***NICK***
Otwierając oczy poczułem silny ból głowy. Do pokoju w którym byłem wpadało rażące moje oczy światło słoneczne. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zorientowałem się, że nie jestem u siebie. Obok mnie leżał jakiś nieznajomy mężczyzna. Nic nie pamiętam. Znowu... Mogłem nie pić tyle. Jak zwykle teraz tak sądzę, a jeszcze kilka godzin temu wlewałem w siebie alkohol litrami. Grimshaw, myśl! Ma.. Martin? O tak! Zerknąłem na zegarek i okazało się, że jest jeszcze dosyć wcześnie. Dziś nudny wtorek. Tylko nie to. Nie powinienem imprezować w poniedziałki. Nie mam ochoty iść do pracy. W moim stanie nie potrafię pomóc samemu sobie, innym tym bardziej nie pomogę. Mogłem słuchać taty, kiedy mówił, że powinienem zostać elektrykiem. Chociaż to mogłoby się skończyć dla mnie źle. Dłubanie po kablach na kacu to nie byłby dobry pomysł. Najwyższa pora zastanowić się gdzie jestem. Wstałem trzymając się za głowę i próbując zachować ciszę, aby nie obudzić mojego dzisiejszego partnera. Na ziemi znalazłem moje pomięte ubrania i założyłem je na siebie. Podniosłem jego spodnie i wyjąłem z kieszeni portfel. Dowód osobisty! Jest! Miałem rację, to Martin. Adres zamieszkania... Mam! Znalazłem jeszcze mój telefon i przez chwilę się zastanowiłem. Zadzwonić po taksówkę, czy może po Louisa? Wybrałem pomoc przyjaciela. W książce adresowej wyszukałem jego numer i zadzwoniłem.
-Halo? -odebrał zaspanym głosem. Widocznie go obudziłem.
-Mam do Ciebie sprawę. -powiedziałem idąc w stronę kuchni mieszkania w którym się znajdowałem.
-Grimmy? Czego możesz chcieć tak wcześnie? -zapytał ziewając.
-Przyjedź po mnie. -stwierdziłem stanowczo.
-Nie mogłeś zamówić taksówki, albo jechać autobusem?
-Stęskniłem się za moim przyjacielem.
-Niech Ci będzie, ale tylko ten jeden raz. Gdzie jesteś?
-Loueh? Kto dzwoni o tej porze? -usłyszałem głos Harry'ego w słuchawce. Podałem przyjacielowi adres i zacząłem szukać czegoś do picia. Mam nadzieję, że mój nowy kolega się nie obrazi gdy zrobię sobie skromne śniadanie i go nim nie poczęstuję.
***DANIELLE***
Obudziłam się i ruchem ręki przejechałam po łóżku. Nikogo nie było. To nie był sen. Marzę, żeby spotkać miłość. Kochać i być kochanym. Jak Harry i Louis. Mieć kogoś, kto mówiłby Ci ile dla Niego znaczysz. Kogoś, dzięki komu na Twojej twarzy codziennie pojawiałby się uśmiech. Kogoś z kim mogłabym spędzić resztę mojego życia. Wierzę, że kiedyś znajdę moją drugą połówkę. Pytanie tylko kiedy? Ile jeszcze mam czekać? Jestem cierpliwa i nie chcę nic robić na siłę. Nie jestem desperatką, która będzie ubierać prześwitujące bluzki i zakładać konta na portalach randkowych. Cierpliwość zostanie wynagrodzona. Kiedyś... Kończąc swoje przemyślenia leniwie wstałam z łóżka i zajrzałam do szafy w celu znalezienia ubrań na dziś. Wyjęłam z niej jasne jeansy i żółto fioletową bluzkę z ładnym wzorkiem. Gdy skończyłam prysznic nałożyłam na siebie ubrania. Wzięłam leżącą niedaleko szczotkę i przeczesałam dokładnie moje włosy, po czym związałam je w koński ogon. Na koniec zrobiłam jeszcze delikatny makijaż w postaci czarnej kredki na górnej powiece, tuszu do rzęs i błyszczyka. Ze szkatułki wyjęłam niewielkie kolczyki, a przy drzwiach ubrałam jeszcze jedne z moich ulubionych butów- czarne i wysokie szpilki oraz krótką skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Zabrałam jeszcze torebkę, do której wrzuciłam telefon, portfel, kilka przydatnych kosmetyków oraz chusteczki. Do ręki wzięłam klucz i wyszłam z mieszkania. Przekręciłam zamek w drzwiach i poszłam w stronę szpitala. Droga nie była długa. Gdy już w nim byłam przebrałam się w swój uniform pielęgniarski i zaczęłam szykować poranne leki dla pacjentów. Gdy wyjmowałam a szafki witaminy, które dostaje prawie każdy pacjent na oddziale, do pomieszczenia wszedł zaspany Louis.
-Cześć. widzę, że ktoś się dobrze bawił w nocy. -spojrzał na mnie z lekką pogardą. Zaśmiałam się.
-Nie dziś. Nick chciał, żebym go zabrał do domu i obudził mnie wcześnie. Bardzo wcześnie! -zakończył zdanie z naciskiem na ostatnie słowa.
-A te malinki? Nie powinieneś ich zakryć w pracy? -zapytałam wskazując na ślady na jego szyi nie przerywając mojego zajęcia.
-Co? Gdzie? -patrzył na swoje odbicie podchodząc do niewielkiego lustra.
-Masz szczęście. Łap! -wyjęłam z mojej szafki czerwony i zwiewny szal i rzuciłam nim w jego stronę.
-Szczęście? Nie ukrywam mojej orientacji, ale to coś będzie pokazywać, że jestem gejem na kilometr. A ja nie jestem gejem -pokazał palcem na materiał.
-Nie kłóć się. Tak, wiem. Jesteś biseksualny. To wieeeeelka różnica. Masz zamiar tak na mnie patrzeć, czy mi pomóc?
-Ej! To nie moja robota! -udawał obrażonego.
-Więc wracaj do swojej. -uśmiechnęłam się po czym on wyszedł. Kończyłam wkładanie pierwszego rodzaju tabletek do plastikowych kieliszków ułożonych na tacy z nazwiskami pacjentów oraz zapisanymi dawkami leków. Kolejne pudełka się opróżniały, a gdy wreszcie skończyłam poszłam do pierwszego pokoju obok i zostawiłam pacjentom na stolikach ich medykamenty oraz nalałam każdemu trochę wody do niewielkiego plastikowego kubeczka. Tak samo zrobiłam z kolejnymi. Pacjenci w większości już nie spali i witali się ze mną w miły i grzeczny sposób. Pewien starszy pan rzucał komplementy na temat mojego wyglądu, na co się tylko zaczerwieniłam. To bardzo urocze, szkoda, że teraz już nie ma takich mężczyzn. Są wyjątki, nawet kilka znam, ale mimo wszystko większość facetów chce tylko jednego. Gdy skończyłam wróciłam do dyżurki pielęgniarek. Ruth już szykowała się na pomoc szpitalnej kucharce w rozwozie posiłków po pokojach. Postanowiłam odpuścić i nie iść z nimi. Dadzą sobie radę we dwie. Zajęłam się wypełnieniem kilku kart i czas mi szybko minął. Po około półtorej godziny mieliśmy rozpocząć obchód. Louis jednak skorzystał z mojej pomocy i założył to co mu dałam. Postanowiłam się zlitować i zabrałam go do dyżurki w celu lekkiego podmalowania znamion na szyi.
-Dziękuję. Ratujesz mnie!
-Oh Tomlinson, nie przesadzaj. Co tam u Was? -zapytałam znajdując korektor i puder.
-Nie opowiadałem Ci o tym. Jakiś czas temu zrobiliśmy z Harry'm kolację. Poznałem jego nową przyjaciółkę. Było świetnie, wie o Nas, nie musieliśmy się kryć. Niestety pojawił się Malik. -w jego głosie usłyszałam złość.
-Znowu? Ten to ma wyczucie czasu... -zaczęłam zamalowywać malinkę.
-A wiesz, że jeszcze wcześniej miał czelność przyjść do mnie i powiedzieć mi, żebym zostawił Hazzę w spokoju!?
-Tego mi nie mówiłeś. Czyli znów się nie dogadujecie....
-Od kilku miesięcy udajemy, że jest okej. Harry dzisiaj kończy wcześniej lekcje i mam nadzieję, że gdy wrócę do domu będzie sam. Jeśli zastanę tam Zayna słowo daję, nie ręczę za siebie!
-LouLou, uspokój się. Grzecznie możesz go poprosić, żeby sobie poszedł.
-Masz rację...
-Skończyłam! -krzyknęłam kończąc moją pracę nad ukryciem czerwonego śladu na szyi mojego przyjaciela.
-Czyli idziemy na obchód? -zapytał.
-Tak, idziemy.
***ZAYN***
Dlaczego musi być tak gorąco? Rozumiem, że jest majowe popołudnie, a właściwie już prawie wieczór, ale bez przesady. Gorąco oczywiście jak na Londyn. Pewnie w Afryce powiedzieliby, że jest zimno. Słońce świeci, nie ma wiatru, mgły i deszczu. Pogoda mnie zaskakuje coraz bardziej. Nie mam pojęcia czego chce Eleanor. Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że musimy się spotkać w publicznym miejscu. Nie miałem z nią kontaktu od jakiegoś czasu. Harry też nie specjalnie za nią przepada. Jedynie Niall ją widuje, ale to ze względu na Nathalie. Wyglądają na szczęśliwą parę. Wciąż nie rozmawiałem z Harry'm. Chciałem mu powiedzieć co czuję, ale nie potrafię. Za bardzo boję się odrzucenia. Spojrzałem na kartkę, którą trzymałem w ręce. Ta kawiarnia powinna być gdzieś tutaj. Rozejrzałem się i ją znalazłem. Pewnym krokiem wszedłem do środka. Calder siedziała w małym kącie pijąc napój z kubka. Usiadłem naprzeciwko niej.
-Wreszcie jesteś. Czekam tu od piętnastu minut. -powiedziała dziewczyna z jadem w głosie.
-Jestem punktualnie. Nie czepiaj się. o co Ci chodzi z tym spotkaniem? -rzuciłem mocnym tonem.
-Mógłbyś być milszy. Od razu chcesz przejść do konkretów? Nic nie zamówisz? -zapytała.
-W porządku. -poszedłem do lady i poprosiłem miłą dziewczynę o latte. Po kilku minutach dostałem swój kubek i zapłaciłem. Wróciłem na miejsce.
-Mam do Ciebie sprawę. Wysłuchaj mnie i staraj się mi nie przerywać. -oznajmiła dziewczyna.
-Jaką sprawę? Mów już! Nie mam całego dnia na gierki i pogaduszki z Tobą. -prawie krzyknąłem.
-Ciszej! Tu są ludzie! -głośno szepnęła. Wydawało mi się, że krzyczała na swój dyskretny sposób. Wziąłem głęboki wdech i upiłem łyk mojej kawy. -Posłuchaj. Liczę, że mi pomożesz. Masz w tym swój interes, więc to nie powinien być dla Ciebie problem. -pokiwałem głową i ponownie przełknąłem napój. -Chodzi o to, że Harry i Louis są razem. Jako para! Mi zależy, żeby... -zakrztusiłem się i zacząłem śmiać.
-Przestań ze mnie żartować. -poderwałem się z krzesła, ale złapała mnie za rękę.
-Siadaj! Jeśli chcesz to sam sprawdź. Wiem, że zależy Ci na Harry'm. Mnie obchodzi Louis. Razem się dogadamy. Pomożesz mi ich rozdzielić i oboje dostaniemy to co chcemy.
-Co masz na myśli? -szepnąłem przybliżając się do dziewczyny.
-Weź to. -przesunęła po stoliku papierową torbę sprawdzając, czy nikt nie patrzy. Zajrzałem do środka. Wewnątrz torby znajdował się pistolet.
-Po co mi to? Poza tym mam swój. -oddałem jej przedmiot.
-Możesz zrobić co chcesz. Jest jeden warunek. Louisowi nic się nie stanie. Z Harry'm rób co chcesz. Jeśli go zabijesz nie będę mieć do Ciebie pretensji.
-Prędzej doktorek zginie z nich dwoje. Nie wierzę Ci. Oni nie są parą. -zaśmiałem się lekceważąco.
-Mówiłam Ci, sprawdź. Możesz zrobić to nawet teraz. Idź do Nich do domu, wejdź po cichu i nie daj się zauważyć. Z tego co wiem Louis i Harry są w tym momencie razem. Jeśli się nie mylę, będą na piętrze. -już miałem wyjść, ale dziewczyna mnie zatrzymała wciskając mi do ręki torbę. -Weź ją. Tak na wszelki wypadek. -pokiwałem głową i wyszedłem. Powinienem robić to o co poprosiła mnie dziewczyna? Nie mam pojęcia. Najpierw muszę sprawdzić, czy mówiła prawdę. Idąc ciemniejszą uliczką wyjąłem broń z papierowej torebki i schowałem do kieszeni kurtki. Lekko zdenerwowany wędrowałem w kierunku domu Tomlinsona.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Rozdział miał być dopiero w połowie tygodnia, ale postanowiłam przyspieszyć pisanie. Zmotywowała mnie ilość oraz treść komentarzy. To na prawdę pomaga pisać. Dziękuję Wam i z nadzieją liczę na podobne opinie tutaj. Pozdrawiam!
ooo jaaa ;oo
OdpowiedzUsuńno pieknie *.*
Malik kocham cie, ale dostaniesz w pysk jak komuś strzelisz w łeb ! ;D
zaaajebisty rozdziaaał :0
zapraszaam do mnie look-after-you-larry.blogspot.com
zabije cię za to, że nie było Larrego, ale i tak rozdział świetny (: Malik jak kogoś zabijesz to mnie popamiętasz...
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny ;D
@kevinomania
Eleonor -.-
OdpowiedzUsuńMalik jak któremuś coś zrobisz nie żyjesz :>
Rozdział świetny jak całe opowiadanie to pierwszy blog o Larrym który czytam i jest CUDOWNY *_________*
Masz talent i wielką wyobraźnię :D zazdroszczę :p
Czekam na następny i oby dużo Larrego <3
Zux <3
Malik zostaw Larrego!!! Zrozumiano?! A rozdział genialny - dalej!!! :D
OdpowiedzUsuńRozdział świeeetnyy!! Niech Malik zostawi Larry'ego w spokoju!! Ughh.. ta Eleanor działa mi na nerwy. -,-' Niech tylko spróbuje rozdzielić Hazzę i Lou to.. to.. to nie wiem co ale na pewno coś złego. Nie mogę doczekać się następnego i tego co zrobi Zayn. Do napisania. Xx ^0^
OdpowiedzUsuńmysle że Zayn ma troche rozumu użyje go i nie skorzysta z tej broni ciekawa też jestem co zrobi jak sie dowie o Larrym czy powie Harryemu co czuje. El jest strasznie irytujaca wiedziałam pr obmysla plan zdobycia Louisa ale żeby pomyśleć o zabiciu kogoś? Słowa po trupach do celu użyte w jej opisie sa dosłowne
OdpowiedzUsuńAle jestem ciekawa, co zrobi Zayn jak się dowie o tym, że Louis i Harry to para! Mam nadzieję, że nie użyje tej broni. Rozdział jak zwykle genialny, czekam na dalszy!
OdpowiedzUsuńO moj boze.... Zabic to za malo Colder xd kurde zaczynam sie bac.... Ja nie chce by Larrego rozdzielono :( czekam
OdpowiedzUsuńA ja chcę , będzie wtedy ciekawiej. Bez obrazy.
UsuńPaulina! Wiedz, że piszę ten rozdział rycząc. No kurwa. A jeśli coś się stanie Larry'emu to ja nie ręczę za siebie. Mam nadzieje, że Malik nic nie zrobi, polubiłam tego wrednego kochanego dupka. A Eleanor, nienawidzę jej. Mam ochotę jej przyjebać krzesłem w twarz.
OdpowiedzUsuńKocham. xx
super rozdział!!
OdpowiedzUsuńczekam na następny
xx
Jestem ciekawa co zrobi Zayn oby nic nnie zrobim Harremu lub Lou. Z niecierpliwością czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńSupeer <3 kocham ten blog ! masz talent ! :D rozdział przecudowny z niecierpliwością czekam na kolejny *.* Pozdrowionkaa ;*
OdpowiedzUsuńMalik nienawidze cię!!!!! I ciebie też Eleonor !!!!! rozdział boski. czekam na nowy
OdpowiedzUsuń@CheshireCat0102
Niezła akcja Nick xd
OdpowiedzUsuńOh, jakie to urocze że Daniele też chciałaby kogoś mieć i to w dodatku tak jak Lou i Hazz *.*
Przepraszam, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć po co ta ciota Elka dała Malikowi spluwę O.o
Rozdział świetny jak zawsze =]
Jane <3
MALIK AYFKM!? Ogarnij się i swoje hormony KAPISZI!
OdpowiedzUsuńNominowałam tego bloga do 'The Versatile Blgger'- info znajdziesz u mnie na heart-on-fire-but-under-water.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było, ale obiecuję w najbliższym czasie odrobić wszelkie zaległości.
Pozdrawiam
Ola :)
O mój boże... Zayn! Ty głupi *****! Niech się nawet nie waży zrobić czegokolwiek Lou ani Hazzie. Czy on jest naprawdę taki głupi?! No normalnie... A ta wredna Eleanor niech se w dupe wsadzi ten pistolet! Mam ochotę jej strzelić! Boziu... Ale się zbulwersowałam... W każdym razie... Czekam na następny i mam nadzieję, że chłopcom nic się nie stanie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ola:)
Rozdział świetny czekam z niecierpliwością na następny :)
OdpowiedzUsuńświetne. :)
OdpowiedzUsuńEleanor, kotku, coraz bardziej cię nie lubie :3 Malik, kocham cię, ale masz w ryj jak rozbijesz Larrego :* pewnie tego nie przeczytasz ale ten FF jest dla mnie jak nałóg *O* KOCHAM KOCHAM KOCHAM TO<3
OdpowiedzUsuń