłopak przeciągając ostatnią sylabę. Ciekawe, czy powiemy im o tym co Nas łączy... Zająłem miejsce przy stole. Kurczak był wyjatkowo smaczny. Smakował kuchnią Danielle. Jak to mówią, każdy gotuje inaczej i dwóm osobom nigdy danie nie wyjdzie takie samo. Nie było późno, ale rodzice Lou postanowili się położyć. Twierdzą, że są zmęczeni podróżą. Ja i Tommo włączyliśmy jakiś film w salonie i oglądaliśmy go wtuleni w siebie. Uwielbiam takie wspólne momenty. Gdy seans się skończył poszliśmy na górę, Boo uparcie twierdził, że musimy spać osobno, bo jego rodzice mogą coś zauważyć. Zrobiłem smutną minkę po czym on niewiarygodnie szybko zniknął za drzwiami mojego pokoju. Zdjęliśmy ubrania, jak zwykle zostawiając na sobie bieliznę i położyliśmy się pod ciepłą kołdrą. Przytuliłem się do niego, a on zaczął nucić jakąś piosenkę. Lubię, gdy to robi. Zasnąłem zupełnie zapominając o wydarzeniach z całego dnia. *** Do moich oczu dotarło światło wdzierające się przez okno. Kolejny zimny grudniowy dzień. Postanowiłem zrobić mojemu ukochanemu śniadanie do łóżka. Mając nadzieję, że goście jeszcze śpią poszedłem do kuchni i zacząłem przygotowywać naleśniki i kawę. Gdy już je usmażyłem, a napój był gotowy położyłem wszystko na tacy dodając sztućce oraz mały wazonik z białą różą. Ledwo podniosłem posiłek, a poczułem na szyji czujeś ciepłe wargi, a w pasie obejmowały mnie ręce.
-Boo, widzę, że jesteś głodny. Zrobiłem Ci śniada...
-Wracajmy do łóżka, jest wcześnie. -przerwał mi.
-A naleśniki? -zapytałem obracając się do niego przodem i całując.
-Mogą poczekać, chcę spędzić z Tobą ten poranek. -chwycił mnie za pośladki i podniósł. Nie opierałem się i objąłem go rękami i nogami, tak na wszelki wypadek. Wciąż całowałem jego usta, które aż się o to prosiły. Tommo wszedł na schody, lekko się chwiejąc. Zaproponowałem, że pójdę sam, lecz stwierdził, że tak jest romantyczniej. Będąc w połowie drogi na górę usłyszałem kobiecy krzyk. Lou mnie puścił, gdyby nie to, że się trzymałem to bym spadł. Sam szybko z niego zszedłem i nie wiedząc co robić zacząłem patrzeć w podłogę, która nagle zrobiła się wyjątkowo ciekawa.
-Co się dzieje, czemu tak krzyczysz? -obok żony pojawił się Troy w szlafroku drapiący się po głowie i z ledwo otwartymi oczami. Loui spojrzał na mnie i pokiwał twerdząco głową.
-Najwyraźniej Twój syn zabawia się z tym chłopcem. Czy czegoś nie wiemy? -najpierw spojrzała na męża, później na Nas.
-Mamo, ja... Już dawno powinienem był Ci to powiedzieć... Może najlepiej będzie, gdy zacznę od początku. To było gdy miałem 19 lat i...
-Nie musisz mi opowiadać historii swojego życia. Po prostu wytłumacz mi sensownie to co widziałam.
-No więc.. Jestem biseksualny. Nie mówiłem Wam tego wcześniej bo...
-Nie ważne, a jaki to ma związek z tym co się przed chwilą wydarzyło? -rzuciła wściekłym tonem. Boo przybliżył się do mnie i oplotł ręką moje ramie.
-Kocham go i jesteśmy razem. -powiedział pewnie, wydychając przy tym z ulgą powietrze. Jego rodzice patrzyli na siebie zdziwieni, nie wiedząc co mają zrobić... Po dosyć długiej ciszy, Jay sią odezwała.
-Twój ojciec też jest biseksualny. Wiedziałam o tym od dawna, więc Ciebie, a właściwie Was powinniśmy zaakceptować. Ale synku, wy razem? To legalne? -wiadomośc o orientacji Troya mnie nie specjalnie zdziwiła, po tym co wydarzyło się wczoraj.
-Nie do końca... Ale... -przerwała mu kobieta.
-Louis, wiesz, że możesz za to wylądować w więzieniu? W najgorszym wypadku możesz stracić prawo do wykonywania zawodu. Chcesz się tak poświęcać? -rozmawiali ze sobą, jakby nikogo poza nimi tu nie było. Na swoim ciele czułem spojrzenie taty Lou. Pomyślałem, że mogłem się chociaż ubrać...
-Tak wiem, ale my nie robimy tego... Kocham go i chcę z nim być, bez względu na konsekwencje. Pocałował mnie, co pozwoliło mi się uspokoić. Na dodatek starszy mężczyzna odwrócił wzrok, na co się uśmiechnąłem. Jay zaproponowała, że zrobi śniadanie. Mój chłopak powiedział jednak, że usmażyłem naleśniki. Co prawda to tylko porcja dla nas dwoje, ale zawsze można zrobić więcej. Wszyscy usiadli przy stole śmiejąc się, a ja poszedłem do kuchni. Gdy już posiłek był gotowy podałem go domownikom i chciałem udać się na górę, w celu założenia na siebie chociaż spodni, albo bluzki. Lou powiedział, żebym najpierw zjadł, na co posłusznie się zgodziłem. Usiadłem na wolny miejscu naprzeciwko Louisa, lecz obok jego ojca. Wciąż na mnie spoglądał, co doprowadzało mnie niemal do szału. Czemu nikt tego nie widział? Kończąc śniadanie na moim biodrze poczułem czyjąś ciepłą dłoń. Miałem nadzieję, że to Lou, choć on siedział za daleko. Widziałem jak Troy uśmiecha się do niczego nieświadomej żony, jeżdżąc ręką wzdłuż mojej nogi. Jego dłoń szybko zbliżała się do mojej bielizny. Zareagowałem wstając od stołu i tłumacząc, że nie czuję się najlepiej. Odrazu powiedziałem, że nic mi nie jest i potrzebuję tylko chwilę odpocząć. W domu byli sami lekarze, więc nie miałem ochoty na wymyślanie niczego bardziej skomplikowanego, bo zresztą po co. Szybko się ubrałem i usiadłem na łóżku. Jako chirurg plastyczny, ten mężczyzna nie powinien być bardziej... powściągliwy? Gdy tylko pojadą, powiem o wszystkim Boo. Nie chcę mieć przed nim tajemnic, ani powodować awantur, skoro dosyć długo nie zobaczy się z rodzicami. Położyłem się na niepościelonym miejscu spoczynku, a po chwili do pokoju wszedł mój Lou. Był wesoły i pokazał mi prezent od rodziców. Dwa tygodnie w Alpach, tylko ja i on. Cieszyłem się na tą perspektywę, zwłaszcza, że w Londynie nie zapowiadało się na śnieg.

***LOUIS***

Hazz zachowywał się trochę dziwnie, może to przez spotkanie z moimi rodzicami? Nie wiem, ale prezent poprawił mu humor. Nie chcę jeszcze nic mu mówić, ale wpadł mi do głowy plan na niespodziankę dla mojego Loczka. W góry pojedzemy w połowie stycznia, czyli za ponad miesiąc. Wygląda na to, że w jego urodziny spędzimy tam ostatni dzień. Pięknie się złożyło. Usłyszałem dzwonek do drzwi, lecz nie spieszyłem się ich otworzyć, wiedząc, że na dole są rodzice. Po chwili mama zawołała mnie, twierdząc, że przyszedł ktoś do mnie. Podniosłem się z łóżka i opuściłem pokój. Okazało się, że to Eleanor. Nie mam pojęcia, po co tu przyszła.
-Hej, co tu robisz? -zapytałem wprost.
-Jak to co? Przyszłam Was odwiedzić, ale widzę, że macie gości, więc...
-Nie, nie. Jeśli chcesz to zostań. -nie chciałem być niemiły, w końcu jest Naszą znajomą. Na dodatek rodzice, nie byliby zadowoleni, gdybym ją wyprosił za drzwi. Po chwili obok mnie zjawił się Hazz. Też był lekko zdziwiony obecnością szatynki. Nie wiedząc, co możemy robić wspólnie w piątkę zaproponowałem włączenie telewizora. Najlepszym rozwiązaniem był rodzinny teleturniej. Rodzice już siedzieli na kanapie. Usiadłem obok taty, a El obok mamy. Harry wciąż stał w miejscu, lecz w końcu usiadł na dywanie opierając się o kanapę, tak, żebym mógł bawić się jego loczkami. Uwielbiałem przeczesywać je palcami lub jeszcze bardziej zakręcać. W ogóle nie zwracaliśmy uwagi na program, do czasu... Panna Calder zaczęła nagle odpowiadać na pytania. Dołączyłem się i zrobiliśmy z tego zagrywki. Następny był Hazz. Na końcu udział w zabawie wzieli najstarsi.
-Ile masz lat skarbie? -zapytała Jay, Eleanor, po zakończeniu programu.
-Szesnaście, tyle co Harry. Chodzimy razem do klasy. -odpowiedziała uśmiechając się do mnie, na co odpowiedziałem tym samym.
-Na prawdę? Jesteś bardzo mądra! -zaczęła ją wychwalać.
-Dziękuję pani.
-Mów mi Jay. Chodź, pokażę Ci album rodzinny. -zaproponowała dziewczynie moja rodzicielka. Oddaliły się od nas, po czym mój tata zrobił miejsce obok mnie odsuwając się trochę. Uklepałem to miejsce zapraszając mojego chłopaka. Niepewnie na mnie spojrzał po czym usiadł blisko mnie. Położył głowę na moim ramieniu, a ja objąłem go ręką.
-Dziewczyna wie o Was? -zapytał mój tata.
-Nie do końca... -odparłem.
-To nie zachowujcie się tak, bo się zorientuje. -Loczek wziął głowę z mojego ramienia, po czym lekko się odsunął.
-Tak lepiej. -to była dziwna reakcja Troya na zmianę miejsca Hazzy. Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, ale El i Jay wciąż rozmawiały. Było słychać ich śmiechy dobiegające z innego pomieszczenia. Zachciało mi się pić, więc wstałem kierując się do kuchni. Harry zapytał gdzie idę. Odpowiedziałem mu i zapytałem czy nie chce czegoś. Pokiwał przecząco głową, na co odwróciłem się w stronę , w którą szedłem. Słyszałem jego rozmowę z tatą, lecz nie mogłem wyłapać z niej rzadnych słów. Nalałem wody do szklanki i wypiłem jej zawartość. Wróciłem do salonu. Hazz był lekko spięty i powiedział, że będzie lepiej gdy pójdzie na górę. Gdy już wstał zapytałem go cicho o co chodzi, a on odparł, że wytłumaczy mi innym razem. Usiadłem na moim poprzednim miejcu i zacząłem rozmowę z ojcem. Chciałem się dowiedzieć czegoś, ale on powiedział tylko 'dzieciak mnie nie lubi i tyle'. Ściemniło się i Eleanor wreszcie sobie poszła. Rodzice też postanowili się położyć. Poszedłem na górę do Hazzy. Już spał, więc nie chciałem go budzić. Położyłem się obok niego i zasnąłem. ***Rano znowu gdy się obudziłem nikogo nie było obok mnie. Poszedłem do łazienki i to tam znalazłam mojego ukochanego. Brał prysznic. Zaczął lekko piszczeć, na co ja się tylko uśmiechnąłem. Znowu szampon dostał mu się do oczu... Postanowiłem mu pomóc, gdy uchyliłem drzwiczki kabiny usłyszałem ten zachrypnięty głos, który tak kocham:
-Kto to? -zapytał przecierając oczy.
-Louis, a kim mam być? Jeśli chcesz, mogę zostać niegrzecznym panem doktorem i Cię zbadać...
-Boo, ty jesteś panem doktorem... -pomogłem mu wypłukać oczy z płynu, z którym dosyć często mają do czynienia. Pierwszym razem się przestraszyłem, bo nie wiedziałem o co chodzi. Teraz to jest już po prostu komiczne. Gdy już wyszliśmy z łazienki, wróciliśmy do pokoju. To może się wydać śmieszne, ale siedzieliśmy po turecku na łóżku grając z łapki... Chwilę przed południem zjawiliśmy się na dole, gdzie moja mama już kończyła robić obiad. Zjedliśmy pyszny posiłek i poszliśmy wszyscy na pożegnalny spacer. Jay ciągle mówiła o Eleanor. Jakby chciała zasugerować, że jest dla mnie lepsza niż Harry. On tego nie zauważył, bo był lekko zamyślony. Gdy wrócliśmy do domu, było już późno. Rodzice zabrali swoje walizki, czule się z nami żegnając. Gdy zniknęli za drzwiami Loczek pojawił się obok mnie.
-Lou, muszę Ci o czymś powiedzieć...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że akcja się Wam podoba...  To już drugi rozdział w tym tygodniu. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, gdyby nie one nie kontynuowałabym tego opowiadania. Dobrze jest wiedzieć, że ktoś czyta moje teksty i poświęca czas na pozostawienie po sobie śladu. Nowy rozdział tym razem, tak jak jeszcze niedawno pojawi się po 10 komentarzach pod tą notką. Zapraszam Was do brania udziału w ankiecie. Pojawiła się także możliwość zadawania pytań postaciom-> KLIK Jeśli chcecie być informowani na twitterze o nowych rozdziałach piszcie swoje nazwy tutaj lub na moje konto: @PaulinaPoland3
Wiem, że to trochę spóźnione życzenia, ale Wesołych Mikołajek i fajnych prezentów!!

04 grudnia, 2012

Rozdział 24


***NIALL***

Do szkoły szedłem z kilkoma planami. Przede wszystkim na umówienie się z chłopakami na wieczór i zaproszeniem Natalie na randkę. Trochę się denerwuję. Bliźniaczki chodzą do klasy z Harrym, który jak zauważyłem przyszedł dzisiaj do szkoły razem z Zaynem. Podszedłem do nich i zaproponowałem wspólne, wieczorne wyjście na kręgle. Zgodzili się na godzinę 7.00 wieczorem, a szatyn zaproponował, że Louis też mógłby iść. Na początku nie miałem pojęcia kim jest Louis, ale Malik wszystko mi wyjaśnił i stwierdził, że jest fajny i gdy go poznam to sam się o tym przekonam. Zapytałem, czy mogę zaprosić kogoś jeszcze, nie przeszkadzało im to, ale byli ciekawscy. Dowiedzą się w swoim czasie. Na pierwszej lekcji nie mogłem się skupić, a gdy tylko dzwonek zadzwonił pobiegłem szukać Nat. Szybko ją znalazłem, zapytałem czy nie chciałaby wyjść gdzieś wieczorem ze mną i moimi znajomymi. Zgodziła się bez problemu i zapytała, czy może zabrać siostrę. Twierdzi, że dopiero się wprowadziły i nie chce zostawiać jej samej. Przytaknąłem tylko potwierdzająco, na co się ucieszyła i pocałowała mnie w policzek. Zaczerwieniłem się i już wtedy wiedziałem, że ta dziewczyna jest wyjątkowa. Po trudnych lekcjach udałem się do domu, by zrobić pośpiesznie pracę domową i przygotować się na randkę i wieczór z kumplami w jednym. Właściwie nie znam się z Harrym za dobrze, ale dogaduję się z nim i nie mamy ze sobą problemów. Założyłem na siebie ciemne jeansy, białą koszulkę polo i niebieski sweterek. Ułożyłem niedbale włosy i byłem gotowy. Miałem wpaść po dziewczyny bo nie znają jeszcze okolicy i nie wiedzą gdzie dokładnie idziemy. Poszedłem pod wskazany adres i zapukałem do drzwi. Otworzyła mi je Eleanor, starsza z bliźniaczek.Uśmiechnęła się, podała mi rękę i powiedziała, że Nat za chwilę będzie gotowa. Zaprosiła mnie do środka i w krępującej ciszy czekaliśmy na jej siostrę. Gdy już była gotowa wyglądała ślicznie w różowych rurkach, białej bluzce i kremowym sweterku. Dziewczyny założyły jeszcze kurtki i buty po czym wyszliśmy do umówionego miejsca spotkania. Zastaliśmy tam już wszystkich. Przywitałem się z znajomymi i chłopakiem w koszulce w paski, który był bardzo zabawny przez cały wieczór. Grając w kręgle postanowiliśmy podzielić się na dwie trzyosobowe drużyny. W jednej była Eleanor, Lou i ja, a w drugiej Zayn, Harry i Nat. Nie szło nam najlepiej i to oni wygrali. W zamian za przegraną mieliśmy postawić wszystkim pizzę. Po zjedzeniu kolacji chłopaki stwierdzili, że najwyższy czas już iść. Eleanor postanowiła to samo. Poprosiłem Nat by została jeszcze chwilkę na co brunetka się rozpromieniła. Poszliśmy na spacer i porozmawialiśmy o różnych bzdurach. Gdy było już na prawdę późno odprowadziłem ją pod dom, a ona po raz kolejny dała mi nieśmiałego całusa w policzek. Po udanym dniu wracałem do domu myśląc o Maliku. Wciąż czuję do niego coś więcej, ale mam nadzieję, że przy nowo poznanej dziewczynie uda mi się o nim zapomnieć. Nie tyle o nim co o uczuciu, którym go darzę. U uczuciu, które nigdy nie powinno znaleźć miejsca w moim sercu...

***LOUIS***

Od wieczoru, kiedy dogadałem się z Zaynem minął ponad tydzień. Od tamtej pory często się widujemy razem z nim i kilkoma nowymi dla mnie znajomymi. Między innymi Nialem, Nathalie i Eleanor, która próbuje mnie poderwać w każdej możliwej sytuacji. Widzę to, ale staram się ją ignorować. Zaprosiliśmy też kilka razy Dan, bardzo się ucieszyła na nasz widok. Przez ten cały czas spędziliśmy również mnóstwo świetnych chwil tylko we dwoje. Przytulamy się, całujemy, rozmawiamy o wszystkim... Opowiedziałem mu o mojej ciekawej przeszłości, wie już że mnie i Nicka coś łączyło. Wie też, że to była tylko jedna nic nie znacząca dla mnie noc. Nie chcę mieć przed nim tajemnic. On natomiast opowiedział mi swoją smutną historię. Potrafimy też w siedzieć w ciszy i rozkoszować się nią. Z każdym dniem mój chłopak, bo mogę tak go już nazywać, był coraz szczęśliwszy, częściej się uśmiechał. Jakby zapomniał o wszystkim co mu się przytrafiło. Nie chciałem rozdrapywać ran i nie rozmawialiśmy o tym co sprawiało mu psychiczny ból. Dziś postanowiłem, że wyjdziemy gdzieś razem tylko we dwoje. Do głowy wpadło mi kino. To... dosyć mało oryginalne miejsce na randkę, ale czemu nie? Przypomniałem sobie, że akurat niedawno wyszła jakaś ciekawa komedia romantyczna. Gdy już dotarliśmy do budynku i zajęliśmy swoje miejsca, a film się rozpoczął mieliśmy nadzieję na miły wieczór. Niestety produkcja okazała się nudna. Hazz prawie zasnął, a ja odsunąłem się od niego, przez co oprzytomniał i oznajmiłem, że powinniśmy wyjść. Zgodził się bez słowa. Postanowiliśmy wyjść na spacer, jest początek grudnia, więc nie jest zbyt gorąco. Szliśmy wtuleni w siebie aby było nam cieplej, nie zwracając uwagi na mijających nas przechodniów. Gdy wreszcie weszliśmy do domu,zdjęliśmy kurtki i buty Harry przywarł mnie do ściany i zaczął całować, swoje kolano położył między moimi nogami doprowadzając mnie tum do szaleństwa.
-Nie możemy. -powiedziałem półszeptem, jakbym chciał przekonać samego siebie.
-Oczywiście, że możemy i za chwilę Ci to udowodnię. -w tym momencie Loczek zaczął zdejmować ze mnie koszulkę. Całował mój brzuch, a moje spodnie stawał się coraz ciaśniejsze z każdą jego czynnością. Wymknąłem się z jego objęć, by to on znalazł się między ścianą. Błądziłem namiętnie rękami po jego ciele. W tym momencie dotarł do mnie zdrowy rozsądek. Odsunąłem się od chłopaka i oparłem o ścianę obok niego głośno oddychając.
-Nie powinniśmy. -Hazza mimo wszystko chciał pocałować mnie w usta, a ja obróciłem głowę. Walczyłem ze sobą i moim ciałem, które nie opierało się sztuczkom Hazzy.
-Dlaczego nie możemy? Nie chcesz? -zapytał spokojnie odsuwając się ode mnie.
-Harry, nie chodzi o to, że nie chcę. Chcę i to bardzo. Jestem twoim opiekunem, a ty jesteś niepełnoletni. To nielegalne, poczekajmy jeszcze trochę.
-Do moich osiemnastych urodzin został jeszcze ponad rok.
-Tak, ale do wizyty moich rodziców mniej niż doba i musimy się wyspać. -chciałem zakończyć tą rozmowę. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do pokoju kładąc na łóżko. Sam położyłem się obok niego i wyszeptałem mu do ucha:
-Miłych snów kochanie.
-Tobie też Boo. -uwielbiałem, kiedy mówił do mnie Boo. Na swojej twarzy czułem łaskotanie jego loczków, co o dziwo mnie uspokajało. Jutro czeka Nas ciężki dzień.
Czując ciepło mojego ukochanego zasnąłem... Nagle usłyszałem dźwięk budzika. Szybko zerwałem się z łóżka i zauważyłem, że Harry'ego już nie ma. Za to na stoliku leży kartka ze znajomym tekstem: Nie chciałem Cię budzić, jestem w szkole. Wrócę o tej porze co zwykle. Kocham i tęsknię. Harry :x
Przypomniałem sobie, że muszę zrobić zakupy. Danielle obiecała mi pomóc z kolacją, na którą przyjadą goście. Napisała mi czego potrzebujemy do przygotowania kurczaka. Nie wiem do końca, czemu akurat kurczak. To dosyć zwykłe mięso, jak na taką okazję. Dziewczyna twierdzi, że skoro moi rodzice są lekarzami to na pewno wiedzą, że drób jest najzdrowszy. Ja też jestem lekarzem, ale jakoś nie szczególnie dbam o dobrą dietę. Moja rodzina też nigdy nie dbała. W Tesco spędziłem sporo czasu szukając przeróżnych przypraw i warzyw. Wziąłem też kilka bananów dla Harry'ego. Gdy już wyrwałem się z supermarketu i wróciłem do domu, czekając na pomoc w gotowaniu zacząłem sprzątać. Trochę to czekanie trwało, bo zdążyłem ogarnąć cały dom, nie licząc pokoju Hazzy. Może i jesteśmy parą, ale powinien sam posprzątać tak jak każdy normalny nastolatek. Słysząc dzwonek do drzwi pobiegłem w ich stronę i szybko je otworzyłem. Na powitanie uściskałem się z przyjaciółką i ochrzaniłem ją, za to ile musiałem czekać. Stwierdziła, że skoro rodzice będą wieczorem to nie ma sensu gotować nic przed południem. Ma rację, ale jest już grubo po południu. Przyprawiła mięso i wytłumaczyła jak i kiedy mam włączyć piekarnik. Nie to że nie gotuję sam, bo robię to. Jestem tylko kucharzem jednego dania. Makaron to jedyne co mi wychodzi jadalne i wszystkim smakuje, chociaż nie jestem pewien czy nie udają, aby mnie nie urazić. Zaczęliśmy kroić warzywa do sałatki, kiedy drzwi się otworzyły i usłyszałem radosny głos mojego chłopaka. Wszedł do kuchni i zaproponował pomoc, ale odesłałem go do pokoju i kazałem nie wracać, dopóki tam nie będzie czysto. Udał obrażonego i powędrował na górę. Gdy skończyliśmy przygotowywać posiłek podziękowałem pielęgniarce. Ona tylko życzyła nam powodzenia i postanowiła już iść. Ja chciałem sprawdzić jak Hazza się spisał ze sprzątaniem, więc poszedłem na górę. Uchyliłem drzwi do jego pokoju. Na prawdę nieźle mu poszło.
-Wow, brawo. -powiedziałem po czym pochyliłem się do chłopaka siedzącego przy biurku by go pocałować.
-O której oni mają przyjechać? -zapytał ze zdenerwowaniem w głosie.
-Widzę, że zrobiłeś też pracę domową... Powinni być za jakieś dwie godziny. Spokojnie, wszystko im wyjaśnię i Nas zaakceptują. Nie wiedzą nawet o mojej orientacji więc mogą się zdenerwować, ale będzie dobrze. Zobaczysz!
-Powinieneś się przebrać. -wskazał palcem na poplamioną przez różne rzeczy bluzkę i chichocząc cicho. Rzuciłem się na niego łaskocząc go, wiedziałem, że to lubi. Szybko wylądowaliśmy na podłodze tarzając się razem po dywanie.
-Ty też się ubierz bardziej elegancko. -nie wyglądał źle, ale dosyć luźno jak na takie spotkanie rodzinne. Znam moich rodziców i najchętniej przy stole widzieliby mnie w garniturze. Poszedłem luźnym krokiem do swojego pokoju. Z szafy wygrzebałem czarne rurki, błękitną koszulę i szelki. Założyłem na siebie mój strój i ułożyłem starannie włosy. Wróciłem do pokoju Hazzy, on wyglądał jak zwykle wspaniale. Miał na sobie ciemne i obcisłe, jeansowe rurki, białą bluzkę i rozpiętą niebieską koszulę. Jego włosy tworzyły artystyczny nieład, a oczy błyszczały. Spojrzałem na zegarek i rzuciłem się jak oparzony w stronę schodów. Loczek pobiegł za mną pytając co się stało. Niezrozumiale powiedziałem tylko, że kurczak już powinien być w piekarniku. Szybko włączyłem urządzenie, po czym umieściłem mięso wewnątrz. Oparłem się o blat kuchenny i wziąłem głęboki i spokojny oddech. Harry podszedł do mnie i musnął moje usta swoimi. Pozostało nam jedynie czekać. Gdy do drzwi zadzwonił dzwonek zerwałem się z kanapy na której dotychczas siedzieliśmy przytuleni. Szybko poprawiłem strój i włosy, Hazz zrobił to samo.
-A jeśli mnie nie polubią? -zapytał smutny i lekko przerażony.
-Kochanie, Ciebie nie da się nie lubić. -Dałem mu całus w czoło i usłyszałem po raz kolejny nerwowy dzwonek. Nacisnąłem na klamkę i moim oczom ukazała się dwójka ludzi.
-Mama, tata! -krzyknąłem wesoło obejmując ich po kolei. Przekroczyli próg, a ojciec położył ciężko wyglądające walizki.
-Chciałbym... Chciałbym Wam kogoś przedstawić.
-Masz dziewczynę? To wspa...
-To Harry. Harry, to moi rodzice. -pokazałem na chłopaka z lokami, który próbował się sympatycznie uśmiechnąć, ale moja mama wytrzeszczyła oczy i widocznie się zdenerwowała.
-Lousie Williamie Tomlinsonie, kto to jest i co to ma znaczyć?
-Bo widzisz... Ja jestem... Jego opiekunem. O tak, to dobre słowo... Adopto... -kobieta nagle mi przerwała.
-Jak to? Louis, jesteś młodym i zdolnym lekarzem z dobrym nazwiskiem i przyszłością, a adoptowałeś jakiegoś nastolatka? Po co Ci kula u nogi? Kochanie, wiem, że to może być trudne, ale oddaj go tam skąd go wziąłeś. -Hazz nagle wybiegł z domu z płaczem. Bez problemu zrozumiałem o co chodzi.
-Mamo, przestań! On nie jest pieskiem i ma uczucia! Zostajecie, czy wychodzicie? -zaczekałem chwilę na odpowiedź, ale nie słysząc jej wziąłem nasze kurtki i pobiegłem szukać mojego chłopaka. Nie musiałem biec daleko. Był tuż przy następnym domu, podszedłem do niego i narzuciłem okrycie na jego plecy, aby się nie przeziębił.
-Boo, a co jeśli ona ma rację? Jeśli... -przerwałem mu chwytając jego zapłakaną twarz w dłonie.
-Hazz, ona nie ma racji. Kocham cię i wiesz o tym. Przejdzie jej, zareagowała dosyć... impulsywnie... Potrzebuje czasu, to dla niem nowe... Pamiętasz co mówiłem?
-Wszystko będzie dobrze? -wyszeptał pociągając noskiem.
-Tak, właśnie to. -zaśmiałem się lekko i przybliżyłem swoją twarz do jego składając delikatny pocałunek na jego wargach.

***ELEANOR***

Rano wpadł mi do głowy genialny pomysł. Przypomniałam sobie, że Louis mówić coś o dzisiejszej wizycie jego rodziców. Mój plan polega na tym, że niespodziewanie pojawię się w jego domu udając, że nie wiedziałam o gościach. Potem tam zostanę i spróbuję się przypodobać Tomlinsonom. Louisowi oczywiście też, dlatego w cukierni kupiłam ciasto marchewkowe. Wystarczy spędzić z kimś odrobinę czasu obserwując go i da się go przejrzeć. Może uda mi się ich nabrać, że sama je upiekłam... Jeśli jednak nie to podam adres sklepiku. Będę miłą przyszłą synową idealną dla zamożnego i zdolnego lekarza. Kiedy już uda mi się go zdobyć, na pewno będzie kupować mi prezenty. Drogie prezenty bo wygląda na kogoś takiego... Nie będę musiała pracować, a moim hobby będą całodzienne zakupy. Życie jak marzenie, najpierw trzeba się postarać. Mogłam chociaż ubrać się cieplej, chłodny dziś dzień... Moja ciocia mówi: jedni się ubierają żeby wyglądać, a inni żeby nie marznąć. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Gdy weszłam na ulicę, na której znajdował się mój przyszły dom zauważyłam Harry'ego wybiegającego z budynku. Lekko się oddaliłam, by mnie nie zauważył. Płakał, może powinnam podejść i zapytać co się stało? Nie, jednak nie. On mnie nie obchodzi. Po chwili za nim wybiegł Louis, z jego kurtką w ręce. Otulił go nią i zaczęli rozmawiać. Eleanor, przydałby Ci się lepszy słuch. I zdrowa psychika nie mówiąca do samej siebie. Skończ z tym! Po chwili rozmowy zauważyłam coś dziwnego. Lou pocałował Harolda. Obserwowałam ich jeszcze przez jakiś czas, weszli do domu i zamknęli drzwi. Wygląda na to, że mój plan się nie uda. Czyżby oni byli parą? Nie możliwe... Teraz tylko tego trzeba żeby na mojej drodze pojawiły się przeszkody w postaci seksualności Louisa. Jestem pewna, że to nie był przyjacielski pocałunek. Nie mogli się od siebie odkleić. To takie obrzydliwe... Nie cierpię gejów. Pomyślę nam nowym planem w domu z kubkiem ciepłej herbaty. O ile ta idiotka Nathalie nie zaprosiła Nialla. Cały czas się śmieją i wygłupiają, a ja udaję, że to mnie też bawi. Jeśli już nie to muszę słuchać tych ciepłych słówek. Nie wierzę w miłość, jeśli coś takiego istnieje to na pewno nie spotkało tej dwójki, ani tym bardziej mojego Louisa. On jest mój i tylko mój. On może kochać mnie i tylko mnie...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
NOWE POSTACIE!
Eleanor i Nathalie Calder (16 lat)

















Bliźniaczki, nowo wprowadzone z rodzicami do Londynu.
Eleanor- udaje miłą dla świata, gdy obierze sobie jakiś cel to dąży do niego po trupach.
Nathalie- wesoła i radosna dziewczyna, jest młodsza, ale stara się dbać o swoją siostrę jak może.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest napisany już od tygodnia. Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze. Zapraszam do brania udziału w ankiecie i mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Historia idzie dalej, już wkrótce wydarzy się kilka ciekawych rzeczy. Nie mogę Wam zdradzić więcej.  Następny rozdział jest już w trakcie pisania. Zapewne pojawi się do końca tego tygodnia. Pytania do postaci można zadawać tutaj: KLIK  Wystarczy napisać, do kogo skierowane jest pytanie.
Czytasz=komentujesz