16 września, 2012

Rozdział 18


***HARRY***

Po rozmowie z Lou stwierdziłem, że może mieć rację. Psycholog mi pomoże, a dziś mam pierwszą wizytę. Podobno Nick, bo tak ma na imię jest całkiem niezły w swoim zawodzie. Niestety znów musze opuścić szkołę, bo wizyta została umuwiona na poranek. Wczoraj miałem spotkać się z Zaynem, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy. Mam nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, powiedziałem grzecznie 'proszę'. To mój opiekun, przyszedł po mnie i czule kazał mi się pospieszyć. W końcu jedzie na dyżur, a ja zostane z moim terapeutą kilka godzin. Od wczoraj zrobił się dla mnie taki... miły. Troszczy się o mnie i mówi spokojniej. Podobno mój przypadek jest cięzki... Nie podsłuchuję, no może troszkę... Pospiesznie zszedłem z łóżka, byłem już gotowy od jakiegoś czasu, tylko położyłem się by trochę się przygotować psychicznie na dzisiejszy dzień. Czeka mnie trudna rozmowa. Schodziłem po schodach, BooBear coś do mnie mówił. Bez powodu nie potrafiłem się na tym skupić. Ubrałem płaszcz i buty, po czym wsiadliśmy do samochodu. Widziałem, jak Lou przygląda się mojej skórzanej bransoletce pod która ukrywam blizny z czasów, gdy używałem żyletki do rozwiązywania problemów. Usmiechnął się do mnie i odpalił auto. Po dziesięciominutowej jeździe Louis powiedział, że to tutaj. Otworzyłem drzwi i wysiadłem, przełknąłem głośno slinę. Nie powinienem się bać, ale mimo wszystko odczuwam strach. Poczułem rękę dotykająca mojej dłoni, przeszedł mnie dreszcz. To ten którego kocham dotknął mojej ręki. Pociągnął mnie szybko w stronę schodów, znów coś mówiąc. Gdy już znaleźliśmy odpowiednie drzwi wewnątrz tej dosyć porządnej przyhodni Tommo znów zaczął coś do mnie mówić:
-Na pewno nie chcesz, żebym szedł z tobą? -zapytał troskliwie.
-Nie, nie trzeba. Poradzę sobie. To tylko krótka rozmowa...
-Harry, widzę, że się boisz. Z resztą, nie taka krótka. -ukazał uczucie empatii wobec mnie.
-Może trochę, ale ty musisz iść na dyżur i pomagać innym ludziom tak jak mnie kiedyś. Wciąż mi pomagasz i chcę Ci podziękować za... -w tym momencie otworzyły się drzwi, zza nich moim oczom ukazał się mężczyzna w średnim wieku z dbale ułożonymi włosami, pomalowanymi rzęsami, w białym fartuszku i różowych rurkach.
-Loius, kopę lat brachu! Co u Ciebie słychać?
-Grimmy, brakowało mi twoich wygłupów po zakończeniu studiów, to mój podopieczny, Harry. Opowiedziałem Ci sytuację i mam nadzieję, ze uda Ci się mu pomóc. Niestety nie mogę długo tu zostać bo mam dyżur i...
-To może spotkajmy się po pracy!
-Świetnie, ja już lecę. Jak skończysz to zadzwoń, jeśli będzie się dało to urwę się z dyżuru, a jeśli nie to odbierze go moja znajoma Danielle.
-Mi odpowiada. To do zobaczenia. -mówili o mnie jakby mnie tu nie było. Już myslałem, że Lou w pośpiechu się nie pożegna, gdy podszedł do mnie i dał całusa w policzkek. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Zauwazyłem na sobie bystre spojrznie psychologa, wyglądał jakby się nad czyms zastanawiał. Nie chcąc bwzbudzać podejrzen o moje uczucia, powróciłem do mojej wcześniejszej, zatroskanej miny. Lekarz ruchem ręki wzkazał stronę drzwi. Zaczął do mnie mówić. Stwierdził, że muszę się przed nim otworzyć. Na te słowa, z moich oczu zaczęły tryskac łzy. Rozpocząłem moją 'spowiedź'. Po trzech godzinach wreszcie skończyliśmy. Nie czułem się lepiej, choć powinienem. Nick to całkiem miły facet... To jego praca, ale cieszy mnie, ze właśnie ktoś taki mi się trafił. Jutro dowiem sie kiedy następna wizyta. W tym momencie dzwonił gdzieś, zapewne do Tommo. Od dzisiaj mam nie kłamać i nie ukrywac uczuć, szczególnie przed Louisem. Postaram się, zrbić to co zalecił Nick. Jestem z nim po imieniu. To jest trochę dziwne, no ale trudno.
-Wygląda na to, ze odbierze Cię niejaka Danielle. -stwierdził wzdychając Grimmy.
-Nie mogę sam wrócić do domu? Znam drogę...
-Oczywiście, że możesz, ale nie powinieneś. Nasza sesja była trudna, czujesz się zmęczony. -zastanawiałem się skąd on to wszystko wie. Dokładnie tak się czuje. Czyżby kilka lat studiów dawało takie umiejętności? Usiadłem na krześle, a on obok mnie. Nie spuszczał mnie z oczu nawet na kilka sekund. To trochę krępujące uczucie... Czyżby podejrzewał, że moge sobie coś zrobić? To prawda, mam skłonności do samookaleczeń, ale nie takie, żeby ciąć się gdzie popadnie, albo skakać przez okno w którym i tak są kraty. Nie jestem szaleńcem, moja sytuacja jest trudna. Tak mi się przynajmniej wydaję, ale to on się na tym zna nie ja... Po chwili oczekiwania, nawet nie wiem jak długiej bo nie patrzyłem na zegarek, w drzwiach pojawiła się Dan. Podbiegłem do niej radosny, stęskniłem się. Dosyć dawno się nie widzieliśmy, miała rację, mówiąc że to już nie będzie to samo gdy opuszczałem szpital. Pocałowałem ją w policzek, a ona mocno mnie objęła. Nick zauważając, że to osoba na którą czekaliśmy kulturalnie się pożegnał i wszedł do jakiegoś pomieszczenia.
-I jak pierwsza wizyta? Lepiej się czujesz? -zaczęła zarzucać mnie pytaniami.
-Opowiem Ci wszystkow drodze, możemy się przejść, prawda? -moja propozycja wydawała się rozsądna. Wyszliśmy przez drzwi, pokazałem ręką, w którą stronę powinniśmy iść.
-Gdy Cię ostatnio widziałam byłeś dosyć... radosny. Lou mówił, że nie zawsze. Podobno zniknałeś gdzieś na jakiś czas, gdzie wtedy byłeś? Martwimy się o Ciebie...
-Dan, nie chcę o tym mówić. Na razie. Nie powinienem kłamac, więc przemilczę prawde. Tak będzie lepiej, na jakiś czas. -próbowałem ją odsunać od tematu. Nie wiem, dlaczego nie chciałem opowiedzieć o Zaynie. Tak po prostu nie miałem ochoty tego tłumaczyć. Dalszą część trasy przemierzyliśmy w ciszy. Takiej jaka dawniej była pomiędzy mną i moją rodziną. Wszystko mi się z nimi kojarzy... Tęsknię corez bardziej, Gem byłaby już w czwartym miesiącu ciąży... Byłaby... Mój nowy lekarz twierdzi, że wypadki się zdarzają i nie koniecznie z winy ludzi. Chciałbym w to wierzyć. Może uda mu się mnie do tego przekonać. To poczucie winy jest jak wielka drewniana belka noszona na plecach. Nie potrafię się jej pozbyć i nie wiem, czy kiedykolwiek dam radę. Wreszcie zauważyłem dom. Zacząłem szukać kluczy po kieszeniach, ale moja znajoma najwyraźniej miała swoją kopię. Przekręciła zamek i otworzyła drzwi. Zaproponowała bym wszedł pierwszy. Tak też zrobiłem, gdy tylko przekroczyliśmy próg domu wyjście ponownie zostało zamknięte. Czyżby to miało być moje więzienie? Przecież nie o to w tym wszystkim chodzi, żeby izolować mnie od świata...
-Chcesz się odegrać w szachy?- mulatka rzuiła sugestię. Zgodziłem się kiwając głową i rozpocząłem poszukiwania drewnianego pudełka. Po przejściu połowy domu odnalazłem mój cel. Wróciłem do salonu i usiadłem po turecku bokiem na kanapie obok dziewczyny. Grę położyłem między nami. Rozpoczęliśmy rozkładac pionki. Nawet się nie obejrzałem, a już rozpoczęliśmy grę. POnownie nie szło mi najlepiej. W połowie rozgrywki skupiłem się i rozegrałem zwycięską partię.
-Szach i mat. -rzuciłem radosnie kończąc nasze zajęcie. W tym momencie usłyszałem dzwonek telefonu. Mój był wyciszony, więc to do Daielle. Może to mój Lou? Może wkrótce wróci i będę mógł go przytulić. Pielęgniarka odebrała udając się w stronę kuchni, zaczęła szlochać. Wbiegła do salonu i zabrała torebkę.
-Harry, ja... ja muszę jechać... Mój brat jest w szpitalu, ma padaczkę i miał atak. Louis niedługo wróci, zadzwonisz do niego i powiesz mu że wyszłam? -gubiła się w słowach z pośpiechu, a może strachu.
-Jasne, oczywiście, mam iść z tobą? -zaproponowałem by ją pocieszyć i pokazać, że jestem z nią.
-Nie trzeba, masz sporo własnych problemów. Dziękuję Ci. -pocałowała mnie w policzek i już jej nie było. Dlaczego takim dobrym ludzim jak ona muszą się przytrafiać takie złe rzeczy? Ten świat jest niesprawiedliwy. Moja mama, siostra i jej dziecko odeszły z tego świata nieświadome, jak bardzo będzie mi ich brakować... Nawet nie zdążyłem się pożegnać. Umarły tak szybko, na dodatek myśląc, że jestem ćpunem. Z moich już dosyć popuchniętych oczu zaczęły ociekać łzy. Udałem się w stronę mojego pokoju, poczekam na Tommo. Może wrócić później bo miał wybrać się z Nickiem do baru. Nie zrobię nic głupiego. Po prostu zaczekam. Położyłem się na łóżku i wtuliłem się w niewielką poduszkę. Po jakimś czasie usłyszałem stukanie w okno. Jakby ktoś w nie czymś rzucał. Odsłoniłem firankę i zobaczyłem Zayna stojącego pod oknem z kilkoma małymi kamykami w ręku. Szybko otworzyłem szklaną przegrodę dzielącą mnie od reszty świata.
-Co ty tu robisz? Czemu nie wejdziesz drwiami? -zapytałem tak aby usłyszał.
-Martwiłem się o Ciebie. Nie byłeś w szkole, a doktor Tomlinson mnie wczoraj nie wpuścił i stwierdziłem, że dzisiaj zrobi to samo. -świetnie, kolejna osoba się o mnie martwi, pomyślałem.
-Nie trzeba było, byłem u... lekarza. Nie ma Louisa i prędko nie wróci. -odpowiedziałem nie kłamiąc.
-To może wyjdziemy gdzieś? Na kręgle? -chciałbym gdzieś iść, ale Tommo będzie się o mnie martwić. Wiem! Zostawię mu kartkę... W moim pokoju.
-Poczekaj, już idę. -rzuciłęm krótko po czym zamknąłem okno i udałem się w stronę biurka. Na karteczce napisałem kilka zdań i położyłem ją na łóżku. Zabrałem klucze i telefon po czym zbiegłem schodami na dół. Narzuciłem na siebię marynarkę i założyłem białe conversy. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, że mój kolega tam na mnie czeka. Posłałem mu uśmiech i zamknąłem dom.
-To idziemy?
-Mam nadzieję, że wrócę przed Louisem. Będzie zły, gdy zastanie pusty dom...
-Nie martw się, zdążymy! -objął mnie po przyjacielsku i w ten sposób zaszliśmy do ulubionego miejsca Malika. Przynajmniej tak mi w tej chwili powiedział.

***LOUIS***

Po pracy poszedłem z Nickiem na piwo. Na studiach sporo razem imprezowaliśmy, spędziliśmy nawet razem jedną noc. Stwierdziliśmy jednak, że chcemy być przyjaciółmi, a nie czymś więcej. Tak też zostało, opowiedział mi o jego nowej pracy, ponoć nieźle mu idzie. Ja również miałem się czym chwalić. W tym momencie jednak tęsknię za moim Hazzą, Danielle jest z nim, więc pewnie dobrze się bawia. Zaprzyjaźniłem się z nią o wiele bardziej. Wie o tym co najważniejsze, o tym pocałunku przez który z mojej pamięci nie może zniknąć smak jego malinowych warg. Mieliśmy o tym porozmawiać, ale teraz to chyba już nie bardzo ma sens. Minęło sporo czasu i pojawiły się ważniejsze sprawy. Gdy podjechałem taksówką pod dom, zauważyłem, że nigdzie nie świeci się światło. Czyżby już poszli spać? Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem z pojazdu. Nie wróciłem samochodem bo wolałem nie ryzykowac jazdy po promilach. Nie jestem pijany, to tylko kilka piw, ale mimo wszystko. Harry już stracił w wypadku kilka osób, przez to staram się uważnie jeździć, nie wiem czy po kolejnej stracie by to przeżył. Może nawet by się o mnie nie zmartwił, ani za mną nie tęsknił. To nie ważne, ja go kocham i chcę jak najwięcej czasu spędzić z nim. Chcę, żeby był już zdrowy i szczęśliwy. Nie koniecznie w ten sposób, który by mnie uszcześliwił. Wystarczają mi jego szczere uśmiechy, które widuje tak rzadko... To musi się zmienić. Przekręciłem delikatnie klucz w zamku myśląc, że domownicy śpią. Nie zaświeciłem światła, jedynie włączyłęm wyświetlacz telefonu i ułyłem go jako latarki. Zachowywałem się po cichu. Spojrzałem na kanapę, nikogo tam nie było. Może są w pokou Loczka... Poszedłem schodami na górę wprost do jego pokoju, zauważyłem, że tutaj również jest pusto. Zaświeciłem w końcu światło. Na łóżku leżała kartka z krótkim listem:
Lou, wyszedłem, nie wiem kiedy wrócę. Nie martw się, nie zrobię nic głupiego. -podpisano: Harry
Co to ma znaczyć? Jak to wyszedł? Gdzie i z kim? Po co? W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Zadzwoniłem do Harrego, nikt nie odbierał. Znowu moje myśli zajęły się pytaniami bez odpowiedzi.A Danielle? Zadzwonię do niej! Po wybraniu numeru dziewczyny, zacząłem ją wypytywać dlaczego jej tutaj nie ma. Opowiedziała mi, że musiała pojechać do szpitala. Nie ma pojęcia gdzie podział się mój Hazza. Dlaczego on to robi? Napisał, abym się nie martwił, ale to tylko wywołało u mnie panikę. Skoro twierdzi, że wróci to poczekam. Spokojnie usiąde na kanapie i będę czekać na jego powrót. Zrobiłem tak jak postanowiłem. Czas mijał, wciąż go nie było. Moje oczy się zamykały, ale nie powinienem zasypiać. W końcu otworzyły się drzwi. Mam deja vu. Sytuacja się powtarza.
-Lou, przepraszam, nie myślałem, że wrócisz tak wcześnie... -próbował się tłumaczyć.
-Dobrze, ale nie rób tak więcej. Chociaż odbieraj telefon, martwiłem się...
-Wyłączyłęm dzwonek i nie usłyszałem telefonu.
-Gdzie byłeś, powiedz mi, nie ukrywaj niczego przede mną. -nie chciałem by miał sekrety. Jego stan psychiczny jest dosyć ciężki, nie może zamykać się w sobie.
-Nie powinienem kłamać, więc nie chcę zmyślać Ci historyjki o bibliotece... Nie pytaj, prosze... - po tych słowach mnie przytulił. To było dziwne, jednak bardzo się ucieszyłem z tego wydawać by się mogło drobnego gestu, który dla mnie znaczy tak wiele. Poczułem jego ciało przy moim, tak nie wiele mi potrzeba do szczęścia. Wpadłem po uszy w miłość bez przyszłości, ale nie chcę zabijać tego uczucia. Nie potrafię, w głębi serca mam nadzieję, że on czuje to samo. To takie nie możliwe marzenia...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was bardzo, że tak późno dodaję kolejną cześć. Mam nadzieję, że mi wybaczycie również notkę informacyjną. Poniosły mnie emocje, musiałam swoje wypłakać i dojść do rozsądnych wniosków. Wydaje mi się, że osiągnęłam ten prosty cel. Jeśli zauważyliście jakieś błędy (powtórzenia, braki znaków interpunkcyjnych, ortografia lub cokolwiek innego)  to po raz kolejny przepraszam. Pisałam to szybko nie będąc u siebie w domu i musiałam równie szybko zapisywać. Rozdział nie został napisany w całości w jeden dzień, na dodatek przez dzisiejsze zamieszanie nie mam siły, ani ochoty wprowadzać poprawek. Kolejna część ukaże się, gdy tylko ją napiszę. Nie obiecuję, że szybko ponieważ teraz muszę się przyłożyć do nauki. Sami wiecie jak to jest za szkołą. Nowy rozdział= 10 komentarzy pod tym postem.

10 komentarzy:

  1. Miałam nadzieję, że opiszesz jak wyglądały kręgle Harry'ego z Zayn'em ale za to dowiedzieliśmy się, że Lou spędził kiedyś noc z Nick'iem.

    P.S. Zapraszam do mnie: http://ruletheworldourslove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Boooski rozdział... Tak jak zresztą wszystkie... Chciałabym żeby Harry otworzył się przed Lou... Kocham tego bloga... I to bardzo... Najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam... Mega wzruszające... Bardzo Serdecznie zapraszam cię na mojego bloga www.just-by-me-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Normalnie zajebiste !
    Kocham too <3
    Aa i jeszcze raz przepraszam za ten komentarz pod informacją władały mna emocje ;(
    Czekam na nn pozdrowienia xx

    OdpowiedzUsuń
  4. ZAJEBISTY ROZDZIAŁ!
    Kiedy kolejny??

    Zapraszam do sb:
    http://onedirection-imaginy-pati.blogspot.com/2012/09/liam_17.html

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział tylko, krótki :c no nic, mogę długo czekać na rozdział, bo uwielbiam to opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisteeee, ja już się nie mogę doczekać nn rodziału *.* masz niesamowity talent :) http://larry-stylinson-cos-we-are-the-same.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. kocham twoje opowiadanie. Jest naprawdę zajebiste. :3 czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział super jak zawsze *.* dodaj szybko nn, już się nie mogę doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  9. O Mój Boże. to opowiadanie znalazłam wczoraj w nocy a dzisiaj jest ranek i to 9:04 przeczytałam i chcę więcej. żałuję tego że nie komentowałam wcześniejszych rozdziałów. ale chciałam przeczytać to szybciej. wybacz mi proszę ? ;) rozdział zajebisty. brak mi słów. nie wie mogę jeszcze napisać. zazwyczaj pisze długie komentarze mam nadzieję że ten też wyjdzie również długi jak inne. no nic.. się rozpisałam. więc będę już kończyć.
    mam nadzieje że nie będę musiała długo czekać na kolejny nowy rozdział. no więc pa. <33

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest cudowne. brak mi słów po prostu. nie przejmuj sie że jest tylko 9 kom. wraz z moim proszę dodaj szybko nowy. ! <33

    OdpowiedzUsuń