04 lutego, 2013
Rozdział 36
***HARRY***
Zastanawia mnie dlaczego wczoraj wieczorem Louis do późna siedział pod drzwiami do mojego pokoju. Właściwie chodził w kółko. Czekałem, aż wejdzie, ale to się nie stało. Chciałem go wpuścić, chociaż byłem pewien, że chce ze mną porozmawiać o czymś ważnym i trudnym. Po porannym prysznicu ubrałem się i zszedłem do kuchni, po której Tommo się krzątał wesoło nucąc i kręcąc biodrami. Nie zauważył mojej obecności, a ja patrzyłem na Niego w tej uroczej sytuacji. Po chwili odchrząknąłem, a on przywitał się miło. Chciał mnie pocałować w policzek, ale odsunąłem się lekko. Uśmiechnął się tylko i podał mi różowy kubek z kakao. Wypiłem kilka łyków i przed sobą miałem talerz pełen naleśników z truskawkami i bitą śmietaną. Skąd on wziął świeże truskawki w lutym?
-Smacznego. -powiedział siadając naprzeciwko mnie.
-A Ty nie zjesz? -zapytałem.
-Nie jestem głodny. Za chwilę muszę iść na dyżur. -spróbowałem posiłku przygotowanego dla mnie i muszę przyznać, że był pyszny. Trochę krępował mnie wzrok Tommo zawieszony na mnie przez cały ten czas, ale starałem się nie zwracać na to uwagi.
-Dziękuję. -odezwałem się po śniadaniu dopijając szybko napój. Otrzymałem tylko miły uśmiech.
-Podwieźć Cię do szkoły?
-Nie trzeba, to nie daleko. Mogę iść pieszo. -odparłem.
-Więc, może odprowadzić Cię? -po chwili ciszy usłyszałem w jego głosie nutkę nadziei.
-Skoro nalegasz... -ubierałem płaszcz, w czym chłopak mi pomógł. Chciałem wziąć torbę na ramię, ale on ją wziął.
-Louis?
-Tak? -obrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie niewinnie.
-Poradzę sobie. -wyciągnąłem rękę, a po chwili poczułem na niej niewielki ciężar torby. Szliśmy w ciszy. Żaden z Nas nie powiedział nawet słowa. Gdy byliśmy blisko budynku szkoły Boo mnie objął i życzył miłego dnia. Odpowiedziałem mu tym samym. Po chwili ujrzałem Zayna palącego papierosa. Nie robi tego często, ale mimo wszystko. Gdy mnie zauważył wyrzucił zawinięty w papier tytoń na ziemię, po czym zgasił go butem i zaczął iść w moją stronę. Przywitaliśmy się i udaliśmy się na lekcje, które dziś minęły przyjemnie. W trakcie przerw wygłupialiśmy się z Malikiem i Horanem. Dziwnie, że nie widziałem jeszcze Eleanor. Po ostatnim dzwonku przed szkołą zauważyłem Lou opartego o samochód z bukietem czerwonych róż. Zakryłem twarz dłońmi. To trochę głupi pomysł zważając na miejsce... Szatyn szedł za mną krok w krok.
-Po co te kwiaty? -zapytał w końcu mulat gdy byliśmy w drodze do Tommo.
-Jeszcze nie wiem, ale za chwilę się dowiem. -odpowiedziałem i przyspieszyłem kroku.
-Cześć Harry. Cześć... Zayn? Co Ty tu robisz? -powiedział Louis ze zdziwioną miną.
-Jak to co? Uczę się! -odburknął.
-Tsaa, jasne!
-Spokojnie! -krzyknąłem, gdy zaczęli się do siebie agresywnie przybliżać. Czyżbyśmy znowu musieli przerabiać to samo?
-Po co Ci te kwiatki? -wydukał Zayn.
-Bo my... Ja i Harry... -próbował coś powiedzieć.
-Jedziemy dzisiaj do Danielle. Pospieszmy się. Nie chcemy, żeby na Nas czekała. -skierowałem swój głos w stronę starszego z nich. Pomachałem ręką do przyjaciela, a on zrobił to samo. Wsiadłem do samochodu powstrzymując Lou, przed otwarciem mi drzwi. W ciszy jechaliśmy w stronę domu. Nie minęło kilka minut, a już byliśmy na miejscu.
-Sądzę, że powinniśmy porozmawiać. Nie wiem o czym Ty chciałeś wczoraj wieczorem ze mną mówić, ale to najwidoczniej ważne.
-Tak masz rację. Porozmawiajmy teraz. A te kwiaty... są dla Ciebie. -podał mi je.
-Dziękuję. Nie zauważyłem.
-Posłuchaj. Ktoś powiedział mi o Twoich bliznach na rękach. Dlaczego to zrobiłeś? Obiecałeś mi! -krzyknął. Nie podnosi na mnie głosu, więc lekko mnie to przeraziło...
-Przepraszam, ale Ty też mi coś obiecywałeś! Już o tym zapomniałeś? Mówiłeś, że nic nas nie rozdzieli, że zawsze będziemy razem i że kochasz tylko mnie! Słowa rzucane na wiatr! -z moich oczu pociekły łzy.
-Nie chciałem tego! Dobrze o tym wiesz! -nastała chwila ciszy, w której ja patrzyłem za okno samochodu cicho szlochając. -Przepraszam. Jestem idiotą. Nie powinienem był ani iść do łóżka z Eleanor, ani teraz na Ciebie naskakiwać. Obie te rzeczy to błędy. Wiesz, że Cię kocham? -kontynuował czule. Pokiwałem głową, a on chwycił moją twarz w dłonie i przetarł łzę z mojego policzka uśmiechając się.
-Chodźmy do domu. -odpowiedziałem. Wysiadłem z samochodu zabierając uprzednio kwiaty, będące prezentem od Lou. Mężczyzna zamykając drzwi się odezwał:
-Hazz? Jest jeszcze jedna sprawa. -mówił spokojnie i wyglądał na smutnego.
-Tak? -zapytałem prawie będąc już na chodach na górę.
-Wkrótce przyjdzie do Nas kurator sądowy. Zapewne Danielle Ci o tym mówiła. Wiesz też, że to bardzo ważne. Nikt nie może dowiedzieć się o Twoim kilkudniowym zniknięciu, ani tym bardziej o naszym związku.
-Ale przecież nie byłem przez kilka dni w szkole i...
-Mogę napisać Ci zwolnienie lekarskie z datą sprzed tygodnia. Byłeś przeziębiony.
-Louis, ja nie potrafię dobrze udawać...
-Ja też, chociaż próbowałem się dostać do szkoły aktorskiej. Może gdybym to zrobił potrafiłbym... Poradzimy sobie. -ponownie dzisiaj obdarzył mnie uśmiechem z kolekcji 'ciepłe i serdeczne'. Poszedłem do pokoju zamykając drzwi. Położyłem się na łóżku i przytulając moje ciało do poduszki pozwoliłem wypływać łzom na materiał. Po kilku godzinach, w trakcie których się uspokoiłem i wszystko sobie przemyślałem postanowiłem odwiedzić Perrie.
-Wychodzisz? -zapytał Louis widząc mnie ubierającego buty.
-Tak. Niedługo wrócę. Nie martw się o mnie. -po prostu wyszedłem. To boli nie móc czule się z nim pożegnać. Nie powinienem tego jeszcze robić. Po krótkiej wędrówce zimnymi ulicami Londynu zadzwoniłem dzwonkiem do mieszkania mojej przyjaciółki, a po chwili byłem już w środku. Blondynka objęła mnie na przywitanie, a ja nie opierałem się jej. Kocham się przytulać. Ona najwyraźniej też.
-Co się stało? Wyglądasz jakbyś płakał... -w jej głosie wyczułem zmartwienie.
-Trochę pokłóciłem się z Lou. Już jest dobrze...
-Może nie powinnam tego mówić, bo nie znam Louisa na tyle, by go oceniać. Nawet w ogóle go nie znam... W każdym razie nie wydaje mi się być kimś na kogo zasługujesz...
-Czemu tak myślisz? -zapytałem. Byłem zdziwiony tym co mi powiedziała.
-Jeśli rani Ciebie i Twoje serce to nie powinien mieć możliwości robić tego ponownie. Nie ufam mu... -kontynuowaliśmy rozmowę, jednak na bardziej luźne tematy. Dziewczyna opowiedziała mi o liście od Jade i pokazała nowe zdjęcie, które było w kopercie. Razem z bałwanem. Uśmiechnąłem się do siebie widząc nos z marchewki. Louis by się ucieszył... Na dodatek bałwan, śnieg... Gdy zrobiło się późno wróciłem do domu. Tommo już najwyraźniej spał, bo nie było go w na dole. Przez uchylone drzwi wszedłem do jego pokoju. Spał w ubraniu, więc albo był zmęczony, albo zasnął niechcący przy czekaniu, aż wrócę. Okryłem go kołdrą i pocałowałem lekko w czoło. Sam również postanowiłem nie hałasować i odpłynąć w świat snów. *** Usłyszałem dzwonek budzika i zacząłem go szukać wokół mnie. Nie mogąc go znaleźć postanowiłem jednak użyć do poszukiwań wzroku. Otworzyłem oczy, a nade mną stało Louis z dzwoniącym potworem w ręku.
-Wstawaj śpiochu!
-Fajny sposób na pobudkę... Będę mieć koszmary! -udawałem obrażonego.
-Już dobrze. Wiesz, że dziś sobota. Prawda?
-Jak to sobota? Przecież wczoraj był...
-Piątek.
-Ah, no tak... Która godzina?
-Przed dwunastą. Chodź na obiad. Mam dla Ciebie prezent. -wyszedł z mojego pokoju.
-Znowu napadłeś na kwiaciarnię!? -krzyknąłem za nim, żeby usłyszał.
-Tym razem nie. -odkrzyknął. Wstałem z łóżka przeczesując włosy. Ubrałem koszulkę przypominając sobie, że powinna tu być pani Jay.
-Gdzie Twoja mama? Jeszcze niedawno tu była, a teraz jakby... Jej nie ma? -zapytałem siadając na krześle.
-Nie mówiłem Ci? Postanowiła Nam nie przeszkadzać i chwilowo zamieszka w jakimś hotelu. Próbowałem ją przekonać, żeby została, ale była uparta. -postawił przede mną talerz makaronu z jakimś sosem, którego jeszcze nie widziałem.
-Nowe danie?
-Tak. sos ze zmielonego groszku i fasoli. -nie brzmiało zbyt dobrze i apetycznie, ale nie było takie złe. Ważne, że to nie sos mięsny z jabłkami. Tego już nie przełknę... Gdy zjedliśmy chciałem pozmywać, ale Tommo mnie wyręczył.
-Teraz czas na prezent! -krzyknął radośnie i wyjął z szafki torebeczkę w serduszka, z pudełkiem w środku.
-Dziękuję, nie trzeba było... -okazało się, że to nowy telefon. No tak... Poprzedni sobie pływa gdzieś w Tamizie. Louis nalegał, żebyśmy obejrzeli nasz ulubiony teleturniej. Tak też zrobiliśmy. To był dobry i wesoły dzień. *** Po tygodniu zacząłem się zastanawiać o co chodzi Louisowi z tymi prezentami, śniadaniami, obiadami i całą stertą innych jego pomysłów. Przez tak krótki czas dostałem od niego mnóstwo róż i innych kwiatów, pluszaki, tonę czekoladek, których oboje już nie jesteśmy w stanie zjeść, więc zaproponowałem zaprosić Nialla. Czy on przypadkiem nie próbuję mnie przekupić? Wczoraj byliśmy oglądać małe kotki... Nie zdziwię się, jeśli dzisiaj jakiegoś przyprowadzi. Ważne, że spędzamy razem dużo czasu i już nie czuję się przy Nim dziwnie. Chyba nadszedł już czas, aby zrobić krok do przodu...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział miał być później, ale dzięki komuś, kto pomógł mi odzyskać wenę jest jeszcze dzisiaj. Właśnie tej osobie pragnę zadedykować ten fragment historii Larry'ego. Mam na myśli moją kochaną Kate ( @LikeHazzDimples ). Dziękuję Ci za wszystko. Głownie za to, że po prostu jesteś. Wracając do rozdziału: nie jest rewelacją, ale mam nadzieję, że nie okazał się porażką. Nie wiem kiedy kolejny. Jak zwykle zresztą. Staram się dodawać wszystko najszybciej jak mogę. Mam pewien ambitny plan, żeby to opowiadanie skończyć na przełomie marca-kwietnia. Wpadł mi do głowy nowy pomysł. Kontynuacja tego opowiadania, ale jednocześnie zupełnie nowa historia. Takie dwa w jednym. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale bardzo mi się podoba zaplanowana fabuła. Nie przedłużam, jest już późno... Jeśli czytasz, zostaw komentarz lub głos w ankiecie (jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś/eś) :D Pozdrawiam:*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Awh, dziękuję za dedykację. Jesteś kochana, ale i tak nienawidzę Cię za Zayna! Widzisz co Ty ze mną robisz? Moja wyobraźnia dziś zbyt szaleje. I wcale nie mam widoku Zayna z papierosem w ustach! Okropna jesteś. *udaje obrażoną*
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału? Jest genialny, że aż *rzyga tęczą* z romantyczności Lou-Lou.
Kocham Cię okruszku! xx
cudny, akurat tak czytm przed pójściem do szkoły i myśle, że bd miała lepszy humor (:
OdpowiedzUsuńLou z tymi prezentami przesdza...
czekam na kolejny rozdział ;D
@kevinomania
twoje rozdziały nigdy nie są porażką. Tak samo jak ten. Lou jest uroczy <3
OdpowiedzUsuń@CheshireCat0102
Rozdział jest świetny. Louie jaki romantyczny.. Mam nadzieję że Hazz mu wybaczy i będą szczęśliwi. Cieszę się że rozdzał jest już teraz i niecierpliwie czekam na kolejne dzieło Twojego autorstwa. Do napisania. <3
OdpowiedzUsuńooo jesuu *..* kobietoooo pisz kolejny bo ja tu nie wytrzymaaam < 3333 koocham to opoiwadaaanie !
OdpowiedzUsuń@larry_shipperss
Ojejejejejeju <3 Booski ten rozdział nie moge się doczekać następnego . *.*
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle niesamowity :) czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńkootyyy . . . zmora normalnie O.O po mocach mi sie snia -.- nieewazne . . . .hej hej helloo to ja wiem ze sie cieszsz wiec nieudawaj ok ? tsaaa . . . BLOGJESTZAJEBISTYMAMNADZIEJEZEJAKNAJSZBYCIEJDODASZNASTEPNYROZDZIEL . . . noooo wiec tyle chcialem powiedziec :* lece konczyc moj nowy obraz skarbie specjalnie dla cb . . . nie no jeszcze czego on dla mnie jest pfffffffffffffffffff :P no przeciez wiesz ze ci kocham :* bye bye papapapapappapapa :D
OdpowiedzUsuńdopiero niedawno znalazłam ten blog i musiałam przeczytać tyle rozdziałów ale warto :DD
OdpowiedzUsuńBoskieeeee :) Mam nadzieje że Hazz mu wybaczy a Zayn będzie z Perrie xD tak jakoś mi do siebie pasują :D
OdpowiedzUsuń