23 grudnia, 2012

Wesołych Świąt +przerwa

Wszystkim Wam, czytelnikom pragnę życzyć Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku. Dużo Larry'ego, spotkania 1D, pijanego sylwestra, rodzinnych świąt, zdrowia, spełnienia marzeń i trzymania się postanowień noworocznych. Informuję również, że postanowiłam zrobić sobie przerwę świąteczną. Chcę spędzić święta z rodziną i mogę nie mieć czasu na napisanie czegokolwiek. Zaplanowałam świątecznego One Shota, ale nie zdążyłam go napisać przez tydzień w całości. Mam połowę, więc liczę na to, że nie będziecie mieć nic przeciwko, jeśli pojawi się na początku stycznia. Co do nowego rozdziału- jeszcze go nie zaczęłam. Moje wolne skończy się z powrotem do szkoły, a biorąc pod uwagę, że to koniec semestru i mam trochę do poprawienia, coś nowego może nie pojawić się szybko. Obiecuję, że się postaram jak najszybciej. Trochę się rozpisałam... Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! :*

18 grudnia, 2012

Rozdział 26


***ELEANOR***

Nie spodziewałam się, że pójdzie tak łatwo... Przekonałam do siebie mamę Louisa i jestem już krok do przodu. Oczywiście ona mi nie pomoże go zdobyć. Muszę zdać się sama na siebie. Wybiję mu z głowy to całe gejostwo i zakocha się we mnie. Jeśli jednak nie to pozostaje jeszcze opcja awaryjna, zaciągnąć go do łóżka i zajść w ciążę. To nie koniecznie musi być jego dziecko. Potem mały szantaż, ślub albo aborcja. Zawsze może wybrać to drugie, ale nie wygląda na kogoś, kto byłby gotów zabić własne dziecko. Mam nadzieję... Eleanor Tomlinson, to ładnie brzmi... Może jednak lepiej będzie zostawić moje aktualne nazwisko i nowe pisać po pauzie? Zastanowię się nad tym, gdy na moim palcu zabłyśnie pierścionek z brylantem. To tylko kwestia czasu, właściwie to mam niecałe dwa lata. Aby dostać ślub muszę być pełnoletnia. Te dwa lata to dużo czasu. Mam nadzieję, że wzbudzę w nim miłość, bo ryzyko może się nie opłacić... Po co mi krzyczący bachor? Muszę mieć Louisa, nie poddam się. Tylkp co zrobię z Harrym? Jeśli zamieszkam u Lou to trzeba będzie się go pozbyć... Najlepiej byłoby to zrobić już teraz. Nie mam na myśli morderstwa, może mała przeprowadzka?


***HARRY***

-Jak to...? Harry? To nie możliwe... Mój ojciec nie mógłby... -mówił wpadając w lekką histerię. Bałem się, że mi nie uwierzy, ale najwidoczniej to zrobił.
-Lou, uspokój się. Zapomnijmy o tym, ok? -przytuliłem roztrzęsionego chłopaka.
-Hazz, nie jest ok. Mój własny ojciec próbował... mojego chłopaka! Hazz, to nie jest nic! -podniósł głos.
-Przepraszam. -kontynuował, gdy już się uspokoił.
-Nie masz za co.
-Mam... Mogłem go nie zapraszać... I naskoczyłem na Ciebie... Nie zasłużyłeś na to.
-Louis, skąd mogłeś wiedzieć? To nie Twoja wina! A zresztą nic się nie stało...
-Ale mogło! Muszę porozmawiać z mamą... - oznajmił szukając czegoś w kieszeni. Po chwili wyjął z niej telefon.
-Lou, nie musisz... A poza tym to nie jest rozmowa na telefon, jak to mówią...
-Masz rację... Powinni jeszcze być w Anglii! -szybko zerwał płaszcz z wieszaka i wybiegł z domu trzaskając głośno drzwiami. Świetnie! Mogłem mu nie mówić, to na prawdę nic takiego i nie powinien kłócić się z rodziną z mojego powodu. Zresztą nie tylko on może się kłócić, bo Jay raczej też to się nie spodoba... Styles, jesteś geniuszem... Właśnie tego chciałem uniknąć. Usiadłem na kanapie wpatrując się w wyłączony telewizor i zastanawiając się co zrobić. Powinienem był wybiec za nim. Może nic się nie stanie i wszystko będzie dobrze? Położyłem się, zdejmując wcześniej buty. Czas mijał, a drzwi się nie otwierały. Po chwili zadzwonił dzwonek. Zerwałem się z kanapy i stwierdziłem, że Louis by nie dzwonił. Poprawiłem koszulkę i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem uśmiechniętego mulata, który rzucił mi się na szyję. Zapytał czy coś mnie martwi, skłamałem, nie mogę mu tego powiedzieć... Nie, że mu nie ufam, ale musiałbym powiedzieć wszystko, a to nie jest zbyt wygodna sytuacja. Kolejne pytanie było o Louisa,  powiedziałem że jest na lotnisku. Zayn chciał, żebyśmy gdzieś wyszli, ale nie miałem ochoty. Usiadliśmy w ciszy oboje na kanapie na przeciwko siebie. Zi się uśmiechnął i wpadł mu do głowy pomysł. Poopowiadamy sobie kawały i śmieszne historie. Było mi odrobinę zimno i jemu najwyraźniej też, więc postanowiliśmy usiąść bliżej siebie. Nie spodziewałem się po nim takiego poczucie humoru. Gdy ze śmiechu bolał mnie brzuch zaproponowałem herbatę. Oczywiście nie odmówił. Nie wielu Brytyjczyków jest w stanie odmówić herbaty, zwłaszcza po południu. Nalałem wody do czajnika i czekałem, aż się zagotuje. Usłyszałem dźwięk telewizora i stwierdziłem, że zrobię coś do jedzenia. Kanapki wystarczą. Gdy już jedzenie i napój były gotowe wziąłem wszystko na tacę i udałem się w kierunku mojego przyjaciela. Chyba był głodny. Gdy tylko pomyślałem o tym przypomniał mi się Niall i jego wieczny apetyt... Gdy wszystko co przygotowałem już zniknęło siedzieliśmy w ciszy przed jakąś komedią z Jasiem Fasolą w roli głównej. Malik na prawdę poprawił mi humor, przestałem się martwić i zastanawiać. Swoją drogą, czy Lou nie powinien był już wrócić? Położyłem swoją głowę na ramieniu chłopaka i poczułem jak otula mnie sen...


***LOUIS***

Nie wiem czy to szczęście, czy pech, ale nie zdążyłem zobaczyć się z rodzicami. Może Hazz ma rację i to nic takiego? To molestowanie nieletnich! To nie jest nic takiego! Zwłaszcza, że to mój tata, mój tata któremu ufam... A raczej ufałem. Nie wiem czy powiedzieć o tym mamie, a jeśli Loczek nie jest pierwszy? Jeśli jego pacjenci lub pacjentki też? Mama gdyby wiedziała to wściekłaby się. Tak jak zwykle zresztą... Po drodze do domu skoczyłem na piwo do baru. Potrzebowałem pomyśleć, ale jakoś specjalnie mi to nie pomogło. Było już późno i Harry pewnie się martwi. Gdy już dotarłem do domu i przekręciłem cicho klucz w drzwiach, które były zamknięte zobaczyłem, że mamy gościa... Na kanapie spali wtuleni w siebie Hazz i Zayn. Poczułem się lekko zazdrosny... Co Malik tu w ogóle robi? Stwierdziłem, że nie będę ich budził. Okryłem ich jedynie kocem, na co mój ukochany zrobił słodką minkę. Uśmiechnąłem się do niego, chociaż nie mógł tego zobaczyć. Wygląda tak uroczo gdy śpi... Sam poszedłem na górę do pokoju, wiedząc że jutro muszę wcześnie wstać na dyżur. *** Usłyszałem dziwny odgłos dobiegający z kuchni. Przestraszony, że nie ma przy mnie Hazzy pobiegłem na dół sprawdzić co się dzieje. Zobaczyłem tylko Loczka stojącego po środku kuchni, trzymającego ręce na uszach i mocno zaciskającego oczy. Wciąż było słychać jakieś dudnienie.
-Co się stało? Nic Ci nie jest? -zapytałem podbiegając do niego zmartwiony, próbując wychwycić jakąś nieprawidłowość w zachowaniu mojego chłopaka.
-O, Lou! Nic się nie stało. Po postu upuściłem patelnię... Spadła trochę głośno, a ja nie chciałem Was obudzić, więc... Jak rozmowa z rodzicami? Pomożesz mi robić śniadanie? -zapytał schylając się po leżący na ziemi przedmiot.
-Nie było żadnej rozmowy, nie zdążyłem... Nawet się ze mną nie przywitasz? Ktoś tu jest niegrzeczny! -wyszeptałem mu do ucha.
-To dobrze, czy źle? Boo, Zayn śpi na kanapie i...
-Zależy... Co z tego? Powiedziałeś ŚPI, więc nie widzi co się dzieje... -mocniej zaakcentowałem wyraz. Rozmowa na kilka tematów w jednym. Coś, w czym jesteśmy na prawdę nieźli. Harry zerknął niespokojnie w stronę salonu po czym pocałował mnie namiętnie. Po dosyć długiej chwili usadziłem go na blacie nie odrywając swoich ust od jego. Pomyślałem, że nie może do niczego dojść między nami bo moja niespodzianka się nie uda. Jednak zawładnęło mną pożądanie. Pragnąłem tego szczupłego nastolatka siedzącego przede mną i dającego rozkosz mojemu ciału poprzez zgrane ruchy swoich dłoni wzdłuż moich pleców. On jedynie rozłożył nogi tak, bym mógł przysunąć się bliżej jego ciepłego ciała. Lekko uszczypał mnie w pośladek, na co cicho pisnąłem w jego rozpalone od pocałunków wargi. Usłyszałem czyjeś kroki i przekląłem w myślach nie chcąc przerywać tego momentu. W ostatniej chwili odsunąłem się od nic nie świadomego Hazzy, który próbował mnie do siebie przyciągnąć. Przed nami był już nasz nocny gość.
-Witaj Zayn. -wydusiłem z siebie próbując niezauważenie złapać oddech po porannych czułościach. Loczek siedział na blacie i spokojnie bujał nogami jak sześcioletnie dziecko. Tak samo się przywitał. Niewinnie patrząc w podłogę i nie dając po sobie poznać co przed chwilą miało tu miejsce.
-Co do jedzenia? -zapytał mulat jakby nigdy nic drapiąc się po głowie. Dla niego nic się tu przed chwilą nie wydarzyło, bo nie mógł nic widzieć. Hazz jedynie zaproponował jajka lub naleśniki. O dziwo szatyn wybrał obie możliwości. Jako to, że był naszym gościem posadziłem go na krześle i odwracając się do niego plecami rzuciłem zadziorny uśmiech wciąż lekko zdezorientowanemu kucharzowi. Gdy tylko wziął do swojej ręki składniki potrzebne do przyrządzenia posiłku patrzyłem na jego ruchy i mógłbym przysiąc, że się ślinię... Czy dodałem, że on jest bez koszulki, a ja w bieliźnie? Nie? Więc robię to teraz. Malik również dziwnie spoglądał na mojego ukochanego. Nie wiem jak on to robi, że jest taki seksowny przy tak prostej czynności jak smażenie jajek. Stwierdziłem, że też powinienem usiąść, żeby ukryć pod stołem moją rosnącą erekcję. Nawet się nie zorientowałem, kiedy przed moim nosem leżał talerz, a obok niego kubek z kawą. Jeśli Loczek jest tak szybki jak w kuchni również w innych miejscach...
-Co się tak gapicie? Jedzcie! -puścił mi oczko odchodząc.
-A, T-ty nie jesz? -zająkałem się.
-Nie jestem głodny, idę się odświeżyć. -Zostałem sam z Malikiem i moim małym wciąż nie znikającym problemem...


***ZAYN***

Louis zachowywał się dziwnie, a ja nie miałem pojęcia czemu. On mógł o mnie pomyśleć dokładnie to samo. Hazzie powinien się ubierać zanim zabierze się za jakiekolwiek zajęcie. Czy powinienem się cieszyć, że nie założył fartuszka? Zapewne tak. W nim wyglądałby jeszcze bardziej doskonale. Loki opadające na jego lekko spocone od gotowanego właśnie posiłku czoło dodawały mu uroku, Zwinne ruchy z jakimi przerzucał naleśniki i w między czasie robił wiele innych rzeczy. Postanowiłem zabrać się za jedzenie z nadzieją, że w ten sposób poradzę sobie z moją erekcją. Gdy już skończyłem długi posiłek popatrzyłem na spiętego Tomlinsona podpierającego głowę ręką w zrezygnowaniu. Postanowiłem, że wstanę od stołu i nikt nic nie zauważy. Moja decyzja szybko uległa zmianie, gdy przed nami pojawił się ponownie nikt inny jak Harry. Był owinięty w pasie białym ręcznikiem, a po jego ciele spływały drobne kropelki wody. Poszedł w stronę lodówki i wyjął z niej sok pomarańczowy i nalał do szklanki.
-Smakowało? -zapytał uśmiechając się nieświadomy reakcji mojego członka na jego widok. Krótkie potaknięcie głową wystarczyło i zabrał puste naczynie sprzed mojej twarzy.
-Lou!? Chcesz dokładkę? -machał ręką przed jego twarzą. Zachowywał się jakby odpłynął do innego świata. Pokręcił głową na 'nie' po czym rozejrzał się dookoła speszony.
-Muszę iść na dyżur. -mówił z lekką złością w głosie.
-Więc idź. -stwierdził Loczek patrząc na niego z zaciekawieniem i wzruszając obojętnie ramionami. W tym momencie Lou zaczął coś pokazywać rękami i mimiką twarzy, ale nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
-Wszystko w porządku? -zapytałem lekko zażenowany całą sytuacją. Teraz on i Hazz rozmawiali bezdźwięcznie, z czego wyłapałem tylko zdziwienie i pytanie chłopaka w ręczniku brzmiące 'tutaj?'. Zastanawiałem się o co chodzi, gdy nagle odchrząknął.
-Zi, poczekaj na mnie. Ogarnę się tylko i pójdziemy do Ciebie. -stwierdził szybko.
-D-do mnie? Po co?
-Na pewno musisz wziąć jakieś rzeczy do szkoły i chociaż się przebrać. -Podszedł do Louisa od tyłu i coś mu powiedział na ucho. Nie lubię, gdy ktoś przy mnie szepcze i rozmawia za moimi plecami. Nie mam pojęcia o co chodzi tej dwójce, ale potrzebuję się pozbyć mojej flustracji seksualnej. Mimo iż jestem gejem i dziewczyny mnie lekko obrzydzają, nigdy nie byłem z chłopakiem. W tym momencie czuję, że tego potrzebuję. Potrzebuję, żeby tym kimś dającym mi rozkosz był Hazzie. Czym prędzej wstałem od stołu i pożegnałem się na odchodne z Tomlinsonem. Świeże powietrze dobrze mi zrobi...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie jest! Początek wydaje mi się kiepski, ale może dlatego, że był pisany na siłę bez pomysłu... Do końcówki miałam natchnienie i mam nadzieję, że Wam się podoba. Dziękuję ponownie za wszystkie komentarze i po raz pierwszy za pytania do postaci. Ta nowa funkcja pomaga mi rozwinąć charaktery bohaterów poprzez odpowiadanie na Wasze pytania. Miło jest wiedzieć, że ktoś się interesuje tym blogiem. Jestem pod wrażeniem widząc te prawie 9000 wejść. Mam pomysł na świątecznego shota o Larrym. Możliwe, że ukaże się w Wigilię jako prezent dla czytelników. Dosyć skromny prezent, ale mam nadzieję, że następnym będą nowe rozdziały. Jeśli ktoś zauważył lub czytał tego bloga w sierpniu, zanim rozpoczął się rok szkolny, mógł zauważyć, że na początku dodawałam codziennie nowy wpis. Mam mnóstwo pomysłów i są dni, kiedy potrafiłabym pisać przez kilka godzin, ale są też takie, kiedy nie jestem w stanie złożyć sensownie zdania. Chętnie wciąż bym pisała codziennie, ale nie dysponuję już nadmiarem wolnego czasu, a w wolne dni chcę odpocząć jak każdy człowiek. Więc do rzeczy: zasada ta co zwykle 10 komentarzy= nowy rozdział. Zapraszam do ankiety znajdującej się wyżej po prawej stronie.

07 grudnia, 2012

Rozdział 25

***HARRY***

Wróciliśmy z Lou do domu. Po przekroczeniu progu usłyszałem dźwięki dobiegające z kuchni. Pewnie to jego mama zajęła się kurczakiem, który przy nas dwoje był skazany na przypalenie. Nie dlatego, że nie potrafimy gotować, dlatego, że spędzając czas razem zapominamy o wszystkim innym. Przd telewizorem natomiast siedział tata Louisa przerzucający nerwowo kanały.
-Hazz, idź na górę. -powiedział do mnie Tommo patrząc się w stronę miejsca, z którego dobiegał przyjemny zapach. Pokiwałem twierdząco głową i powędrowałem w stronę schodów. Będąc w pokoju położyłem się na łóżku i włączyłem muzykę przez słuchawki . Po jakimś czasie zamknąłem oczy znudzony oglądaniem sufitu. Nagle poczułem, że ktoś odsuwa słuchawki od moich uszu. Zorientowałem się, że obok mnie siedzi pan Tomlinson.
-Ona tak nie myśli. -powiedział spokojnie patrząc na mnie.
-O kim pan mówi? -zadałem pytanie, a po chwili sam zrozumiałem.
-Jestem Troy. -podał mi rękę, a ja się uśmiechnąłem.
-Harry. -przedstawiłem się.
-Przejdzie jej, jeśli już nie przeszło. Jay taka jest, reaguje impulsywnie. Najpierw mówi, potem myśli.-wytłumaczył miło mężczyzna.
-Czego słuchasz? -zadał pytanie trzymając w ręce moje słuchawki.
-Stevie Wonder, Isn't she lovely.
-To bardzo piękna piosenka, Harry. -patrzył mi oczy i chwycił moją twarz w dłonie. Lou czasem robi tak samo. Czyżby to było u nich rodzinne? Jego ręka wylądowała na mojej nodze. Przybliżał swoją twarz do mojej, a ja nie wiedziałem co mam zrobić. Uciec nie bardzo było jak, bo chwycił mnie tak, abym nie mógł się ruszyć. Nagle drzwi pokoju otworzyły się, o on odskoczył ode mnie. To Tommo, gdy go zobaczyłem rzuciłem się mu na szyję, jak małe dziecko. Nie miałem jednak zamiaru mówić mu o tym co zaszło. Jeśli nawet to nie teraz, nie dzisiaj.
-Już się stęskniłeś? Nie widzieliśmy się ledwo 20 minut. -wyszeptał mi do ucha. -Chodźcie na kolację! -krzyknął radośnie. Ja jedynie obrzuciłem spojrzeniem na jego ojca, po czym zeszliśmy na dół. Stół był już nakryty. Mama Lou zawołała mnie, zawachałem się nie chcąc powtórki z awantury lub z tego, co wydarzyło się na górze. Jednak udałem się w jej kierunku, gdy tylko się do niej przybliżyłem objęła mnie.
-Przepraszam, za to jak zareagowałam. Często tak robię... Ale skoro tu jesteś to musisz być na prawdę wyjątkowym dzieciakiem. Mój syn nie mieszkałby z byle kim. -uśmiechęła się i zaśmiała. Dziwne poczucie humoru, skądś to znam...
-Oj mamo! -krzyknął mój chłopak przeciągając ostatnią sylabę. Ciekawe, czy powiemy im o tym co Nas łączy... Zająłem miejsce przy stole. Kurczak był wyjatkowo smaczny. Smakował kuchnią Danielle. Jak to mówią, każdy gotuje inaczej i dwóm osobom nigdy danie nie wyjdzie takie samo. Nie było późno, ale rodzice Lou postanowili się położyć. Twierdzą, że są zmęczeni podróżą. Ja i Tommo włączyliśmy jakiś film w salonie i oglądaliśmy go wtuleni w siebie. Uwielbiam takie wspólne momenty. Gdy seans się skończył poszliśmy na górę, Boo uparcie twierdził, że musimy spać osobno, bo jego rodzice mogą coś zauważyć. Zrobiłem smutną minkę po czym on niewiarygodnie szybko zniknął za drzwiami mojego pokoju. Zdjęliśmy ubrania, jak zwykle zostawiając na sobie bieliznę i położyliśmy się pod ciepłą kołdrą. Przytuliłem się do niego, a on zaczął nucić jakąś piosenkę. Lubię, gdy to robi. Zasnąłem zupełnie zapominając o wydarzeniach z całego dnia. *** Do moich oczu dotarło światło wdzierające się przez okno. Kolejny zimny grudniowy dzień. Postanowiłem zrobić mojemu ukochanemu śniadanie do łóżka. Mając nadzieję, że goście jeszcze śpią poszedłem do kuchni i zacząłem przygotowywać naleśniki i kawę. Gdy już je usmażyłem, a napój był gotowy położyłem wszystko na tacy dodając sztućce oraz mały wazonik z białą różą. Ledwo podniosłem posiłek, a poczułem na szyji czujeś ciepłe wargi, a w pasie obejmowały mnie ręce.
-Boo, widzę, że jesteś głodny. Zrobiłem Ci śniada...
-Wracajmy do łóżka, jest wcześnie. -przerwał mi.
-A naleśniki? -zapytałem obracając się do niego przodem i całując.
-Mogą poczekać, chcę spędzić z Tobą ten poranek. -chwycił mnie za pośladki i podniósł. Nie opierałem się i objąłem go rękami i nogami, tak na wszelki wypadek. Wciąż całowałem jego usta, które aż się o to prosiły. Tommo wszedł na schody, lekko się chwiejąc. Zaproponowałem, że pójdę sam, lecz stwierdził, że tak jest romantyczniej. Będąc w połowie drogi na górę usłyszałem kobiecy krzyk. Lou mnie puścił, gdyby nie to, że się trzymałem to bym spadł. Sam szybko z niego zszedłem i nie wiedząc co robić zacząłem patrzeć w podłogę, która nagle zrobiła się wyjątkowo ciekawa.
-Co się dzieje, czemu tak krzyczysz? -obok żony pojawił się Troy w szlafroku drapiący się po głowie i z ledwo otwartymi oczami. Loui spojrzał na mnie i pokiwał twerdząco głową.
-Najwyraźniej Twój syn zabawia się z tym chłopcem. Czy czegoś nie wiemy? -najpierw spojrzała na męża, później na Nas.
-Mamo, ja... Już dawno powinienem był Ci to powiedzieć... Może najlepiej będzie, gdy zacznę od początku. To było gdy miałem 19 lat i...
-Nie musisz mi opowiadać historii swojego życia. Po prostu wytłumacz mi sensownie to co widziałam.
-No więc.. Jestem biseksualny. Nie mówiłem Wam tego wcześniej bo...
-Nie ważne, a jaki to ma związek z tym co się przed chwilą wydarzyło? -rzuciła wściekłym tonem. Boo przybliżył się do mnie i oplotł ręką moje ramie.
-Kocham go i jesteśmy razem. -powiedział pewnie, wydychając przy tym z ulgą powietrze. Jego rodzice patrzyli na siebie zdziwieni, nie wiedząc co mają zrobić... Po dosyć długiej ciszy, Jay sią odezwała.
-Twój ojciec też jest biseksualny. Wiedziałam o tym od dawna, więc Ciebie, a właściwie Was powinniśmy zaakceptować. Ale synku, wy razem? To legalne? -wiadomośc o orientacji Troya mnie nie specjalnie zdziwiła, po tym co wydarzyło się wczoraj.
-Nie do końca... Ale... -przerwała mu kobieta.
-Louis, wiesz, że możesz za to wylądować w więzieniu? W najgorszym wypadku możesz stracić prawo do wykonywania zawodu. Chcesz się tak poświęcać? -rozmawiali ze sobą, jakby nikogo poza nimi tu nie było. Na swoim ciele czułem spojrzenie taty Lou. Pomyślałem, że mogłem się chociaż ubrać...
-Tak wiem, ale my nie robimy tego... Kocham go i chcę z nim być, bez względu na konsekwencje. Pocałował mnie, co pozwoliło mi się uspokoić. Na dodatek starszy mężczyzna odwrócił wzrok, na co się uśmiechnąłem. Jay zaproponowała, że zrobi śniadanie. Mój chłopak powiedział jednak, że usmażyłem naleśniki. Co prawda to tylko porcja dla nas dwoje, ale zawsze można zrobić więcej. Wszyscy usiadli przy stole śmiejąc się, a ja poszedłem do kuchni. Gdy już posiłek był gotowy podałem go domownikom i chciałem udać się na górę, w celu założenia na siebie chociaż spodni, albo bluzki. Lou powiedział, żebym najpierw zjadł, na co posłusznie się zgodziłem. Usiadłem na wolny miejscu naprzeciwko Louisa, lecz obok jego ojca. Wciąż na mnie spoglądał, co doprowadzało mnie niemal do szału. Czemu nikt tego nie widział? Kończąc śniadanie na moim biodrze poczułem czyjąś ciepłą dłoń. Miałem nadzieję, że to Lou, choć on siedział za daleko. Widziałem jak Troy uśmiecha się do niczego nieświadomej żony, jeżdżąc ręką wzdłuż mojej nogi. Jego dłoń szybko zbliżała się do mojej bielizny. Zareagowałem wstając od stołu i tłumacząc, że nie czuję się najlepiej. Odrazu powiedziałem, że nic mi nie jest i potrzebuję tylko chwilę odpocząć. W domu byli sami lekarze, więc nie miałem ochoty na wymyślanie niczego bardziej skomplikowanego, bo zresztą po co. Szybko się ubrałem i usiadłem na łóżku. Jako chirurg plastyczny, ten mężczyzna nie powinien być bardziej... powściągliwy? Gdy tylko pojadą, powiem o wszystkim Boo. Nie chcę mieć przed nim tajemnic, ani powodować awantur, skoro dosyć długo nie zobaczy się z rodzicami. Położyłem się na niepościelonym miejscu spoczynku, a po chwili do pokoju wszedł mój Lou. Był wesoły i pokazał mi prezent od rodziców. Dwa tygodnie w Alpach, tylko ja i on. Cieszyłem się na tą perspektywę, zwłaszcza, że w Londynie nie zapowiadało się na śnieg.

***LOUIS***

Hazz zachowywał się trochę dziwnie, może to przez spotkanie z moimi rodzicami? Nie wiem, ale prezent poprawił mu humor. Nie chcę jeszcze nic mu mówić, ale wpadł mi do głowy plan na niespodziankę dla mojego Loczka. W góry pojedzemy w połowie stycznia, czyli za ponad miesiąc. Wygląda na to, że w jego urodziny spędzimy tam ostatni dzień. Pięknie się złożyło. Usłyszałem dzwonek do drzwi, lecz nie spieszyłem się ich otworzyć, wiedząc, że na dole są rodzice. Po chwili mama zawołała mnie, twierdząc, że przyszedł ktoś do mnie. Podniosłem się z łóżka i opuściłem pokój. Okazało się, że to Eleanor. Nie mam pojęcia, po co tu przyszła.
-Hej, co tu robisz? -zapytałem wprost.
-Jak to co? Przyszłam Was odwiedzić, ale widzę, że macie gości, więc...
-Nie, nie. Jeśli chcesz to zostań. -nie chciałem być niemiły, w końcu jest Naszą znajomą. Na dodatek rodzice, nie byliby zadowoleni, gdybym ją wyprosił za drzwi. Po chwili obok mnie zjawił się Hazz. Też był lekko zdziwiony obecnością szatynki. Nie wiedząc, co możemy robić wspólnie w piątkę zaproponowałem włączenie telewizora. Najlepszym rozwiązaniem był rodzinny teleturniej. Rodzice już siedzieli na kanapie. Usiadłem obok taty, a El obok mamy. Harry wciąż stał w miejscu, lecz w końcu usiadł na dywanie opierając się o kanapę, tak, żebym mógł bawić się jego loczkami. Uwielbiałem przeczesywać je palcami lub jeszcze bardziej zakręcać. W ogóle nie zwracaliśmy uwagi na program, do czasu... Panna Calder zaczęła nagle odpowiadać na pytania. Dołączyłem się i zrobiliśmy z tego zagrywki. Następny był Hazz. Na końcu udział w zabawie wzieli najstarsi.
-Ile masz lat skarbie? -zapytała Jay, Eleanor, po zakończeniu programu.
-Szesnaście, tyle co Harry. Chodzimy razem do klasy. -odpowiedziała uśmiechając się do mnie, na co odpowiedziałem tym samym.
-Na prawdę? Jesteś bardzo mądra! -zaczęła ją wychwalać.
-Dziękuję pani.
-Mów mi Jay. Chodź, pokażę Ci album rodzinny. -zaproponowała dziewczynie moja rodzicielka. Oddaliły się od nas, po czym mój tata zrobił miejsce obok mnie odsuwając się trochę. Uklepałem to miejsce zapraszając mojego chłopaka. Niepewnie na mnie spojrzał po czym usiadł blisko mnie. Położył głowę na moim ramieniu, a ja objąłem go ręką.
-Dziewczyna wie o Was? -zapytał mój tata.
-Nie do końca... -odparłem.
-To nie zachowujcie się tak, bo się zorientuje. -Loczek wziął głowę z mojego ramienia, po czym lekko się odsunął.
-Tak lepiej. -to była dziwna reakcja Troya na zmianę miejsca Hazzy. Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, ale El i Jay wciąż rozmawiały. Było słychać ich śmiechy dobiegające z innego pomieszczenia. Zachciało mi się pić, więc wstałem kierując się do kuchni. Harry zapytał gdzie idę. Odpowiedziałem mu i zapytałem czy nie chce czegoś. Pokiwał przecząco głową, na co odwróciłem się w stronę , w którą szedłem. Słyszałem jego rozmowę z tatą, lecz nie mogłem wyłapać z niej rzadnych słów. Nalałem wody do szklanki i wypiłem jej zawartość. Wróciłem do salonu. Hazz był lekko spięty i powiedział, że będzie lepiej gdy pójdzie na górę. Gdy już wstał zapytałem go cicho o co chodzi, a on odparł, że wytłumaczy mi innym razem. Usiadłem na moim poprzednim miejcu i zacząłem rozmowę z ojcem. Chciałem się dowiedzieć czegoś, ale on powiedział tylko 'dzieciak mnie nie lubi i tyle'. Ściemniło się i Eleanor wreszcie sobie poszła. Rodzice też postanowili się położyć. Poszedłem na górę do Hazzy. Już spał, więc nie chciałem go budzić. Położyłem się obok niego i zasnąłem. ***Rano znowu gdy się obudziłem nikogo nie było obok mnie. Poszedłem do łazienki i to tam znalazłam mojego ukochanego. Brał prysznic. Zaczął lekko piszczeć, na co ja się tylko uśmiechnąłem. Znowu szampon dostał mu się do oczu... Postanowiłem mu pomóc, gdy uchyliłem drzwiczki kabiny usłyszałem ten zachrypnięty głos, który tak kocham:
-Kto to? -zapytał przecierając oczy.
-Louis, a kim mam być? Jeśli chcesz, mogę zostać niegrzecznym panem doktorem i Cię zbadać...
-Boo, ty jesteś panem doktorem... -pomogłem mu wypłukać oczy z płynu, z którym dosyć często mają do czynienia. Pierwszym razem się przestraszyłem, bo nie wiedziałem o co chodzi. Teraz to jest już po prostu komiczne. Gdy już wyszliśmy z łazienki, wróciliśmy do pokoju. To może się wydać śmieszne, ale siedzieliśmy po turecku na łóżku grając z łapki... Chwilę przed południem zjawiliśmy się na dole, gdzie moja mama już kończyła robić obiad. Zjedliśmy pyszny posiłek i poszliśmy wszyscy na pożegnalny spacer. Jay ciągle mówiła o Eleanor. Jakby chciała zasugerować, że jest dla mnie lepsza niż Harry. On tego nie zauważył, bo był lekko zamyślony. Gdy wrócliśmy do domu, było już późno. Rodzice zabrali swoje walizki, czule się z nami żegnając. Gdy zniknęli za drzwiami Loczek pojawił się obok mnie.
-Lou, muszę Ci o czymś powiedzieć...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że akcja się Wam podoba...  To już drugi rozdział w tym tygodniu. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, gdyby nie one nie kontynuowałabym tego opowiadania. Dobrze jest wiedzieć, że ktoś czyta moje teksty i poświęca czas na pozostawienie po sobie śladu. Nowy rozdział tym razem, tak jak jeszcze niedawno pojawi się po 10 komentarzach pod tą notką. Zapraszam Was do brania udziału w ankiecie. Pojawiła się także możliwość zadawania pytań postaciom-> KLIK Jeśli chcecie być informowani na twitterze o nowych rozdziałach piszcie swoje nazwy tutaj lub na moje konto: @PaulinaPoland3
Wiem, że to trochę spóźnione życzenia, ale Wesołych Mikołajek i fajnych prezentów!!

04 grudnia, 2012

Rozdział 24


***NIALL***

Do szkoły szedłem z kilkoma planami. Przede wszystkim na umówienie się z chłopakami na wieczór i zaproszeniem Natalie na randkę. Trochę się denerwuję. Bliźniaczki chodzą do klasy z Harrym, który jak zauważyłem przyszedł dzisiaj do szkoły razem z Zaynem. Podszedłem do nich i zaproponowałem wspólne, wieczorne wyjście na kręgle. Zgodzili się na godzinę 7.00 wieczorem, a szatyn zaproponował, że Louis też mógłby iść. Na początku nie miałem pojęcia kim jest Louis, ale Malik wszystko mi wyjaśnił i stwierdził, że jest fajny i gdy go poznam to sam się o tym przekonam. Zapytałem, czy mogę zaprosić kogoś jeszcze, nie przeszkadzało im to, ale byli ciekawscy. Dowiedzą się w swoim czasie. Na pierwszej lekcji nie mogłem się skupić, a gdy tylko dzwonek zadzwonił pobiegłem szukać Nat. Szybko ją znalazłem, zapytałem czy nie chciałaby wyjść gdzieś wieczorem ze mną i moimi znajomymi. Zgodziła się bez problemu i zapytała, czy może zabrać siostrę. Twierdzi, że dopiero się wprowadziły i nie chce zostawiać jej samej. Przytaknąłem tylko potwierdzająco, na co się ucieszyła i pocałowała mnie w policzek. Zaczerwieniłem się i już wtedy wiedziałem, że ta dziewczyna jest wyjątkowa. Po trudnych lekcjach udałem się do domu, by zrobić pośpiesznie pracę domową i przygotować się na randkę i wieczór z kumplami w jednym. Właściwie nie znam się z Harrym za dobrze, ale dogaduję się z nim i nie mamy ze sobą problemów. Założyłem na siebie ciemne jeansy, białą koszulkę polo i niebieski sweterek. Ułożyłem niedbale włosy i byłem gotowy. Miałem wpaść po dziewczyny bo nie znają jeszcze okolicy i nie wiedzą gdzie dokładnie idziemy. Poszedłem pod wskazany adres i zapukałem do drzwi. Otworzyła mi je Eleanor, starsza z bliźniaczek.Uśmiechnęła się, podała mi rękę i powiedziała, że Nat za chwilę będzie gotowa. Zaprosiła mnie do środka i w krępującej ciszy czekaliśmy na jej siostrę. Gdy już była gotowa wyglądała ślicznie w różowych rurkach, białej bluzce i kremowym sweterku. Dziewczyny założyły jeszcze kurtki i buty po czym wyszliśmy do umówionego miejsca spotkania. Zastaliśmy tam już wszystkich. Przywitałem się z znajomymi i chłopakiem w koszulce w paski, który był bardzo zabawny przez cały wieczór. Grając w kręgle postanowiliśmy podzielić się na dwie trzyosobowe drużyny. W jednej była Eleanor, Lou i ja, a w drugiej Zayn, Harry i Nat. Nie szło nam najlepiej i to oni wygrali. W zamian za przegraną mieliśmy postawić wszystkim pizzę. Po zjedzeniu kolacji chłopaki stwierdzili, że najwyższy czas już iść. Eleanor postanowiła to samo. Poprosiłem Nat by została jeszcze chwilkę na co brunetka się rozpromieniła. Poszliśmy na spacer i porozmawialiśmy o różnych bzdurach. Gdy było już na prawdę późno odprowadziłem ją pod dom, a ona po raz kolejny dała mi nieśmiałego całusa w policzek. Po udanym dniu wracałem do domu myśląc o Maliku. Wciąż czuję do niego coś więcej, ale mam nadzieję, że przy nowo poznanej dziewczynie uda mi się o nim zapomnieć. Nie tyle o nim co o uczuciu, którym go darzę. U uczuciu, które nigdy nie powinno znaleźć miejsca w moim sercu...

***LOUIS***

Od wieczoru, kiedy dogadałem się z Zaynem minął ponad tydzień. Od tamtej pory często się widujemy razem z nim i kilkoma nowymi dla mnie znajomymi. Między innymi Nialem, Nathalie i Eleanor, która próbuje mnie poderwać w każdej możliwej sytuacji. Widzę to, ale staram się ją ignorować. Zaprosiliśmy też kilka razy Dan, bardzo się ucieszyła na nasz widok. Przez ten cały czas spędziliśmy również mnóstwo świetnych chwil tylko we dwoje. Przytulamy się, całujemy, rozmawiamy o wszystkim... Opowiedziałem mu o mojej ciekawej przeszłości, wie już że mnie i Nicka coś łączyło. Wie też, że to była tylko jedna nic nie znacząca dla mnie noc. Nie chcę mieć przed nim tajemnic. On natomiast opowiedział mi swoją smutną historię. Potrafimy też w siedzieć w ciszy i rozkoszować się nią. Z każdym dniem mój chłopak, bo mogę tak go już nazywać, był coraz szczęśliwszy, częściej się uśmiechał. Jakby zapomniał o wszystkim co mu się przytrafiło. Nie chciałem rozdrapywać ran i nie rozmawialiśmy o tym co sprawiało mu psychiczny ból. Dziś postanowiłem, że wyjdziemy gdzieś razem tylko we dwoje. Do głowy wpadło mi kino. To... dosyć mało oryginalne miejsce na randkę, ale czemu nie? Przypomniałem sobie, że akurat niedawno wyszła jakaś ciekawa komedia romantyczna. Gdy już dotarliśmy do budynku i zajęliśmy swoje miejsca, a film się rozpoczął mieliśmy nadzieję na miły wieczór. Niestety produkcja okazała się nudna. Hazz prawie zasnął, a ja odsunąłem się od niego, przez co oprzytomniał i oznajmiłem, że powinniśmy wyjść. Zgodził się bez słowa. Postanowiliśmy wyjść na spacer, jest początek grudnia, więc nie jest zbyt gorąco. Szliśmy wtuleni w siebie aby było nam cieplej, nie zwracając uwagi na mijających nas przechodniów. Gdy wreszcie weszliśmy do domu,zdjęliśmy kurtki i buty Harry przywarł mnie do ściany i zaczął całować, swoje kolano położył między moimi nogami doprowadzając mnie tum do szaleństwa.
-Nie możemy. -powiedziałem półszeptem, jakbym chciał przekonać samego siebie.
-Oczywiście, że możemy i za chwilę Ci to udowodnię. -w tym momencie Loczek zaczął zdejmować ze mnie koszulkę. Całował mój brzuch, a moje spodnie stawał się coraz ciaśniejsze z każdą jego czynnością. Wymknąłem się z jego objęć, by to on znalazł się między ścianą. Błądziłem namiętnie rękami po jego ciele. W tym momencie dotarł do mnie zdrowy rozsądek. Odsunąłem się od chłopaka i oparłem o ścianę obok niego głośno oddychając.
-Nie powinniśmy. -Hazza mimo wszystko chciał pocałować mnie w usta, a ja obróciłem głowę. Walczyłem ze sobą i moim ciałem, które nie opierało się sztuczkom Hazzy.
-Dlaczego nie możemy? Nie chcesz? -zapytał spokojnie odsuwając się ode mnie.
-Harry, nie chodzi o to, że nie chcę. Chcę i to bardzo. Jestem twoim opiekunem, a ty jesteś niepełnoletni. To nielegalne, poczekajmy jeszcze trochę.
-Do moich osiemnastych urodzin został jeszcze ponad rok.
-Tak, ale do wizyty moich rodziców mniej niż doba i musimy się wyspać. -chciałem zakończyć tą rozmowę. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do pokoju kładąc na łóżko. Sam położyłem się obok niego i wyszeptałem mu do ucha:
-Miłych snów kochanie.
-Tobie też Boo. -uwielbiałem, kiedy mówił do mnie Boo. Na swojej twarzy czułem łaskotanie jego loczków, co o dziwo mnie uspokajało. Jutro czeka Nas ciężki dzień.
Czując ciepło mojego ukochanego zasnąłem... Nagle usłyszałem dźwięk budzika. Szybko zerwałem się z łóżka i zauważyłem, że Harry'ego już nie ma. Za to na stoliku leży kartka ze znajomym tekstem: Nie chciałem Cię budzić, jestem w szkole. Wrócę o tej porze co zwykle. Kocham i tęsknię. Harry :x
Przypomniałem sobie, że muszę zrobić zakupy. Danielle obiecała mi pomóc z kolacją, na którą przyjadą goście. Napisała mi czego potrzebujemy do przygotowania kurczaka. Nie wiem do końca, czemu akurat kurczak. To dosyć zwykłe mięso, jak na taką okazję. Dziewczyna twierdzi, że skoro moi rodzice są lekarzami to na pewno wiedzą, że drób jest najzdrowszy. Ja też jestem lekarzem, ale jakoś nie szczególnie dbam o dobrą dietę. Moja rodzina też nigdy nie dbała. W Tesco spędziłem sporo czasu szukając przeróżnych przypraw i warzyw. Wziąłem też kilka bananów dla Harry'ego. Gdy już wyrwałem się z supermarketu i wróciłem do domu, czekając na pomoc w gotowaniu zacząłem sprzątać. Trochę to czekanie trwało, bo zdążyłem ogarnąć cały dom, nie licząc pokoju Hazzy. Może i jesteśmy parą, ale powinien sam posprzątać tak jak każdy normalny nastolatek. Słysząc dzwonek do drzwi pobiegłem w ich stronę i szybko je otworzyłem. Na powitanie uściskałem się z przyjaciółką i ochrzaniłem ją, za to ile musiałem czekać. Stwierdziła, że skoro rodzice będą wieczorem to nie ma sensu gotować nic przed południem. Ma rację, ale jest już grubo po południu. Przyprawiła mięso i wytłumaczyła jak i kiedy mam włączyć piekarnik. Nie to że nie gotuję sam, bo robię to. Jestem tylko kucharzem jednego dania. Makaron to jedyne co mi wychodzi jadalne i wszystkim smakuje, chociaż nie jestem pewien czy nie udają, aby mnie nie urazić. Zaczęliśmy kroić warzywa do sałatki, kiedy drzwi się otworzyły i usłyszałem radosny głos mojego chłopaka. Wszedł do kuchni i zaproponował pomoc, ale odesłałem go do pokoju i kazałem nie wracać, dopóki tam nie będzie czysto. Udał obrażonego i powędrował na górę. Gdy skończyliśmy przygotowywać posiłek podziękowałem pielęgniarce. Ona tylko życzyła nam powodzenia i postanowiła już iść. Ja chciałem sprawdzić jak Hazza się spisał ze sprzątaniem, więc poszedłem na górę. Uchyliłem drzwi do jego pokoju. Na prawdę nieźle mu poszło.
-Wow, brawo. -powiedziałem po czym pochyliłem się do chłopaka siedzącego przy biurku by go pocałować.
-O której oni mają przyjechać? -zapytał ze zdenerwowaniem w głosie.
-Widzę, że zrobiłeś też pracę domową... Powinni być za jakieś dwie godziny. Spokojnie, wszystko im wyjaśnię i Nas zaakceptują. Nie wiedzą nawet o mojej orientacji więc mogą się zdenerwować, ale będzie dobrze. Zobaczysz!
-Powinieneś się przebrać. -wskazał palcem na poplamioną przez różne rzeczy bluzkę i chichocząc cicho. Rzuciłem się na niego łaskocząc go, wiedziałem, że to lubi. Szybko wylądowaliśmy na podłodze tarzając się razem po dywanie.
-Ty też się ubierz bardziej elegancko. -nie wyglądał źle, ale dosyć luźno jak na takie spotkanie rodzinne. Znam moich rodziców i najchętniej przy stole widzieliby mnie w garniturze. Poszedłem luźnym krokiem do swojego pokoju. Z szafy wygrzebałem czarne rurki, błękitną koszulę i szelki. Założyłem na siebie mój strój i ułożyłem starannie włosy. Wróciłem do pokoju Hazzy, on wyglądał jak zwykle wspaniale. Miał na sobie ciemne i obcisłe, jeansowe rurki, białą bluzkę i rozpiętą niebieską koszulę. Jego włosy tworzyły artystyczny nieład, a oczy błyszczały. Spojrzałem na zegarek i rzuciłem się jak oparzony w stronę schodów. Loczek pobiegł za mną pytając co się stało. Niezrozumiale powiedziałem tylko, że kurczak już powinien być w piekarniku. Szybko włączyłem urządzenie, po czym umieściłem mięso wewnątrz. Oparłem się o blat kuchenny i wziąłem głęboki i spokojny oddech. Harry podszedł do mnie i musnął moje usta swoimi. Pozostało nam jedynie czekać. Gdy do drzwi zadzwonił dzwonek zerwałem się z kanapy na której dotychczas siedzieliśmy przytuleni. Szybko poprawiłem strój i włosy, Hazz zrobił to samo.
-A jeśli mnie nie polubią? -zapytał smutny i lekko przerażony.
-Kochanie, Ciebie nie da się nie lubić. -Dałem mu całus w czoło i usłyszałem po raz kolejny nerwowy dzwonek. Nacisnąłem na klamkę i moim oczom ukazała się dwójka ludzi.
-Mama, tata! -krzyknąłem wesoło obejmując ich po kolei. Przekroczyli próg, a ojciec położył ciężko wyglądające walizki.
-Chciałbym... Chciałbym Wam kogoś przedstawić.
-Masz dziewczynę? To wspa...
-To Harry. Harry, to moi rodzice. -pokazałem na chłopaka z lokami, który próbował się sympatycznie uśmiechnąć, ale moja mama wytrzeszczyła oczy i widocznie się zdenerwowała.
-Lousie Williamie Tomlinsonie, kto to jest i co to ma znaczyć?
-Bo widzisz... Ja jestem... Jego opiekunem. O tak, to dobre słowo... Adopto... -kobieta nagle mi przerwała.
-Jak to? Louis, jesteś młodym i zdolnym lekarzem z dobrym nazwiskiem i przyszłością, a adoptowałeś jakiegoś nastolatka? Po co Ci kula u nogi? Kochanie, wiem, że to może być trudne, ale oddaj go tam skąd go wziąłeś. -Hazz nagle wybiegł z domu z płaczem. Bez problemu zrozumiałem o co chodzi.
-Mamo, przestań! On nie jest pieskiem i ma uczucia! Zostajecie, czy wychodzicie? -zaczekałem chwilę na odpowiedź, ale nie słysząc jej wziąłem nasze kurtki i pobiegłem szukać mojego chłopaka. Nie musiałem biec daleko. Był tuż przy następnym domu, podszedłem do niego i narzuciłem okrycie na jego plecy, aby się nie przeziębił.
-Boo, a co jeśli ona ma rację? Jeśli... -przerwałem mu chwytając jego zapłakaną twarz w dłonie.
-Hazz, ona nie ma racji. Kocham cię i wiesz o tym. Przejdzie jej, zareagowała dosyć... impulsywnie... Potrzebuje czasu, to dla niem nowe... Pamiętasz co mówiłem?
-Wszystko będzie dobrze? -wyszeptał pociągając noskiem.
-Tak, właśnie to. -zaśmiałem się lekko i przybliżyłem swoją twarz do jego składając delikatny pocałunek na jego wargach.

***ELEANOR***

Rano wpadł mi do głowy genialny pomysł. Przypomniałam sobie, że Louis mówić coś o dzisiejszej wizycie jego rodziców. Mój plan polega na tym, że niespodziewanie pojawię się w jego domu udając, że nie wiedziałam o gościach. Potem tam zostanę i spróbuję się przypodobać Tomlinsonom. Louisowi oczywiście też, dlatego w cukierni kupiłam ciasto marchewkowe. Wystarczy spędzić z kimś odrobinę czasu obserwując go i da się go przejrzeć. Może uda mi się ich nabrać, że sama je upiekłam... Jeśli jednak nie to podam adres sklepiku. Będę miłą przyszłą synową idealną dla zamożnego i zdolnego lekarza. Kiedy już uda mi się go zdobyć, na pewno będzie kupować mi prezenty. Drogie prezenty bo wygląda na kogoś takiego... Nie będę musiała pracować, a moim hobby będą całodzienne zakupy. Życie jak marzenie, najpierw trzeba się postarać. Mogłam chociaż ubrać się cieplej, chłodny dziś dzień... Moja ciocia mówi: jedni się ubierają żeby wyglądać, a inni żeby nie marznąć. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Gdy weszłam na ulicę, na której znajdował się mój przyszły dom zauważyłam Harry'ego wybiegającego z budynku. Lekko się oddaliłam, by mnie nie zauważył. Płakał, może powinnam podejść i zapytać co się stało? Nie, jednak nie. On mnie nie obchodzi. Po chwili za nim wybiegł Louis, z jego kurtką w ręce. Otulił go nią i zaczęli rozmawiać. Eleanor, przydałby Ci się lepszy słuch. I zdrowa psychika nie mówiąca do samej siebie. Skończ z tym! Po chwili rozmowy zauważyłam coś dziwnego. Lou pocałował Harolda. Obserwowałam ich jeszcze przez jakiś czas, weszli do domu i zamknęli drzwi. Wygląda na to, że mój plan się nie uda. Czyżby oni byli parą? Nie możliwe... Teraz tylko tego trzeba żeby na mojej drodze pojawiły się przeszkody w postaci seksualności Louisa. Jestem pewna, że to nie był przyjacielski pocałunek. Nie mogli się od siebie odkleić. To takie obrzydliwe... Nie cierpię gejów. Pomyślę nam nowym planem w domu z kubkiem ciepłej herbaty. O ile ta idiotka Nathalie nie zaprosiła Nialla. Cały czas się śmieją i wygłupiają, a ja udaję, że to mnie też bawi. Jeśli już nie to muszę słuchać tych ciepłych słówek. Nie wierzę w miłość, jeśli coś takiego istnieje to na pewno nie spotkało tej dwójki, ani tym bardziej mojego Louisa. On jest mój i tylko mój. On może kochać mnie i tylko mnie...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
NOWE POSTACIE!
Eleanor i Nathalie Calder (16 lat)

















Bliźniaczki, nowo wprowadzone z rodzicami do Londynu.
Eleanor- udaje miłą dla świata, gdy obierze sobie jakiś cel to dąży do niego po trupach.
Nathalie- wesoła i radosna dziewczyna, jest młodsza, ale stara się dbać o swoją siostrę jak może.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest napisany już od tygodnia. Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze. Zapraszam do brania udziału w ankiecie i mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Historia idzie dalej, już wkrótce wydarzy się kilka ciekawych rzeczy. Nie mogę Wam zdradzić więcej.  Następny rozdział jest już w trakcie pisania. Zapewne pojawi się do końca tego tygodnia. Pytania do postaci można zadawać tutaj: KLIK  Wystarczy napisać, do kogo skierowane jest pytanie.
Czytasz=komentujesz

23 listopada, 2012

Rozdział 23


***HARRY***

-Danielle! -krzyknąłem i rzuciłem się na szyję mulatce gdy tylko pojawiła się w progu.
-Już, już. Też tęskniłam. -powiedziała miłym głosem uśmiechając się i próbując wyrwać z moich uścisków.
-Jak się czujesz? Co u twojego brata? -zarzuciłem ją pytaniami gdy tylko weszliśmy do jej mieszkania.
-U mnie wszystko dobrze, mój brat też jest zdrowy, to był tylko... fałszywy alarm. -uspokoiła mnie.
-Wiesz... Jakoś źle mi z tym, że nie odwiedziłem Cię wcześniej. Przepraszam. -ukazałem skruchę.
-Na prawdę nic się nie stało. Za to u Ciebie najwyraźniej tak, mów o co chodzi.
-To nic takiego. -nie przyszedłem do niej, aby ją zamartwiać. Chciałem tylko porozmawiać o błahostkach i dowiedzieć co u niej. Trzeba przyznać, że dziewczyna ma intuicję.
-Jeśli Cię to przekona, to Lou mówił mi co się u Was wydarzyło. Jesteśmy w końcu przyjaciółmi, ale po twojej twarzy widzę jakieś problemy i zmartwienia. -skąd ona to wie?
-To na prawdę nic...
-No powiedz już! -zaczęła mnie łaskotać po brzuchu. Śmialiśmy się tak dobrą chwilę, gdy w końcu zajęliśmy miejsca na kanapie i jej twarz spoważniała. Postanowiłem powiedzieć o co chodzi.
-Louis i Zayn się pobili. -rzuciłem prosto z mostu.
-Jak to? Nic im nie jest? O co poszło? -zaczęła zadawać wiele pytań.
-Dali sobie tylko w twarz. Nie wyglądało na nic poważnego. Nie mam pojęcia o co chodziło bo wyszedłem i powiedziałem, żeby się dogadali zanim wrócę. Mam nadzieję, że się nie pozabijają. -chciałem, żeby to zdanie wyszło pół-żartem, ale widząc jej minę sądzę, że się nie udało.
-Wytłumacz mi jedno, co jest między tobą, a Zaynem? Tak nagle jesteście blisko siebie i...
-Nie wiem jak to się stało. Jeszcze niedawno był moim największym wrogiem, ale jakiś czas temu się zmienił. Jest inny i to jaki był wydawało się być tylko maską pozorów. Sam tego nie rozumiem, ale nie o rozumienie tu chodzi. Ufam mu i to jest ważne. Może zbyt łatwo zyskuję dobre mniemanie o ludziach, ale on na to zasługuje. Pokazał, że żałuje i tak na prawdę nie jest zimnym draniem, gdzieś głęboko jest wrażliwy. -powiedziałem jej wszystko. Wiem, że jej mogę się zwierzyć. Zresztą Lou też to robi...
-To wszystko? Myślałam, że wciąż jest taki jak kiedyś... Zdziwiłeś mnie. Jesteś może głodny? Zrobimy kolację! -lubię gotować, a dziewczyna jest dobrą kucharką więc się zgodziłem. Zaczęliśmy się krzątać po kuchni szukając składników potrzebnych do zrobienia omletu japońskiego. Nigdy nie słyszałem o czymś takim, ale Dan twierdzi że jest prosty w zrobieniu i smaczny. Po przygotowaniu i usmażeniu posiłku nadeszła pora, aby go zjeść. Był naprawdę pyszny. Stwierdziłem, że jest późno i grzecznie pożegnałem się z młodą pielęgniarką. Powiedziała, żebym wpadał do niej częściej bo lubi gotować razem z kimś. Wiem, że to jej pasja. Tak jak taniec. Dziewczyna kocha tańczyć, aż dziwie się, że nie została tancerką. Jednak pomaganie ludziom okazało się lepsze. Szybkim krokiem wędrowałem w stronę domu, zastanawiając się co tam zastanę i czy Lou z Zaynem mnie posłuchali.


***LOUIS***

-Poczekaj! -krzyknąłem i chwyciłem wybiegającego chłopaka za nadgarstek, na co on zareagował dosyć agresywnie.
-Słyszałeś, co powiedział Harry? On ma rację, powinniśmy sobie wszystko wyjaśnić, więc zostań i pogadajmy. -kontynuowałem.
-A jeśli nie to co mi zrobisz? -wycedził wściekle przez zęby.
-Hmm, mogę powiedzieć mu, że to ty mnie zaatakowałeś, a ja się tylko broniłem albo że po tym jak wyszedł przyłożyłeś mi jeszcze mocniej.
-Nie zrobisz tego!
-Zrobię! To co, zostajesz? -mój ton zrobił się milszy. Chłopak zamknął drzwi i spojrzał na mnie niepewnie.
-Wiedziałem, że podejmiesz dobrą decyzję. To czego się napijesz? Herbaty? Już się robi.
-Zostaję tutaj tylko dlatego, że mi grozisz. -powiedział to ze znudzeniem, jakby chciał pokazać, że nie podoba mu się tu być. Co raczej było prawdą.
-Nie tylko dlatego. Dlatego, że Hazz tego chce, a on jest dla Ciebie ważny. Zayn, jeśli mogę tak do Ciebie mówić, nie jestem ślepy. Lubisz go i jesteście kolegami, może nawet przyjaciółmi. Powinniśmy się dogadać. Nie mówię o przyjaźni, chodzi mi tylko o wzajemny szacunek i akceptację. -po tych słowach chłopak patrzył na mnie przez chwilę w ciszy, po czym przytaknął porozumiewawczo. Nalałem wody do czajnika i go włączyłem. Otworzyłem górną szafkę i zacząłem szukać apteczki, czując na sobie wzrok Malika. Był podejrzliwy i nie darzył mnie szczególną sympatią. Może ma rację, bo nie traktowałem go zbyt dobrze, ale sobie na to zasłużył. Dziś to on uderzył mnie pierwszy, gdy powiedziałem, że Loczek śpi stwierdził, że kłamię bo chcę ich rozdzielić. On nie wie jednego, ja kocham Hazzę nie jak syna lub kogoś kim się opiekuję, kocham go jak kogoś, z kim chcę spędzić resztę życia. To trochę bez sensu, patrząc na różnicę wieku jaka jest między nami. Jak to mówią, nie liczy się to ile masz lat, tylko na ile się czujesz. Usiadłem naprzeciwko mulata i położyłem przed nim świeżo zaparzoną herbatę. Wziął kubek w swoją stronę i upił łyk. Nie widziałem na jego twarzy grymasu, ale podałem mu cukier. Podziękował, twierdząc, że nie słodzi. Nagle w mojej kieszenie zadzwonił telefon, wyjąłem go energicznie z nadzieją, że to Hazz. Wyświetlona nazwa mnie zdziwiła. To była moja mama, przeprosiłem grzecznie mojego gościa i oddaliłem się na odległość pozwalającą mi w spokoju porozmawiać. Pośpiesznie odebrałem połączenie. Mama bardzo ucieszyła się słysząc mój głos. Zaczęła wypytywać, dlaczego tak dawno nie rozmawialiśmy i co u mnie. Odpowiedziałem jej krótko, że dobrze. Oznajmiła, że za tydzień przyjedzie z tatą mnie odwiedzić i mają dla mnie prezent na urodziny. Co prawda, do moich urodzin zostało jeszcze ponad miesiąc, ale zapewne później nie będą mieć czasu na odwiedziny. Poprosiłem o pozdrowienie ojca i pożegnałem się. Nie ucieszyła mnie informacja o wizycie rodziców. Co im powiem o Harrym? Prawdę? Czemu miałbym kłamać? Nie powiem, że go kocham bo oni nawet nie wiedzą o mojej orientacji. Coś wymyślę, w tym momencie muszę dogadać się z Zayem. Do głowy wpadł mi pomysł.
-Chcesz się czegoś napić? -rzuciłem zbliżając się w stronę kuchni.
-Mam już herbatę, nie ...
-Chodzi mi o coś mocniejszego. -wyjaśniłem moją propozycję. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem i wykonał ruch znaczący dla mnie jako 'jasne'. Podszedłem do lodówki i wyjąłem dwa piwa. Może nie jest mocne, ale dobre na zawieranie znajomości. Rozmawialiśmy o bzdurach, na początku było krępująco, ale potem atmosfera zrobiła się luźna. Wypiliśmy już sporo i przypomniałem sobie, że właśnie leci mecz. Poszliśmy do salonu i włączyłem telewizor. Początek drugiej połowy rozgrywki. Manchester wygrywa z Chelsea, 1:0. Okazało się, że Malik również kibicuje 'Czerwonym diabłom'. Poszedłem po chipsy i więcej gorzkiego trunku. Gdy siedzieliśmy na kanapie śmiejąc się drzwi wejściowe się otworzyły, to Harry. Chciałem rzucić się mu na szyję i powiedzieć 'kochanie, tęskniłem'. Niestety nie przy odrobinę wstawionym Maliku. Uśmiechnął się gdy zobaczył nas razem w takim humorze. Zrobiliśmy mu miejsce po środku kanapy między nami.
-Widzę, że się dogadaliście. -mówił uśmiechając się, w międzyczasie puścił mi oczki.
-Jakoś tak wyszło... Gdzie byłeś? -zapytałem.
-Cieszę się. U Danielle, jest już trochę późno, ale mam nadzieję, że się nie gniewasz. -patrzył na mnie.
-Hej, ja też tutaj jestem! -krzyknął szatyn. Wydawał się być pijany, to dziwne bo nie wypiliśmy tak dużo, mimo iż alkohol rozwiązał nam języki.
-Piliście?
-Tylko troszkę...
-Ja... Ja już pójdę. Skoro jest późno to powinienem być w domu. -widząc, że chciałem pomóc mu wstać oznajmił, iż poradzi sobie sam. Objął Hazzę na pożegnanie, a mi powiedział jedynie 'do zobaczenia'. Czy to znaczy, że się jeszcze zobaczymy? Okaże się... Dziwne, że postanowił iść tak nagle. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły przybliżyłem się do Loczka i oddałem się delikatnemu pocałunkowi i słodkiemu smakowi jego ust. Tęskniłem, choć nie powinienem. Nie widzieliśmy się ledwie kilka godzin. On staje się "moją własną odmianą heroiny'. Tak, to cytat ze Zmierzchu. Lubię filmy o miłości i jestem pewien, że razem z Hazzą musimy obejrzeć kilka. Po dłuższym czasie przerwałem pocałunek by móc zaczerpnąć powietrza i położyłem głowę z zagłębieniu szyi młodszego chłopaka. Biło od niego takie ciepło, dzięki któremu moje uczucia stawały się coraz mocniejsze. Nie tylko dlatego, to jedna z tych małych rzeczy, których w nim kocham.


***NIALL***

Spacerowałem wieczorem ulicami Londynu, aby zastanowić się nad moim życiem. Szczególnie nad moimi uczuciami. Czuję coś do Zayna, nie wiem tylko co to. Może tylko silna przyjaźń, lub zauroczenie. Obawiam się jednak, że się w nim zakochałem. Czemu mam się tego obawiać? Bo nie ma dla nas szans. To, że ja jestem biseksualny, nie znaczy, że całe otoczenie też. Malik jest najnormalniejszym chłopakiem, z którym niegdyś spędzałem mnóstwo czasu. Teraz to już jedynie wspomnienia. Widujemy się, ale nie tak często jak dawniej. Nie tak często jakbym chciał. Nie tak często by zadowolił mnie swoją obecnością. Cieszy mnie jednak jego zmiana. Odszedł od tych bandytów, z którymi niestety ja też miałem styczność. Wciąż może się ich bać, w każdej chwili mogą zaatakować jego lub Harrego. A co ma z tym wspólnego Harry? To dla niego Zayn się zmienił. To on go zmienił. Nie wiem jak, ale udało mu się przywrócić go do tego kim był zanim przeszedł tę duchową przemianę na gorsze. Spędzają czas razem, może i ja powinienem do nich dołączyć? Czemu nie? Jutro zaproszę ich do Nando's na obiad. Dziś w szkole pojawiły się dwie nowe uczennice, Eleanor i Natalie Calder -siostry bliźniaczki. Różnią się od siebie, dzięki czemu mogłem je zapamiętać. Nat, bo tak chce, żeby na nią mówić jest śliczna i wydaje się miła. Na dodatek wygląda na zainteresowaną moją osobą. Może ją też gdzieś zaproszę? Pomoże mi zapomnieć o Zaynie, może nawet ją pokocham? Nie chcę jej wykorzystywać, chcę po prostu zaznać odrobiny szczęścia. Może z nią mi się uda...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trochę krótko wyszło, ale mam nadzieję, że chociaż ciekawie. Jeśli czytasz tego bloga, zapraszam do wzięcia udziału w ankiecie znajdującej się po prawej stronie. Chcę wiedzieć ilu Was tutaj jest tak na prawdę. Nie wiecie jak się cieszę z ilości wejść i komentarzy. Blog ma już ponad 5500 wyświetleń. Zaczynając tą historię nie spodziewałam się takich liczb. Bardzo Wam dziękuję za wszystko, w szczególności miłe komentarze. Tradycyjnie już nowy rozdział po Waszych 10 opiniach pod tym. W kolejnej części dodam zdjęcia o opisy nowych postaci. Chyba wiecie już o kogo chodzi. Pozdrawiam:))

22 listopada, 2012

Liebster Award


Witajcie! Zostałam nominowana do Liebster Award przez mrrrrru † ,za co dziękuję, na prawdę się nie spodziewałam. Na początku muszę przyznać, że nie bardzo wiem co to jest. Moja przygoda z blogiem rozpoczęła się dosyć niedawno. Pozwoliłam sobie skopiować wyjaśnienie:

Otóż jest to nominacja, którą otrzymuje się od innego blogera.
Trzeba odpowiedzieć na jedenaście pytań zadanych przez osobę, która nas nominowała i samemu nominować jedenaście blogów, ale żadnym z nich nie może być blog który nominował nas, a następnie poinformować ich o tym.

A więc, moje odpowiedzi na pytania:

1. Jeśli miałabyś wybierać między życiem wiecznym, ale nie znalazłabyś tej jednej jedynej osoby a miłością aczkolwiek twoje życie byłoby by bardzo krótkie, które byś wybrała ?
-Wybrałabym krótkie życie z miłością. Samotność przez dłuższy czas nie jest dla nikogo dobra, zwłaszcza przez wieczność.
2. W jakie zwierzę chciałabyś się móc przemieniać kiedy tylko zechcesz, jeżeli byłoby ci to dane ?
-Na pewno w ptaka. Może gołębia lub wróbla. W każdym razie po to, by zaznać wolności i móc po prostu odlecieć.
3. Czy kiedykolwiek w swoim życiu miałaś ochotę tak po prostu zniknąć ?
-Tak, często miewam takie chwilę i zastanawiam się wtedy jak świat by zareagował na moją nieobecność.
4. Jesteś wierzącą osobą ?
-Wierzę w Boga, ale nie specjalnie popieram kościelne poglądy. M.in o zakazie invitro i potępianiu homoseksualistów.
5. Co zrobiłabyś gdyby twój najlepszy przyjaciel/przyjaciółka wyznał/a, że jest w tobie od dawna zauroczony/a ?
-Jeśli ja bym nic nie czuła to tej osoby, to delikatnie bym to powiedziała, wytłumaczyła, że możemy wciąż być przyjaciółmi i przytuliła.
6. Jaki jest twój największy lęk ?
-Boję się wielu rzeczy, nie wiem czego najbardziej. Może straty kogoś bliskiego...
7. Jaki jest twój ideał ?
-Ideał, tak? Jeśli chodzi o człowieka, to na pewno charakter jest ważny, wrażliwość, delikatność, poczucie humoru, ten ktoś musi być dobry i nie krzywdzić innych. Przerośnięte ego również jest dla mnie odpychające..
8. Co chciałabyś w sobie zmienić ?
-Wygląd, zdecydowanie. Trochę więcej pewności siebie i odwagi również nie zaszkodzi.
9. Został ci jeden ostatni dzień życia, możesz zrobić tylko jedną rzecz. Co to będzie ?
-Pożegnanie się z ludźmi których znam, mimo iż nie lubię pożegnań. Zjadłabym też czekoladę.
10. Możesz być niewidzialna przez jeden dzień, jak to wykorzystujesz ?
-Patrzę i słucham co myślą o mnie innym, jak się zachowują gdy mnie przy nich nie ma.
11. Wolałabyś zagrać Bellę Swan czy raczej Hermionę Granger ?
-Chyba jednak Bellę. Jestem marzycielką i chciałabym takiej miłości jaka łączy ją z Edwardem i przyjaźni Jacoba. Choć magia też jest kuszącym rozwiązaniem...

Moje pytania:

1. Z jakiej decyzji podjętej w swoim życiu jesteś dumna/dumny?
2. Wybierając w sklepie przekąskę, co weźmiesz?
3. Jest w tym momencie ktoś, za kim tęsknisz?
4. Jak reagujesz na porażki?
5. Dlaczego założyłaś/założyłeś bloga?
6. Uważasz, że masz jakiś talent? Jaki?
7. Dokończ: Gdy byłam/byłem małym dzieckiem moją ulubioną zabawą było...
8. Jakie piosenki wolisz, smutne czy wesołe?
9. Jaki jest Twój ulubiony serial?
10. Na jakim instrumencie chciałabyś/chciałbyś nauczyć się grać?
11. Lepiej dogadujesz się z ludźmi starszymi od Ciebie, czy może młodszymi?

Nominowani przeze mnie:
1. Angel's Touch
2. Please, don't crying. I love you...
3. Like a Cannonball
4. Messages From a Grave...
5. Never Give Up
6. You've got that one thing
7. Small Steps
8. Because True Love Can Not Hide
9. Larry Forever and Always
10. Last Picture
11. Larry Stylinson


PS: Nowy rozdział pojawi się do końca tego tygodnia.

09 listopada, 2012

One Shot- Ja odchodzę, ty zostań...


***LOUIS***

Wreszcie podjąłem tę decyzję. Tę decyzję z którą mierzę się od dawna. Postanowiłem odejść z One Direction. Właściwie już to zrobiłem. Wczoraj załatwiłem sprawy prawne, mi.in umowa i takie tam mało znaczne bzdury. Dziś muszę powiedzieć chłopakom, że nasze drogi muszą się rozejść. Przynajmniej moja nie będzie szła już wzdłuż ich. Dlaczego to robię? Mam już dość, tego że ludzie myślą, że jestem gejem. Jestem hetero i kocham Eleanor. Ciężko mi znieść jak ludzie ją obrażają, ona czasem płacze. Nie jestem w stanie tego oglądać. Za długo na to pozwalałem. Czekam teraz w studiu nagraniowym na moich przyjaciół. Liam, Niall i Zayn już się zjawili. Oznajmiłem im, że mam coś ważnego do powiedzenia i czekamy na Harrego. Siedzimy w ciszy, ja wpatruję się w podłogę. Ciężko mi spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że po tym wszystkim co razem przeszliśmy ich opuszczam. Czego się nie robi dla miłości? Ciszę przerwały kroki chudego chłopaka z lokami. Na mój widok jego twarz się rozpromieniła, ale jego uśmiech zniknął gdy zobaczył moją minę.
-Usiądź- powiedziałem. -Mam Wam coś ważnego do powiedzenia.
-Mów już, nie strasz nas! -krzyknął blondyn uśmiechając się przy tym jak idiota.
-No dobrze, więc... Ja odchodzę z zespołu. Postanowiłem odciąć się od świata mediów i być szczęśliwym... Rozumiecie prawda?- zapytałem mając nadzieję, że tylko pokiwają twierdząco głowami.
-Ale między nami nic się nie zmieni? Dalej będzie tak samo?
-Nie Hazz... Nie do końca... -na moje słowa chłopak wybiegł z pomieszczenia z łzami w oczach. Nie czekając na nic sam postanowiłem się ewakuować widząc miny reszty. Wróciłem do mieszkania, czując, że zaczynam moje życie od nowa. El już na mnie czeka. Mam dla niej niespodziankę, na pewno się ucieszy.
-Witaj kochanie. -przywitała się i pocałowała mnie namiętnie. Oddałem pocałunek i zatopiłem się w jej ustach.
-Hmm, jakie miłe powitanie. Mam dla Ciebie niespodziankę!
-Dla mnie? Co to takiego? -zapytała rozglądając się w około w poszukiwaniu jakiegoś prezentu.
-Odszedłem z One Direction! Cieszysz się? -dziewczyna nie powiedziała ani słowa. -Zapisałem się na studia i od nowego semestru będziemy razem chodzić na uczelnię, co prawda inny kierunek... Znajdę też pracę, będziemy żyć jak normalni ludzie!- uśmiechnęła się, ale była lekko smutna. Już wkrótce przekona się do mojej decyzji i będziemy razem na zawsze.
***
Minęło już kilka tygodni od podjęcia mojej decyzji. Nie widziałem się z chłopakami ani razu od tamtego czasu. Spędzam całe dnie w domu, czekając aż moja ukochana wróci z uczelni. Właśnie kończył się kolejny odcinek Marthy Stewart i jej pomysłów na urządzenie mieszkania własnoręcznie zrobionymi rzeczami. Usłyszałem znajomy dźwięk klucza w zamku i podniosłem się z kanapy. Eleanor wbiegła szczęśliwa do domu.
-Kochanie, idziemy na zakupy! Zdałam!
-To wspaniale! Takie jak wczoraj?
-Nieee, takie jak wtedy gdy byłeś w zespole.
-Tłumaczyłem Ci już, że musimy oszczędzać. Mam co prawda sporo pieniędzy, ale nie wiadomo jak to wszystko się potoczy...
-Czyli nie pójdziemy po te śliczne szpilki za 3000 funtów?- mówiła proszącym tonem. Pokiwałem przecząco głową. Na co ona zareagowała dziwnie. Co najmniej dziwnie, zaczęła krzyczeć.
-Po co odchodziłeś z zespołu? Powiedz mi szczerze, dlaczego to zrobiłeś?
-Bo miałaś dość, że ludzie Cie obrażają, wiesz przecież, że zrobiłem to dla Ciebie...
-A czy ja kiedykolwiek narzekałam albo o to prosiłam!? Nie!? Zrozum, że teraz bez twoich pieniędzy i sławy jesteś NI-KIM! -przesylabowała ostatnie słowo co sprawiło że zabrzmiało to poniżająco.
-El, jak to? Przecież Cię kocham i ty kochasz mnie!
-Naprawdę jesteś taki głupi i ślepy?! Spójrz na siebie! Mogłabym mieć kogoś milion razy lepszego, wyglądającego jak facet a nie jak ciota, zastanów się dlaczego z tobą byłam!
-Jak to byłaś? Przecież...
-To koniec, wyprowadzam się. Rob co chcesz, ale daj mi spokój. -zniknęła za drzwiami i już po chwili wróciła z ogromną walizką. Krzyknęła tylko -Żegnaj!. -Nie mogę w to uwierzyć, ona mnie wykorzystywała. Harry kiedyś próbował mi to powiedzieć, ale spławiłem go. Miał rację. Zostałem prawie sam, bez przyjaciół, dziewczyny... Pójdę do Harrego, spróbuję mu wyjaśnić co zrobiłem i poproszę, żeby było tak jak dawniej. Potrzebuję się komuś zwierzyć z tego co się stało. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi o niej zapomnieć. Ubrałem kurtkę i buty. Wsiadłem do auta i pojechałem w stronę mieszkania Hazzy. Gdy już tam dotarłem zapukałem w drzwi, usłyszałem kilka kroków i drzwi się otworzyły.
-Louis...
-Harry, ja... przepraszam, zrozumiałem że jesteśmy przyjaciółmi i nie mogę tego tak zostawić... -zacząłem mówić, ale język mi się plątał.
-Stało się coś? Eleanor Cię zostawiła? -przerwał mi nieprzejętym głosem.
-Skąd wiesz? -rzuciłem zdziwiony.
-Tak myślałem, gdyby to się nie wydarzyło nie zjawiłbyś się tu, a teraz wybacz, wyjeżdżam. -wyszedł z domu z walizką i zaczął przekręcać zamek w drzwiach.
-Hazz, dokąd jedziesz?
-Nie twoja sprawa, już nie twoja... I nie mów tak do mnie. Dla Ciebie jestem Harry, albo najlepiej Styles. -mówiąc to oddalił się, zniknął szybko z pola widzenia i zostawił mnie szlochającego pod jego domem. Otrząsnąłem się i zrozumiałem, że miał rację. Udałem się do reszty przyjaciół prosić by mi wybaczyli. Zayn nawet nie otworzył drzwi, Niall tylko się uśmiechnął, powiedział 'nie ma sprawy stary' i poszliśmy coś zjeść do Nando's. Liam natomiast stwierdził, że każdy może popełnić błąd i prosił, żebym wrócił do śpiewania. Nie zgodziłem się, chciałem żyć swoim życiem. Takim jakie zaplanowałem, tylko bez Eleanor. Dosyć szybko o niej zapominam. Była po prostu dziwką sprzedającą się za kasę. Tak na prawdę też jej nie kochałem i dzięki temu wszystkiemu zdałem sobie z tego sprawę. Wróciłem do moich zajęć, czyli oglądania telewizji i objadania się chipsami z marchewką. Po kilku dniach mojego innego życia usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Poszedłem je otworzyć. Moim oczom ukazał się Harry, wyglądał kiepsko, był blady i miał sine ze zmęczenia oczy.
-O Boże, Hazz, co Ci się stało?
-Nic Lou, nie martw się o mnie. Przepraszam za to jak Cię potraktowałem. Przemyślałem to sobie i...
-To ja tu powinienem przepraszać. I właśnie to robię, po za tym, wejdź do środka! -ruchem ręki go zaprosiłem.
-Chętnie. -minął próg i zawisnął na mojej szyi. Poczułem jego ciepło i również go objąłem.
-Napijesz się czegoś?- zaproponowałem mając nadzieję, że odmówi bo tak na prawdę nie mam już nawet torebek herbaty.
-Nie dzięki. -odetchnąłem niezauważalnie z ulgą.
-Mam pomysł, wyjdźmy na miasto i zaszalejmy tak jak dawniej! -Loczek się zgodził i wyszliśmy, powędrowaliśmy do jakiegoś wesołego miasteczka i kupiliśmy różową watę cukrową. Poszliśmy również na niezliczoną ilość karuzeli. Tak minął nam cały dzień. Brakowało mi tego. Minął miesiąc i nasze relacje były dobre. Wciąż takie jak kiedyś, tak jakby ta rozłąka nie miała miejsca. Pewnego dnia gdy byłem na uczelni zadzwonił telefon, myśląc, że to coś ważnego odebrałem. To było coś ważnego, ze szpitala, z Harrym jest źle, nie chcieli mi powiedzieć co się stało przez telefon. Szybko pojechałem tam łamiąc po drodze wszystkie przepisy drogowe. Gdy tam dotarłem spodziewałem się jakiegoś wypadku, ale lekarz powiedział, że zasłabł. Nie rozumiałem co w tym złego, więc wytłumaczono mi to. Jakiś czas temu wykryto u niego nowotwór, ale nie chciał poddać się leczeniu bo i tak by nie pomogło. Teraz znacznie mu się pogorszyło i doktor daje mu najwyżej 3 tygodnie życia. Jeśli będzie mieć szczęście. Słysząc to rozpłakałem się i usiadłem bezradnie na krześle. Pielęgniarka powiedziała mi, że się obudził i na pewno chciałby zobaczyć kogoś bliskiego. Wszedłem do ponurej sali, on się odezwał.
-Już wiesz...
-Hazz, dlaczego mi nie powiedziałeś, jesteśmy przyjaciółmi, może wtedy mogliby Cię wyleczyć, teraz jest już...
-Za późno, wiem. Gdy się dowiedziałem, też było. Nie powiedziałem bo nie chciałem twojej litości, chciałem żebyś mnie traktował jak przyjaciela, takiego przyjaciela, który jest zdrowy i nie umiera. Skoro niedługo odejdę sądzę, że muszę Ci coś wyznać.
-Co takiego? -zapytałem po czym przetarłem dłonią moje mokre od łez oczy i spojrzałem na niego.
-Lou... Ja Cię kocham. Nie jak brata czy przyjaciela, tylko jak mężczyzna kobietę, w tym wypadku Ciebie...
-Hazz, Shhhh, bo widzisz, ja chyba Ciebie też... -pocałowałem delikatnie jego usta. On oddał pocałunek. Zrozumiałem, to dopiero teraz, kiedy on ma odejść już wkrótce. Do głowy wpadł mi pomysł i uśmiechnąłem się na obraz tworzący się w mojej głowie.
-Co powiesz, na wspólną wycieczkę po Europie? -zaproponowałem odrywając się od jego ust.
-Nie wiem czy mogę stąd wyjść...
-Tym się nie martw, załatwię to. -puściłem mu oczko i poszedłem do kilku lekarzy, następnie wyjaśniłem im o co chodzi. Zgodzili się. Spakowałem swoje rzeczy i pojechałem do Harrego zabrać i jego walizkę. Wróciłem do szpitala i jak najprędzej stamtąd wyszliśmy. Loczek dostał tylko jakiś zastrzyk i pudełeczko pigułek, gdyby czuł się gorzej. Pojechaliśmy na lotnisko. Wylecieliśmy do Paryża, znaleźliśmy miły hotel i zostawiliśmy tam nasze bagaże. Poszliśmy pod wieżę Eiffla i tam wyznałem mu miłość po raz kolejny. Wydawało się, że zapomnieliśmy o czasie jaki daje nam Bóg. Po kilku dniach spędzonych nie tylko na zwiedzaniu miasta, bo przyznam, że długo nie wychodziliśmy z łóżka polecieliśmy do Włoch. Na jednej z plaż Harry wyznał mi, że boi się śmierci i że będzie tam sam. Wymusił na mnie obietnicę, że ułożę sobie życie po jego śmierci i wrócę do zespołu. Wtedy sobie przypomniałem, że oni nic nie wiedzą. Mam im to wszystko wytłumaczyć po powrocie, samotnym powrocie. Spacerując starymi uliczkami jednego z miast Hazz naglę poczuł się źle. Przewrócił się i mówił, że go boli. Trzymał się za brzuch, ja nie wiedziałem co robić, więc zadzwoniłem po karetkę, przyjechali szybko. W drodze do szpitala próbowałem się dogadać z personelem nie mówiącym po angielsku. Dojechaliśmy do ponurego budynku, zabrali go jak najprędzej do jednej z sal. Lekarz stwierdził, że mój ukochany nie dożyje poranka. Rozpłakałem się jak małe dziecko. Powiedzieli mi też, że nie mogą podać mu środków przeciwbólowych. Zapytałem dlaczego, nie wyjaśnili mi tego w sposób który bym zrozumiał. Pobiegłem do sali 137, sali która miała być ostatnim pomieszczeniem widzianym przez niego. Usiadłem na krześle przy łóżku i chwyciłem jego rękę. Cierpiał, zdołał mi powiedzieć po raz kolejny że mnie kocha i że mam dotrzymać obietnic złożonych mu niedawno. Nie wiedząc co robić zacząłem opowiadać bezsensowne kawały, aby umilić mu ten ostatnie chwile, to nie pomagało. Widziałem, że się boi, w jego zielonych oczach można było dostrzec strach. Chciałem mu pomóc, ale moja gadanina nie wiele dała. W końcu powiedział cicho:
-Lou, na mnie już czas... Kocham Cię, pamiętaj o tym... -odpowiedziałem mu tym samym i pocałowałem go. Wpiłem się w jego usta po raz ostatni, nagle urządzenia zaczęły pikać i przybiegło kilka pielęgniarek.
-Przykro mi. -powiedziała jedna z nich patrząc na zegarek i zapisując coś w notesie. Płakałem, przytulając się do jego ciała. Nie było tu już mojego ukochanego, to tylko to co po sobie pozostawił na tym świecie. Dokonałem decyzji o kremacji. Jakiś czas temu wyznaczył mnie jako jednego z ludzi, którzy po za jego rodziną mogą podejmować takie decyzje. Zadzwoniłem do jego mamy, była zrozpaczona, oczywiście jej też nic nie powiedział. Po kilku dniach odebrałem urnę z jego prochami. Byliśmy razem, teraz jestem sam z pudełkiem zawierającym resztki tego co uwielbiałem. Wciąż płakałem, robiłem to od kilku dni. Wysypałem je do morza w miejscu w którym byliśmy niedawno po czym rzuciłem w tamtym kierunku bukiet czerwonych róż.  Postanowiłem dotrzymać obietnicy i wrócić do One Direction. On odszedł, ja wracam i zostanę...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Dawno nic tu nie było. Mam nadzieję, że shot Was cieszy. Rozdziału nie będzie dzisiaj, tym się nie martwcie (mam nadzieję, że jest ktoś, kto niecierpliwie czeka na dalszą część), muszę go po prostu zacząć pisać, bo jak na razie lenistwo mi nie pomaga. Ten shot powstał we współpracy z moją znajomą Kate ( @moments_96 ). Pomogła mi opracować pomysł, natchnęła mnie do pisania i dodała chęci. Mam drobną uwagę, nie wiem ile tak na prawdę osób to czyta, więc jeśli tu zaglądasz napisz komentarz pod tym postem. To może być nawet krótkie 'czytam'. Dziękuję i pozdrawiam:D

26 października, 2012

Rozdział 22


***HARRY***

Wciąż nie mogę uwierzyć w to co się stało. Mimo iż to tylko jedna, krótka rozmowa. Rozmowa, która wiele zmieniła w moim życiu. Louis mnie kocha, ja jego również. Czyżbym dostał od losu szansę na lepsze życie? Na szczęście? Jeśli w ogóle potrafiłbym być szczęśliwy po tym wszstkim co się wydarzyło jeszcze niedawno. Byłem na cmentarzu... Nie potrafiłem patrzeć na wyryte w kamieniu imiona... Imiona mojej rodziny, najbliższych mi osób. Ciężko sobie uświadomić, że one tam leżą, głęboko pod ziemią, w drewnianym pudełku zwanym trumną. Że gdyby nie ja to teraz Gem byłaby mniej więcej w połowie ciąży. Mama zapewne dbałaby o nią i może nawet cieszyła się z wnuka... Tajemnicą pozostaje, kto miał być ojcem tego dziecka... To niestety wiedziała tylko moja siostra. Jeśli wiedziała... Tego nie mogę być pewien. Zastanawiam się, dlaczego Lou zabronił mi dzisiaj spotkać się z Zaynem. Obiecałem mu, że tego nie zrobię i nie mam zamiaru go zawodzić, jednak to w pewnym sensie zastanawiające... Może się o mnie martwi, albo... albo jest zazdrosny. Styles, nie bądź głupi. Może i mnie kocha, ale na razie nie miałby powodu do zazdrości... A może jednak ma? Byłem zmęczony i chciałem się położyć. Wiedziałem, że gdy się obudzę prawdopodobnie Tommo będzie już w domu. Marzę, żeby go pocałować po raz kolejny. By go przytulić... W tym momencie usłyszałem dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego przyjaciela. Tak, to był Zayn. Odebrałem. Okazało się, że mulat chciał się spotkać. Wymigałem się kłamiąc, że źle się czuję. Właściwie to nie czułem się do końca dobrze, ale to było tylko zmęczenie. Zaproponował, że tu przyjdzie i się mną zaopiekuje. Odpowiedziałem mu, że wystarczy mi odrobina snu i jutro będę jak nowy. Umówiłem się z nim jutro po lekcjach. Gdy już się rozłączyłem, przypomniałem sobie, że jutro po południu mam spotkanie w gabinecie u Nicka. Nie miałem ochoty już do niego dzwonić, odwoływać spotkania i po raz kolejny się tłumaczyć. Moje oczy zaczęły się zamykać. Nie opierałem się ciału i już po chwili znalazłem się w objęciach morfeusza. Poczułem na swoim czole ciepło, otworzyłem delikatnie oczy i zobaczyłem światło, najwidoczniej był już poranek. Wyszeptałem 'Louis' gdy oddalał się ode mnie nie świadomy zbudzenia mnie pocałunkiem. Na dźwięk mojego głosu obrócił się w moją stronę uśmiechając się zadziornie.
-Nie chciałem Cię obudzić, śpij jeszcze. Masz trochę czasu. -powiedział spokojnie.
-Dobrze, ale ty połóż się obok mnie.  -po moich słowach chłopak nie wahała się, tylko po prostu zasnął w moich ramionach. Ja już nie spałem. Spojrzałem na zegarek i widząc godzinę wyłączyłem budzik, aby nie obudzić zmęczonego lekarza. Delikatnie wyślizgnąłem się z jego objęć i porządnie przykryłem go kołdrą na co on zareagował uśmiechając się przez sen. To był uroczy widok. Postanowiłem zachowywać się po cichu. Wyjąłem z szafy biały t-shirt, ciemne jeansy i granatową bluzkę z kapturem. Poszedłem pod prysznic. Założyłem na siebie przygotowane wcześniej ubrania, umyłem zęby i przeczesałem włosy. Będąc w kuchni napisałem krótką kartkę:
Hej Lou!
Poszedłem do szkoły, nie chciałem Cię budzić. Po lekcjach muszę iśś do Nicka, to nie daleko od szkoły, więc droga nie zajmie mi wiele czasu. Postaram się szybko wrócić. Będę tęsknić.
Twój Harry :xx
Zastanawiałem się nad podpisem, ale ten chyba był odpowiedni. Włożyłem jeszcze brązowe, eleganckie buty i przekręciłem klucz w drzwiach. Już po chwili wędrówki dotarłem do szkoły. Rozmyślając nad różnymi rzeczami czas mija szybciej. Ledwo wchodząc do szkoły spotkałem Zayna zarzucającego mnie pytaniami jak się czuję. Widocznie się martwił .Powinienem był wymyślić coś bardziej wyszukanego, ale trudno. Wyjaśniłem, że nic mi nie jest i po szkole idę do lekarza. Myślał, że chodzi o jakiegoś zwykłego więc wyjaśniłem mu, że mam wizytę u psychologa. Powiedziałem też, że dzisiaj chyba nie damy rady się spotkać. Zasmuciło go to, ale uśmiechnąłem się do niego po czym on oddał uśmiech. Lubiłem wywoływać na twarzach ludzi zadowolenie, nie wiem jak to działa, ale działa. Często, gdy coś przeskrobałem to się podlizywałem mamie, widziała to, ale mimo wszystko poddawała się mojej sztuczce. Lekcje mijały jak zwykle. Nic ciekawego poza kilkoma kartkówkami na które na szczęście zdążyłem się przygotować, choć sam nie wiem kiedy. Po ostatnim dzwonki popędziłem w stronę gabinetu Doktora Grimshawa, stwierdziłem, że chcę jak najszybciej wrócić do domu, do mojego Lou. W trakcie wizyty poi raz kolejny opowiedziałem mu dalszą część historii mojego życia. Tak naprawdę to idzie nam bardzo powoli, bo on dużo chce wiedzieć, znać szczegóły i moje odczucia związane z wydarzeniami. To jego praca, a ja na razie nie jestem w stanie ocenić postępów, bo ich nie widzę. Pacjenci ponoć nie widzą własnej poprawy, tak też jest w moim przypadku. Po półtorej godziny Nick powiedział, że mogę już iść. Życzył mi miłego dnia, był entuzjastycznie podchodzącym do swojej pracy człowiekiem. Po wyjściu z poradni psychologicznej, o zgrozo, jak to brzmi... Wychodząc stamtąd wprost pędziłem w stronę domu. Gdy tylko do niego dotarłem i otworzyłem drzwi mój nos poczuł zapach obiadu. Zdjąłem buty i rzuciłem torbę w kąt. Po kuchni krzątał się Tommo.
-Już jesteś? Tak wcześnie? Obiad jeszcze nie gotowy, idź umyj ręce i... -nie skończył mówić, bo zamknąłem jego usta pocałunkiem. Objąłem go w pasie, a on położył swoje ręce na moich ramionach. W końcu oderwaliśmy się od siebie. Wciął stałem obok niego jak wbetonowany. Patrzył ma mnie z lekkim uśmiechem. Musiałem wyglądać dosyć dziwnie. Przypomniałem sobie co mówił. Poszedłem w stronę łazienki, jak się później okazało dokładnie w jej odwrotnym kierunku, mimowolnie machnąłem rękoma i ponownie przeszedłem obok kuchni bez słowa. Louis miał spory ubaw widząc, jak mylę kierunki... Gdy już umyłem ręce, wróciłem do pomieszczenia, w którym znajdował się 'kucharz'. Zaśmiałem się sam z siebie widząc, że BooBear dalej zwija się ze śmiechu na podłodze. To nie było takie zabawne, ale jego poczucie humoru było co najmniej dziwne. Najdziwniejsze było to, że kiedy on się śmiał to ja też. Posiłek był już gotowy, a ja patrząc na zawartość garnka uśmiechnąłem się sztucznie. Louis przyrządził makaron. Nic w tym niezwykłego, bo jedyne co on gotuje to makaron. Mimo, iż jem go dosyć często jest bardzo smaczny. Gdy zjedliśmy Louis pozbierał naczynia.
-Lou, powiesz mi dlaczego nie chciałeś, żebym spotkał się z Zaynem? -zapytałem o to bo to pytanie nurtuje mnie od wczoraj.
-Może uznasz mnie za wariata, ale miałem zły sen. Zły sen z tobą i Zaynem. Boje się, że to będzie prawda, a ja nie chcę Cię stracić, nie w ten sposób... -przytulił mnie, a mi do oczu napływały łzy na samą myśl o stracie. Doskonale wiem, ja to jest, gdy osoba, którą kochasz odchodzi.
-Nie mam zamiaru Cię opuszczać. Nie teraz, nie nigdy. -przytuliłem go mocniej, czułem jak z moich oczu wypływają pojedyncze łzy. Trwaliśmy w uścisku jeszcze jakiś czas. Kiedy nagle Tommo radosnym tonem przerwał ten moment.
-Co dzisiaj robimy?
-A co mamy robić? -zapytałem wycierając oczy z łez i próbując się uśmiechnąć.
-No nie wiem, nie masz przypadkiem pracy domowej?
-Owszem, mam. Ale to chyba nie jest zajęcie dla nas, tylko dla mnie. -zaśmiałem sie, na co on odpowiedział tym samym.
-Może, ale ja chętnie Ci pomogę. To co, idziemy?
-Gdzie? -nie zrozumiałem sens wypowiedz BooBear'a.
-Jak to gdzie? Na górę odrabiać lekcje. -to zajęcie wydawało mi się niezbyt miłe. Myślałem bardziej o spacerze, albo wspólnym obejrzeniu jakiegoś filmu, ale skoro nalegał. Do zrobienia miałem referat z biologii. Może jednak dobrze, że Louis zaproponował mi pomoc, bo jako lekarz na tym zna się najlepiej. Temat był bardzo... ciekawy. 'Bezpłciowe rozmnażanie się organizmów'. Pamiętałem z lekcji o co w tym chodzi, ale Tommo próbował mnie zanudzić opowiadaniem wszystkiego co wie na ten temat. Nie wiem ile minęło czasu, ale najwyraźniej bardzo dużo. Już w połowie przestałem go słuchać, ale on najwyraźniej tego nie zauważył bo dalej z zainteresowaniem tłumaczył mi wszystko, a ja jedynie potakiwałem głową. Moje oczy się zamykały, wiem że nie powinienem zasypiać w trakcie nauki, na dodatek nauki z Louisem, ale to było silniejsze ode mnie. Nudy dały za wygraną. Obudził mnie wrzask dobiegający z dołu. Spojrzałem na krzesło, na którym siedział BooBear, ale go nie było. Szybko przetarłem oczy i doprowadziłem się do porządku. Schodząc po chodach widziałem Zayna i Louisa kłócących się.
-Co tutaj się dzieje? -krzyknąłem tak, że oboje spojrzeli w moją stronę. Zobaczyłem ich twarze i tego było już za wiele. Tommo ciekła krew z nosa, z Malik miał czerwone od uderzenia oko. Oboje zaczynali się bezsensownie tłumaczyć. Podjąłem dziwną decyzję, ale trudno.
-Dlaczego nie możecie po prostu się lubić? Albo chociaż tolerować i szanować. Oboje znaczycie dla mnie wiele i raniąc siebie nawzajem ranicie mnie. Zrozumcie to!
-Ale Harry, ja... -zaczął mówić mulat.
-Nie chcę tłumaczeń, wychodzę. Mam nadzieję, że gdy wrócę będziecie ze sobą normalnie rozmawiać, albo chociaż nie pozabijacie się nawzajem. -trzasnąłem drzwiami i szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to co się tam stanie. Miałem nadzieję, że moja krótka przemowa dała im coś do zrozumienia. Nie wiem dlaczego tak postąpili. Dowiem się innym razem. Kocham Louisa i przyjaźnię się z Zaynem. Nie powinni ze sobą walczyć, bo są dwoma z trzech najbliższych mi osób. Kierunek w którym zmierzałem to właśnie ta trzecie osoba. Danielle. Dawno jej nie widziałem. Jak mogłem zapomnieć, że jej brat wylądował w szpitalu... Nawet nie zadzwoniłem co się stało. Przyspieszyłem kroku czując się winnym, chciałem ją jak najszybciej przeprosić. Powinienem był okazać troskę, w końcu ona jest ważna w moim życiu. Bardzo mi pomogła, a ja opuściłem ją w trudnej chwili. Po chwili byłem już przed jej domem. To nie było daleko. Ogólnie od domu Louisa jest blisko w większość miejsc. Zapukałem do drzwi i otworzyła mi dawno nie widziana mulatka z uśmiechem na ustach.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Więc wreszcie napisałam kolejną część. Przepraszam, że z takim opóźnieniem, ale brak mi weny i chęci. Ten rozdział jest taki wymuszony i na dodatek krótki. Jestem pod wrażeniem ilości wyświetleń bloga, bo ta liczba rośnie niezwykle szybko. Co do nowego rozdziału, pojawi się tradycyjnie po co najmniej 10 komentarzach pod tą notką. Nie wiem tylko kiedy, brak mi weny, więc możecie się spodziewać, że niczego tu nie będzie w  najbliższym tygodniu, może podczas długiego weekendu coś napiszę, ale nie obiecuję. Kończę to moje zanudzanie i mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba.

12 października, 2012

Rozdział 21



***ZAYN***

Nie wiem co mam myśleć. Wędruję teraz do domu po nocy spędzonej z Harrym. Nie w taki sposób, po prostu spaliśmy w jednym łóżku. Czułem jego zapach i ciepło ciała. Nie przeszkadzało mu to, że się do niego przytuliłem. Nie mam tylko pojęcia, dlaczego chce to ukrywać przed Doktorem Tomlinsonem. Tak naprawdę jesteśmy tylko kolegami, a może jednak czymś więcej? Mam na myśli przyjaźń. Trochę dziwnie się czułem wymykając się z jego domu wcześnie rano. Loczek miał dosyć ciekawy pomysł. Mam nadzieję, że udało nam się osiągnąć cel i Louis, bo chyba mogę tak na niego mówić, nie zorientował się. Oby tylko rodzice nie zrobili mi awantury, że wracam o tej porze. Jestem już prawie dorosły, ale oni wciąż się o mnie martwią i dbają. To dobrze, ale powinni zrozumieć, że jestem samodzielny. Po wędrówce zauważyłem mój dom, rozpocząłem szukanie kluczy. Nacisnąłem na klamkę chcąc sprawdzić, czy jest otwarte. Drzwi się otworzyły. Schowałem przedmiot, który miałem w dłoni do kieszeni. Tata siedział na kanapie, zaczął coś krzyczeć, ale nie miałem ochoty go słuchać i psuć sobie świetnego nastroju. Wytłumaczyłem, że nocowałem u kolegi i poszedłem wziąć szybki prysznic i się przebrać. Gdy skończyłem szybko wyszedłem nie żegnając się z nikim, bo nikogo nie mijałem w drodze do wyjścia. Teraz prosto do szkoły, na nudne lekcje. Chciałbym spotkać Hazzie'go i z nim porozmawiać. Tak po prostu o niczym, o bzdurach... Żeby tylko być blisko niego. Coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że moja wcześniejsza postawa była co najmniej głupia. Nie da się uciec przed uczuciami, nie ważne jak bardzo tego się chcę... Dotarłem do budynku w którym miałem lekcję i udałem się w kierunku szafki po książki. Moja pierwsza lekcja to matematyka. Zaśmiałem się pod nosem przypominając sobie wczorajszy wieczór z Harrym. Przy sali matematycznej siedział Niall, znowu smutny i przygnębiony. Nie potrafię patrzeć, gdy mój przyjaciel się tak czymś dręczy. Dosiadłem się do niego.
-Hej Niall... -powiedziałem lekkim i spokojnym głosem.
-Oh Zayn, przestraszyłeś mnie...
-Chyba się mnie nie boisz, co? -zaśmiałem się, po czym on zrobił to samo.
-Co u Ciebie? -zapytał Irlandczyk.
-Świetnie, ale z Tobą jak widzę nie najlepiej... O co chodzi?
-To skomplikowane...
-Więc mi wytłumacz! -prawie krzyknąłem po czym chłopak sobie poszedł. Co raz mniej go rozumiem... Czyżbym się zmienił? A może to on jest inny? W ostatnim czasie nie spędzałem z nim wiele czasu, może czegoś nie zauważyłem... Zadzwonił dzwonek, a pan Kaltenborn oczywiście od razu był przy klasie. Wszedłem do sali i zająłem moja miejsce w ostatniej ławce. Siedzę tam bo wszystko rozumiem i nie potrzebuję tyle tłumaczenia co inni. Blondyn się pojawił i również usiadł na swoim miejscu. W innym rzędzie w połowie klasy. Przyglądałem się mu przez tę godzinę, ale nie zauważyłem nic niepokojącego. Matematyka się skończyła, a ja zacząłem szukać Loczka. Nie trwało to długo. Był dosyć smutny, nie zastanawiałem się czemu. Podszedłem do niego i go objąłem na przywitanie. Był zaskoczony, bo nigdy tak się nie witaliśmy. Najwyższa pora zacząć... Powiedział mi, że po południu idzie na cmentarz, chciałem mu towarzyszyć, ale stwierdził, że chce być sam. Nie mam pojęcia jak on się czuje, bo jedyna osoba która umarła w mojej rodzinie to dziadek. Kochałem go, nawet bardzo. Ale to jednak nie to samo co najbliższa rodzina, znacząca różnica między nami jest taka, że ja nie zostałem sam. On ma co prawda tego Doktorka, ale facet nie wydaje się miły. Usłyszałem kolejny dzwonek, chciałem, żeby nie dzwonił. Musiałem iść w  swoją stronę i rozdzielić się z moim przyjacielem. Pozostałe godziny mijały tak samo nudno jak pierwsza. Wychodząc ze szkoły ujrzałem moich dawnych kumpli. Jeśli można było ich tak nazwać. Bardziej pasuje określenie 'znajomi od fajek'. Musiałem ich minąć, nie bałem się i pewnym krokiem przechodziłem obok chłopaków ubranych na czarno. Stało się coś niespodziewanego, jeden z nich mnie zaczepił. Zaproponował, żebym wrócił i wszystko będzie tak jak dawniej. Ja nie chcę pamiętać tego dawniej więc odmówiłem. Miałem sporo zadania więc szedłem prosto w kierunku domu.


***LOUIS***

Zrobiłem to o co prosił mnie Hazza. Poszedłem spać. Nie było to takie proste mimo zmęczenia po pracy. W głowie mam natłok myśli, wiem, że muszę z nim porozmawiać. Nie mogę tego dłużej odkładać. Nadeszła pora by przeprowadzić tą trudno rozmowę. Cały czas układam sobie różne prawdopodobne scenariusze, a mimo to wciąż nie wiem nawet jak zacząć. Postanowiłem przygotować obiad. Zajrzałem do książki kucharskiej i znalazłem jakąś rumuńską zapiekankę. Na początku wydawała się dobra, lecz patrząc na ilość pieprzu i chili zrezygnowałem. Muszę przyrządzić coś przy czym będziemy mogli rozmawiać i potrawa nie wypali nam dziury w przełyku. W przenośni oczywiście, bo z medycznego punktu widzenia to nie możliwe. Zrobiłem nudny makaron z jakimś podrzędnym sosem, którego nie chciało mi się robić. Skoczyłem do sklepu, kupiłem gotowy i podgrzałem. Obiad był gotowy na godzinę w której powinien wrócić Hazza. Czekałem i czekałem, lecz się nie pojawiał. Postanowiłem włożyć danie do piekarnika na niską temperaturę, żeby nie wystygło. Nie mam pojęcia gdzie on może być. Może to i lepiej, że się spóźnia... Mam więcej czasu żeby sobie to wszystko przemyśleć i przygotować się na ten cios. Jeśli wyzna mi prawdę i powie, że on i Zayn są razem będę mógł tylko przełknąć gorzkie łzy i życzyć mu szczęścia. Taka jest prawda... Dosyć bolesna. Po jakimś czasie drzwi się otworzyły. Zorientowałem się, że właśnie nadeszła pora na początek rozmowy. W momencie rozbolał mnie brzuch z nerwów.
-Hej Lou... -powiedział Harry. Jego głowa była spuszczona, mówiąc to lekko na mnie spojrzał i się słodko uśmiechnął. Zauważyłem, że jego oczy są lekko podpuchnięte. Czyżby płakał?
-Harry, powiedz mi gdzie byłeś...Co się stało...?
-Nic takiego... Po prostu po szkole odwiedziłem cmentarz. -nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, że najwyraźniej był sam, czy współczuć bólu jaki chłopak odczuwa. Przytuliłem go mocno po czym uśmiechnąłem się i kazałem iść mu umyć ręce bo obiad czeka. W tym czasie poszedłem do kuchni i wyjąłem makaron i sos z piekarnika. Ucieszyłem się, gdy się okazało, że nic nie przypaliłem czekając. Chłopak wrócił i usiadł przy stole. Podałem danie na dwa talerze. Usłyszałem 'smacznego' i odpowiedziałem mu tym samym. Sos okazał się świetny jak na produkt z puszki. Kończąc jeść stwierdziłem, że nadeszła pora na tą rozmowę.
-Harry, musimy porozmawiać... -powiedziałem poważnie. Na te słowa, Loczek najwyraźniej zaczął się denerwować. Tak jak ja zresztą, chyba widac po mnie stres...
-O co chodzi? -mówiąc to wziął nasze naczynia w stronę kuchni. Poczekałem, aż wróci.
-Widzisz... To trudne, ale muszę Cię o coś zapytać... -w tym momencie zorientowałem się, że mam pod sobą bardzo twarde krzesło, chociaż zawsze wydawało się wygodne...
-Czy.. Powiem wprost. Czy podobają Ci się chłopacy? -postanowiłem nie zwlekać i wziąłem głęboki wdech zanim zadałem to pytanie. Na jego twarzy zobaczyłem dziwną minę. Jakby nie wiedział co powiedzieć.
-Ja... ja... Nick powiedział, że mam nie kłamać, więc nie mam zamiaru. Tak, podobają mi się chłopacy, a jeden szczególnie... -teraz do mnie dotarło, że to co sobie wymyśliłem to jednak prawda... Chciało mi się płakać, chociaż to ja jestem ten dorosły...
-Jak układa Ci się z Zaynem? -zadałem to pytanie chcąc uniknąć wypływu ze mnie łez.
-Co? Dlaczego tak myślisz że... że jestem z Zaynem? -był zaskoczony i oburzony tym pytaniem.
-Widziałem Was dzisiaj rano w łóżku i myślałem że...
-Lou, my jesteśmy tylko kolegami... Tym kimś kto mi się szczególnie podoba jest... Jesteś Ty! -gdy to usłyszałem zrobiłem minę jakbym chciał żeby powtórzył to co powiedział.
-Przepraszam, nie powinienem był Ci tego mówić... -kontynuował widząc, że zaniemówiłem. Postanowiłem szybko zareagować. Harry płakał i już miał wybiec, kiedy złapałem go za rękę i przybliżyłem się do niego. Na jego malinowych wargach złożyłem delikatny pocałunek i puściłem jego dłoń. On jedynie oddał pocałunek. Gdy już oderwałem się od jego ust uśmiechnąłem się lekko.
-Dobrze, że to powiedziałeś... Ja czuję to samo. -rzucił się radośnie na moją szyję. Sam nie mogłem w to uwierzyć. Spodziewałem się dowiedzieć, że on i Malik są parą, a dowiedziałem się, że on mnie kocha. Najlepsze jest to, że ja jego też. Między nami panowała cisza. Nie taka krępująca i nie przyjemna, tylko przyjemna i radosna. Byliśmy zbyt szczęśliwi, żeby powiedzieć cokolwiek. Przynajmniej ja... Poszliśmy w stronę salonu, położyłem się na kanapie i uklepałem miejsce obok siebie chcąc go zaprosić. Położył się obok mnie, a jego głowa oparła się o moje ramię łaskocząc lokami mój nos. Chciałem się uśmiechnąć, ale zdałem sobie sprawę, że robię to przez cały czas. Położyłem swoją rękę tak by objąć chłopaka. Byłem najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi. Czułem ciepło ciała osoby, którą kocham. Mam pewność, że on również czuje to samo. Kilka prostych słów skierowanych w cudzym kierunku, a dają taką radość. Ukrywanie tego było złym pomysłem, teraz już to wiem... Moje oczy zaczęły się zamykać. Zasnąłem.

Harry i Zayn byli deszczową nocą na dachu jednego z brytyjskich wieżowców. Stali naprzeciwko siebie. W pewnym momencie Malik uderzył Loczka w twarz na tyle mocno, by ten upadł. Zaczął go kopać, mój ukochany pytał dlaczego to robi, ale on nie odpowiadał i nie przerywał swojej czynności. Chciałem mu pomóc, kiedy okazało się, że nie mogę się ruszyć. Szatyn schylił się i złapał go za kołnierz. Ciągnął go za sobą i szedł w stronę krańca dachu. Zrozumiałem co to znaczy... Gdy już byli prawie na rogu, chłopak zauważył, że Hazza nie da rady stanąć na nogach. zrobił jeszcze kilka kroków do przodu. Usłyszałem 'żegnaj' z jego ust. W tym momencie puścił Hazzę. Słyszałem tylko oddalający się krzyk -Lou, Lou, kocham Cię... Pomóż mi!

-Lou, Lou! Wstawaj! -poczułem znajome mi już łaskotanie po policzku i otworzyłem oczy. Zobaczyłem twarz Harrego. Widząc, że już nie śpię lekko musnął moja wargi, przez co po całym moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
-Musisz iść na dyżur, zasnęliśmy... -Powiedział wstając z kanapy i poprawiając swoje loczki.
-Ah, tak... Zapomniałem. -Przetarłem oczy i zobaczyłem, że Hazzy już przy mnie nie ma. Słyszałem chaotyczne kroki i krzątanie się po kuchni. Udałem się w tamtym kierunku.
-Co robisz?  -uśmiechnął się będąc jeszcze nie do końca przebudzonym.
-Jak to co? Kolację... Za chwile musisz iść, a jeszcze nic nie zjadłeś... -To takie urocze. Nastolatek dbający o mnie niczym opiekun, którym jestem ja. Nie zdążyłem usiąść, a na stole leżały już piętrowe trójkątne kanapki. Zjedliśmy je szybko popijając herbatą. Stwierdziłem, że muszę się przebrać, bo na mojej bluzce można było znaleźć resztki sosu z obiadu. Szybko pobiegłem na górę i po kilku minutach już byłem gotowy. Przy drzwiach stał Hazza z moją torbą w ręce. Ubrałem w pośpiechu buty i kurtkę po czym podał mi potrzebny przedmiot. Przytulił mnie i pocałował namiętnie na pożegnanie.
-Hazza, proszę, obiecaj mi coś. -powiedziałem stojąc w drzwiach.
-Oczywiście, dla Ciebie wszystko.
-Nie spotkasz się z Zaynem, gdy mnie nie będzie. -przypomniałem sobie mój sen i po prostu bałem się o mojego ukochanego.
-Dobrze, a wyjaśnisz mi dlaczego? -zapytał dociekliwie.
-Teraz nie bardzo mam czas, jak wrócę to Ci wyjaśnię o co mi chodzi. -Uścisnąłem go ponownie i spojrzałem na zegarek. Powinienem się spieszyć. Wsiadłem do samochodu i zapiąłem pasy. Nie mogłem się doczekać, żeby wrócić do domu. Trochę to potrwa, a teraz muszę skupić się na pracy...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tym oto sposobem dotarłam do rozdziału 21. Najwyraźniej nowe części będą dodawane w piątki. Zwykle piszę je w środy i czwartki. Mam nadzieję, że ten post się Wam podoba. Wiem, że najwyższy czas dodać więcej Larrego. Obiecuję, że teraz historia będzie odrobinę ciekawsza, to dopiero mogę nazwać długim wstępem. Nowy rozdział tradycyjnie po 10 komentarzach, czyli pewnie tak jak zwykle po tygodniu. Piszcie komentarze i Wasze opinie, bardzo mi na nich zależy. Wszystko czytam i dziękuję za te miłe słowa.

05 października, 2012

Rozdział 20


***HARRY***

Na reszcie koniec mojego spotkania z psychologiem. To bolesne wizyty odświeżające ledwo zagojone blizny. Jeśli w ogóle można powiedzieć, że moje rany się zagoiły. Louis ma dyżur, a ja siedzę sam w pustym domu i męczę się z matmą... Dlaczego nie potrafię zrobić nawet prostszych zadań? Przyznaję, to przedmiot z którym radzę sobie najgorzej z wszystkich. Chyba zgłoszę jutro brak zadania... Nie mam ochoty męczyć się z tym nie wiem jak długo. Za oknem słońce dopiero zachodziło. Ciekawe czy Zayn już tutaj był. Mam nadzieję, że Tommo nic mu nie zrobił. Może powinienem do niego wpaść? Trochę rozrywki by mi się przydało. Bardzo miło spędzamy razem czas. Z tą myślą wstałem z krzesła na którym siedziałem do tej pory i zgasiłem światło w moim pokoju. Ubrałem się odpowiednio i zamknąłem drzwi na klucz. Szedłem w stronę domu Malika. Tą drogę łatwo zapamiętać. Nie spieszyłem się, spodobał mi się zachód słońca. Właściwie nie było go widać, ale niebo miało lekko czerwony kolor i robiło się ciemno. Dotarłem do domu mulata. Nacisnąłem dzwonek, ale nikt nie otwierał. Zrobiłem to po raz drugi. W tym momencie wreszcie ktoś szedł w moją stronę. Zobaczyłem mojego nowego kolegę. On na mój widok również się rozpromienił. Przywitał się i wpuścił mnie gestem ręki. Wyglądało na to, że nikogo oprócz niego nie było. Tak jak u mnie. Jakaś epidemia zostawiania nastolatków samych w domach wieczorami się szerzy.
-Miałem nadzieję, że wpadniesz. Doktor przekazał Ci wiadomość ode mnie?
-Zaraz zaraz... Jaką wiadomość? Byłeś u mnie wcześniej? -zaskoczyła mnie ta informacja od chłopaka. Chociaż wiedziałem, że przyjdzie. Miałem nadzieję, że to się nie wydarzyło... Że zapomniał.
-Więc Ci jej nie przekazał... Harry, on prawie mnie pobił. Chciałem tylko zapytać czy jesteś w domu, a on się na mnie rzucił. Tak po prostu...
-Powinienem był mu wyjaśnić kilka spraw... Zupełnie wypadło mi to z głowy. On myśli, że ty się nie zmieniłeś, że jesteś taki jak kiedyś. -moja twarz posmutniała i spuściłem głowę w dół. W tym momencie Zayn podszedł do mnie bliżej, chwycił mój podbródek i uniósł go do góry patrząc mi w oczy.
-Hazzie, już taki nie jestem. I nie będę. Rozchmurz się. -uśmiechnął się delikatnie mówiąc to. Potrzebowałem tych słów, pewności, że to prawda, a nie moje wymysły. Wydawał się szczery na każdym kroku. Chciałem powiedzieć coś, by odskoczyć od tematu.
-Jak Ci idzie nauka? -strzał w dziesiątkę. Temat szkoły. Nie mogłem powiedzieć nic lepszego?
-Świetnie, już skończyłem na dzisiaj, a Tobie?
-Kiepsko z matmą... Ale to nic nowego... -wiedział, że to moja pięta Achillesowa, więc po prostu powiedziałem prawdę. Wiedział, bo zawsze się mną interesował i czułem, że jego znajomi mnie obserwowali. Tak też było. W klasie jest jeden z dawnych zwolenników Malika. Teraz znaleźli nowego przywódcę bandy.
-Jeśli chcesz to mogę Ci pomóc... Zgadzasz się? -zaskoczył mnie. Chciał mnie czegoś nauczyć. Stwierdziłem, że i tak nie mam nic innego do roboty i przyszedłem tu z chęcią spędzenia z nim miło czasu. Odrabianie lekcji nie jest miłe, no cóż...
-To dla Ciebie nie problem? -zapytałem niepewnie, sugerując, że się zgadzam.
-Skąd! Więc idziemy do Ciebie, potrzebne nam twoje książki. -chwilę się zastanowiłem. Louis wróci dopiero późno w nocy, a właściwie rano, więc nic się nie stanie gdy zaproszę Zayna na kilka godzin. Pokiwałem głową, zauważyłem, że wciąż byłem w kurtce. Poczekałem, aż mój kolega się ubrał i wyszliśmy z domu. Było już dość ciemno, lecz nie chłodno. Latarnie oświetlały ulice Londynu pomagając ludziom odnaleźć drogę do domu, sklepu czy też pracy. Szliśmy w ciszy. Tej dobrej ciszy. Zawsze gdy tylko
panuje spokój przypominam sobie Anne i Gem. Najwyższa pora po raz kolejny odwiedzić miejsce ich spoczynku. Nie byłem tam od ostatniego razu z Tommo. Jutro po szkole je odwiedzę. Dotarliśmy już do domu. Rozpocząłem moje grzebanie po kieszeniach w celu znalezienia kluczy. Gdy już mi się to udało przekręciłem zamek po czym otworzyłem drzwi. Zaświeciłem światło przy wyjściu i powiedziałem do mojego towarzysza 'wejdź'. Zdjęliśmy buty i okrycie wierzchnie.
-Napijesz się czegoś? Wody, soku, herbaty? Są też ciasteczka...- zaproponowałem gościowi poczęstunek.
-Może być sok, jeśli to nie problem.- przerwał mi. Poszedłem do kuchni i nalałem soku pomarańczowego do szklanki. Podałem ją chłopakowi. -Więc z jakim tematem masz problem? -kontynuował i przeszedł do sedna sprawy. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, bo tak na prawdę mam problem z prawie wszystkim.
-Ogólnie nie jestem dobry z matmy, ale najgorzej mi idzie algebra. -powiedziałem szczerze.
-Więc nauczę Cię algebry... -uśmiechnął się i potarł ochoczo dłonie.
-Chodźmy na górę. -po tych słowach Zayn spojrzał na mnie pytająco, nie wiedząc do końca w którą to stronę. Poszedłem pierwszy do mojego pokoju, a on tuż za mną. Gdy już tam dotarliśmy zachęciłem go, aby usiadł na łóżku. Sam wziąłem książkę, zeszyt, notes i kilka długopisów oraz ołówków. Zająłem miejsce na przeciwko niego. Zaczął mi powoli wyjaśniać na czym polega ta czarna magia zwana matematyką. O dziwo rozumiałem coraz więcej i stawało się to dla mnie całkiem proste. Byłem już zmęczony. Gdy Malik wziął szklankę by upić kilka łyków napoju, przypadkiem wylał go na moją koszulkę. Zaczął mówić, że to nie chcący, a ja potrafiłem się tylko śmiać... Gdy to zauważył sam wybuchnął śmiechem. Rzuciłem się na niego łaskocząc jego umięśniony brzuch. On oddał mi zabawę i w tym momencie oboje śmialiśmy się jak opętani. Już po pewnym czasie znalazłem jego wrażliwe miejsca, on moje również. To były głównie stopy, brzuch i pachy... Gdy się zmęczyłem położyłem się na miejscu obok niego. Zorientowałem się, że wciąż mam na sobie mokrą koszulkę. Zdjąłem ją szybko i przykryłem się ciepłą kołdrą, mulat zrobił to samo. Widocznie był tak wykończony jak ja. Na pościeli leżały rzeczy do nauki, zrzuciłem je na ziemię po czym zapadłem w błogi sen.


***LOUIS***

Wracałem samochodem do domu. Byłem zmęczony po całonocnej pracy. Ostatnio dostaję mniej poważne przypadki typu złamana ręka lub operacja wyrostka robaczkowego. Gdy już dojechałem do domu zaparkowałem na podjeździe. Otworzyłem dom po czym zdjąłem buty i płaszcz. Nalałem wody do czajnika i włączyłem go by woda się zagotowała. W między czasie postanowiłem sprawdzić czy mój Hazza śpi. Zobaczyłem, że w jego pokoju świeci się lekkie światło. Nacisnąłem delikatnie na klamkę i przekroczyłem prób sypialni nastolatka. Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Zamurowało mnie. Na łóżku spał półodkryty Harry, a na jego nagiej klatce piersiowej leżał Zayn Malik przykryty po szyję kołdrą. Co tu się stało? Czyżby oboje byli bez ubrań? Po cichu wymknąłem się z tego pomieszczenia. Zabolał mnie ten widok. Czuję zarazem zazdrość, żal i smutek. Chociaż nie mam być o co zazdrosny bo przecież jestem tylko jego opiekunem. Kocham go tak mocno i martwię się, że mulat go skrzywdzi po raz kolejny. Dosyć oczywistą opcją jest możliwość, że są parą. Nie mogę dopuścić do tego, by Loczek po raz kolejny cierpiał. Musze dyskretnie z nim porozmawiać o jego uczuciach do tego bandyty. Poczekam, aż się obudzą i mój wychowanek coś mi wyjaśni. Moja miłość jest zbyt wielka, abym chciał go rozdzielać z kimś, kto da mu szczęście. Nawet jeśli ja wtedy będę cierpieć... Zaparzyłem herbatę i spojrzałem na zegarek. Jeszcze godzina i powinien zadzwonić jego budzik. Będę udawał, że nic nie wiem i poczekam, aż on mi wszystko wytłumaczy, lub nie jeśli nie zechce. Tak będzie najlepiej. Rozmyślałem tak jeszcze przez jakiś czas, gdy nagle moim oczom ukazał się Lokowaty chłopak. Był dosyć zdziwiony moją obecnością.
-Lou, co ty tu robisz? -zapytał.
-Mieszkam. -rzuciłem sarkastycznie.
-Ale, ty miałeś całonocny dyżur i powinieneś odpoczywać. Czemu nie śpisz?
-Chciałem się z tobą przywitać. Zrobić Ci jakieś śniadanie? -robiłem tak jak sobie obiecałem, będę udawał, że o niczym nie wiem.
-Tak, możesz. Ja, ja pójdę na górę się przebrać i za chwilę wrócę. -zareagował niepewnie. Postanowiłem przygotować zwykłą jajecznicę. Wziąłem z szafki patelnię i kilka jajek z lodówki. Zacząłem przygotowywać posiłek, po czym Harry zdążył już wrócić.
-Louis, mógłbyś mi pomóc z referatem na biologię? Przypomniałem sobie, że jest na dzisiaj. Nie bardzo rozumiem temat.
-Nie wiedziałem, że masz dzisiaj tę lekcję. Ale oczywiście, tylko najpierw zjedzmy w spokoju. -po tym jak to powiedziałem, usiadł przy stole nerwowo stukając palcami o blat. On coś kombinuje. Dowiem się co. Nałożyłem danie na talerze i podałem kubki z zaparzoną w między czasie herbatą. Szybko skonsumowaliśmy nasze śniadanie. Loczek spojrzał na mnie i wiedziałem o co chodzi. Szliśmy schodami na górę. Gdy dotarliśmy do jego pokoju, nie było tu już Zayna. Chłopak natomiast zamknął drzwi i rozpoczął szukanie czegoś w szafce. Wyciągnął zeszyt i usiadł na łóżku, ja usiadłem obok niego. W tym momencie usłyszałem lekkie trzaśnięcie drzwi wyjściowych. Teraz zrozumiałem.
-Hmmm, widocznie coś mi się pomyliło... Nie było żadnego referatu. -mówił pod nosem Hazza, przeglądając zeszyt.
-Powinienem już iść bo się spóźnię... -kontynuował. Przytulił mnie lekko i szepnął 'będę tęsknić, odpocznij', po czym zniknął za drzwiami i zostawił po raz kolejny ze zburzonymi myślami...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po raz kolejny przepraszam, że musieliście długo czekać. Mam nadzieję, że rozdział jest wystarczająco ciekawy by wynagrodzić Wam oczekiwanie. Chcę podziękować za każdy komentarz jaki dodajecie. Gdyby nie one nie wiem czy historia byłaby kontynuowana. Niestety nie wiem kiedy dodam następną część i obiecanego już dawno shota. Może zdecydujcie co chcecie najpierw-> piszcie. Nowy post tak jak zwykle po 10 opiniach.