05 września, 2012

Rozdział 17

***LOUIS***

Boję się, nie wiem gdzie jest Harry. Nie wrócił na noc, nie wrócił rano. A jeśli dzisiaj też nie wróci? Gdzie on w ogóle jest? Chodzi do szkoły, ale nie nocuje tutaj. Nie było go w dawnym domu. Jeśli uciekł, lub... coś mu się stało? Albo boi się tutaj wrócić? Źle się z tym czuję, siedzę teraz na kanapie wtulony w poduszkę i zamartwiam się. Nie mogłem skupić się w szpitalu, na szczęście nikogo nie zabiłem. Tęsknię za nim, chcę by on za mną też. Pewnie to jest niemożliwe. Chciałbym żeby mnie chociaż lubił, albo tolerował, ale po tych ostrych słowach, kłótni i... pocałunki pewnie ma mnie za wolę nie wiedzieć kogo. Nagle coś mnie wystraszyło. Był to dźwięk otwieranych drzwi. Szybko spojrzałem w tamta stronę. On wrócił! Mojemu Hazzie nic nie jest! Na początku byłem jedynie szczęśliwy, lecz po chwili to uczucie zmieniło się w złość i dociekliwość.
-Cześć Louis.- przywitał się oschle.
-Hej, martwiłem się, gdzie byłeś? Jak mogłeś tak po prostu zniknąć i nie odbierać telefonu?! Zgłosiłem na policji twoje zaginięcie. -próbowałem uświadomić mu co robi. Byłem dość zdenerwowany. Który opiekun by nie był? On jest dla mnie zresztą czymś więcej niż podopiecznym. Jest miłością mojego życia.
-Przepraszam, musiałem sobie przemyśleć kilka rzeczy... Nie potrzebnie się martwiłeś. Nie próbowałem się zabić. Jak widzisz nic mi nie jest, jestem cały i zdrowy. -powiedział po czym udał się w stronę swojego pokoju.
-Powiedz mi gdzie byłeś. Powinienem wiedzieć. -mówiłem już spokojniej.
-Czy to na prawdę ważne? Powiedzmy, że w bezpiecznym miejscu... Idę odrobić lekcję. Porozmawiamy później? -był tajemniczy, wiedziałem o jaką rozmowę mu chodzi. Zaczął wbiegać po schodach.
-Oczywiście, że tak... -mówiąc to już prawie go nie widziałem. Potrzebowałem sam się zastanowić, co mu powiem. Nie chodzi mim tylko o pocałunek. O samookaleczenia także. Jeszcze nie teraz. Dam mu czas, zresztą powiedział 'później'. Nie wiem ile czasu zajmie mu odrabianie lekcji. Pewnie nie tylko o tym mówił. Może potrzebuje się odświeżyć. Ciekawe co miał na myśli mówiąc 'bezpieczne miejsce'? Może w trakcie tej rozmowy uda mi się od niego wyciągnąć informację, ale nie tylko tą. Powinienem wiedzieć gdzie spędzał czas. Siedziałem na swoim poprzednim miejscu na kanapie. Pomyślałem jak wyglądał. Coś mi nie pasowało. Wyglądał inaczej niż zwykle... Ubrania... On nie ubiera się tak zbyt często... Czyżby nocował u kogoś? Może u jakiegoś kolegi? Zaraz, czy on w ogóle ma kolegów? Rozmyślając zauważyłem, jak Loczek próbował przejść za kanapą, tak bym go nie zauważył. Szedł w stronę drzwi. Chciał się wymknąć? Zorientował się, że na niego patrzę.
-Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę... -chciał wytłumaczyć się z chęci czegoś w rodzaju ucieczki?
-Mieliśmy porozmawiać. To ważne Harry, nie możemy tego odkładać. -rzuciłem spokojnym tonem.
-No dobrze... Ale na pewno nie możemy jak wrócę? -chciał uniknąć tej rozmowy. Ja też wolałbym, mieć ją już za sobą.
-Nie, nie możemy. Siadaj proszę. -uklepałem miejsce na kanapie obok siebie. Lekko się zawahał, po czym zajął miejsce. Spędziliśmy kilka minut w krępującej ciszy.
-Co się dzieje? Wyjaśnij mi proszę. Pogubiłem się w twoim zachowaniu. -odezwałem się pierwszy. W końcu byłem starszy i to do mnie należy inicjatywa.
-Co mam Ci wyjaśnić? Nie o moim zachowaniu chciałem rozmawiać, tylko o....
-Wiem, ale to jest bardzo ważne... Obiecaj mi, że skończysz z okaleczaniem się na różne sposoby. -przerwałem mu, próbując wymusić obietnice.
-Obiecuję Lou. -uśmiechnął się lekko. Lubię gdy tak do mnie mówi. Może nie jest między nami tak źle? Tomlinson, otrząśnij się.
-Wytłumacz dlaczego to wszystko robiłeś...
-Nie sądzę, żeby Cię to interesowało... -mnie ma nie interesować cokolwiek dotyczące jego?
-Oczywiście, że się o Ciebie martwię! Hazzuś, wyjaśnij mi, proszę. -na jego policzku zauważyłem pojedynczą łzę.
-No więc... wtedy na cmentarzu podzieliłem się z tobą tym co czuję. Wtedy wydawałeś się dziwny... Nie wiem czy też widzisz we mnie mordercę, czy co innego o mnie myślisz. Nie potrafię znieść kiedy... kiedy traktujesz mnie obojętnie. Pewnie teraz myślisz, że te blizny wypalałem, żeby zwrócić na siebie uwagę? Nie chciałem, żebyś wiedział... Robiłem to bo... bo czułem wtedy ogromy ból, to wydawał się dobry sposób na karanie się za to co zrobiłem. Za to, że zabiłem...
-Przestań! To nie prawda, nikogo nie zabiłeś! -szybko go objąłem, płakał coraz bardziej. Wciąż cierpiał, tylko dusił to w sobie...
-To dlaczego tak się czuje? -zapytał wtulony we mnie. Widok jego w takim stanie doprowadzał mnie do rozpaczy... Mimo to, czułem w pewnym sensie radość i spełnienie, że to ja mogę go pocieszyć. Że to ja go obejmuję w trudnej chwili... Powiedziałem, że wszystko będzie dobrze i damy sobie radę. Nie chciałem w takiej sytuacji nawiązywać do pocałunku. To nieodpowiedni moment. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Zrobiłem się zły, że właśnie w takiej chwili ktoś musi nas nachodzić. Miałem nadzieję, że to Dan.Wypuściłem chłopaka z objęć i powiedziałem mu, że otworzę. Powędrowałem w stronę wejścia. Gdy nacisnąłem na klamkę, zaskoczył mnie widok gościa. To Zayn Malik. Co on tu robił?
-Czego tu szukasz? -zapytałem wściekły.
-Ja do...
-Wynoś się stąd! -krzyknąłem przerywając mu i trzasnąłem drzwiami tuż przed jego nosem. Nie miałem pojęcia co on tu robił. Może od teraz postanowił sobie Nas gnębić? To było teraz nie ważne, wróciłem aby przytulić ponownie mojego Hazzę. Wyszeptałem mu, że wszystko będzie dobrze. Bo będzie, jutro przed południem zapisałem Nas, a właściwie jego na wizytę u psychologa. To mój znajomy ze studiów, Nick Grimshaw. Podobno jest niezłe w swoim zawodzie. Oby udało mu się przywrócić Loczka do normalności...



***ZAYN***

No świetnie, Po raz kolejny doktor Tomlinson zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Może powinienem wrócić? Dobrze, że tym razem mnie nie za atakował... Harry jest w domu? Porozmawiali i wyjaśnili sobie wszystko? Lekarz był dosyć wściekły... ale to może na mój widok. Mam nadzieję, że tak. Donosząc na Loczka zachowałem się jak kapuś. Co prawda, zrobiłem to dla jego dobra. To okaleczanie musi się skończyć. Zostanę jego przyjacielem i będzie mi lżej kochać go, będąc bliżej niego. Czy jeszcze nic mu nie powiedział? to znaczy... czy nie powiedział mu, że mi wybaczy? Chociaż, po co miałby to mówić, ma ważniejsze sprawy na głowie. Nie liczę na nic więcej z jego strony niż koleżeństwo. Bo nicy na co? Na to, że zakocha się we mnie widząc jaki jestem naprawdę, w głębi serca? Że będziemy szczęśliwą parą trzymającą się za ręce i spacerującą po parku w deszczu? Ja nawet nie wiem, czy on jest gejem... Rozmyślają doszedłem do domu. Pogoda na szczęście była znośna. O dziwo nie padało, chociaż był listopad. Gdy tylko przekroczyłem próg domu, mama zapytała co się stało i czemu tak szybko wróciłem. Odpowiedziałem, że nie mam ochoty teraz rozmawiać. Powiedziałem to delikatnie, żeby jej nie urazić. Była naprawdę dobrą kobietą. Pora była dosyć wczesna. Zająłem się pracą domową i postanowiłem rano wypytać Harrego czy załatwił swoje sprawy. Mam nadzieję, że mi powie. Wiem, że jeszcze nie ufa mi do końca, ale to się zmieni. Po odrobieniu nudnego zadania z matematyki, zszedłem na dół po coś do jedzenia. Wziąłem pierwsze lepsze produkty z lodówki i zacząłem robić kilka kanapek. Gdy już skończyłem jeść, wróciłem do swojego pokoju. Patrząc na łóżko przypomina mi się Loczek. To dziwne, bo nie widziałem go ledwo kilka godzin, a już tęsknie. Czyżbym się uzależnił od jego obecności? Do wieczora nic nie robiłem, może po za leniwym przełączaniem kanałów w TV, po czym przed snem poszedłem do łazienki wykonać codzienne czynności. Włosy bez odżywki przecież nie wyglądają tak jak powinny. Cały byłem poobijany i bolało mnie wiele miejsc. Gdy skończyłem, położyłem się na łóżku z chęcią zaśnięcia, ale nie mogłem. Cały czas widziałem JEGO twarz gdy się uśmiechał, martwił, smucił. We wszystkich sytuacjach. Mój mózg zapamiętał szczegóły dotyczące jego wyglądu, charakteru i sposobu bycia. Leżąc na moim miejscu spoczynku i wiercąc się przez dobre kilka godzin w końcu udało mi się usnąć. Obudził mnie dzwonek budzika. Wstając cieszyłem się jak małe dziecko, które dostanie dzisiaj najlepszą zabawkę na świecie. Spotkam Harrego, znowu. Poszedłem do toalety, wziąłem szybki prysznic i ułożyłem włosy. Ubrałem się biegłem w stronę drzwi. Nie miałem ochoty tracić czasu na śniadanie. Pożegnałem się z domownikami. Gdy minąłem kilka ulic spojrzałem na godzinę, było dosyć wcześnie. Za bardzo się pospieszyłem. Pomyślałem chwilę, po czym stwierdziłem, że w domu zostały ubrania mojego nowego przyjaciela. Musze mu je oddać, to będzie kolejny pretekst by się zobaczyć. Po wędrówce ujrzałem budynek szkoły. Stwierdziłem, że mało osób przychodzi wcześnie, ale Niall zwykle jest pierwszy. Może dlatego, że po drodze lubi iść do Nandos, zamówić tonę jedzenia i spałaszować ją w kilka minut. Wziąłem książki z szafki i zacząłem szukać przyjaciela. Nie zdziwiło mnie co robił. Siedział na ziemi pod klasą i zajadał czekoladowy batonik. Cały się ubrudził, to uroczy widok. Podszedłem do niego i się przywitałem.
-Siema Niall. Dawno się nie widzieliśmy...
-Witaj Zayn, tak masz rację, od wczoraj, kiedy to odprowadziłem cię do domu po bójce...
-Ach tak, zapomniałem o tym...
-Co się ostatnio z tobą dzieje? Jesteś dziwny, jeszcze kilka dni temu chciałeś pobić Harrego Stylesa, a wczoraj go broniłeś przed kumplami. Wytłumacz mi to, ja nic już nie rozumiem.
-Widzisz... Staram się zmienić i być lepszym człowiekiem, takim jak dawniej. Zanim przyszliśmy do tego cholernego liceum. -gdy to powiedziałem, zrobił zdziwioną i zarazem wesołą minę. Spędziliśmy jakiś czas razem rozmawiając o głupotach i śmiejąc się z jeszcze głupszych rzeczy. Stwierdziłem, że mój ukochany powinien być już w tym budynku, więc zacząłem go szukać. Przeszedłem cały korytarz kilka razy, nie było go. Zadzwonił dzwonek. Martwię się, co się stało? Czemu nie ma go w szkole? Przez całą geografię nie mogłem się skupić. Gdy wykładowca zapytał mnie gdzie jest Kenia, pokazałem jakiś punkt w Ameryce Północnej. Wiedziałem, że to nie tam, ale chciałem trochę zażartować, cała klasa zaczęła się śmiać. Nie dostałem za to oceny, ale nauczyciel kazał mi słuchać co mówi. Starałem się. Postanowiłem, że na następnej przerwie poszukam Harrego jeszcze raz, a jeśli okaże się, że nie będzie go w szkole to po południu go odwiedzę. Będę musiał zarwać trening, kolejny. Mijały lekcje, jego wciąż nie było. Po ostatnim dzwonku pobiegłem w stronę boiska. Byli już wszyscy członkowie drużyny, cheerleaderki i trener. Widziałem jak moja dziewczyna ślini się do mnie. Zrobiło mi się nie dobrze. Nauczyciel mnie zauważył i kazał mi się szybko przebrać.
-Przykro mi, ale dzisiaj nie mogę być na treningu... -powiedziałem krótko i chciałem już odejść.
-Zawalasz kolejny raz. Wiesz co to znaczy? Jeśli następnym razem zrobisz to samo, będę musiał wyrzucić cię z naszej drużyny. -mówiąc to pewnie miał nadzieję, że zmienię zdanie. Tak naprawdę byłem kapitanem dla popularności, nie sprawiało mi to przyjemności.
-Nie będzie musiał pan, sam odejdę. Nawet dzisiaj. -rzuciłem szybko, po czym zacząłem oddalać się z tego miejsca. Usłyszałem, że ktoś za mną biegnie. Po tupaniu szpilek dotarło do mnie, że to dziewczyna. Obróciłem się do niej.
-Czego chcesz Michelle? -zapytałem wściekle.
-Kotku, nawet się nie przywitałeś. -po czym zaczęła się do mnie przybliżać swoją wytapetowaną twarzą. Chciała bym ją pocałował. Odsunąłem się od niej.
-Pytałem czego chcesz?
-Nie bądź taki oschły misiu, przecież nic się nie stało. -wciąż się uśmiechała.
-Masz do mnie jakąś sprawę? -mówiąc to spoważniała, a z jej twarzy zniknął uśmiech. Ten związek to dla niej taki... biznes.
-Ok, więc przejdźmy do rzeczy. Nie możesz odejść z drużyny...
-Nie mogę bo co?
-Bo wtedy z nami koniec. Ostrzegam cię!
-Świetnie, załatwiłem dwie sprawy za jednym razem. -ucieszyło mnie to co powiedziała. I utwierdziło w przekonaniu, że jest kolejną pustą lalą jaką znam. Słyszałem jeszcze jak woła bym poczekał i szedł wolniej bo zniszczy buty. Nie miałem zamiaru wykonać jej polecenia. Wędrowałem w kierunku domu Harrego. Bardzo cieszyłem się, że go zobaczę i być może poznam powód jego nieobecności.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział tak późno. Wreszcie udało mi się coś napisać. Trochę kiepsko mi wyszło, wiem. Pomysł przyszedł na nudnych lekcjach, a na języku polskim dostałam chęci do pisania. Mam do Was pytanie. Czy chcecie One Shota +18 o Zarrym? Mam na niego pomysł już od jakiegoś czasu, tylko nie pasował mi do historii. Następna część zostanie opublikowana po 10+ komentarzach pod tym rozdziałem. Nie obiecuję, że zbyt szybko. Możliwe, że w weekend lub dni w których mam mało lekcji.

11 komentarzy:

  1. super rozdział czekam na następny dodawaj jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry pomysł z tym One Shot'em +18 z Zarrym :D Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdziaaał ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny!
    Jak zawsze czekam na kolejny <3

    Zapraszam do sb:
    http://onedirection-imaginy-pati.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział i taaak, dawaj one shota z Zarrym, szybko ! :DD

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny rozdział i one shota ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW! PODOBA MI SIĘ<3 ILIKEIT. SERIO, WSPANIAŁY POMYSŁ. KOCHAM CIĘ SHIPPEREKO LARREGO<3

    @LARRYSNIGGA

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej. :) Notka organizacyjna na http://forever-larry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na one shota!

    P.S. Zapraszam do mnie: http://ruletheworldourslove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham twego bloga *.*

    OdpowiedzUsuń