28 lutego, 2013

Rozdział 41


***HARRY***

Po niedługim czasie obudziłem się obok Lou. On już nie spał. Zaproponował, żebyśmy gdzieś wyszli razem. Na spacer, do kina lub na kolację. Zgodziłem się, więc zaczęliśmy się ubierać. Ja założyłem białą koszulkę oraz czarną marynarkę i obcisłe spodnie, a Tommo również czarne i obcisłe spodnie, szarą koszulę i jeansową kurtkę. Teraz ja na Niego czekam, bo musi się uczesać. To zabawne... Będąc na dole usiadłem na kanapie, a właściwie na jej boku. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Wstałem i je otworzyłem.
-Cześć Zee. -powiedziałem z uśmiechem.
-Hej, musimy porozmawiać. O czymś ważnym. -oznajmił poważnym tonem. Był lekko zdenerwowany.
-Teraz? -zapytałem.
-Tak, teraz.
-Wejdź. -zaprosiłem go ruchem ręki do środka.
-Wiem o Tobie i Louisie.
-Co? -byłem zdziwiony.
-Wiem o Tobie i Louisie. -powtórzył. -Nie martw się, już niedługo to się skończy. -objął mnie, a ja wydostałem się z jego ucisku.
-O czym Ty mówisz?
-Posłuchaj Harry. Od dawna chcę Ci to powiedzieć, ale myślę, że jest lepszy sposób niż mówienie. -przybliżył się do mnie powoli i jego wargi dotknęły moich. Pocałował mnie, a ja stałem odrętwiały z zaskoczenia. Usłyszałem, że po schodach zszedł Lou. Odepchnąłem Zayna.
-Kocham Cię. Teraz będziemy razem już tylko Ty i ja. Tomlinson nie będzie Nam przeszkadzać. -zaśmiałem się histerycznie.
-Zayn! Przykro mi, ale ja Cię nie kocham. Skoro już o wszystkim wiesz to powiem Ci prawdę. Kocham Louisa. Do Ciebie też czuję miłość, ale przyjacielską, bratnią... Nic więcej. I proszę, wyjaśnij mi o czym Ty mówisz! -wyciągnął z kieszeni komórkę i włączył filmik, na którym byłem ja i Lou. Moje policzki zaczęły robić się czerwone.
-Malik!? Skąd to masz? -krzyknął Tommo podchodząc bliżej.
-Teraz już nie tylko ja to mam. Nagrałem dzisiaj. -stwierdził bez jakichkolwiek emocji.
-Jak to nie tylko Ty? -odezwałem się.
-Doktorek nie wie? Podpowiem. Sądzę, że wiesz co nieco o legalności tego co działo się tu dzisiaj. Ja wiem na tyle dużo, żeby mieć pewność, iż ktoś się tym zajmie. Już niedługo zobaczę Cię skutego w kajdany, wiesz co to będzie dla mnie? Najprzyjemniejszy widok w życiu -zwracał się do Lou. Z moich oczu pociekły łzy.
-Ufałem Ci. Myślałem, że jesteś moim przyjacielem...
-Hazz...
-Nie przerywaj mi! Myślałem, że jesteś moim przyjacielem. Myliłem się... Jednak ludzie się nie zmieniają. Powinienem był to wiedzieć! Jesteś zwykłym draniem! Dlaczego po raz kolejny niszczysz mi życie!? Jakim prawem? Wybaczyłem Ci już raz. O jeden raz za dużo... Wynoś się! Nie chcę Cię nigdy więcej widzieć! Rozumiesz!? Wynocha! -mówiłem przez łzy. Lou mnie objął.
-Harry, proszę, uspokój się... Nie mów tak...
-Jak mam nie mówić!? Mam nie mówić prawdy? -krzyknąłem znowu.
-Ja Cię kocham...
-Nie, Ty mnie nie kochasz. Jeśli się kogoś kocha, to chce się szczęścia tej osoby. Bez względu na wszystko. Ty chcesz tylko, żebym nie był z Lou i był z Tobą. Jesteś samolubny. Myślisz tylko o sobie! Nienawidzę Cię. Wynoś się!
-Proszę... -mówił przez łzy proszącym głosem.
-Myślę, że powinieneś już iść. -dodał Tommo i objął mnie. Widziałem, jak Malik wychodzi przez drzwi. Mocniej się wtuliłem w mojego ukochanego.
-Co teraz będzie?
-Nie wiem Hazz, nie wiem... Nie płacz, proszę. Dla mnie. -otarłem szybko łzy i spróbowałem się uśmiechnąć, choć to nie było takie proste.
-A gdybyśmy wyjechali na jakiś czas? -rzuciłem propozycję.
-Ucieczka to nie rozwiązanie. To wszystko moja wina...
-Nie Lou, to niczyja wina. Jeśli ktoś ma być winny to tylko ja. -oznajmiłem.
-Pozostańmy przy opcji, że to niczyja wina. Albo Malika... -usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem na Lou.
-Pocałuj mnie. -powiedziałem. Jego ręce wylądowały na mojej talii, a moje na jego ramionach. Spojrzałem w jego błękitne oczy, które patrzyły na mnie. Przybliżyłem swoją twarz do jego na tyle, by słyszeć jego oddech. Nasze czoła się stykały. Po chwili nieśmiało położyłem moje usta na jego, delikatnie je dociskając. Jego wargi oplotły moje. Nasze ruchy były powolne. Przybliżyłem moje ciało do jego pragnąc bliskości, wtedy nasz pocałunek stał się głębszy i bardziej żywiołowy. Po jakimś czasie zaczęło Nam brakować tchu. Delikatnie i bez pośpiechu oderwaliśmy od siebie nasze usta.
-Kocham Cię. -szepnąłem.
-Ja Ciebie też. Pamiętaj, że nie ważne co się stanie, ja wciął będę Cię kochać tak samo mocno. Bez względu na wszystko.
-Policja! Proszę otworzyć drzwi! Inaczej wejdziemy sami! -dobiegały krzyki z zewnątrz. Powtarzają to już przez dosyć długi czas. W końcu klamka się poruszyła, a obok Nas znalazł się mężczyzna w mundurze z kajdankami. Zakuł Lou ręce z tyłu, a ja nie kontrolowałem łez.
-Louisie Tominsonie, jest pan aresztowany pod zarzutem molestowania seksualnego, pedofilii, gwałtu na nieletnim, zmuszania do współżycia, przemocy wobec nieletniego oraz aktów seksualnych na nieletnim. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko co powiesz, może zostać użyte przeciwko Tobie. -Tommo nic nie mówił, patrzył na mnie, jakby wiedział, że długo się nie zobaczymy. Czy to miało być nasze pożegnanie? Nie chciałem tak o tym myśleć. Po chwili obok mnie zjawiła się pani kurator z pytaniem, czy wszystko w porządku. Nie odpowiedziałem... Lou był prowadzony przez drzwi i spojrzał na mnie odwracając się. Bezgłośnie powiedział, że mnie kocha. Odpowiedziałem mu tym samym. Sądzę, że ktoś to zauważył. Mam nadzieję, że nie będzie to kolejny problem...


***LOUIS***

Było mi tak smutno widząc łzy Harry'ego. Chciałem być przy nim. Obiecuję, że gdy tylko to wszystko się skończy Malik mnie zapamięta. Ręce skute z tyłu kajdankami z twardego metalu nie są najwygodniejszą ozdobą. Staram się myśleć, że to ozdoba. Nie mam pojęcia co zrobić. Na razie wiem jedno. Nie mówić nic bez prawnika. Tata kiedyś mi to kiedyś powiedział tak na 'wszelki wypadek'. Ja prawdopodobnie będę w areszcie. Nie powinni posyłać mnie do więzienia bez wyroku sędziego. O mój Boże! W co ja się wpakowałem!? Dopiero teraz to do mnie dociera! Może inaczej to określę. Malik mnie w to wpakował. Nie znam żadnego prawnika! Nie chcę tu być! A co z Hazzą? Nawet się nie zorientowałem, kiedy dotarliśmy pod szary budynek i kazano mi wysiadać. Posłusznie to zrobiłem spuszczając głowę w dół. Od razu po wejściu zostałem pozbawiony telefonu, kluczy, portfela i innych rzeczy znajdujących się w moich kieszeniach. Zabrano mnie do pokoju przesłuchań i tam wreszcie rozkuto. Miło było móc ruszyć rękami. Usiadłem znudzony ze  świadomością, że nie powiem ani słowa. Po wielu pytaniach od mężczyzny w mundurze i mojej ciszy, wreszcie się odezwałem.
-Nie powiem nic bez adwokata, a poza tym mam prawo do jednego telefonu.
-Proszę, proszę... Ktoś tu ogląda seriale kryminalne! -zaszydził ze mnie. -W porządku, możesz zadzwonić. -z półki zdjął telefon stacjonarny z kablem i położył go na stoliku przede mną. Zastanowiłem się przez chwilę do kogo zadzwonić. Wybrałem w końcu numer mojego przyjaciela.
-Nick? Proszę, nie rozłączaj się! -powiedziałem do słuchawki.
-Tommo! Nie miałem takiego zamiaru, złotko. Jak tam u Ciebie i Harry'ego?
-Nie czas na pogaduszki. Musisz mi pomóc! -starałem się mówić tak, by komisarz nie usłyszał. Jednak to było nie możliwe, bo w pomieszczeniu echem odbijał się nawet dźwięk ze słuchawki.
-Mów o co chodzi. -odpowiedział.
-Jestem w areszcie. Nie mów nic głupiego, bo ktoś mnie podsłuchuje. -uśmiechnąłem się do policjanta, dając mu znać, że mówię o Nim. On zaczął tylko gwizdać rozglądając się po pokoju.
-W coś Ty się wpakował!? -krzyknął.
-Spokojnie Nick. Posłuchaj uważnie. Załatw mi dobrego prawnika. Jeśli nikogo nie znasz to zwróć o pomoc się do mojej mamy, jest w Londynie. Jej numer znajdziesz w moim notesie. Wiesz gdzie jest. Sprawdź co z Harry'm. Martwię się o Niego. Możesz też załatwić mi zwolnienie z pracy na jakiś czas i powiedzieć Dani, gdzie jestem. Jeśli masz czas to odwiedź też Malika i podziękuj mu ode mnie za wszystko co dla Nas zrobił. Dowiesz się co mam na myśli. Muszę kończyć, bo pewien bardzo miły człowiek mówi, że mój czas minął.
-I jak? Rozmowa się udała? -zapytał policjant.
-Udałaby się, gdyby ktoś mi nie przeszkodził. Swoją drogą... do twarzy panu w niebieskim.
-Jeśli myślisz, że uda Ci się podlizać to się mylisz.
-Nawet nie próbowałem! Proszę spojrzeć w lustro, ta koszula podkreśla pańskie oczy, panie... Jaki pan ma stopień służbowy?
-Podkomisarz.
-Brawo! To wysokie stopień, prawda? Niech mi pan opowie, jak udało się panu go zdobyć w tak krótkim czasie. Jest pan jeszcze bardzo młody. -wciąż kontynuowałem moją grę. Nie mam pojęcia jaki był jej cel...
-To długa historia... Najpierw... -ktoś wszedł do pomieszczenia i powiedział, że powinienem już trafić do celi. Ponownie moje ręce znalazły się w kajdankach. Po krótkim spacerze wewnątrz posterunku dostałem moje miejsce. Odetchnąłem z ulgą, gdy cele okazały się być pojedyncze. Ucieszyłem się na widok łóżka, bo to twarde krzesło zdecydowanie nie spodobało się moim pośladkom. Moje dłonie zostały rozkute po raz kolejny i usiadłem na pryczy. Małe okienko pod sufitem przypadło mi do gustu. Przeniosłem lekko krzesło i stanąłem na nim wygądając na zewnątrz. Było już całkiem ciemno. Spojrzałem w gwiazdy. Ciekawe gdzie teraz jest mój Hazz... Tęsknię za Nim.


***LIAM***

Dowiedziałem się, że dziś dostanę nowego kolegę do pokoju. Kilka tygodni byłem sam, bo Jaymi miał już osiemnaście lat i nadszedł czas jego samodzielności. Niecierpliwie czekałem. Cieszyłem się na kogoś nowego w moim otoczeniu, bo wiele osób znanych mi do tej pory już tu nie mieszka. Przez te lata różni ludzie przychodzili i odchodzili. Tylko ja zawsze tu jestem i czekam. Wiem, że chłopak, który będzie ze mną mieszkać na początku nie będzie zbyt wesoły. Jak większość, która tu trafia. Każdy z nich traci kogoś bliskiego. Nie ważne w jaki sposób, ani na jak długo... Ja również cierpiałem, byłem małym chłopcem gdy moi rodzice zginęli. Z czasem znalazłem przyjaciół, ale mimo to nigdy tak na prawdę nie byłem w pełni szczęśliwy. Od zawsze brakuje mi ciepła rodzinnego, wspólnych świąt, wygłupów, prezentów... Wszystkiego. W drzwiach pojawiła się Maggie z torbą, którą położyła na wolnym łóżku. Po niej do pokoju wszedł chłopak z lokami, który wyraźnie był przybity. Jego oczy były czerwone, najwyraźniej od łez. Kiedy opiekunka wyszła podszedłem do Niego i podałem mu rękę.
-Jestem Liam. -uśmiechnąłem się pocieszająco.
-Harry. -również próbował się uśmiechnąć, ale nie wyszło mu to zbyt dobrze.
-Miło mi Cię poznać. Pamiętaj, jeśli będziesz potrzebował pomocy lub rozmowy jestem tuż obok. -wskazałem na moje łóżko.
-Dziękuję. Wybacz, ale na razie nie skorzystam.
-W porządku. Rozumiem. -Loczek wydawał się być miły. Zachował się normalnie. Tak jak większość. Usiadł na swoim łóżku i spojrzał na zegar wiszący nad drzwiami.
-Kolacja będzie za pół godziny. -oznajmiłem. Pokiwał głową i objął swoje kolana rękami, jednocześnie chowając w nich głowę. Nie wiem nawet ile ma lat, ale wygląda na kogoś w wieku zbliżonym do mojego.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie udało mi się napisać coś długiego! YAY! Wasza opinia mi się przydała. Jak już mówiłam 'dodaje motywacji'. Na tym rozdziale pojawia się problem, bo nie wiem sama co będzie dalej. Luka w scenariuszu (jeśli mogę to tak nazwać). Biała strona, na której nie wiem co napisać. Może wkrótce wpadnie mi coś do głowy. Okaże się. Pozdrawiam!

26 lutego, 2013

Rozdział 40 część 2


***ZAYN***

Zrobiłem to... Wyjąłem z kieszeni telefon komórkowy i włączyłem nagrywanie. Nie mam jeszcze pojęcia co będzie dalej. Na pewno nie pozwolę, by Louis był blisko Harry'ego. Widok, na jaki patrzyłem sprawiał mi ból. Osoba, którą kocham z kimś innym. I to jeszcze w taki sposób. Ciekawe od jak dawna to trwa... Ta myśl mnie przeraziła. Może Loczek nie chce tego robić? Bingo! Zajrzałem na ekran telefonu. Mam już dwie minuty, powinno wystarczyć. Swoją drogą, gdybym to ja był na miejscu Tomlinsona... Nie powinienem teraz o tym myśleć. To wyobrażenie jest bardzo... gorące. Najciszej jak tylko mogłem wyszedłem z domu. Na progu ogarnąłem się lekko i rozejrzałem dookoła. Świecące słońce nie było teraz pogodą pasującą do mojego nastroju. Nie obraziłbym się o burzę z piorunami. W drodze do domu zastanawiałem się co zrobić z filmikiem. Do głowy wpadł mi pomysł. Gdy dotarłem na miejsce przywitałem się z mamą i poprosiłem, aby mi nie przeszkadzała. W moim pokoju włączyłem laptopa, a następnie znalazłem w kieszeni komórkę. Gdy filmik się przesłał postanowiłem go obejrzeć. Nie powinienem był tego robić, bo w moim sercu wywołuje on tylko żal, a w oczach łzy. Otarłem szybko oczy i zgrałem nagranie na płytę. Wziąłem do ręki marker i podpisałem ją 'Louis Tomlinson i Harry Styles'. Na białej kartce natomiast spisałem adres i dodałem notkę o ich sytuacji prawnej. Schowałem wszystko do szarej koperty, którą zakleiłem taśmą. Wykonałem jeszcze jedną kopię na dysk CD. Z szafy wygrzebałem czarną bluzę. Dodatkowo znalazłem okulary i bandamkę. Schowałem je do kieszeni, a kopertę wziąłem do ręki. Będąc niedaleko celu założyłem moje rekwizyty na twarz. Wszedłem do budynku i bez słowa położyłem mój dowód na biurku przed panią w mundurze. Zapytała o coś, ale nie odpowiedziałem szybko wychodząc. Mam tylko nadzieję, że to co dziś się działo w domu Tomlinsona zalicza się do przestępstw, a ludzie na policji nie użyją nagrania jako filmu pornograficznego. Powinienem zobaczyć się z Harry'm. Zrobię to za kilka godzin. Nie mam zamiaru im przerywać. Nadszedł czas, by o czymś mu powiedzieć. Najpierw jednak ponownie spotkam się z Eleanor. Dam jej kopie tego filmiku i niech robi z Nim co chcę. Nie mam zamiaru z nią współpracować. Dam sobie radę. Już to zrobiłem. Mimo iż wiem o ich związku mniej niż kilka godzin. Ona od tygodni, może nawet miesięcy i nic nie zrobiła by to przerwać. Wybrałem jej numer telefonu i zapytałem, czy możemy się spotkać. Oznajmiła, że wciąż jest tam gdzie podczas naszej rozmowy. Minęły dwie godziny... Co ona tam robi tyle czasu? Mniejsza z tym... Szedłem w tą stronę, a gdy moim oczom ukazała się kawiarnia wszedłem do niej.
-Nic nie będę zamawiać. Nie lubię kawy. -odezwałem się zanim powiedziała cokolwiek.
-To może herbaty? -zapytała miło.
-Nie mam ochoty. Proszę. -podałem jej płytkę z filmikiem. Nie mam pojęcia dlaczego to robię, ale może gdzieś w mojej głowie ma to jakiś sens.
-Co to?
-Filmik, na którym Louis i Harry się pieprzą. -powiedziałem prosto z mostu udając, że to nic ważnego.
-Malik, po co mi to?
-Nie wiem, rób z tym co chcesz. Moja kopia już jest w odpowiednim miejscu.
-O czym Ty mówisz? -prawie krzyknęła.
-Już niedługo Tomlinson wyląduje za kratkami. Harry będzie wtedy tylko mój... -miałem zamiar już iść.
-Co ja Ci mówiłam? Możesz robić z Harry'm co chcesz, ale Louisowi ma się nic nie stać!
-Nic mu nie będzie. Może dostanie niski wyrok. Aaa, jeszcze prawo do wykonywania zawodu. Jeden lekarz mniej na świecie nie zrobi różnicy. -byłem w tym momencie dumny z siebie i uśmiechałem się myśląc o moim pomyśle.
-Nie mam ochoty czekać na Niego lata, aż wyjdzie z więzienia! Jeśli nie będzie lekarzem, to co będzie robić? Zayn, ja nie chcę być żoną śmieciarza! -złapała mnie za koszulkę i lekko mną potrząsnęła.
-Trochę na to za późno. Wybacz, ale na mnie już czas. Ktoś musi być przy Loczku w tym trudnym momencie. -aktorsko złapałem się za serce i udałem, że wycieram łzę. Zdjąłem jej zaciśnięte pięści z mojego ubrania, a na pożegnanie zaśmiałem się ponownie i wyszedłem. Sądzę, że mogę już odwiedzić nasze gołąbeczki.


***HARRY***

Leżałem na boku wtulony w tors Louisa, wciąż ciężko oddychając. Wszystko mnie bolało, ale nie zwracałem na to uwagi, przynajmniej w tym momencie. Lou leniwie bawił się moimi loczkami. Podniosłem głowę tak, bym mógł dosięgnąć jego ust. Chciałem czuć ich smak jak najdłużej.
-Podobało Ci się? -zapytał po chwili.
-Było wspaniale.
-Musimy to kiedyś powtórzyć... -powiedział, po czym obrócił Nas i położył się na mnie. Na moim ciele poczułem mokre pocałunki, ale jednak zdecydowanie wygrywało odczucie z moich tylnych części.
-LouLou? Możesz ze mnie zejść? -szybko oderwał się ode mnie zaniepokojony.
-O co chodzi? Coś... nie tak?
-Sądzę, że moje plecy tego nie zniosą.
-Aaaa, no tak. Masz rację. Poczekaj, zaraz wracam. -pocałował mnie pośpiesznie wychodząc z pokoju. Lubię, gdy chodzi nago. Zwłaszcza kiedy jest tyłem do mnie.
-Chodź, weźmiemy prysznic, a potem zrobię Ci masaż. -pomachał mi przed twarzą buteleczką oliwki dla dzieci.
-Hmm, kusząca propozycja. Chyba nie jestem w stanie odmówić. -wstałem lekko i złapałem jego rękę. Nie sądziłem, że będę mieć jakiekolwiek trudności z poruszaniem się. Myliłem się, ale było warto. Nasz wspólny prysznic wyglądał dosyć normalnie. Woda była chłodna, więc poczułem ulgę na całym ciele. Wytarliśmy na wzajem nasze ciała i wróciliśmy do pokoju. Nad łóżkiem wciąż wisiała lina. Ten hak to dobry pomysł... Położyłem się na brzuchu, a Lou usiadł okrakiem na moich biodrach.
-Przez chwilę może boleć, ale powinieneś poczuć ulgę. -wylał na rękę oliwkę i rozsmarował nią obie dłonie. Następnie przyłożył je do moich łopatek, a ja cicho syknąłem z bólu. Jego dotyk był delikatny i powolny. Po chwili masaż zaczął być przyjemny. Przynajmniej w tym miejscu... Z każdym zejściem jego rąk niżej ponownie trochę bolało, ale za każdym razem przestawało. W końcu we wszystkich miejscach moich pleców czułem lekką ulgę. Mój chłopak jednak nie przerywał.
-Gdzie się tego nauczyłeś? -zapytałem.
-Tu i ówdzie... -po chwili skończył ruchy swoich dłoni i zszedł ze mnie. Obróciłem się lekko na bok i tak jak poprzednio mogłem położyć głowę na jego klatce piersiowej.
-Kocham Cię. -powiedział.
-Ja Ciebie też kocham. -Byłem zmęczony. On również. Szybko zasnąłem czując go przy sobie. Czując jego ciepło, zapach, dotyk. Słysząc jego oddech, a niekiedy lekkie pomrukiwanie...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie ponownie! Druga część skończona. Mam nadzieję, że Wam się podoba i nie zabijecie mnie za ten rozdział. Pozwalam za to wykończyć Malika i Calder. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze. Ponownie była ich spora liczba. Nie przedłużam już... Pozdrowienia! .xx

22 lutego, 2013

Rozdział 40 część 1


***LOUIS***

Wreszcie wróciłem w pracy. To dobijające, żeby całe majowe dnie spędzać w szpitalu. Hazz skończył naukę dziś wcześniej, ze względu na chorobę jednego z nauczycieli. Współczuję, żeby taki piękny dzień spędzać w łóżku lecząc jakąś wredną chorobę. Przekraczając próg domu poczułem przyjemny zapach. Harry jest kochany, najwyraźniej znowu zrobił obiad. Zdjąłem buty i położyłem teczkę przy drzwiach. Gdy wszedłem do kuchni widok mnie nie zaskoczył. Hazz tym razem co prawda miał na sobie ubranie, ale na wierzch ubrał ten śliczny, różowy fartuszek. Objąłem od tyłu zajętego kucharza, a gdy tylko lekko obrócił głowę pocałowałem go w policzek. Przywitał się ze mną czule odwracając się przodem do mnie i całując w usta, a ja pogłębiłem nasz pocałunek sprawiając, że nie był już słodki i niewinny. Nagle chłopak kazał mi iść umyć ręce. Na obiad przygotował zapiekankę, która była wyśmienita. Zjedliśmy ją podczas codziennej rozmowy opowiadając jak nam minął dzień. Podziękowałem za pyszny posiłek, a Harry zabrał talerze. Wstaliśmy od stołu idąc w stronę salonu.
-Mam pomysł. -powiedział przytulając mnie tak, że jego twarzy była tuż przed moją.
-Jaki? -potarłem mój nos o jego. Eskimoski pocałunek.
-Dziś spełnię Twoją największą seksualną fantazję. Nie ważne co to jest i jak jest dziwne lub szalone. -pocałował mnie.
-Jest taka jedna rzecz, ale...
-Nie ma żadnego 'ale'. Chcę Ci sprawić przyjemność.
-I sobie przy okazji też. Na pewno jesteś gotowy na wszystko? Cokolwiek to nie będzie? -zapytałem uśmiechając się zadziornie.
-Z Tobą oczywiście, że tak.
-Poczekaj chwilkę. -poszedłem do kuchni i wyjąłem z szafki chusteczkę. Nasączyłem ją jednym z płynów, jaki wyjąłem z mini domowej apteczki. Okej, nie takiej mini, bo niewiele osób ma w domu takie leki jak my. -Ufasz mi? -powiedziałem, gdy wróciłem do mojego chłopaka.
-Tak. W zupełności. -stwierdził, a ja wyjąłem zza mojego tyłu chusteczkę i przyłożyłem ją do twarzy Loczka. Po kilku sekundach jego ciało było wiotkie i opadł na mnie. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do pokoju. Mam nadzieję, że go nie wystraszę moim pomysłem. Gdy tylko powie 'nie' skończymy to co mam zamiar zrobić. Chociaż liczę, że mój pomysł się mu spodoba chociaż troszkę... Jest taki słodki kiedy śpi.


***ZAYN***

Gdy byłem przed domem Louisa zastanowiłem się czy posłuchać Eleanor. Chciałem zapukać, albo zadzwonić. Jednak tego nie zrobiłem. Cicho nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte. Wszedłem do środa i rozejrzałem się. Było cicho. Może nikogo nie ma? Ktoś jednak musi być bo nikt nie zostawia pustego domu otwartego. Pomyślałem co mówiła Calder. Będą na górze. Niemal na palcach stanąłem na pierwszym schodzie. Potem na następnym. I jeszcze jednym. Zacząłem słyszeć jakieś dźwięki. Przyspieszyłem kroku starając się nie zachowywać głośno. Gdy byłem na górze ponownie się rozejrzałem. Wsłuchałem się w odgłosy i przełknąłem ślinę. Czyżby dziewczyna miała rację? Niepewnie stawiałem kroki w stronę pokoju Louisa, skąd dobiegały dźwięki. Drzwi były przymknięte. Podszedłem trochę bliżej i zaniemówiłem. Szybko schowałem się za ścianą, żeby nie było mnie widać. Wylądowałem na kolanach i ponownie zajrzałem do pokoju. Do moich oczu pociekły łzy. Ja nie płaczę... Zwykle nie płaczę. Widziałem nagiego Harry'ego podwieszonego pod sufitem nad łóżkiem w pozycji klęczącej i Louisa z batem w ręku. Loczek wręcz błagał o więcej, używając formy 'panie Tomlinson'. Nie miałem ochoty na to patrzeć, ani słuchać tych jęków. Zasłoniłem uszy rękami kręcąc głową z niedowierzaniem. Dlaczego Hazzie jest z Nim? Dlaczego to robią? Nic nie rozumiem... Wciął płakałem. Jestem wściekły, czuję żal i zazdrość, a zarazem smutek i miłość. Co mam zrobić? Mam broń, mogę jej użyć i wszystko będzie z głowy. Nie będzie już Louisa i Harry'ego. Nie będzie już Louisa i Harry'ego -powtórzyłem w myślach, aż zrozumiałem sens tego zdania. Czy to na prawdę dobre wyjście? Dobre rozwiązanie? Może powinienem po prostu wyjść i zapomnieć o tym co tu ujrzałem. Nie mogę tak. Nie chcę. Nie potrafię. Zacząłem grzebać w kieszeniach, aż znalazłem to czego szukałem. Wychyliłem się za próg i byłem gotowy to zrobić. Przełknąłem ślinę ponownie patrząc przez załzawione oczy na widok przede mną i po prostu to zrobiłem nie zważając na nic...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Wiem, że ten rozdział jest bardzo bardzo bardzo krótki, ale postanowiłam podzielić całość na dwie części. Sądzę, że w ten sposób będzie ciekawiej. Co do drugiej części- jeszcze jej nie zaczęłam. Zapewne trochę to potrwa, ze względu na mój chwilowy zanik chęci do pisania. Dziękuję za 19 komentarzy, to rekord tego bloga. Nie spodziewałam się, że będzie tego aż tak dużo. Pozdrawiam!

18 lutego, 2013

Rozdział 39


***NICK***

Otwierając oczy poczułem silny ból głowy. Do pokoju w którym byłem wpadało rażące moje oczy światło słoneczne. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zorientowałem się, że nie jestem u siebie. Obok mnie leżał jakiś nieznajomy mężczyzna. Nic nie pamiętam. Znowu... Mogłem nie pić tyle. Jak zwykle teraz tak sądzę, a jeszcze kilka godzin temu wlewałem w siebie alkohol litrami. Grimshaw, myśl! Ma.. Martin? O tak! Zerknąłem na zegarek i okazało się, że jest jeszcze dosyć wcześnie. Dziś nudny wtorek. Tylko nie to. Nie powinienem imprezować w poniedziałki. Nie mam ochoty iść do pracy. W moim stanie nie potrafię pomóc samemu sobie, innym tym bardziej nie pomogę. Mogłem słuchać taty, kiedy mówił, że powinienem zostać elektrykiem. Chociaż to mogłoby się skończyć dla mnie źle. Dłubanie po kablach na kacu to nie byłby dobry pomysł. Najwyższa pora zastanowić się gdzie jestem. Wstałem  trzymając się za głowę i próbując zachować ciszę, aby nie obudzić mojego dzisiejszego partnera. Na ziemi znalazłem moje pomięte ubrania i założyłem je na siebie. Podniosłem jego spodnie i wyjąłem z kieszeni portfel. Dowód osobisty! Jest! Miałem rację, to Martin. Adres zamieszkania... Mam! Znalazłem jeszcze mój telefon i przez chwilę się zastanowiłem. Zadzwonić po taksówkę, czy może po Louisa? Wybrałem pomoc przyjaciela. W książce adresowej wyszukałem jego numer i zadzwoniłem.
-Halo? -odebrał zaspanym głosem. Widocznie go obudziłem.
-Mam do Ciebie sprawę. -powiedziałem idąc w stronę kuchni mieszkania w którym się znajdowałem.
-Grimmy? Czego możesz chcieć tak wcześnie? -zapytał ziewając.
-Przyjedź po mnie. -stwierdziłem stanowczo.
-Nie mogłeś zamówić taksówki, albo jechać autobusem?
-Stęskniłem się za moim przyjacielem.
-Niech Ci będzie, ale tylko ten jeden raz. Gdzie jesteś?
-Loueh? Kto dzwoni o tej porze? -usłyszałem głos Harry'ego w słuchawce. Podałem przyjacielowi adres i zacząłem szukać czegoś do picia. Mam nadzieję, że mój nowy kolega się nie obrazi gdy zrobię sobie skromne śniadanie i go nim nie poczęstuję.


***DANIELLE***

Obudziłam się i ruchem ręki przejechałam po łóżku. Nikogo nie było. To nie był sen. Marzę, żeby spotkać miłość. Kochać i być kochanym. Jak Harry i Louis. Mieć kogoś, kto mówiłby Ci ile dla Niego znaczysz. Kogoś, dzięki komu na Twojej twarzy codziennie pojawiałby się uśmiech. Kogoś z kim mogłabym spędzić resztę mojego życia. Wierzę, że kiedyś znajdę moją drugą połówkę. Pytanie tylko kiedy? Ile jeszcze mam czekać? Jestem cierpliwa i nie chcę nic robić na siłę. Nie jestem desperatką, która będzie ubierać prześwitujące bluzki i zakładać konta na portalach randkowych. Cierpliwość zostanie wynagrodzona. Kiedyś...  Kończąc swoje przemyślenia leniwie wstałam z łóżka i zajrzałam do szafy w celu znalezienia ubrań na dziś. Wyjęłam z niej jasne jeansy i żółto fioletową bluzkę z ładnym wzorkiem. Gdy skończyłam prysznic nałożyłam na siebie ubrania. Wzięłam leżącą niedaleko szczotkę i przeczesałam dokładnie moje włosy, po czym związałam je w koński ogon. Na koniec zrobiłam jeszcze delikatny makijaż w postaci czarnej kredki na górnej powiece, tuszu do rzęs i błyszczyka. Ze szkatułki wyjęłam niewielkie kolczyki, a przy drzwiach ubrałam jeszcze jedne z moich ulubionych butów- czarne i wysokie szpilki oraz krótką skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Zabrałam jeszcze torebkę, do której wrzuciłam telefon, portfel, kilka przydatnych kosmetyków oraz chusteczki. Do ręki wzięłam klucz i wyszłam z mieszkania. Przekręciłam zamek w drzwiach i poszłam w stronę szpitala. Droga nie była długa. Gdy już w nim byłam przebrałam się w swój uniform pielęgniarski i zaczęłam szykować poranne leki dla pacjentów. Gdy wyjmowałam a szafki witaminy, które dostaje prawie każdy pacjent na oddziale, do pomieszczenia wszedł zaspany Louis.
-Cześć. widzę, że ktoś się dobrze bawił w nocy. -spojrzał na mnie z lekką pogardą. Zaśmiałam się.
-Nie dziś. Nick chciał, żebym go zabrał do domu i obudził mnie wcześnie. Bardzo wcześnie! -zakończył zdanie z naciskiem na ostatnie słowa.
-A te malinki? Nie powinieneś ich zakryć w pracy? -zapytałam wskazując na ślady na jego szyi nie przerywając mojego zajęcia.
-Co? Gdzie? -patrzył na swoje odbicie podchodząc do niewielkiego lustra.
-Masz szczęście. Łap! -wyjęłam z mojej szafki czerwony i zwiewny szal i rzuciłam nim w jego stronę.
-Szczęście? Nie ukrywam mojej orientacji, ale to coś będzie pokazywać, że jestem gejem na kilometr. A ja nie jestem gejem -pokazał palcem na materiał.
-Nie kłóć się. Tak, wiem. Jesteś biseksualny. To wieeeeelka różnica. Masz zamiar tak na mnie patrzeć, czy mi pomóc?
-Ej! To nie moja robota! -udawał obrażonego.
-Więc wracaj do swojej. -uśmiechnęłam się po czym on wyszedł. Kończyłam wkładanie pierwszego rodzaju tabletek do plastikowych kieliszków ułożonych na tacy z nazwiskami pacjentów oraz zapisanymi dawkami leków. Kolejne pudełka się opróżniały, a gdy wreszcie skończyłam poszłam do pierwszego pokoju obok i zostawiłam pacjentom na stolikach ich medykamenty oraz nalałam każdemu trochę wody do niewielkiego plastikowego kubeczka. Tak samo zrobiłam z kolejnymi. Pacjenci w większości już nie spali i witali się ze mną w miły i grzeczny sposób. Pewien starszy pan rzucał komplementy na temat mojego wyglądu, na co się tylko zaczerwieniłam. To bardzo urocze, szkoda, że teraz już nie ma takich mężczyzn. Są wyjątki, nawet kilka znam, ale mimo wszystko większość facetów chce tylko jednego. Gdy skończyłam wróciłam do dyżurki pielęgniarek. Ruth już szykowała się na pomoc szpitalnej kucharce w rozwozie posiłków po pokojach. Postanowiłam odpuścić i nie iść z nimi. Dadzą sobie radę we dwie. Zajęłam się wypełnieniem kilku kart i czas mi szybko minął. Po około półtorej godziny mieliśmy rozpocząć obchód. Louis jednak skorzystał z mojej pomocy i założył to co mu dałam. Postanowiłam się zlitować i zabrałam go do dyżurki w celu lekkiego podmalowania znamion na szyi.
-Dziękuję. Ratujesz mnie!
-Oh Tomlinson, nie przesadzaj. Co tam u Was? -zapytałam znajdując korektor i puder.
-Nie opowiadałem Ci o tym. Jakiś czas temu zrobiliśmy z Harry'm kolację. Poznałem jego nową przyjaciółkę. Było świetnie, wie o Nas, nie musieliśmy się kryć. Niestety pojawił się Malik. -w jego głosie usłyszałam złość.
-Znowu? Ten to ma wyczucie czasu... -zaczęłam zamalowywać malinkę.
-A wiesz, że jeszcze wcześniej miał czelność przyjść do mnie i powiedzieć mi, żebym zostawił Hazzę w spokoju!?
-Tego mi nie mówiłeś. Czyli znów się nie dogadujecie....
-Od kilku miesięcy udajemy, że jest okej. Harry dzisiaj kończy wcześniej lekcje i mam nadzieję, że gdy wrócę do domu będzie sam. Jeśli zastanę tam Zayna słowo daję, nie ręczę za siebie!
-LouLou, uspokój się. Grzecznie możesz go poprosić, żeby sobie poszedł.
-Masz rację...
-Skończyłam! -krzyknęłam kończąc moją pracę nad ukryciem czerwonego śladu na szyi mojego przyjaciela.
-Czyli idziemy na obchód? -zapytał.
-Tak, idziemy.


***ZAYN***

Dlaczego musi być tak gorąco? Rozumiem, że jest majowe popołudnie, a właściwie już prawie wieczór, ale bez przesady. Gorąco oczywiście jak na Londyn. Pewnie w Afryce powiedzieliby, że jest zimno. Słońce świeci, nie ma wiatru, mgły i deszczu. Pogoda mnie zaskakuje coraz bardziej. Nie mam pojęcia czego chce Eleanor. Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że musimy się spotkać w publicznym miejscu. Nie miałem z nią kontaktu od jakiegoś czasu. Harry też nie specjalnie za nią przepada. Jedynie Niall ją widuje, ale to ze względu na Nathalie. Wyglądają na szczęśliwą parę. Wciąż nie rozmawiałem z Harry'm. Chciałem mu powiedzieć co czuję, ale nie potrafię. Za bardzo boję się odrzucenia. Spojrzałem na kartkę, którą trzymałem w ręce. Ta kawiarnia powinna być gdzieś tutaj. Rozejrzałem się i ją znalazłem. Pewnym krokiem wszedłem do środka. Calder siedziała w małym kącie pijąc napój z kubka. Usiadłem naprzeciwko niej.
-Wreszcie jesteś. Czekam tu od piętnastu minut. -powiedziała dziewczyna z jadem w głosie.
-Jestem punktualnie. Nie czepiaj się. o co Ci chodzi z tym spotkaniem? -rzuciłem mocnym tonem.
-Mógłbyś być milszy. Od razu chcesz przejść do konkretów? Nic nie zamówisz? -zapytała.
-W porządku. -poszedłem do lady i poprosiłem miłą dziewczynę o latte. Po kilku minutach dostałem swój kubek i zapłaciłem. Wróciłem na miejsce.
-Mam do Ciebie sprawę. Wysłuchaj mnie i staraj się mi nie przerywać. -oznajmiła dziewczyna.
-Jaką sprawę? Mów już! Nie mam całego dnia na gierki i pogaduszki z Tobą. -prawie krzyknąłem.
-Ciszej! Tu są ludzie! -głośno szepnęła. Wydawało mi się, że krzyczała na swój dyskretny sposób. Wziąłem głęboki wdech i upiłem łyk mojej kawy. -Posłuchaj. Liczę, że mi pomożesz. Masz w tym swój interes, więc to nie powinien być dla Ciebie problem. -pokiwałem głową i ponownie przełknąłem napój. -Chodzi o to, że Harry i Louis są razem. Jako para! Mi zależy, żeby... -zakrztusiłem się i zacząłem śmiać.
-Przestań ze mnie żartować. -poderwałem się z krzesła, ale złapała mnie za rękę.
-Siadaj! Jeśli chcesz to sam sprawdź. Wiem, że zależy Ci na Harry'm. Mnie obchodzi Louis. Razem się dogadamy. Pomożesz mi ich rozdzielić i oboje dostaniemy to co chcemy.
-Co masz na myśli? -szepnąłem przybliżając się do dziewczyny.
-Weź to. -przesunęła po stoliku papierową torbę sprawdzając, czy nikt nie patrzy. Zajrzałem do środka. Wewnątrz torby znajdował się pistolet.
-Po co mi to? Poza tym mam swój. -oddałem jej przedmiot.
-Możesz zrobić co chcesz. Jest jeden warunek. Louisowi nic się nie stanie. Z Harry'm rób co chcesz. Jeśli go zabijesz nie będę mieć do Ciebie pretensji.
-Prędzej doktorek zginie z nich dwoje. Nie wierzę Ci. Oni nie są parą. -zaśmiałem się lekceważąco.
-Mówiłam Ci, sprawdź. Możesz zrobić to nawet teraz. Idź do Nich do domu, wejdź po cichu i nie daj się zauważyć. Z tego co wiem Louis i Harry są w tym momencie razem. Jeśli się nie mylę, będą na piętrze. -już miałem wyjść, ale dziewczyna mnie zatrzymała wciskając mi do ręki torbę. -Weź ją. Tak na wszelki wypadek. -pokiwałem głową i wyszedłem. Powinienem robić to o co poprosiła mnie dziewczyna? Nie mam pojęcia. Najpierw muszę sprawdzić, czy mówiła prawdę. Idąc ciemniejszą uliczką wyjąłem broń z papierowej torebki i schowałem do kieszeni kurtki. Lekko zdenerwowany wędrowałem w kierunku domu Tomlinsona.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Rozdział miał być dopiero w połowie tygodnia, ale postanowiłam przyspieszyć pisanie. Zmotywowała mnie ilość oraz treść komentarzy. To na prawdę pomaga pisać. Dziękuję Wam i z nadzieją liczę na podobne opinie tutaj. Pozdrawiam!

13 lutego, 2013

Rozdział 38


***HARRY***

Powiedziałem Lou o Perrie i postanowił, że zaprosimy ją na kolację. Chciał ją poznać. Sami będziemy gotować. Mam nadzieję, że przypadkiem nie otrujemy jej i siebie przy okazji. Kogo próbuję oszukać? Ja i Tommo gotujemy całkiem nieźle. Musimy tylko poświęcić więcej uwagi temu co przygotowujemy. Po powrocie ze szkoły sprawdziłem skrzynkę na listy. Była w niej jakaś przesyłka. Znudzony wszedłem do domu. Zdjąłem kurtkę i ogrzałem dłonie pocierając je o siebie. Powinienem nauczyć się nosić rękawiczki, a pogoda powinna wreszcie zrobić się ładniejsza. Jakim cudem jest tak zimno? Zerknąłem ponownie na kopertę i nadawcą było kuratorium. Opinia tak szybko? Energicznie rozerwałem kopertę i zacząłem czytać. Z tekstu wyłapałem jedynie, że nasze kontakty są dobre, lecz niepokojące. Nie mam pojęcia co to znaczy, ale reszta była pozytywna. Ucieszyłem się i jak najszybciej zadzwoniłem do Tommo. Gdy zakończyliśmy rozmowę zacząłem nucić jakąś piosenkę. Mamy spore szczęście. Lou będzie za jakąś godzinę. Poczekam na Niego i w tym czasie odrobię lekcje. Napisałem krótkie wypracowanie na angielski. Gdy kończyłem usłyszałem otwierające się na dole drzwi. Szybko zamknąłem zeszyt i pobiegłem schodami.
-Lou! -krzyknąłem i rzuciłem się na niego całując go w usta i przytulając mocno.
-Też tęskniłem. Mówiłem, że wszystko będzie dobrze!
-Jak to możliwe, że ta opinia dotarła tak szybko? Minęły przecież dopiero trzy dni.
-Nie mam pojęcia. Nie znam się na tym. To chyba dobrze, że nie musimy już dłużej się martwić. -poszliśmy do kuchni wypakować zakupy.
-Co wymyśliłeś na dzisiejszy wieczór? -zapytałem.
-Eee, nic szczególnego. Mamy to! -wziął do rąk dwa ziemniaki uniósł je na wysokość swojej twarzy oraz uśmiechnął się. -Możemy zrobić, eee, frytki i... frytki!
-Bardzo porządne danie. A do tego ryba? Zgadłem? -zaśmiałem się.
-Czemu nie? Przynajmniej nic nie zepsujemy. Żeby było bardziej niezdrowo mamy też to! -Pokazał butelkę Pepsi.
-Aaa, rozumiem Twój plan. Fast food domowej roboty, kanapa i telewizja.
-Będzie miło. Bierzemy się do roboty! Ty pokrój ziemniaki, a ja zajmę się rybą.
-Już się robi szefie! -zasalutowałem jak w wojsku. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Obrałem kilka ziemniaków i zacząłem je kroić w odpowiedni sposób. Spoglądałem na Lou dzielnie obchodzącego się z rybą, jak na chirurga przystało. Łatwiej było kupić gotowe filety, ale nie dla Tommo. Gdy prawie kończyliśmy nasze zajęcia na swoich biodrach poczułem ręce Lou. Odwróciłem się do Niego przodem, a on wpił się w moje usta. Jego dłonie szybko wylądowały pod moją koszulką, łaskocząc moją skórę i powodując przyjemne dreszcze na moim ciele.
-Tutaj? Teraz? Za chwilę przyjdzie Perrie i... -powiedziałem cicho.
-Masz rację. -oderwał się ode mnie, a ja przyciągnąłem go z powrotem bliżej mnie.
-Nie o to mi chodziło. -złapałem go za pośladki, a on cicho pisnął w moje usta. Uśmiechnąłem się.
-Czemu Ci tak wesoło? -zapytał wędrując swoimi wargami w stronę mojej szyi.
-Tęskniłem za tym. -poczułem, jak Lou robi mi malinkę. Oboje bardzo lubimy je robić...
-Ja również. -pociągnął moją koszulkę do góry, a ja posłusznie pozwoliłem mu ją ze mnie zdjąć. Poczułem jak moja rosnąca erekcja uwięziona w spodiach ociera się o jego własną. Jego usta muskały moją skórę na klatce piersiowej. Cicho zamruczałem. Postanowiłem przejąć kontrolę i obróciłem Nas tak, że teraz on był oparty o szafkę kuchenną. Spodobało mu się przejęcie inicjatywy. Również pozbawiłem go koszulki w paski. Następnie składałem namiętne i mokre pocałunki na jego ciele schodząc powoli w dół. Gdy dotarłem do przeszkody w postaci spodni zacząłem dobierać się do paska. W końcu sobie z nim poradziłem, zębami rozpiąłem guzik i zamek tej części garderoby. Tommo jęknął, gdy uwolniłem go od uciskającego materiału. Zacząłem lizać linię wzdłuż gumki jego bielizny, aż w końcu szybko ją zdjąłem. Zacząłem całować główkę jego penisa, a słysząc coraz głośniejsze jęki powoli dołączyłem też język. Po chwili wziąłem jego członka do ust zataczając wokół niego kółka. Poruszałem swoją głową w górę i w dół coraz szybciej. Lou krzyczał moje imię, co zmotywowało mnie bardziej do działania. Zacisnąłem swoje wargi mocniej, a jego ręka wplotła się w moje loki. Wciąż nie przestawałem wykonywania swoich ruchów, a gdy usłyszałem wiązankę przekleństw, wiedziałem, że to już prawie koniec. Po chwili poczułem rozlewający się po moich ustach płyn, przełknąłem go i oblizałem wargi nie kryjąc uśmiechu. Wróciłem moją twarzą na poziom jego i pocałowałem go ponownie. Jego język wdarł się do moich ust, a ręce do zamka moich spodni. Nawet nie zdążyłem zauważyć, kiedy byłem całkiem nagi. Louis podniósł mnie lekko i usadowiła na blacie. Swoimi nogami objąłem jego biodra, a rękami oparłem się z tyłu. Chłopak dotarł do mojego ucha przygryzając lekko jego płatek. Z moich ust wydostał się głośny jęk, gdy poczułem w sobie jego palec. Poruszał nim lekko sprawiając, że mój oddech stawał się coraz cięższy. Gdy się rozluźniłem dodał kolejny. Wyjął oba palce ze mnie, a po chwili spojrzał pytająco. 'Proszę, zrób to!'- krzyknąłem. Jego penis znalazł się we mnie, a ja zacząłem krzyczeć głośniej. Powoli zaczął się poruszać w przód i w tył, a swoimi rękami jeździł wzdłuż mojego członka. Moją głowę zarzuciłem do tyłu zamykając oczy i oddając się przyjemności. Jego ruchy były coraz szybsze i mocniejsze. Teraz oboje jęczeliśmy swoje imiona będąc na skraju. Po chwili wytrysnąłem na jego brzuch jednocześnie czując rozlewający się we mnie płyn. Między nami nastała cisza, a ja wtuliłem się w jego spocone ciało. 'Kocham Cię' -powiedziałem gdy mój podbródek znalazł się w zagłębieniu jego szyi. 'Ja Ciebie też. Najbardziej na świecie'. W tym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Kto to może być? -powiedziałem, a on spojrzał na mnie. Dźwięk powtórzył się, a my pocałowaliśmy się szybko i zaczęliśmy ubierać pośpiesznie to co leżało na podłodze. Lou przemył szybko ręce i twarz wodą.
-Ja otworzę, a Ty spróbuj w tym czasie doprowadzić kuchnię to porządku. -pokiwałem głową i spojrzałem na bałagan jaki zrobiliśmy. Wokół mnie rozlany był nasz płyn i leżało mnóstwo porozrzucanych rzeczy. Znalazłem wzrokiem przygotowywany przez Nas posiłek i odetchnąłem z ulgą, gdy okazał się nie tknięty.


***LOUIS***

Idąc w stronę drzwi poprawiłem jeszcze włosy. Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem na klamkę. Moim oczom ukazała się ładna blondynka z uśmiechem na ustach.
-Cześć, Ty jesteś Louis, prawda? -zapytała podając mi rękę. Uścisnąłem ją i pokiwałem głową. -Jestem Perrie. Mam nadzieję, że nie przyszłam za wcześnie, ani w niczym nie przeszkodziłam... -zmierzyła mnie wzrokiem wciąż się uśmiechając.
-Nie, skąd. Wejdź. Miło mi Cię poznać. -zaprosiłem ją do środka, a gdy weszła postanowiłem pomóc zdjąć jej kurtkę.
-Dziękuję. -idąc w głąb domu rozejrzała się. -Ładnie tu. Czegoś innego się spodziewałam po dwóch chłopakach mieszkających razem. -zaśmiała się, ja również.
-Szczerze mówiąc też bym wyobrażał sobie coś zupełnie innego. -w tym momencie Harry wyszedł z kuchni i podszedł do dziewczyny całując ją w policzek na przywitanie. Nie powinienem być zazdrosny, a jednak. Zaczęli o czymś szeptać śmiejąc się cicho.
-Powinniśmy skończyć kolację. Właściwie to późny obiad... -zaproponowałem.
-Pomogę Wam!
-Jesteś dzisiaj naszym gościem. Poza tym damy sobie radę, prawda Lou? -zapytał Hazz.
-Jasne, że tak. -poszliśmy w trójkę do kuchni, a ja zaproponowałem dziewczynie, żeby usiadła na krześle. W szafce wyszukałem patelnię i garnek. Ze względu na brak frytkownicy w moim wyposażeniu kuchennym poradzimy sobie bez niej. Do garnka wlałem olej i postanowiłem czekać, aż się rozgrzeje. To samo zrobiłem z patelnią. Po chwili pokrojone ziemniaki wrzuciłem do metalowego naczynia, a rybę położyłem delikatnie na patelni. Poprosiłem Hazzę, żeby na talerzu wyłożył papierowy ręcznik, aby frytki mogły okapać z tłuszczu. Loczek wyjął z szafki talerze, a ja nałożyłem na nie Nasz dzisiejszy posiłek. Mój chłopak do szklanek nalał napoju i dodał słomki. Zanieśliśmy wszystko do salonu na szklany stolik i zaprosiliśmy blondynkę na kanapę obok Nas. Włączyłem jakiś kanał z komediami i zaczęliśmy ze śmiechem oglądać Jasia Fasolę zajadając się pysznym obiadem. Gdy zjedliśmy Loczek zaniósł naczynia do kuchni.
-Harry sporo mi o Tobie mówił. Na prawdę jesteś w porządku. -powiedziała.
-A myślałaś o mnie inaczej? -zapytałem.
-Szczerze mówiąc tak. To ze względu na moment, w którym go poznałam...
-Rozumiem. Ja za to nie wiem wiele o Tobie. -stwierdziłem.
-Mam na imię Perrie, to już wiesz. Mam 17 lat i pochodzę z małej miejscowości w Anglii. Do Londynu przeniosłam się niedawno bo... -w jej kieszeni zadzwonił telefon. -Przepraszam, pójdę odebrać. To dla mnie ważne. -wyszła z pomieszczenia mijając Hazzę, który usiadł obok mnie i oparł swoją głowę na moim ramieniu.
-Jestem o nią zazdrosny. -powiedziałem.
-O Perrie? Na prawdę? -zdziwił się. -Nie masz do tego powodu. Poza tym, nie wiem czy mogę Ci to powiedzieć, ale ona jest homoseksualna. Osoba która do niej dzwoniła to pewnie Jade. -mówił zajadając paluszki.
-Kto to jest Jade? -zapytałem.
-Myślę, że ona sama powinna Ci to opowiedzieć. -siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, aż sam poczęstowałem się paluszkami leżącymi przede mną. Harry ugryzł drugi koniec tego samego, który ja miałem w ustach i jedliśmy, aż nasze wargi się spotkały w pocałunku.
-Awwww, to takie słodkie. -usłyszałem głos Perrie za sobą. Dosiadła się obok Harry'ego. -Może powinnam już iść... -zasugerowała.
-Powinnaś jeszcze zostać, poza tym... -Harry'emu przerwał dzwonek do drzwi. -Tym razem ja otworzę. -powiedział. Ja i dziewczyna byliśmy cicho starając usłyszeć kto Nas odwiedził. Po chwili obok mnie pojawił się Zayn Malik. A ten czego tu chce? Przywitał się z blondynką. Potem ze mną mając na twarzy uśmiech, zapewne udawany. Obdarzyłem go tym samym.
-Jakaś impreza beze mnie? Co robimy? -zapytał szatyn. Harry usiadł obok mnie, a mulat wcisnął się między Nas. Miałem ochotę go wyrzucić, bo znowu Nam przeszkadza.
-Po prostu oglądamy razem telewizję. -powiedziała dziewczyna.
-Chętnie się dołączę! -krzyknął Zayn z entuzjazmem.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakoś udało mi się to napisać. Ten rozdział krótko zadedykuję mojej przyjaciółce Joanie ( @JoanaM013 ), która pomagała mi na początku tworzyć tę historię. Dziękuję Ci za wszystko. Nie wiem jak minęłoby mi te sześć miesięcy bez Ciebie. Wracając do rozdziału: mam nadzieję, że Larry się Wam spodobał. Nie jestem dobra w pisaniu takich scenek. Zachęcam do zadawania pytań postaciom i komentowania. Zależy mi na Waszej szczerej opinii. Dziękuję za 20 000 wyświetleń bloga. Przypominam o tym, że pod komentarzami możecie się podpisywać nazwami z Twittera.

08 lutego, 2013

Rozdział 37


***ZAYN***

Wróciłem do domu i zrezygnowałem z obiadu przygotowanego przez moją mamę. Zamknąłem się w pokoju i zacząłem sobie przypominać dzisiejsze wydarzenie z Harry'm. On stał przy ścianie, a ja na przeciwko Niego. Rozmawialiśmy o czymś mało ważnym, a nagle Niall klepnął mnie w plecy na powitanie. Zrobił to trochę za mocno, bo przycisnąłem Hazzie'go do ściany ciężarem swojego ciała i zacząłem wpatrywać się w jego oczy. On również chwilę na mnie patrzył, a potem się zaśmiał mówiąc 'Zaynee, jesteś ciężki'. Niall złapał mnie za rękę i pomógł mi się podnieść z Harry'ego. Poczułem się wtedy dziwnie, ale uznałem za sukces moje opanowanie. Gdyby nie rozsądek już wcześniej bym go pocałował, dziś miałem ku temu kolejną okazję. Będąc tak blisko chłopaka moje serce zaczęło bić mocniej. Jego ciało tuż przy moim... Chciałbym, żeby to trwało dłużej. Najlepiej wiecznie. Powinienem coś wymyślić. To uczucie mnie paraliżuje. Nie potrafię myśleć o niczym innym niż On. Jego wygląd, charakter i wszystko inne... Jest dla mnie idealny. Jak druga połówka jabłka. Tylko jeszcze o tym nie wie.



***LOUIS***

-Lou? -usłyszałem głos Harry'ego, gdy wszedł do domu.
-Tutaj! -krzyknąłem dając chłopakowi znak, że jestem w kuchni. Właśnie przygotowywałem zupę cebulową z książki kucharskiej. Chłopak już po chwili stał obok mnie i złożył nieśmiały pocałunek na moich wargach. Uśmiechnąłem się na ten gest i poprosiłem, aby poszedł umyć ręce przed obiadem. Wykonał moje polecenie i nim zdążyłem się obejrzeć siedział już przy stole. Wziąłem głęboki wdech i nalałem gotowej już potrawy do talerzy. Położyłem pierwszy tuż przed Loczkiem, a drugi naprzeciwko.
-Smacznego. -powiedziałem posyłając nastolatkowi kolejny uśmiech. Odpowiedział tym samym. Obiad okazał się na prawdę smaczny, jak na przygotowywany po raz pierwszy przepis. Posiłek składający się tylko z zupy nie jest zbyt zdrowy, ale nie zdążyłem zrobić nic innego. Liczyłem, że mimo wszystko zdążę przygotować coś jeszcze. Nie sądziłem, że prosta zupa zajmie mi tyle czasu. Otworzyłem szafkę, w której trzymałem już od kilku godzin bukiet herbacianych róż. Podszedłem do chłopaka i podałem je w jego stronę.
-To dla Ciebie, kochanie. - wyszeptałem do jego ucha zbliżając swoje usta do jego.
-Dziękuję, są piękne. -jego policzki się zarumieniły, a nasze wargi się spotkały. Uwielbiam ten słodki smak jego uśmiechu. Swoje ręce położyłem na jego biodrach nie zważając na kwiaty będące między nami. Wsunąłem swój język do jego ust, a róże wylądowały na stoliku. Jego dłonie powędrowały na moje ramiona. Przysunąłem się jeszcze bliżej niego, dociskając nasze ciała bliżej siebie. Przekląłem w myślach ubrania dzielące Nas i stanowiące barierę. Przypomniałem sobie chwile, kiedy ich nie było i poczułem narastające we mnie podniecenie. Harry chyba też to poczuł, bo oderwał się ode mnie. Oboje łapaliśmy powietrze po naszym krótkim zbliżeniu. Loczek nie patrząc mi w oczy powiedział, że wstawi kwiaty do wody. Czyżby wciąż czuł się dziwnie przy mnie? Odniosłem wrażenie, że w ostatnim czasie wszystko wracało do normy. Patrzyłem chwilę, jak Harry nalewa wody do kolejnego wazonu i ustawia go obok innych. Usiadłem na kanapie i postanowiłem rozkoszować się moimi dwoma wolnymi dniami. Mam świadomość, że ordynator pozwala mi na częste przerwy od pracy bo mnie lubi. Włączyłem telewizor i szukałem czegoś ciekawego na kanałach. Nie zapowiadało się na żadne interesujące programy... Hazza w ciszy usiadł obok mnie i przytulił się do mojego boku. Swoją rękę położyłem na jego ramieniu, a jego głowa wylądowała na moim. Zaśmiałem się lekko, gdy poczułem łaskoczące moją szyję loczki. Dłoń chłopaka została przez niego położona na mojej klatce piersiowej. Spojrzałem na niego, a on znudzony oglądał reklamy, które aktualnie były wyświetlane na ekranie. Kontynuowałem przerzucanie kanałów, aż Harry wręcz pisnął ze szczęścia widząc program pod tytułem 'Pokochaj koty'. Miałem zamiar kupić Nam kotka, ale stwierdziłem, że zwierzak lubiłby Nam przeszkadzać, a Loczek nie potrafiłby się oprzeć miałczeniu stworzonka. Przez czterdzieści minut słuchałem ciekawostek o rasach kotów oraz wyjątkowych i utalentowanych osobnikach. Przypomniałem sobie o dzisiejszym meczu Anglii z Mołdawią i zastanowiłem się czy Nick, Niall albo szalony Stan potraktowali serio moje zaproszenie z ubiegłego tygodnia. Horan zapewne nie, bo mimo tego, że mieszka w Londynie kibicuje swojej ojczyźnie- Irlandii. Miałem nadzieję, że  nikt nie przyjdzie i obejrzymy tę rozgrywki we dwoje.
-Obejrzymy dzisiaj mecz? -zaproponowałem.
-Jasne, że tak! Może będzie lepiej, jeśli najpierw odrobię lekcję... -odparł mój towarzysz z olbrzymim entuzjazmem co do piłki nożnej i znudzeniem w stosunku do nauki.
-Pomóc Ci może? -zapytałem.
-Nie, nie trzeba, dam sobie radę. -otrzymałem całusa w policzek, gdy chłopak odchodził. Teraz spędzę sobie trochę czasu sam. Usłyszałem uderzenie czegoś o podłogę i szybko się odwróciłem.
-Harry!? Nic Ci nie jest? -już wstawałem z miejsca, gdy chłopak się odezwał.
-Jest w porządku, po prostu się potknąłem. Nic mi nie jest. Nie przeszkadzaj sobie. -uśmiechnął się i podniósł się z ziemi. Odprowadziłem go wzrokiem do schodów by mieć pewność, że nic mu się nie stanie. Jego niezdarność jest na prawdę słodka. Mam nadzieję, że nie nabije sobie przez tą słodkość siniaków, bo w tym tygodniu odwiedzi Nas kurator. Specjalnie dzisiaj zadbałem o porządek w domu. Pewnie nie uda się go utrzymać zbyt długo. Nie mamy zwykle bałaganu. Po prostu nie można tego nazwać stuprocentową czystością. Sukcesem jest, że ubrania nie leżą wszędzie porozrzucane. Telewizja mnie znudziła i postanowiłem na chwilkę zamknąć oczy.***
-Lou! Lou!? -usłyszałem szept i lekkie szturchnięcie w ramię. Otworzyłem oczy i twarz Harry'ego przede mną sprawiła, że się uśmiechnąłem.
-Powiedz, że nie przegapiłem meczu. -wydukałem podczas ziewania próbując usiąść.
-Jeszcze nie.
-Jak długo spałem? -zapytałem pocierając kark ręką.
-Kilka godzin. Nie chciałem Cię budzić wcześniej. Proszę. -podał mi miskę z popcornem i butelkę piwa.
-Dziękuję. Jesteś kochany. -obdarzyłem go uśmiechem.
-Nie tak bardzo jak ty, Boo. -przełączyłem na program sportowy i akurat kończył się hymn naszych rywali. Zapowiadał się ciekawy wieczór. Anglia miała piłkę przez większą część gry. Podczas pierwszego trafionego gola w 23 minucie cieszyliśmy się wspólnie z sukcesu naszej reprezentacji. Wtedy to pocałowaliśmy się w geście radości. Zapytałem Harry'ego czy nie chce się czegoś napić. Odparł, że nie ma dziś ochoty na alkohol. W trakcie przerwy poszedłem do łazienki. Gdy wróciłem wszystko było tak jak wtedy, gdy odchodziłem. W drugiej połowie rozgrywek nasi strzelili do bramki jeszcze 2 gole. Byliśmy zmęczeni. Przynajmniej ja byłem, a Harry na takiego wyglądał. Gdy już dotarliśmy na górę powiedziałem 'dobranoc' i szedłem w kierunku mojej sypialni.
-Nie chciałbyś może spać dziś ze mną? -zapytał stojąc za mną.
-To znaczy, że...?
-Tak, chcę by wszystko było tak jak przedtem. Najlepiej już od dziś. Kocham Cię.
-Też Cię kocham. -złapał mnie za rękę i poszliśmy do jego pokoju. Zdjęliśmy ubrania zostając jedynie w bieliźnie i położyliśmy się pod kołdrą. Loczek przytulił mnie do siebie pierwszy. Poczułem jego niesamowity zapach. To właśnie on był jedną z tych rzeczy za którymi tęskniłem zasypiając sam w zimnym łóżku.
-Dobrej nocy.
-Z Tobą zawsze. -odparłem i zacząłem nucić jedną z piosenek, która właśnie wpadła mi do głowy...***
Usłyszałem dzwonek do drzwi i przestraszony szybko poderwałem się z łóżka. Harry leżał obok mnie, co sprawiło że się uspokoiłem. Spojrzałem na zegar i niemal gałki oczne mi wypadły. Jest 10.30. A.M. To znaczy, że mój skarb zaspał do szkoły. Nałożyłem na siebie wczorajsze ubranie, które nie pachniało zbyt dobrze. Słyszałem coraz bardziej nerwowe dzwonienie, a nie chcąc, żeby obudziło Hazzę szybko zszedłem na dół, który wyglądał jak pobojowisko. Wszędzie leżał popcorn, którym wczoraj zrobiliśmy bitwę. Na stoliku przy kanapie stały dwie puste butelki po wypitym przeze mnie piwie. Poprawiłem jeszcze lekko włosy i otworzyłem drzwi.
-Witam. -powiedziała miła kobieta.
-Dzień dobry, pani chyba nie tutaj. -odpowiedziałem i już miałem zamykać drzwi, a ona się odezwała.
-Louis Tomlisnon, prawny opiekun Harry'ego Stylesa. Miło mi pana poznać. Nazywam się Maya Green. Jestem kuratorem sądowym. -przekląłem w myślach. Nagle zacząłem czuć zapach zarówno swój, czyli alkohol zmieszany z potem oraz niewietrzone wnętrze domu. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Gorsze jest to, że Harry śpi na górze prawie nago, a na dodatek nie ma go w szkole. Zacząłem panikować. Nic innego nie mogłem zrobić.
-P-p-proszę we-wejść. -jąkałem się. Ruchem ręki zaprosiłem kobietę do środka. Zostałem przy wejściu trochę dłużej zaciskając oczy i przygryzając wargę w chwili, gdy nasz gość najwyraźniej zauważył bałagan. Przypomniałem sobie o kuchni. Nie zdążyłem posprzątać po przygotowanym obiedzie. Na dodatek wszędzie są kwiaty.
-Rozumiem, że Harry jest w szkole. -powiedziała zapisując coś w swoim dużym notesie.
-Nie do końca. Zaspa... , to znaczy gorzej się czuł i postanowiłem, że lepiej będzie gdy zostanie w domu. -skarciłem siebie za to kłamstwo, bo Loczek nie ma pojęcia o tym, że źle się czuje.
-Więc chcę się z Nim zobaczyć. -odparła Maya. Myślę, że mogę tak ją nazywać w myślach. Gdy byliśmy przy łóżku w którym spał Harry, kobieta zaproponowała, żebym to ja go obudził. Stwierdziła, że chce zobaczyć jakie panują między nami relacje. Niech tylko się uda. Błagam!
-Harry. Harry! Obudź się! Mamy gościa! -starałem się jak najlepiej przekazać informację o obecności osoby trzeciej w pokoju.
-Misiu, jeszcze chwileczkę. -Maya ponownie coś zanotowała unosząc brwi do góry w zaskoczeniu.
-Wstawaj już! -krzyknąłem głośno. Uśmiechnąłem się w zażenowaniu do pani Green, na co odpowiedziała tym samym odwracając głowę.
-Nie krzycz tak. -powiedział otwierając oczy. Przykrył się kołdrą po szyję, widząc obcą osobę.
-Harry, pozwól, że przestawię Ci naszego kuratora sądowego.
-Amy Green. -podała chłopakowi rękę.
-Harry Styles. -również się przedstawił. Jego policzki były czerwone i uśmiechał się zawstydzony.
-Wiem kim jesteś. Co Ci dolega? -zdziwiony spojrzał na mnie, ja złapałem się za szyję pokazując mu dyskretnie, że ma udawać.
-Um... Boli mnie gardło i... głowa? Tak, głowa.
-Dobrze. Śpisz nago, tak?-odparła.
-Nie, skąd! -odkrzyknął. Niepokoiło mnie ciągłe sporządzanie przez kobietę notatek.
-I spałeś sam? -to było bardziej stwierdzenie.
-Tak, to znaczy, oczywiście.
-Dobrze. Teraz ja pójdę zobaczyć dom, a Ty się ubierz. -pokazała palcem na Harry'ego. Poprosiła, żebym jej pokazał gdzie ja śpię.
-Łóżko jest pościelone, a ty wyglądasz jakbym Cię obudziła. Wyjaśnisz mi to? -ponownie zacząłem panikować. Czy dobrze będzie, jeśli powiem prawdę? Raczej nie.
-Oglądałem mecz i zasnąłem na kanapie. -nie mam pojęcia, czy ta odpowiedź mnie wyratowała czy pogrążyła jeszcze bardziej.
-Rozumiem. -znowu pstryknęła długopisem i zaczęła coś pisać.
-Przepraszam, ale czy mogę wiedzieć co pani tam zapisuje? -nie wiem czy to było na miejscu, ale chciałem to wiedzieć.
-Mój mi Maya. Notuję własne obserwacje. Nie przeszkadza Ci to?
-Nie, skąd. -pokazałem jej jeszcze resztę domu, W kuchni pytała o kwiaty. Powiedziałem, że dostaję je od pacjentów. Do zawartości lodówki i szafek nie miała nic przeciwko bo nie zadawała pytań. Powinienem się cieszyć, że w ostatnim czasie opróżniłem prawie cały barek z alkoholami. Zapytała również czy oglądałem mecz sam. Nie skłamałem, oznajmiłem tylko, że nie dawałem Harry'emu nic alkoholowego do picia. Gdy Loczek się zjawił usiadła na krześle w kuchni i powiedziała, że będzie Nas przez chwilę obserwować. Mamy zachowywać się naturalnie i tak jak zwykle. Sądzę, że to nie byłoby dobre dla nikogo. Zacząłem robić naleśniki, Hazza mi pomagał. Potem je zjedliśmy. Częstowałem Mayę, ale odmówiła. Po krótkiej rozmowie pożegnała się i wyszła.
-Jak bardzo jest źle? -zapytał mój chłopak.
-Nie mam pojęcia. -przytuliłem go do siebie i zacząłem się martwić o wyniki opinii, na którą musimy poczekać aż tydzień.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I oto jest kolejny rozdział. Mam wrażenie, że pisanie wychodzi mi coraz gorzej. Tylko tyle dziś napiszę. I jeszcze: Dziękuję za wszystko.

04 lutego, 2013

Rozdział 36


***HARRY***

Zastanawia mnie dlaczego wczoraj wieczorem Louis do późna siedział pod drzwiami do mojego pokoju. Właściwie chodził w kółko. Czekałem, aż wejdzie, ale to się nie stało. Chciałem go wpuścić, chociaż byłem pewien, że chce ze mną porozmawiać o czymś ważnym i trudnym. Po porannym prysznicu ubrałem się i zszedłem do kuchni, po której Tommo się krzątał wesoło nucąc i kręcąc biodrami. Nie zauważył mojej obecności, a ja patrzyłem na Niego w tej uroczej sytuacji. Po chwili odchrząknąłem, a on przywitał się miło. Chciał mnie pocałować w policzek, ale odsunąłem się lekko. Uśmiechnął się tylko i podał mi różowy kubek z kakao. Wypiłem kilka łyków i przed sobą miałem talerz pełen naleśników z truskawkami i bitą śmietaną. Skąd on wziął świeże truskawki w lutym?
-Smacznego. -powiedział siadając naprzeciwko mnie.
-A Ty nie zjesz? -zapytałem.
-Nie jestem głodny. Za chwilę muszę iść na dyżur. -spróbowałem posiłku przygotowanego dla mnie i muszę przyznać, że był pyszny. Trochę krępował mnie wzrok Tommo zawieszony na mnie przez cały ten czas, ale starałem się nie zwracać na to uwagi.
-Dziękuję. -odezwałem się po śniadaniu dopijając szybko napój. Otrzymałem tylko miły uśmiech.
-Podwieźć Cię do szkoły?
-Nie trzeba, to nie daleko. Mogę iść pieszo. -odparłem.
-Więc, może odprowadzić Cię? -po chwili ciszy usłyszałem w jego głosie nutkę nadziei.
-Skoro nalegasz... -ubierałem płaszcz, w czym chłopak mi pomógł. Chciałem wziąć torbę na ramię, ale on ją wziął.
-Louis?
-Tak? -obrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie niewinnie.
-Poradzę sobie. -wyciągnąłem rękę, a po chwili poczułem na niej niewielki ciężar torby. Szliśmy w ciszy. Żaden z Nas nie powiedział nawet słowa. Gdy byliśmy blisko budynku szkoły Boo mnie objął i życzył miłego dnia. Odpowiedziałem mu tym samym. Po chwili ujrzałem Zayna palącego papierosa. Nie robi tego często, ale mimo wszystko. Gdy mnie zauważył wyrzucił zawinięty w papier tytoń na ziemię, po czym zgasił go butem i zaczął iść w moją stronę. Przywitaliśmy się i udaliśmy się na lekcje, które dziś minęły przyjemnie. W trakcie przerw wygłupialiśmy się z Malikiem i Horanem. Dziwnie, że nie widziałem jeszcze Eleanor. Po ostatnim dzwonku przed szkołą zauważyłem Lou opartego o samochód z bukietem czerwonych róż. Zakryłem twarz dłońmi. To trochę głupi pomysł zważając na miejsce... Szatyn szedł za mną krok w krok.
-Po co te kwiaty? -zapytał w końcu mulat gdy byliśmy w drodze do Tommo.
-Jeszcze nie wiem, ale za chwilę się dowiem. -odpowiedziałem i przyspieszyłem kroku.
-Cześć Harry. Cześć... Zayn? Co Ty tu robisz? -powiedział Louis ze zdziwioną miną.
-Jak to co? Uczę się! -odburknął.
-Tsaa, jasne!
-Spokojnie! -krzyknąłem, gdy zaczęli się do siebie agresywnie przybliżać. Czyżbyśmy znowu musieli przerabiać to samo?
-Po co Ci te kwiatki? -wydukał Zayn.
-Bo my... Ja i Harry... -próbował coś powiedzieć.
-Jedziemy dzisiaj do Danielle. Pospieszmy się. Nie chcemy, żeby na Nas czekała. -skierowałem swój głos w stronę starszego z nich. Pomachałem ręką do przyjaciela, a on zrobił to samo. Wsiadłem do samochodu powstrzymując Lou, przed otwarciem mi drzwi. W ciszy jechaliśmy w stronę domu. Nie minęło kilka minut, a już byliśmy na miejscu.
-Sądzę, że powinniśmy porozmawiać. Nie wiem o czym Ty chciałeś wczoraj wieczorem ze mną mówić, ale to najwidoczniej ważne.
-Tak masz rację. Porozmawiajmy teraz. A te kwiaty... są dla Ciebie. -podał mi je.
-Dziękuję. Nie zauważyłem.
-Posłuchaj. Ktoś powiedział mi o Twoich bliznach na rękach. Dlaczego to zrobiłeś? Obiecałeś mi! -krzyknął. Nie podnosi na mnie głosu, więc lekko mnie to przeraziło...
-Przepraszam, ale Ty też mi coś obiecywałeś! Już o tym zapomniałeś? Mówiłeś, że nic nas nie rozdzieli, że zawsze będziemy razem i że kochasz tylko mnie! Słowa rzucane na wiatr! -z moich oczu pociekły łzy.
-Nie chciałem tego! Dobrze o tym wiesz! -nastała chwila ciszy, w której ja patrzyłem za okno samochodu cicho szlochając. -Przepraszam. Jestem idiotą. Nie powinienem był ani iść do łóżka z Eleanor, ani teraz na Ciebie naskakiwać. Obie te rzeczy to błędy. Wiesz, że Cię kocham? -kontynuował czule. Pokiwałem głową, a on chwycił moją twarz w dłonie i przetarł łzę z mojego policzka uśmiechając się.
-Chodźmy do domu. -odpowiedziałem. Wysiadłem z samochodu zabierając uprzednio kwiaty, będące prezentem od Lou. Mężczyzna zamykając drzwi się odezwał:
-Hazz? Jest jeszcze jedna sprawa. -mówił spokojnie i wyglądał na smutnego.
-Tak? -zapytałem prawie będąc już na chodach na górę.
-Wkrótce przyjdzie do Nas kurator sądowy. Zapewne Danielle Ci o tym mówiła. Wiesz też, że to bardzo ważne. Nikt nie może dowiedzieć się o Twoim kilkudniowym zniknięciu, ani tym bardziej o naszym związku.
-Ale przecież nie byłem przez kilka dni w szkole i...
-Mogę napisać Ci zwolnienie lekarskie z datą sprzed tygodnia. Byłeś przeziębiony.
-Louis, ja nie potrafię dobrze udawać...
-Ja też, chociaż próbowałem się dostać do szkoły aktorskiej. Może gdybym to zrobił potrafiłbym... Poradzimy sobie. -ponownie dzisiaj obdarzył mnie uśmiechem z kolekcji 'ciepłe i serdeczne'. Poszedłem do pokoju zamykając drzwi. Położyłem się na łóżku i przytulając moje ciało do poduszki pozwoliłem wypływać łzom na materiał. Po kilku godzinach, w trakcie których się uspokoiłem i wszystko sobie przemyślałem postanowiłem odwiedzić Perrie.
-Wychodzisz? -zapytał Louis widząc mnie ubierającego buty.
-Tak. Niedługo wrócę. Nie martw się o mnie. -po prostu wyszedłem. To boli nie móc czule się z nim pożegnać. Nie powinienem tego jeszcze robić. Po krótkiej wędrówce zimnymi ulicami Londynu zadzwoniłem dzwonkiem do mieszkania mojej przyjaciółki, a po chwili byłem już w środku. Blondynka objęła mnie na przywitanie, a ja nie opierałem się jej. Kocham się przytulać. Ona najwyraźniej też.
-Co się stało? Wyglądasz jakbyś płakał... -w jej głosie wyczułem zmartwienie.
-Trochę pokłóciłem się z Lou. Już jest dobrze...
-Może nie powinnam tego mówić, bo nie znam Louisa na tyle, by go oceniać. Nawet w ogóle go nie znam... W każdym razie nie wydaje mi się być kimś na kogo zasługujesz...
-Czemu tak myślisz? -zapytałem. Byłem zdziwiony tym co mi powiedziała.
-Jeśli rani Ciebie i Twoje serce to nie powinien mieć możliwości robić tego ponownie. Nie ufam mu... -kontynuowaliśmy rozmowę, jednak na bardziej luźne tematy. Dziewczyna opowiedziała mi o liście od Jade i pokazała nowe zdjęcie, które było w kopercie. Razem z bałwanem. Uśmiechnąłem się do siebie widząc nos z marchewki. Louis by się ucieszył... Na dodatek bałwan, śnieg... Gdy zrobiło się późno wróciłem do domu. Tommo już najwyraźniej spał, bo nie było go w na dole. Przez uchylone drzwi wszedłem do jego pokoju. Spał w ubraniu, więc albo był zmęczony, albo zasnął niechcący przy czekaniu, aż wrócę. Okryłem go kołdrą i pocałowałem lekko w czoło. Sam również postanowiłem nie hałasować i odpłynąć w świat snów. *** Usłyszałem dzwonek budzika i zacząłem go szukać wokół mnie. Nie mogąc go znaleźć postanowiłem jednak użyć do poszukiwań wzroku. Otworzyłem oczy, a nade mną stało Louis z dzwoniącym potworem w ręku.
-Wstawaj śpiochu!
-Fajny sposób na pobudkę... Będę mieć koszmary! -udawałem obrażonego.
-Już dobrze. Wiesz, że dziś sobota. Prawda?
-Jak to sobota? Przecież wczoraj był...
-Piątek.
-Ah, no tak... Która godzina?
-Przed dwunastą. Chodź na obiad. Mam dla Ciebie prezent. -wyszedł z mojego pokoju.
-Znowu napadłeś na kwiaciarnię!? -krzyknąłem za nim, żeby usłyszał.
-Tym razem nie. -odkrzyknął. Wstałem z łóżka przeczesując włosy. Ubrałem koszulkę przypominając sobie, że powinna tu być pani Jay.
-Gdzie Twoja mama? Jeszcze niedawno tu była, a teraz jakby... Jej nie ma? -zapytałem siadając na krześle.
-Nie mówiłem Ci? Postanowiła Nam nie przeszkadzać i chwilowo zamieszka w jakimś hotelu. Próbowałem ją przekonać, żeby została, ale była uparta. -postawił przede mną talerz makaronu z jakimś sosem, którego jeszcze nie widziałem.
-Nowe danie?
-Tak. sos ze zmielonego groszku i fasoli. -nie brzmiało zbyt dobrze i apetycznie, ale nie było takie złe. Ważne, że to nie sos mięsny z jabłkami. Tego już nie przełknę... Gdy zjedliśmy chciałem pozmywać, ale Tommo mnie wyręczył.
-Teraz czas na prezent! -krzyknął radośnie i wyjął z szafki torebeczkę w serduszka, z pudełkiem w środku.
-Dziękuję, nie trzeba było... -okazało się, że to nowy telefon. No tak... Poprzedni sobie pływa gdzieś w Tamizie. Louis nalegał, żebyśmy obejrzeli nasz ulubiony teleturniej. Tak też zrobiliśmy. To był dobry i wesoły dzień. *** Po tygodniu zacząłem się zastanawiać o co chodzi Louisowi z tymi prezentami, śniadaniami, obiadami i całą stertą innych jego pomysłów. Przez tak krótki czas dostałem od niego mnóstwo róż i innych kwiatów, pluszaki, tonę czekoladek, których oboje już nie jesteśmy w stanie zjeść, więc zaproponowałem zaprosić Nialla. Czy on przypadkiem nie próbuję mnie przekupić? Wczoraj byliśmy oglądać małe kotki... Nie zdziwię się, jeśli dzisiaj jakiegoś przyprowadzi. Ważne, że spędzamy razem dużo czasu i już nie czuję się przy Nim dziwnie. Chyba nadszedł już czas, aby zrobić krok do przodu...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział miał być później, ale dzięki komuś, kto pomógł mi odzyskać wenę jest jeszcze dzisiaj. Właśnie tej osobie pragnę zadedykować ten fragment historii Larry'ego. Mam na myśli moją kochaną Kate ( @LikeHazzDimples ). Dziękuję Ci za wszystko. Głownie za to, że po prostu jesteś. Wracając do rozdziału: nie jest rewelacją, ale mam nadzieję, że nie okazał się porażką. Nie wiem kiedy kolejny. Jak zwykle zresztą. Staram się dodawać wszystko najszybciej jak mogę. Mam pewien ambitny plan, żeby to opowiadanie skończyć na przełomie marca-kwietnia. Wpadł mi do głowy nowy pomysł. Kontynuacja tego opowiadania, ale jednocześnie zupełnie nowa historia. Takie dwa w jednym. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale bardzo mi się podoba zaplanowana fabuła. Nie przedłużam, jest już późno... Jeśli czytasz, zostaw komentarz lub głos w ankiecie (jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś/eś) :D Pozdrawiam:*