15 stycznia, 2013
Rozdział 29
***ZAYN***
Może to dziwne, ale tęsknię za Harrym... Od kiedy wyjechał z Louisem w te Alpy nie odezwał się prawie ani razu. Napisałem do Niego, ale odpisał krótko zbywając mnie. Może nie robi tego specjalnie, ale czuję się jakby dawał mi kosza. Oczywiście tak nie jest, bo nawet nie próbowałem go zdobyć. Kiedyś robiłem Hazzie'mu krzywdę, a teraz gdy nie widzę go ponad tydzień myślę o Nim cały czas. Moje urodziny spędziłem z Niall'em. Loczek wysłał mi tylko życzenia. Pamiętał, ale już wtedy nie było go w kraju. Jego święto też się zbliża. Powinienem dać mu jakiś wyjątkowy prezent... Tylko co? Przez te lata co roku widziałem go w jego urodziny, chciałem złożyć mu życzenia i powiedzieć, że będzie dobrze... Byłem idiotą! Zamiast tego robiliśmy z kumplami więcej śladów na jego ciele. Taka była reguła, im bardziej chciałem go przytulić, pocałować czy porozmawiać tym mocniej obrywał... To nie była jego wina. Mną szarpią wyrzuty sumienia. Zwłaszcza, że po raz kolejny dostałem propozycję powrotu do bandy. Jedyny warunek jest taki, że znowu zrobię krzywdę Harry'emu... Najgorsze jest to, że znów się nad tym zastanawiam. Czy potrafiłbym ponownie zrobić mu krzywdę? Czy czerpałem z tego przyjemność? Powinienem przestać tak myśleć! Nigdy więcej! Obiecałem to sobie... Toczę wojnę z samym sobą. Może powinienem pokazać mu moje uczucia? Pocałować go, albo wyznać miłość? To byłoby złe i nieodpowiednie? Czy miłość mężczyzny do mężczyzny jest nieodpowiednia? Tak twierdzi moja religia... Czy ja też muszę tak myśleć? To wszystko musi być takie trudne? Dziś dzień spędzę sam, bo Niall idzie na kolejną randkę... To słodkie, że mały blondynek znalazł kogoś z kim jest szczęśliwy. Na takiego wygląda, ciągle się uśmiechając. Mój Hazzie też ostatnio ciągle się uśmiechał, a ja nie wiem co jest tego powodem. Powinienem zapytać gdy wróci. Louis pójdzie do pracy dzień po ich powrocie, a ja i Loczek będziemy mieć całe trzy dni dla siebie. Już nie mogę się doczekać! W sobotę albo niedzielę zaproszę go na obiad rodzinny. Dawno nie był u mnie w domu, a moja mama pytała co u niego i sama to zaproponowała. Pomysł jest świetny! Na pewno mu się spodoba.
***NIALL***
Denerwuję się jak idiota. Ręce mi się pocą... I trzęsą! Idę z Nathalie na kolejną randkę. Tym razem do jakiejś dosyć porządnej restauracji. Nigdy więcej nie prosić taty o pomoc w tych sprawach. Nauczka na długi czas. Mam na sobie koszulę i krawat. Czuję się dziwnie tak ubrany, a przecież na takim spotkaniu powinna liczyć się swoboda. Horan, co ty tam wiesz o miłości... Nie kocham Nat, jeszcze nie. Albo próbuję sobie wmówić, że jest inaczej. To na prawdę świetna dziewczyna, zwłaszcza w porównaniu z jej siostrą. Miłość niestety nie chce zapukać do mojego serca ponownie. Cholerny Malik! Co on takiego ma, że nie mogę o Nim zapomnieć? Piękne czekoladowe oczy, ciemną karnację, czarne i zadbane włosy, ponętne usta, które aż proszą... Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. To mama. Mówi, że powinienem już po nią iść bo się spóźnimy. Nie wiedziałem, że mamy tam być na czas... No tak, kochany tata zrobił rezerwację na stolik. Postanowiłem nie utrudniać sobie wieczoru i nie zakładać marynarki. Ubrałem tylko skórzaną kurtkę pożyczoną od Zayna i czarne eleganckie buty. Idąc przez Londyn obserwowałem ludzi idących w różnych kierunkach. Jednym było śpieszno zapewne do domu po pracy, mieli w rękach różne teczki, a inni dobrze się bawili, czego przejawem był donośny śmiech. Pod domem mojej dziewczyny byłem po zaledwie piętnastu minutach drogi. Gdy się jest głodnym na mrozie to idzie się szybciej. Mam nadzieję, że będzie mieć w torebce batoniki, tak jak ostatnio. To bardzo miło z jej strony, że mnie dokarmia w drodze na randki. Przywitałem się całusem w policzek. Mimo iż jesteśmy razem tak długo, nie odważyłem się na więcej niż ten jeden gest. Dziś pora to zmienić. Co do zawartości jej torebki nie myliłem się. Tym razem znalazłem w niej dwie czekolady. Były pyszne! Przed progiem restauracji otworzyłem drzwi mojej damie wieczoru i zaczęliśmy szukać zarezerwowanego dla Nas stolika.
***ELEANOR***
Nat wreszcie sobie poszła. Ubrała granatową sukienkę i uwierzyła mi, gdy jej mówiłam, że wygląda ślicznie. To ja jestem ta śliczna i mądra z Nas dwóch. Czemu ona po prostu tego nie zaakceptuje? Ciekawe jak tam się ma mój kochany Louis... Pewnie dobrze się bawi w tych Alpach. Za rok to mnie Tam zabierze, jako Panią Tomlinson. Już ja się o to postaram... Mam kilka nowych pomysłów, ale poczekam na rozwój sytuacji i poszukam wspólnika. Z kimś będzie łatwiej. Nie, żebym Ja, Eleanor Calder potrzebowała pomocy! Skądże! Przyda mi się po prostu ktoś naiwny, kto zrobi wszystko co mu każę. Mam już dobry materiał na pomocnika, ale na razie powinnam go jeszcze trochę poobserwować. Muszę być pewna, że ten ktoś będzie gotów na wszystko, żeby tylko rozdzielić Louisa i Harry'ego. Wygląda na to, że nikt nie zauważa ich romansu. Te spojrzenia, całusy w powietrzu, trzymanie się za ręce, przytulanie, zabawy nogami pod stołem. Jak można być na tyle głupim i tego nie widzieć? Oni na prawdę kiepsko się ukrywają. Jeśli w ogóle próbują się ukrywać oczywiście. Muszę wyciągnąć jakoś od Tomlinsona jakiej jest orientacji. Czy woli mężczyzn okazyjnie czy zawsze... Mój śliczny wygląd sprawi, że to mnie będzie pragnął, nie Stylesa. Przygotowana zawsze na wszystko!
***tydzień później***
***LOUIS***
Wróciliśmy już z Alp. Ledwo zjawiliśmy się w domu, a do drzwi zapukał Malik. Gdy Hazza mu otworzył, mulat rzucił mu się na szyję i zaczął zadawać mnóstwo pytań. Zrobiłem się zazdrosny. Szatyn przywitał się ze mną dopiero gdy usłyszał odpowiedzi. Skąd on wiedział, że jutro muszę iść do pracy? Harry ma jeszcze trzy dni wolnego i Zayn chce spędzić je z Nim bo się stęsknił. Świetnie! Nie ufam mu zbytnio. Nie wiem sam czemu moje urazy względem niego ożyły i nie sądzę, żeby szybko ponownie się schowały do worka zapomnienia. Jako to, że jest już późno zaproponowałem naszemu gościowi, żeby wrócił do domu bo jesteśmy zmęczeni podróżą. Może i byłem trochę nie miły, ale jego obecność działa mi na nerwy. Gdy drzwi się zamknęły Harry zaczął pytać czemu tak go potraktowałem. Wytłumaczyłem mu, że kiepsko się czuję. Zaproponował mi masaż przytulając się do mnie. Od razu poczułem się lepiej. Wziąłem mojego ukochanego na ręce, a on z zaskoczenia lekko zapiszczał. Pocałował mnie swoimi słodkimi ustami i zabrałem go na górę do mojego pokoju. Gdy położyłem się na nim i całowałem jego szyję powiedział 'myślałem, że jesteś zmęczony!'. Na co odparłem, że dla niego nigdy i kontynuowaliśmy nasz namiętny pierwszy raz w domu...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że ten rozdział jest taki krótki i zapewne nudny. Pocieszy Was wiadomość, że już jutro będzie nowy, znacznie ciekawszy (jak dla mnie)?? Mam jeszcze napisany rozdział 30 i połowę 31. Na razie możecie zadawać pytania postaciom (jeśli oczywiście chcecie). Nową część dodam jutro wieczorem. Najlepiej nie komentujcie tego rozdziału... Wolę nie wiedzieć, jaki jest kiepski...
11 stycznia, 2013
Rozdział 28
Rozdział zawiera treści przeznaczone dla osób pełnoletnich.
***HARRY***
Jak ten czas szybko leci. Jeszcze nie dawno był początek grudnia, a teraz nadszedł styczeń. Dokładnie połowa miesiąca. To jutro jedziemy z Lou w Alpy. Święta spędziliśmy we dwoje ciesząc się atmosferą, która nieoczekiwanie na Nas spadła. Wspólnie przyrządziliśmy obiad bożonarodzeniowy. Przez cały ten wolny dla mnie czas mogę powiedzieć, że się nudziłem. Lubię nic nie robić. Tommo już kilka dni po świętach musiał iść do pracy. Spotkałem się z dziwnie szczęśliwym Zaynem, głodnym Niallem, radosną Nat i niezbyt entuzjastycznie nastawioną do wszystkiego Eleanor. W sylwestra Lou zabrał mnie na jakiś koncert i przywitaliśmy Nowy Rok oglądając pokaz zimnych ogni w centrum Londynu. Oczywiście nie obeszło się bez pocałunku punktualnie o północy. Był z nami Zayn, który koniecznie musiał zobaczyć te atrakcje, ale najwidoczniej zgubił się w tłumie podczas świętowania. Nie zauważył naszych czułości. Moje pakowanie walizki na wyjazd wygląda komicznie. Często zabieram mnóstwo nie potrzebnych rzeczy. Postanowiliśmy, że będziemy pakować się osobno, bo razem może Nam to zająć dużo czasu i nie zabralibyśmy nawet połowy tego co trzeba. Dużo ciepłych ubrań, zdecydowanie... Samolot mamy rano, więc nie możemy zaspać. Gdy chowałem ostatni sweter, Lou wszedł do pokoju oznajmiając, że jest już gotowy i powinniśmy iść spać. To trochę wcześnie, ale nie szkodzi. Udało Nam się wstać punktualnie i zdążyć na lotnisko w odpowiedniej chwili. Lot nie był długi. Gdy dotarliśmy na miejsce zachwycił mnie widok ogromnych gór przysypanych śniegiem. Jest na prawdę pięknie. Będziemy nocować w hotelu lub schronisku, nie widzę różnicy między tymi słowami. Nasz pokój jest duży, nawet bardzo. W końcu to prezent... Wyjątkowo luksusowy prezent. Mieliśmy kominek, mini salon, dużą sypialnię z ogromnym łóżkiem, łazienkę z jacuzzi pełną porozstawianych wszędzie świeczek i małą kuchnię z lekkim wyposażeniem. Przez kilka dni spędzaliśmy czas jeżdżąc na nartach. Kilka razy porządnie się potłukłem, ale skoro Tommo twierdzi, że nic mi nie będzie... Dziś rano postanowiliśmy zrezygnować z ciekawej jak dotąd formy rozrywki i przejść się na spacer. Było na prawdę zimno, ale atmosfera była miła dzięki lekko świecącemu słońcu. Wędrowaliśmy wtuleni w siebie, nie czując jednak swojego ciepła przez grube kurtki. Wpadł mi do głowy pomysł i rzuciłem w Lou śnieżką. On się zaśmiał i nie pozostał mi dłużny. Nasza śniegowa wojna skończyła się, gdy zaczęliśmy lepić bałwana. Był krzywy i ledwo stał, ale to nasze wspólne dzieło, więc jest wyjątkowy. Zrobiliśmy jeszcze kilka aniołków na białym puchu po czym zorientowaliśmy się, że już późno i wkrótce zajdzie słońce. Przemarznięci wróciliśmy do pokoju już gdy było ciemno. W łazience zdjęliśmy przemoczone ubrania zostając w samej bieliźnie i śmiejąc się z dzisiejszych przygód. Okryliśmy się kocami i Boo postanowił zrobić herbatę. Ja usiadłem na białym i puszystym dywanie naprzeciwko zapalonego już kominka w ciszy wpatrując się w ogień. Po jakimś czasie ktoś objął mnie od tyłu i usiadł obok podając szklankę napoju. Szkoda, że nie mamy kubków... Mimo wszystko i tak była wspaniała atmosfera i cisza, którą przerwał Lou.
-Wiesz... Kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem, wtedy w szpitalu, poczułem ucisk w sercu, które zaczęło bić mocniej dla Ciebie. Dla chłopaka z burzą loków, o którym wiedziałem tylko jaką ma grupę krwi. Z każdym dniem biło coraz mocniej na Twój widok, chciałem by na twojej twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach radość. Gdy dowiedziałem się, że Ty również coś do mnie czujesz cieszyłem się jak nigdy wcześniej. Bo odwzajemniona miłość to największy dar jaki możemy dostać od drugiej osoby. Chciałem Ci to dać w Twoje urodziny, ale dzisiaj jest odpowiedni dzień. -powiedział kładąc między nami czarne pudełeczko. Otworzyłem je i ujrzałem dwie srebrne połówki serca, przyjrzałem się i zobaczyłem na nich grawer, na jednej 'Harry', a na drugiej 'Louis'. Do moich oczu napłynęło łzy.
-To będzie taki symbol Naszej miłości, jeśli oczywiście Ci się podoba... -dokończył chłopak.
-Oczywiście, że tak! -przybliżyłem się do niego. -Kocham Cię najmocniej na świecie. -powiedziałem w jego wargi składając na nich pocałunek, który odwzajemnił. To był piękny moment... Po jakimś czasie nasz delikatny i subtelny dotyk ust przerodził się w ostry i namiętny. Na swoim ciele poczułem dotyk jego zimnych dłoni, od którego miałem przyjemne dreszcze. Złapałem go za pośladek, a on lekko pisnął nie przerywając pocałunku. Położyłem się na nim, po czym on postanowił przejąć kontrolę i znalazł się na górze. Nasze wargi przestały się dotykać, a w oczach Tommo widziałem iskierki.
-Na pewno tego chcesz? Wiesz, pierwszy raz boli i...
-Lou, powiem to po raz kolejny, kocham Cię i chcę z Tobą być na wszystkie możliwe sposoby. -oboje szeptaliśmy. Już po chwili znalazłem się na rękach mojego chłopaka, który zaniósł mnie na miękkie łóżko z satynową pościelą. Powoli kontynuowaliśmy nasze pieszczoty. Zrobiłem Lou kilka malinek, pokazując w ten sposób, że jest tylko mój. Gdy schodził swoimi pocałunkami coraz niżej, czułem jak w mojej bieliźnie narasta ciśnienie. Louis szybko się jej pozbył, nie tylko ze mnie, ale również z siebie dzięki czemu teraz byliśmy zupełnie nadzy. Moje ręce powędrowały na jego plecy błądząc po nich bez celu. Nasze nogi były splątane, mój członek dotykał jego, a usta były ponownie złączone. Sporo czasu minęło na naszych pocałunkach, a ja byłem już zupełnie twardy. Nagle Boo sięgnął po coś do szafki nocnej, a moje oczy spojrzały w tamtym kierunku. Wyjął z niej tubkę i foliową paczuszkę. Wyszeptał 'nie denerwuj się' po czym przygryzł płatek mojego ucha. Poprosił, żebym się przewrócił na brzuch. Posłusznie wykonałem jego polecenie. Siedział na mnie okrakiem i całował moje plecy czekając, aż się rozluźnię, co nastąpiło dosyć szybko. Zaczął dotykać swoim palcem mojego wejścia, po czym usłyszałem dźwięk otwieranej tubki. Niespodziewanie włożył we mnie jeden palec, z zimnym żelem, na co lekko syknąłem. Zapytał czy przestać, po chwili poczułem przyjemność, więc zaprzeczyłem. Gdy zauważył zmianę moich odczuć we mnie znalazł się kolejny palec, a oba sprawiały, że w tym momencie wiłem się z przyjemności pod moim ukochanym. 'Jesteś gotowy?'. Zamruczałem tylko w odpowiedzi, a on pochylił się całując moje usta. Wiedząc co robi odparłem:
-Na prawdę chcesz tego plastiku?
-Więc ty go nie chcesz? Uff, nie lubię lateksu, ale nie wiedziałem czy... -przerwałem mu kolejnym całusem, a on oddalił się od moich ust tworząc mokrą ścieżkę po mojej twarzy i szyi. Ponownie do moich uszu dotarł dźwięk tubki. Między pośladkami poczułem jego członka, który powoli wsunął się we mnie, a ja krzyknąłem czując ból.
-Jeśli chcesz, możemy przestać. -powiedział Lou zmartwionym głosem. Zaprzeczyłem, a on niepewnie wsunął się we mnie głębiej, za każdym kolejnym pchnięciem odczuwałem coraz większą przyjemność ustępującą bólowi i zajęczałem z rozkoszy. Tommo widząc to delikatnie przyspieszył, dodatkowo rękami jeżdżąc po moim penisie. Moim ciałem zawładnęło pożądanie i z moich ust coraz częściej wypływały różne słowa. Lou zharmonizował tępo siebie i swoich dłoni. Odczuwałem podwójną przyjemność z moich doznań. 'Lou, ohhh Lou...' moje krzyki podniecały go jeszcze bardziej bo jego pchnięcia stawały się coraz mocniejsze. Poczułem, że jestem na granicy, a dźwięki wydobywające się z gardła mojego ukochanego świadczyły o tym, że oboje jesteśmy w tym samym stanie. Pewnie słyszy Nas pół hotelu, ale nie martwiło mnie to w tej chwili. Kiedy usłyszałem wiązankę przekleństw i poczułem w sobie rozlewający się płyn sam również wystrzeliłem z głośnym jękiem na łóżko. Boo położył się obok mnie i spojrzał w moje oczy, widziałem w nich szczęście. Pocałował mnie w czoło i przytulił mnie, okryliśmy się kołdrą, żeby od razu zmęczeni zasnąć w swoich objęciach. ***
-Jak się spało kochanie? -pierwsze co usłyszałem o poranku to te słowa. Otworzyłem oczy, a im ukazał się Lou oparty łokciem o poduszkę i patrzący na mnie.
-Wspaniale, jak nigdy... -wymruczałem i chciałem ponownie go pocałować przypominając sobie wydarzenia z dnia poprzedniego, ale on wyciągnął coś z ręki. To połówka serduszka, które widziałem wczoraj. Założył ją na moją szyję, a ja na jego zobaczyłem drugą, z moim imieniem. Teraz to on mnie pocałował.
-Jeśli chcesz, możemy powtórzyć to co wczoraj. -wyszeptał lekko zachrypniętym głosem.
-Hmmm, co masz na myśli? -zapytałem widząc w jego oczach jakiś sekret.
-Przygotowałem Nam wspólną kąpiel... -wstał z łóżka i pociągnął mnie za rękę.
-Jeszcze chwileczkę... -ziewnąłem.
-Zawsze mogę Cię zabrać siłą... -uśmiechnął się, a ja pokiwałem głową. Gdy przekroczyliśmy próg łazienki zauważyłem jacuzzi pełne wody i piany, zapalone świeczki i porozsypywane płatki róż.
-Louuu, jest niesamowicie.
-To ty jesteś niesamowity. -nim się obejrzałem oboje byliśmy w ciepłej wodzie, a nad nami unosił się aromat róży i lawendy. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Swoimi rękami odnalazłem męskość mojego chłopaka i ścisnąłem ją lekko. Przejechałem kilka razy ręką wzdłuż, a on wydał jedynie pomruk zadowolenia i zamknął oczy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Niegrzeczny Hazz... -kontynuowałem moje ruchy, a po chwili swoją głowę zanurzyłem pod wodą. Tommo najwyraźniej się tego nie spodziewał. Wiedziałem, że nie wytrzymam długo bez powietrza, więc po prostu wziąłem jego członka do ust i językiem zakręcałem kółka wokół główki. Następnie wziąłem do ust znacznie większą część i rozpocząłem moje ruchy. Na chwilę się wynurzyłem, w tym czasie zastępując wargi dłońmi. Po kilku wynurzeniach w moich ustach rozlała się ciecz, którą połknąłem. Pocałowałem Boo, po czym postanowiliśmy wyjść ze stygnącej już wody. Wytarliśmy się nawzajem białymi ręcznikami i zgodnie postanowiliśmy coś zjeść.
-To dopiero początek naszego wyjazdu... Mogę tak spędzić cały czas tutaj. -oznajmił Lou wychodząc z łazienki. Podobała mi się ta perspektywa...
***HARRY***
Jak ten czas szybko leci. Jeszcze nie dawno był początek grudnia, a teraz nadszedł styczeń. Dokładnie połowa miesiąca. To jutro jedziemy z Lou w Alpy. Święta spędziliśmy we dwoje ciesząc się atmosferą, która nieoczekiwanie na Nas spadła. Wspólnie przyrządziliśmy obiad bożonarodzeniowy. Przez cały ten wolny dla mnie czas mogę powiedzieć, że się nudziłem. Lubię nic nie robić. Tommo już kilka dni po świętach musiał iść do pracy. Spotkałem się z dziwnie szczęśliwym Zaynem, głodnym Niallem, radosną Nat i niezbyt entuzjastycznie nastawioną do wszystkiego Eleanor. W sylwestra Lou zabrał mnie na jakiś koncert i przywitaliśmy Nowy Rok oglądając pokaz zimnych ogni w centrum Londynu. Oczywiście nie obeszło się bez pocałunku punktualnie o północy. Był z nami Zayn, który koniecznie musiał zobaczyć te atrakcje, ale najwidoczniej zgubił się w tłumie podczas świętowania. Nie zauważył naszych czułości. Moje pakowanie walizki na wyjazd wygląda komicznie. Często zabieram mnóstwo nie potrzebnych rzeczy. Postanowiliśmy, że będziemy pakować się osobno, bo razem może Nam to zająć dużo czasu i nie zabralibyśmy nawet połowy tego co trzeba. Dużo ciepłych ubrań, zdecydowanie... Samolot mamy rano, więc nie możemy zaspać. Gdy chowałem ostatni sweter, Lou wszedł do pokoju oznajmiając, że jest już gotowy i powinniśmy iść spać. To trochę wcześnie, ale nie szkodzi. Udało Nam się wstać punktualnie i zdążyć na lotnisko w odpowiedniej chwili. Lot nie był długi. Gdy dotarliśmy na miejsce zachwycił mnie widok ogromnych gór przysypanych śniegiem. Jest na prawdę pięknie. Będziemy nocować w hotelu lub schronisku, nie widzę różnicy między tymi słowami. Nasz pokój jest duży, nawet bardzo. W końcu to prezent... Wyjątkowo luksusowy prezent. Mieliśmy kominek, mini salon, dużą sypialnię z ogromnym łóżkiem, łazienkę z jacuzzi pełną porozstawianych wszędzie świeczek i małą kuchnię z lekkim wyposażeniem. Przez kilka dni spędzaliśmy czas jeżdżąc na nartach. Kilka razy porządnie się potłukłem, ale skoro Tommo twierdzi, że nic mi nie będzie... Dziś rano postanowiliśmy zrezygnować z ciekawej jak dotąd formy rozrywki i przejść się na spacer. Było na prawdę zimno, ale atmosfera była miła dzięki lekko świecącemu słońcu. Wędrowaliśmy wtuleni w siebie, nie czując jednak swojego ciepła przez grube kurtki. Wpadł mi do głowy pomysł i rzuciłem w Lou śnieżką. On się zaśmiał i nie pozostał mi dłużny. Nasza śniegowa wojna skończyła się, gdy zaczęliśmy lepić bałwana. Był krzywy i ledwo stał, ale to nasze wspólne dzieło, więc jest wyjątkowy. Zrobiliśmy jeszcze kilka aniołków na białym puchu po czym zorientowaliśmy się, że już późno i wkrótce zajdzie słońce. Przemarznięci wróciliśmy do pokoju już gdy było ciemno. W łazience zdjęliśmy przemoczone ubrania zostając w samej bieliźnie i śmiejąc się z dzisiejszych przygód. Okryliśmy się kocami i Boo postanowił zrobić herbatę. Ja usiadłem na białym i puszystym dywanie naprzeciwko zapalonego już kominka w ciszy wpatrując się w ogień. Po jakimś czasie ktoś objął mnie od tyłu i usiadł obok podając szklankę napoju. Szkoda, że nie mamy kubków... Mimo wszystko i tak była wspaniała atmosfera i cisza, którą przerwał Lou.
-Wiesz... Kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem, wtedy w szpitalu, poczułem ucisk w sercu, które zaczęło bić mocniej dla Ciebie. Dla chłopaka z burzą loków, o którym wiedziałem tylko jaką ma grupę krwi. Z każdym dniem biło coraz mocniej na Twój widok, chciałem by na twojej twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach radość. Gdy dowiedziałem się, że Ty również coś do mnie czujesz cieszyłem się jak nigdy wcześniej. Bo odwzajemniona miłość to największy dar jaki możemy dostać od drugiej osoby. Chciałem Ci to dać w Twoje urodziny, ale dzisiaj jest odpowiedni dzień. -powiedział kładąc między nami czarne pudełeczko. Otworzyłem je i ujrzałem dwie srebrne połówki serca, przyjrzałem się i zobaczyłem na nich grawer, na jednej 'Harry', a na drugiej 'Louis'. Do moich oczu napłynęło łzy.
-To będzie taki symbol Naszej miłości, jeśli oczywiście Ci się podoba... -dokończył chłopak.
-Oczywiście, że tak! -przybliżyłem się do niego. -Kocham Cię najmocniej na świecie. -powiedziałem w jego wargi składając na nich pocałunek, który odwzajemnił. To był piękny moment... Po jakimś czasie nasz delikatny i subtelny dotyk ust przerodził się w ostry i namiętny. Na swoim ciele poczułem dotyk jego zimnych dłoni, od którego miałem przyjemne dreszcze. Złapałem go za pośladek, a on lekko pisnął nie przerywając pocałunku. Położyłem się na nim, po czym on postanowił przejąć kontrolę i znalazł się na górze. Nasze wargi przestały się dotykać, a w oczach Tommo widziałem iskierki.
-Na pewno tego chcesz? Wiesz, pierwszy raz boli i...
-Lou, powiem to po raz kolejny, kocham Cię i chcę z Tobą być na wszystkie możliwe sposoby. -oboje szeptaliśmy. Już po chwili znalazłem się na rękach mojego chłopaka, który zaniósł mnie na miękkie łóżko z satynową pościelą. Powoli kontynuowaliśmy nasze pieszczoty. Zrobiłem Lou kilka malinek, pokazując w ten sposób, że jest tylko mój. Gdy schodził swoimi pocałunkami coraz niżej, czułem jak w mojej bieliźnie narasta ciśnienie. Louis szybko się jej pozbył, nie tylko ze mnie, ale również z siebie dzięki czemu teraz byliśmy zupełnie nadzy. Moje ręce powędrowały na jego plecy błądząc po nich bez celu. Nasze nogi były splątane, mój członek dotykał jego, a usta były ponownie złączone. Sporo czasu minęło na naszych pocałunkach, a ja byłem już zupełnie twardy. Nagle Boo sięgnął po coś do szafki nocnej, a moje oczy spojrzały w tamtym kierunku. Wyjął z niej tubkę i foliową paczuszkę. Wyszeptał 'nie denerwuj się' po czym przygryzł płatek mojego ucha. Poprosił, żebym się przewrócił na brzuch. Posłusznie wykonałem jego polecenie. Siedział na mnie okrakiem i całował moje plecy czekając, aż się rozluźnię, co nastąpiło dosyć szybko. Zaczął dotykać swoim palcem mojego wejścia, po czym usłyszałem dźwięk otwieranej tubki. Niespodziewanie włożył we mnie jeden palec, z zimnym żelem, na co lekko syknąłem. Zapytał czy przestać, po chwili poczułem przyjemność, więc zaprzeczyłem. Gdy zauważył zmianę moich odczuć we mnie znalazł się kolejny palec, a oba sprawiały, że w tym momencie wiłem się z przyjemności pod moim ukochanym. 'Jesteś gotowy?'. Zamruczałem tylko w odpowiedzi, a on pochylił się całując moje usta. Wiedząc co robi odparłem:
-Na prawdę chcesz tego plastiku?
-Więc ty go nie chcesz? Uff, nie lubię lateksu, ale nie wiedziałem czy... -przerwałem mu kolejnym całusem, a on oddalił się od moich ust tworząc mokrą ścieżkę po mojej twarzy i szyi. Ponownie do moich uszu dotarł dźwięk tubki. Między pośladkami poczułem jego członka, który powoli wsunął się we mnie, a ja krzyknąłem czując ból.
-Jeśli chcesz, możemy przestać. -powiedział Lou zmartwionym głosem. Zaprzeczyłem, a on niepewnie wsunął się we mnie głębiej, za każdym kolejnym pchnięciem odczuwałem coraz większą przyjemność ustępującą bólowi i zajęczałem z rozkoszy. Tommo widząc to delikatnie przyspieszył, dodatkowo rękami jeżdżąc po moim penisie. Moim ciałem zawładnęło pożądanie i z moich ust coraz częściej wypływały różne słowa. Lou zharmonizował tępo siebie i swoich dłoni. Odczuwałem podwójną przyjemność z moich doznań. 'Lou, ohhh Lou...' moje krzyki podniecały go jeszcze bardziej bo jego pchnięcia stawały się coraz mocniejsze. Poczułem, że jestem na granicy, a dźwięki wydobywające się z gardła mojego ukochanego świadczyły o tym, że oboje jesteśmy w tym samym stanie. Pewnie słyszy Nas pół hotelu, ale nie martwiło mnie to w tej chwili. Kiedy usłyszałem wiązankę przekleństw i poczułem w sobie rozlewający się płyn sam również wystrzeliłem z głośnym jękiem na łóżko. Boo położył się obok mnie i spojrzał w moje oczy, widziałem w nich szczęście. Pocałował mnie w czoło i przytulił mnie, okryliśmy się kołdrą, żeby od razu zmęczeni zasnąć w swoich objęciach. ***
-Jak się spało kochanie? -pierwsze co usłyszałem o poranku to te słowa. Otworzyłem oczy, a im ukazał się Lou oparty łokciem o poduszkę i patrzący na mnie.
-Wspaniale, jak nigdy... -wymruczałem i chciałem ponownie go pocałować przypominając sobie wydarzenia z dnia poprzedniego, ale on wyciągnął coś z ręki. To połówka serduszka, które widziałem wczoraj. Założył ją na moją szyję, a ja na jego zobaczyłem drugą, z moim imieniem. Teraz to on mnie pocałował.
-Jeśli chcesz, możemy powtórzyć to co wczoraj. -wyszeptał lekko zachrypniętym głosem.
-Hmmm, co masz na myśli? -zapytałem widząc w jego oczach jakiś sekret.
-Przygotowałem Nam wspólną kąpiel... -wstał z łóżka i pociągnął mnie za rękę.
-Jeszcze chwileczkę... -ziewnąłem.
-Zawsze mogę Cię zabrać siłą... -uśmiechnął się, a ja pokiwałem głową. Gdy przekroczyliśmy próg łazienki zauważyłem jacuzzi pełne wody i piany, zapalone świeczki i porozsypywane płatki róż.
-Louuu, jest niesamowicie.
-To ty jesteś niesamowity. -nim się obejrzałem oboje byliśmy w ciepłej wodzie, a nad nami unosił się aromat róży i lawendy. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Swoimi rękami odnalazłem męskość mojego chłopaka i ścisnąłem ją lekko. Przejechałem kilka razy ręką wzdłuż, a on wydał jedynie pomruk zadowolenia i zamknął oczy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Niegrzeczny Hazz... -kontynuowałem moje ruchy, a po chwili swoją głowę zanurzyłem pod wodą. Tommo najwyraźniej się tego nie spodziewał. Wiedziałem, że nie wytrzymam długo bez powietrza, więc po prostu wziąłem jego członka do ust i językiem zakręcałem kółka wokół główki. Następnie wziąłem do ust znacznie większą część i rozpocząłem moje ruchy. Na chwilę się wynurzyłem, w tym czasie zastępując wargi dłońmi. Po kilku wynurzeniach w moich ustach rozlała się ciecz, którą połknąłem. Pocałowałem Boo, po czym postanowiliśmy wyjść ze stygnącej już wody. Wytarliśmy się nawzajem białymi ręcznikami i zgodnie postanowiliśmy coś zjeść.
-To dopiero początek naszego wyjazdu... Mogę tak spędzić cały czas tutaj. -oznajmił Lou wychodząc z łazienki. Podobała mi się ta perspektywa...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na początku przepraszam za długie oczekiwanie i brak opisu świąt i imprezy sylwestrowej. Mam nadzieję, że udało mi się Wam wynagrodzić to tym rozdziałem. Jest krótszy niż zwykle, ale ważny i kluczowy w historii. Już niedługo wydarzy się kilka ciekawych rzeczy. Nie w kolejnym rozdziale, może w jeszcze późniejszym... Dziękuję za komentarze, było ich więcej niż zwykle. Pytania do postaci też są dla mnie dosyć ważną częścią tego opowiadania, bo niekiedy pozwalają mi wpaść na ciekawe pomysły, których często nie publikuje tam tylko zamieszczam w rozdziałach. No więc, nie przedłużam. 10 komentarzy=nowy rozdział.
03 stycznia, 2013
Rozdział 27
***LOUIS***
Z Harrym jesteśmy coraz szczęśliwsi. Jutro moje urodziny, a on zaplanował jakąś niespodziankę. Lekko się boję jego pomysłów, ale mam przynajmniej pewność, że nie będzie to nic głupiego. Hazz jest romantykiem. Tutaj nie mogę zaprzeczyć. Zayn wpadnie do Nas rano, pewnie złożyć życzenia. Od jakiegoś czasu szatyn zaczyna mi przeszkadzać. Ciągle zjawia się u Nas w najmniej spodziewanym momencie. Jestem zazdrosny przez jego spojrzenie. Wygląda, jakby rozbierał mojego Loczka wzrokiem. Mój chłopak nie był świadomy, jak na mnie działa gdy ostatnim razem robił śniadanie dla nas dwóch. Uświadomiłem go w tym i przeprosił. Wyjaśniłem mu, że nie musi. Jak ja chcę już być w Alpach... Zadzwoniłem do mamy. Miałem zamiar jej powiedzieć o tacie, ale spanikowałem. Nie chcę, żeby wiedziała. Harry też nie chce. Cóż, przynajmniej się nie kłócimy. On teraz smacznie śpi... Wygląda tak uroczo. Zastanawiam się, dlaczego ja nie jestem w stanie zasnąć. Nie powinienem się oszukiwać. Znam tego powód. Mam ochotę rzucić się na chłopaka leżącego obok mnie. Nie mogę tego zrobić, więc wstanę z łóżka. Prysznic dobrze mi zrobi. Odkręciłem ciepłą wodę i poczułem spływające wzdłuż mojego ciała strumienie. Zamknąłem oczy. Tomlinson, jesteś napalony przez tego chłopaka z loczkami. On nie robi nic specjalnego, ale to wystarcza. Najmniejszy jego dotyk powoduje iskry w moim ciele w wzrost ciśnienia w mojej bieliźnie. Czemu ja wciąż staram się zatrzymywać wszystkie sytuacje prowadzące w tym kierunku? No tak, nie chcę żeby Nasz związek opierał się tylko na jednym. Między nami jest wyjątkowe uczucie. Dużo większe niż pociąg seksualny. Nie mam zamiaru sobie sam ulżyć, to nie fair w stosunku do Hazzy. Moje dziwne myślenie. Chcę żyć w celibacie? To nigdy nie była moja specjalność. Zakręciłem wodę, wytarłem ciało i włosy ręcznikiem. Ubrałem czystą bieliznę i udałem się w kierunku łóżka. Gdy tylko się położyłem, zorientowałem się, że Harry nie śpi.
-Gdzie byłeś? -zapytał zaspanym głosem.
-Nie mogłem spać, więc postanowiłem wziąć prysznic. śpij kochanie. -przytuliłem go od tyłu, a on obrócił się do mnie przodem. Jego loczki łaskotały teraz moją szyję, gdy przytulił się do mojej klatki piersiowej. Usłyszałem, jak po cichu śpiewa. Ja to robię, żeby on zasnął. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w śpiewaną bez fałszu piosenkę. Było mi przyjemnie. Zapomniałem o wszystkim i zacząłem bawić się jego włosami. Gdy tylko to poczuł uśmiechnął się do mnie lekko podnosząc głowę. Zrobiłem się senny. Nawet się nie zorientowałem, kiedy zasnąłem. ***
-Wszystkiego najlepszego Lou! -usłyszałem jak Hazz krzyczy. Lekko mnie to wystraszyło, więc gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej i otworzyłem oczy. Spodziewałem się śniadania do łóżka, ale jak widać Loczek ma inne plany. Na tacy stał jedynie kubek kawy i biała róża w małym i szklanym flakoniku.
-Musimy ubrać choinkę, zrobimy to czekając na Zayna. Potem moja niespodzianka. -powiedział, gdy wziąłem napój.
-Nie mógłbyś się położyć obok mnie? To taka piękna wizja spędzenia poranka... -wyjęczałem, na co on pokiwał przecząco głową.
-O nie! Wypijesz kawę i wstajesz! Lou, dziś Twoje urodziny! I Wigilia! -zerwał ze mnie kołdrę i zaczął lekko tupać nogą pokazując, że czeka. Czasem potrafi być na prawdę uparty. Jeśli coś wymyśli, albo co gorsza zaplanuje to nic mu tego nie wybije z głowy. Powinienem się cieszyć, bo upartość oznacza pewność siebie.
-Akurat z urodzin się nie cieszę. Czuję się staro... -powiedziałem udając obrażonego.
-Boo, nie jesteś stary. Nie dla mnie. -nachylił się żeby mnie pocałować, ale gdy się do niego przybliżyłem, on się oddalił z uśmieszkiem.
-Jak chcesz to mnie złap! -krzyknął, po czym wybiegł z pokoju. Skoro tak się chce bawić... Pobiegłem za nim i na dole zauważyłem rozłożoną sztuczną choinkę, którą ubierałem za czasów studenckich. Na ziemi leżały też pudełka z ozdobami. W tym roku chciałem ubrać prawdziwą choinkę, ale jak widzę nie będziemy mieć czasu, skoro Hazzie tak się spieszy. Wiedziałem, że będzie w kuchni. Gdy tylko tam wszedłem szybko coś schował w szafce. Złapałem go i zacząłem całować. Już nie bawił się w uciekanie tylko oddał namiętny pocałunek wsuwając swój język do moich ust. Trwało to chwilę. Oderwaliśmy się od siebie ciężko oddychając.
-Mój plan działa, wstałeś z łóżka! -uśmiechnął się zadziornie.
-Więc to był podstęp...! Powinienem Cię ukarać Twoją własną bronią... Karne łaskotki! -krzyknąłem ostatnie słowa, po czym rzuciłem się na niego, aż upadliśmy na podłogę. Chłopak śmiał się i prosił, żebym przestał. Jak dobrze, że ja nie mam łaskotek. On o tym nie wie, ale kiedy się dowie będzie lekko zły. Obrazi się na mnie, że mu nie powiedziałem. Szybko mu przejdzie. Przestałem go łaskotać i usiadłem na nim okrakiem. Wpatrywałem się w jego zielone oczy, które teraz tętniły radością. Byłem z siebie dumny, że to dzięki mnie. Tydzień temu taki nie był. Poszliśmy razem na cmentarz, prosił mnie, żebym mu towarzyszył. Znowu zobaczyłem jego łzy, jego smutek i żal. Nie chcę już tego oglądać, on jest wrażliwy i bardzo to wszystko przeżywa. Ciężko było mi go pocieszyć. W chwilach takich jak tamta, chcę po prostu go ochronić przed wszystkim. Może nawet cofnąć czas dla niego. Wtedy bym go prawdopodobnie nie poznał. Nie poczułbym tego najwspanialszego uczucia, jakim można darzyć drugą osobę. Jednak cofnięcie czasu też nie dałoby wiele, bo mój ukochany przed tym wypadkiem nie był wcale szczęśliwy. Teraz to może się zmienić. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Hazzy.
-Lou, nad czym tak myślisz? Mógłbyś ze mnie zejść? -zachichotał cicho.
-Nad niczym konkretnym. Jeśli ładnie poprosisz to zejdę... -przysunąłem swoją twarz bliżej jego dając mu znak o co chodzi. Chwycił mój podbródek i opierając się na łokciu dostał do moich ust. Lekko zsunąłem się na jego biodrach na taki poziom, że chłopak usiadł naprzeciwko mnie. Zaczął całować moją szyję, a ja próbowałem zdjąć jego koszulkę. Usłyszałem dzwonek do drzwi. O tym właśnie mówiłem. Jestem pewien, że to Zayn. Harry próbował przerwać ten moment, żeby otworzyć drzwi, nie tym razem. Szatyn poczeka za drzwiami. Zacząłem błądzić rękami po jego plecach, a moje usta dotarły do jego ucha, lekko je przygryzając. Podobało mu się to i nie miał zamiaru przerywać. Aż do kolejnego dzwonka i pukania.
-To na pewno Zayn, powinienem go wpuścić. -powiedział łapiąc oddech.
-Jeśli poczeka, to nic mu się nie stanie. -oznajmiłem Hazzie. -Już idę. -krzyknąłem, żeby pokazać mulatowi, że mam zamiar mu otworzyć.
-Na czym to skończyliśmy? -zapytał Harry, a ja uśmiechnąłem się dając mu do zrozumienia, że o to mi chodziło. Byłbym gotów nawet zrobić to teraz na podłodze w kuchni, żebym tylko był pewien, że Loczek wybierze mnie, a nie jego. Nie chodzi mi o żadne ważne decyzje. Po prostu, że woli spędzić czas ze mną, niż z nim. Woli być ze mną, a on może marznąć na zewnątrz czekając.
-Chłopaki, otwórzcie! Jest zimno! Bo wejdę przez okno! -oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Wpuść go lepiej. -stwierdziłem.
-Ale obiecaj, że kiedyś skończymy to co zaczęliśmy i nikt nam nie przeszkodzi.
-Obiecuję, skarbie. -posłałem mu buziaka. Poprawił jeszcze włosy i ubranie, a ja wstałem z podłogi i zorientowałem się, że mam na sobie tylko bieliznę. Jestem zadowolony z siebie, że Hazz kazał czekać przyjacielowi, aż skończymy nasze pieszczoty. Tak u Nas to wygląda, całujemy się, dotykamy, ale do niczego nie dochodzi, chociaż obaj tego chcemy. Mi to wystarcza, to piękne i takie niewinne...
-Ile można czekać!? Jest zima! -mówił Malik dmuchając ciepłe powietrze w dłonie.
-Zrekompensuję Ci to herbatą. Upiekłem też szarlotkę. Chcecie po kawałku?
-Nie wiedziałem, że potrafisz piec... -powiedziałem do Loczka patrząc na niego podejrzliwie.
-Ja też, ale byłem w domu po książkę kucharską mamy i przepisy w niej są na prawdę proste. Dla Ciebie też herbaty, czy wolisz tą poranną kawę, która została w pokoju?
-Poproszę herbatę. Moją ulubioną.
-Już się robi! -po czym nalał wody do czajnika, a do kubków wrzucił torebki z suszonym naparem. Zastanawiam się gdzie jest to ciasto, bo nie widzę go na wierzchu. Gdy Hazz schylił się i wyciągnął coś z szafki. Dowiedziałem się, gdzie będzie jego skrytka na słodycze. Po chwili przyniósł talerzyki i kubki. Ciasto wyglądało na prawdę smakowicie. Takie też było.
-Z jakiej okazji dziś jemy ciasto? -zapytał Zayn.
-A czy musi być okazja? -odpowiedziałem z pełnymi ustami. Zakrztusiłem się, a Loczek wstał i poklepał mnie po plecach.
-Lou ma dziś urodziny. -oznajmił spokojnie.
-Wszystkiego najlepszego stary! -podniósł się ze swojego miejsca i otworzył ramiona, tak, żebym go objął. Pachniał bardzo męsko. Jego zapach był ostry i lekko drażnił w nos. Hazz pachnie słodko i przyjemnie... Aż chce się go przytulać.
-Ubierzemy razem choinkę? -rzucił Harry patrząc na Nas swoimi dużymi oczami. Nie potrafię mu odmówić. Chciałbym powiedzieć coś w stylu 'Zayn chyba musi już iść'. Ostatnio nie darzę go szczególną sympatią. Zgodziliśmy się i rzuciliśmy się na ozdoby. Po chwili byliśmy obwieszani łańcuchami i lampkami, a na uszach mieliśmy bombki. Chciałem pocałować Loczka w takiej zabawnej sytuacji, więc posłałem szatyna do kuchni po coś do picia. Dodałem argument, że w urodziny się nie odmawia. Hazz dalej cieszył się jak małe dziecko z przyozdabiania drzewka. Ukradłem mu szybkiego całusa z policzka. Zarumienił się, ale w pomieszczeniu znów pojawił się mulat. Po godzinie choinka była ubrana, a my zmęczeni. Malik się pożegnał, stwierdzając ze smutkiem, że zobaczymy się dopiero po świętach. Hazz go przytulił, po czym chłopak wyszedł z domu.
-Teraz pora na moją niespodziankę dla Ciebie. Ubierz się w końcu! Najlepiej ciepło. Czekam na Ciebie tutaj. -wykonałem jego rozkaz i pobiegłem na górę. Ubrałem grubo wyglądające jeansy, pierwszą lepszą bluzkę i ciepły sweter w paski. Gdy zszedłem na dół, byłem zaskoczony. Harry miał w ręce koszyk piknikowy.
-Żartujesz sobie? Piknik? W grudniu? -z mojej twarzy można było wyczytać zdziwienie.
-A czemu nie? Ubierz buty i kurtkę. Czapka i szalik też się przydadzą. Tamiza na Nas czeka! -mówił z ekscytacją w głosie.
-Ty nie mówisz poważnie... -powiedziałem patrząc na niego jak na wariata.
-Będzie fajnie, zobaczysz! Wziąłem koce... Zgódź się! To moja niespodzianka dla Ciebie! Jest bardzo... niespodziewana!
-No dobrze. -ubrałem buty i płaszcz, szyję obwiązałem wełnianym materiałem, a na głowę wsunąłem czapkę. Wyszliśmy z domu. Nie było tak zimno jak myślałem.
-Jedziemy samochodem? -zapytałem.
-Do niespodzianki należy przejażdżka autobusem. -niedaleko był przystanek, więc poszliśmy w tamtą stronę. Gdy czerwony pojazd nadjechał wsiadliśmy do niego. Zajęliśmy dwa wolne miejsca z tyłu. Ludzie się na Nas gapili. No tak, dwójka grubo ubranych facetów wsiada do autobusu w Wigilię z koszykiem piknikowym... Harry posłał gapiom uśmiech i odwrócili się do przodu zajmując się czytaniem gazet lub innymi sprawami nie związanymi z obserwowaniem Nas.Po jakimś czasie Hazz dał znak, że wysiadamy. Poszliśmy nad Tamizę, a gdy znaleźliśmy przyjemne miejsce on rozłożył koc na trawie. Zaprosił mnie, bym usiadł, a sam zrobił to samo. Okrył nas kolejnym kocem, a z koszyka wyjął termos herbatą. Wygląda na to, że zabrał także ciasto marchewkowe i tą pyszną szarlotkę. Gdy tak siedzieliśmy wtuleni w ciszy, wpatrując się w spokojną rzekę, a Loczek trzymał głowę na moim ramieniu poczułem się szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Spokój, to czułem w tym momencie. Muszę przyznać, że na lepszy pomysł bym nie wpadł. Wydawało się, że będzie Nam zimno, ale mamy siebie i nie odczuwamy temperatury, jaka panuje na zewnątrz. W pewnym momencie Loczek sięgnął do koszyka i wyjął z niego czerwoną różę.
-Kocham Cię. -powiedział, dając mi ją.
-Ja Ciebie też. -odpowiedziałem patrząc w jego hipnotyzujące oczy, po czym na jego wargach złożyłem ciepły pocałunek.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Koniec przerwy. Jak widzicie dodałam nowy rozdział tak jak napisałam w poprzednim poście, po Nowym Roku. Mam nadzieję, że dla Was zaczął się dobrze. Jestem zdziwiona liczbą osób, które wzięły udział w ankiecie. Ponad 50. WOW. Dziękuję Wam za wszystko, za komentarze, odpowiedzi w ankiecie, obserwowanie bloga, pytania do postaci (nawet te najbardziej dziwne), wyświetlenia i wszystko inne. Dostałam kilka nowych nominacji do Liebster Awards, ale nie mam już ochoty się w to bawić, więc przepraszam.Jeśli chcecie być informowani o nowym rozdziale na Twitterze to podajcie mi go tutaj, w pytaniach do postaci lub moim profilu na TT. Nie wiem kiedy będzie kolejna część. Semestr się kończy, a ja mam jeszcze kilka ocen do poprawy. W moje ferie, czyli za tydzień z haczykiem postaram się coś napisać. Opcja druga to weekend. Okaże się. Mam nadzieję, że historia Was nie nudzi. Nowy rozdział=10 komentarzy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)