***HARRY***
Po niedługim czasie obudziłem się obok Lou. On już nie spał. Zaproponował, żebyśmy gdzieś wyszli razem. Na spacer, do kina lub na kolację. Zgodziłem się, więc zaczęliśmy się ubierać. Ja założyłem białą koszulkę oraz czarną marynarkę i obcisłe spodnie, a Tommo również czarne i obcisłe spodnie, szarą koszulę i jeansową kurtkę. Teraz ja na Niego czekam, bo musi się uczesać. To zabawne... Będąc na dole usiadłem na kanapie, a właściwie na jej boku. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Wstałem i je otworzyłem.
-Cześć Zee. -powiedziałem z uśmiechem.
-Hej, musimy porozmawiać. O czymś ważnym. -oznajmił poważnym tonem. Był lekko zdenerwowany.
-Teraz? -zapytałem.
-Tak, teraz.
-Wejdź. -zaprosiłem go ruchem ręki do środka.
-Wiem o Tobie i Louisie.
-Co? -byłem zdziwiony.
-Wiem o Tobie i Louisie. -powtórzył. -Nie martw się, już niedługo to się skończy. -objął mnie, a ja wydostałem się z jego ucisku.
-O czym Ty mówisz?
-Posłuchaj Harry. Od dawna chcę Ci to powiedzieć, ale myślę, że jest lepszy sposób niż mówienie. -przybliżył się do mnie powoli i jego wargi dotknęły moich. Pocałował mnie, a ja stałem odrętwiały z zaskoczenia. Usłyszałem, że po schodach zszedł Lou. Odepchnąłem Zayna.
-Kocham Cię. Teraz będziemy razem już tylko Ty i ja. Tomlinson nie będzie Nam przeszkadzać. -zaśmiałem się histerycznie.
-Zayn! Przykro mi, ale ja Cię nie kocham. Skoro już o wszystkim wiesz to powiem Ci prawdę. Kocham Louisa. Do Ciebie też czuję miłość, ale przyjacielską, bratnią... Nic więcej. I proszę, wyjaśnij mi o czym Ty mówisz! -wyciągnął z kieszeni komórkę i włączył filmik, na którym byłem ja i Lou. Moje policzki zaczęły robić się czerwone.
-Malik!? Skąd to masz? -krzyknął Tommo podchodząc bliżej.
-Teraz już nie tylko ja to mam. Nagrałem dzisiaj. -stwierdził bez jakichkolwiek emocji.
-Jak to nie tylko Ty? -odezwałem się.
-Doktorek nie wie? Podpowiem. Sądzę, że wiesz co nieco o legalności tego co działo się tu dzisiaj. Ja wiem na tyle dużo, żeby mieć pewność, iż ktoś się tym zajmie. Już niedługo zobaczę Cię skutego w kajdany, wiesz co to będzie dla mnie? Najprzyjemniejszy widok w życiu -zwracał się do Lou. Z moich oczu pociekły łzy.
-Ufałem Ci. Myślałem, że jesteś moim przyjacielem...
-Hazz...
-Nie przerywaj mi! Myślałem, że jesteś moim przyjacielem. Myliłem się... Jednak ludzie się nie zmieniają. Powinienem był to wiedzieć! Jesteś zwykłym draniem! Dlaczego po raz kolejny niszczysz mi życie!? Jakim prawem? Wybaczyłem Ci już raz. O jeden raz za dużo... Wynoś się! Nie chcę Cię nigdy więcej widzieć! Rozumiesz!? Wynocha! -mówiłem przez łzy. Lou mnie objął.
-Harry, proszę, uspokój się... Nie mów tak...
-Jak mam nie mówić!? Mam nie mówić prawdy? -krzyknąłem znowu.
-Ja Cię kocham...
-Nie, Ty mnie nie kochasz. Jeśli się kogoś kocha, to chce się szczęścia tej osoby. Bez względu na wszystko. Ty chcesz tylko, żebym nie był z Lou i był z Tobą. Jesteś samolubny. Myślisz tylko o sobie! Nienawidzę Cię. Wynoś się!
-Proszę... -mówił przez łzy proszącym głosem.
-Myślę, że powinieneś już iść. -dodał Tommo i objął mnie. Widziałem, jak Malik wychodzi przez drzwi. Mocniej się wtuliłem w mojego ukochanego.
-Co teraz będzie?
-Nie wiem Hazz, nie wiem... Nie płacz, proszę. Dla mnie. -otarłem szybko łzy i spróbowałem się uśmiechnąć, choć to nie było takie proste.
-A gdybyśmy wyjechali na jakiś czas? -rzuciłem propozycję.
-Ucieczka to nie rozwiązanie. To wszystko moja wina...
-Nie Lou, to niczyja wina. Jeśli ktoś ma być winny to tylko ja. -oznajmiłem.
-Pozostańmy przy opcji, że to niczyja wina. Albo Malika... -usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem na Lou.
-Pocałuj mnie. -powiedziałem. Jego ręce wylądowały na mojej talii, a moje na jego ramionach. Spojrzałem w jego błękitne oczy, które patrzyły na mnie. Przybliżyłem swoją twarz do jego na tyle, by słyszeć jego oddech. Nasze czoła się stykały. Po chwili nieśmiało położyłem moje usta na jego, delikatnie je dociskając. Jego wargi oplotły moje. Nasze ruchy były powolne. Przybliżyłem moje ciało do jego pragnąc bliskości, wtedy nasz pocałunek stał się głębszy i bardziej żywiołowy. Po jakimś czasie zaczęło Nam brakować tchu. Delikatnie i bez pośpiechu oderwaliśmy od siebie nasze usta.
-Kocham Cię. -szepnąłem.
-Ja Ciebie też. Pamiętaj, że nie ważne co się stanie, ja wciął będę Cię kochać tak samo mocno. Bez względu na wszystko.
-Policja! Proszę otworzyć drzwi! Inaczej wejdziemy sami! -dobiegały krzyki z zewnątrz. Powtarzają to już przez dosyć długi czas. W końcu klamka się poruszyła, a obok Nas znalazł się mężczyzna w mundurze z kajdankami. Zakuł Lou ręce z tyłu, a ja nie kontrolowałem łez.
-Louisie Tominsonie, jest pan aresztowany pod zarzutem molestowania seksualnego, pedofilii, gwałtu na nieletnim, zmuszania do współżycia, przemocy wobec nieletniego oraz aktów seksualnych na nieletnim. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko co powiesz, może zostać użyte przeciwko Tobie. -Tommo nic nie mówił, patrzył na mnie, jakby wiedział, że długo się nie zobaczymy. Czy to miało być nasze pożegnanie? Nie chciałem tak o tym myśleć. Po chwili obok mnie zjawiła się pani kurator z pytaniem, czy wszystko w porządku. Nie odpowiedziałem... Lou był prowadzony przez drzwi i spojrzał na mnie odwracając się. Bezgłośnie powiedział, że mnie kocha. Odpowiedziałem mu tym samym. Sądzę, że ktoś to zauważył. Mam nadzieję, że nie będzie to kolejny problem...
***LOUIS***
Było mi tak smutno widząc łzy Harry'ego. Chciałem być przy nim. Obiecuję, że gdy tylko to wszystko się skończy Malik mnie zapamięta. Ręce skute z tyłu kajdankami z twardego metalu nie są najwygodniejszą ozdobą. Staram się myśleć, że to ozdoba. Nie mam pojęcia co zrobić. Na razie wiem jedno. Nie mówić nic bez prawnika. Tata kiedyś mi to kiedyś powiedział tak na 'wszelki wypadek'. Ja prawdopodobnie będę w areszcie. Nie powinni posyłać mnie do więzienia bez wyroku sędziego. O mój Boże! W co ja się wpakowałem!? Dopiero teraz to do mnie dociera! Może inaczej to określę. Malik mnie w to wpakował. Nie znam żadnego prawnika! Nie chcę tu być! A co z Hazzą? Nawet się nie zorientowałem, kiedy dotarliśmy pod szary budynek i kazano mi wysiadać. Posłusznie to zrobiłem spuszczając głowę w dół. Od razu po wejściu zostałem pozbawiony telefonu, kluczy, portfela i innych rzeczy znajdujących się w moich kieszeniach. Zabrano mnie do pokoju przesłuchań i tam wreszcie rozkuto. Miło było móc ruszyć rękami. Usiadłem znudzony ze świadomością, że nie powiem ani słowa. Po wielu pytaniach od mężczyzny w mundurze i mojej ciszy, wreszcie się odezwałem.
-Nie powiem nic bez adwokata, a poza tym mam prawo do jednego telefonu.
-Proszę, proszę... Ktoś tu ogląda seriale kryminalne! -zaszydził ze mnie. -W porządku, możesz zadzwonić. -z półki zdjął telefon stacjonarny z kablem i położył go na stoliku przede mną. Zastanowiłem się przez chwilę do kogo zadzwonić. Wybrałem w końcu numer mojego przyjaciela.
-Nick? Proszę, nie rozłączaj się! -powiedziałem do słuchawki.
-Tommo! Nie miałem takiego zamiaru, złotko. Jak tam u Ciebie i Harry'ego?
-Nie czas na pogaduszki. Musisz mi pomóc! -starałem się mówić tak, by komisarz nie usłyszał. Jednak to było nie możliwe, bo w pomieszczeniu echem odbijał się nawet dźwięk ze słuchawki.
-Mów o co chodzi. -odpowiedział.
-Jestem w areszcie. Nie mów nic głupiego, bo ktoś mnie podsłuchuje. -uśmiechnąłem się do policjanta, dając mu znać, że mówię o Nim. On zaczął tylko gwizdać rozglądając się po pokoju.
-W coś Ty się wpakował!? -krzyknął.
-Spokojnie Nick. Posłuchaj uważnie. Załatw mi dobrego prawnika. Jeśli nikogo nie znasz to zwróć o pomoc się do mojej mamy, jest w Londynie. Jej numer znajdziesz w moim notesie. Wiesz gdzie jest. Sprawdź co z Harry'm. Martwię się o Niego. Możesz też załatwić mi zwolnienie z pracy na jakiś czas i powiedzieć Dani, gdzie jestem. Jeśli masz czas to odwiedź też Malika i podziękuj mu ode mnie za wszystko co dla Nas zrobił. Dowiesz się co mam na myśli. Muszę kończyć, bo pewien bardzo miły człowiek mówi, że mój czas minął.
-I jak? Rozmowa się udała? -zapytał policjant.
-Udałaby się, gdyby ktoś mi nie przeszkodził. Swoją drogą... do twarzy panu w niebieskim.
-Jeśli myślisz, że uda Ci się podlizać to się mylisz.
-Nawet nie próbowałem! Proszę spojrzeć w lustro, ta koszula podkreśla pańskie oczy, panie... Jaki pan ma stopień służbowy?
-Podkomisarz.
-Brawo! To wysokie stopień, prawda? Niech mi pan opowie, jak udało się panu go zdobyć w tak krótkim czasie. Jest pan jeszcze bardzo młody. -wciąż kontynuowałem moją grę. Nie mam pojęcia jaki był jej cel...
-To długa historia... Najpierw... -ktoś wszedł do pomieszczenia i powiedział, że powinienem już trafić do celi. Ponownie moje ręce znalazły się w kajdankach. Po krótkim spacerze wewnątrz posterunku dostałem moje miejsce. Odetchnąłem z ulgą, gdy cele okazały się być pojedyncze. Ucieszyłem się na widok łóżka, bo to twarde krzesło zdecydowanie nie spodobało się moim pośladkom. Moje dłonie zostały rozkute po raz kolejny i usiadłem na pryczy. Małe okienko pod sufitem przypadło mi do gustu. Przeniosłem lekko krzesło i stanąłem na nim wygądając na zewnątrz. Było już całkiem ciemno. Spojrzałem w gwiazdy. Ciekawe gdzie teraz jest mój Hazz... Tęsknię za Nim.
***LIAM***
Dowiedziałem się, że dziś dostanę nowego kolegę do pokoju. Kilka tygodni byłem sam, bo Jaymi miał już osiemnaście lat i nadszedł czas jego samodzielności. Niecierpliwie czekałem. Cieszyłem się na kogoś nowego w moim otoczeniu, bo wiele osób znanych mi do tej pory już tu nie mieszka. Przez te lata różni ludzie przychodzili i odchodzili. Tylko ja zawsze tu jestem i czekam. Wiem, że chłopak, który będzie ze mną mieszkać na początku nie będzie zbyt wesoły. Jak większość, która tu trafia. Każdy z nich traci kogoś bliskiego. Nie ważne w jaki sposób, ani na jak długo... Ja również cierpiałem, byłem małym chłopcem gdy moi rodzice zginęli. Z czasem znalazłem przyjaciół, ale mimo to nigdy tak na prawdę nie byłem w pełni szczęśliwy. Od zawsze brakuje mi ciepła rodzinnego, wspólnych świąt, wygłupów, prezentów... Wszystkiego. W drzwiach pojawiła się Maggie z torbą, którą położyła na wolnym łóżku. Po niej do pokoju wszedł chłopak z lokami, który wyraźnie był przybity. Jego oczy były czerwone, najwyraźniej od łez. Kiedy opiekunka wyszła podszedłem do Niego i podałem mu rękę.
-Jestem Liam. -uśmiechnąłem się pocieszająco.
-Harry. -również próbował się uśmiechnąć, ale nie wyszło mu to zbyt dobrze.
-Miło mi Cię poznać. Pamiętaj, jeśli będziesz potrzebował pomocy lub rozmowy jestem tuż obok. -wskazałem na moje łóżko.
-Dziękuję. Wybacz, ale na razie nie skorzystam.
-W porządku. Rozumiem. -Loczek wydawał się być miły. Zachował się normalnie. Tak jak większość. Usiadł na swoim łóżku i spojrzał na zegar wiszący nad drzwiami.
-Kolacja będzie za pół godziny. -oznajmiłem. Pokiwał głową i objął swoje kolana rękami, jednocześnie chowając w nich głowę. Nie wiem nawet ile ma lat, ale wygląda na kogoś w wieku zbliżonym do mojego.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie udało mi się napisać coś długiego! YAY! Wasza opinia mi się przydała. Jak już mówiłam 'dodaje motywacji'. Na tym rozdziale pojawia się problem, bo nie wiem sama co będzie dalej. Luka w scenariuszu (jeśli mogę to tak nazwać). Biała strona, na której nie wiem co napisać. Może wkrótce wpadnie mi coś do głowy. Okaże się. Pozdrawiam!