31 stycznia, 2013
Rozdział 35
***LOUIS***
Minął tydzień od zamieszkania Harry'ego z Danielle, a u mnie nie wiele się zmieniło. Chociaż mama postanowiła mnie odwiedzić. Nie robiła tego bez powodu przez wiele lat. Twierdzi, że pokłóciła się z tatą i wzięła urlop, żeby zobaczyć co u jej ukochanego synka. Dzisiejsze popołudnie jest co najmniej dziwne. Niall i Nathalie postanowili mnie odwiedzić. N&N. Fajnie to brzmi... Wciąż jest mama no i Nick. Kolejna litera 'N'. To jakaś klątwa? Twierdzi, że jeśli dalej tak pójdzie to wpadnę w depresję. Zaprosił wielu naszych kumpli ze studiów do mojego domu tylko dlatego, że nie miałem ochoty iść na imprezę. Nie mam pojęcia czyim pomysłem było włączenie głośno muzyki i przyniesienie alkoholu. Pewnie Stan'a... Jay już narzeka, że jako lekarz nie powinienem brać udziału w takich imprezach. Tylko ja tutaj nie biorę w niczym udziału. Siedzę sobie i patrzę w telewizor próbując nie wyrzucić wszystkich z domu. N&N siedzą prawie obok mnie i się przytulają. Najwidoczniej nie mają ochoty się bawić 'po studencku'. Ja też. Nie chodzi o to, że nie lubię tego. Po prostu nie mam nastroju do zabawy. Zdziwiłem się gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Jakim cudem go słyszę w tym hałasie? A jeśli to kolejni goście? Kto to mógłby być? Może Zayn chce mi dać kolejną lekcję... Okaże się. Leniwie wstałem z kanapy i poszedłem otworzyć. Gdy moim oczom ukazał się Harry, uśmiechnąłem się najszczerzej jak potrafię.
-Chciałem porozmawiać, ale widzę, że dobrze się bawisz... Nie będę Ci przeszkadzać... -powiedział chłopak z lokami i po prostu sobie poszedł. Nie zważając na to, że pada deszcz, jest zimno i nie jestem zbyt ciepło ubrany szybko ubrałem buty i pobiegłem za Nim. Oczywiście nie miał parasola, ani nic przeciwdeszczowego. Gdy byłem blisko Niego odezwałem się.
-Przepraszam. Ja nie chciałem, na prawdę... Co mogę zrobić, żebyś mi wybaczył? -chłopak odwrócił się słysząc moje słowa.
-Nie chodzi o to, że nie chcę Ci wybaczyć. Bo chcę... Ale nie potrafię. Proszę, zrozum. -odpowiedział.
-Myślę, że mam Ci coś do wyjaśnienia. Przez pewien czas zastanawiałem się jak Ci to powiedzieć, ale nie miałem zamiaru kłamać. Wszystko co powiem to prawda, tylko trudno ją wytłumaczyć...
-Więc czekam. -powiedział lekko oschle. Wciąż nie patrzył mi w oczy. Ja chciałem w nie spojrzeć, ale nie zbyt mi to wychodziło, gdyż Hazza zerkał co chwila na boki lub pod nogi.
-Tamtego dnia byłem kompletnie pijany. Powodem tego, że sporo wypiłem była praca. Na moim stole operacyjnym zginął człowiek. Byłem załamany i nie wiem co strzeliło mi do głowy, aby wpaść do tego baru. Chciałem zadzwonić po Nicka, żeby Ciebie nie martwić moim nie zbyt dobrym stanem. Pomyliłem numery zatelefonowałem do Eleanor. Ona po mnie przyjechała i zabrała mnie do domu. Cały czas mnie prowokowała, a ja nie miałem nad sobą kontroli. Pamiętam to jak przez mgłę... Ona mnie pocałowała i jakoś tak wyszło... Do niczego między Nami nie doszło... -wyjaśniłem.
-Danielle mi to wszystko powiedziała. Nie wiem czy to nie było nic... Obiecałeś, że zawsze będziemy razem, że nic ani nikt Nas nie rozdzieli. Mówiłeś, że kochasz tylko mnie... Na co to wszystko? -zaczął płakać i mówić cicho.
-Ciii, nie płacz, proszę... Moje serce pęka gdy widzę Cię smutnym. Hazz, posłuchaj. Kocham tylko Ciebie, proszę, zrozum. To był niewinny pijacki wybryk. Ja tego nie chciałem, brzydzę się sobą za to co zrobiłem. Wiem, że to nie łatwe, ale spróbuj mi wybaczyć...
-Też Cię kocham... Lou, proszę, przytul mnie i powiedz, że wszystko będzie dobrze... -wyszeptał i spojrzał w moje oczy. Po jego policzkach spływały łzy. Bez chwili wahania objąłem go najmocniej jak potrafiłem. Tęskniłem za tym... Trwaliśmy przez jakiś czas w uścisku, gdy Harry na mnie ponownie spojrzał. Przybliżyłem moją twarz do jego i na jego wargach złożyłem delikatny pocałunek. Już miałem go przerwać, ale chłopak go odwzajemnił. Pogłębiłem zbliżenie naszych ust. Czułem jak krople deszczu wpływają po mojej twarzy, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Gdy potrzebowałem zaczerpnąć powietrza oderwałem się od niego, nasze czoła się stykały, a my patrzyliśmy sobie w oczy.
-Wszystko będzie dobrze. -wyszeptałem uśmiechając się, a Loczek również się uśmiechnął. Ujrzałem te śliczne dołeczki w jego policzkach i stwierdziłem, że jest dosyć chłodno. Złapałem go za rękę, która również nie była zbyt ciepła.
-Chodźmy do domu, dobrze? Bo jeszcze się przeziębisz...
-Nie mam ochoty na zabawę, która tam najwyraźniej trwa.
-Zawsze mogę ją przerwać i wyprosić wszystkich. Mama niestety zostanie, więc nie będziemy sami.
-Zaraz. Co tu robi Twoja mama? -zapytał robiąc zdziwioną minę.
-Odwiedza mnie. Pokłóciła się z tatą i wsiadła w pierwszy samolot do Londynu. -pociągnąłem go za dłoń. Nie byliśmy daleko. Po wejściu do budynku wyłączyłem muzykę, na co niewielki tłum zareagował patrząc z moją stronę. Oznajmiłem, że impreza się skończyła i zapraszam innym razem, mimo iż w najbliższym czasie nie mam takich planów. Niall i Nathalie postanowili, że również już pójdą. Poczekałem, aż wszyscy znikną w drzwiach. Ze mnie i Hazzy kapała woda, on na dodatek się trząsł z zimna.
-Chodź do się przebrać i wziąć ciepły prysznic. -zaproponowałem.
-Poradzę sobie sam. -po czym wyszedł schodami na górę. Moja mama właśnie wyszła z pokoju.
-Widzę, że wszyscy poszli. Wreszcie. Przemokłeś! Zrobię Ci herbaty... -głos Jay był lekko zachrypnięty. Czyżby płakała? Nie wiem...
-Zrób dwie. -też poszedłem do swojego pokoju po ubrania. W łazience słyszałem dźwięk spływającej wody. Nacisnąłem na klamkę, ale drzwi były zamknięte. Dobrze przynajmniej, że w domu są dwie łazienki. Sam również zdjąłem ubranie i wszedłem pod ciepłą wodę. Wysuszyłem włosy ręcznikiem, a potem suszarką. Ułożyłem je tak jak zwykle i ubrałem koszulkę, którą Harry lubi gdy noszę oraz obcisłe spodnie. Stwierdziłem, że mój tyłek wygląda całkiem nieźle. Zszedłem na dół, a w kuchni Jay siedziała przy stoliku z Loczkiem. O czymś rozmawiali, ale przestali gdy mnie zauważyła. Podała mi mój kubek z gorącym napojem i powiedziała, że musi iść na zakupy. Postanowiłem zacząć rozmowę.
-Więc, wybaczysz mi? -zapytałem z nadzieją w głosie.
-Dobrze... Ale mimo wszystko nie jestem gotowy, żebyśmy od razu byli razem tak jak wcześniej. Poczekajmy...
-Co masz na myśli? -zapytałem.
-Wiesz co mam na myśli.
-W porządku. Chcę tylko abyś pamiętał o jednym. Kocham Cię i bez względu na wszystko zawsze będę .
***NICK***
Głupio się czuję z wiedzą, że Louis nie chciał tej imprezy, którą mu zrobiłem. Na dodatek akurat wtedy, kiedy Harry się u Niego pojawił. Widzę, że jest lepiej bo wrócili razem. Nie sądzę, by Loczek tak szybko chciał znów być z Tommo. Może czuć do Niego lekki uraz za to co widział. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo, ani nie podejmie pochopnie decyzji wbrew sobie. Powinienem z Nim porozmawiać. Nie do końca jak z pacjentem, chociaż nie jak z przyjacielem. Tak po środku. Ciekawe czy moje obawy w stosunku do Niego się potwierdziły... Umiem czytać z mowy ciała, a Zayn lekko mnie niepokoi. Martwił się o Hazzę za bardzo jak na przyjaciela. Z Nim też powinienem pogadać, chociaż nie sądzę byśmy jeszcze mieli okazję się spotkać. Chyba trochę za bardzo się w to wszystko wtrącam. Od zawsze tak mam... Szkoda, że nie zainterweniowałem w sprawie Pixie... Może dziś wiedziałbym gdzie ona jest.
***PERRIE***
Ciekawe jak tam rozmowa Harry'ego z Louisem. Swoją drogą, muszę go kiedyś poznać. Mam nadzieję, że będę mieć ku temu okazję. Jeśli się kochają to dadzą sobie radę. Tak jak ja i Jade. Wciąż żyję nadzieją, że jeszcze będziemy razem. Hazz mi w pewien sposób pomógł, bo moi rodzice myśląc, że mam chłopaka 'poluzowali mi łańcuchy'. Od przyszłego tygodnia będę znów chodzić do szkoły. Pociesza mnie to, że znam tam kogoś. Podobno w mojej klasie będzie Zayn. Ten o którym opowiadał mi Loczek kilka razy. Niall również jest z tego samego roku, a jednak o Nim nie wiem wiele. Ciekawe czy mnie polubią... Moja dziewczyna, bo wciąż nie zerwałyśmy wysłała mi zdjęcie z bałwanem, którego sama ulepiła. Ucieszyłam się widząc ją radosną, a jednak w sercu poczułam ukłucie. Chciałabym być teraz z nią, zamiast samej spacerować po Londynie. Od zawsze lubiłam spacery. Uspokajają mnie i pomagają myśleć. Poproszę tatę, żeby oddał mi telefon. Może się zgodzi...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie jest! Wydaje mi się, że wyszło dosyć krótko, ale chciałam skończyć jeszcze dzisiaj. W zasadzie gdybym nie czytała w czasie pisania innych opowiadań, od których szczerze mówiąc ciężko się oderwać wyszłoby lepiej. Nie wiem. Tak jak pisałam poprzednio, możecie się podpisywać nazwami z Twittera, brać udział w ankiecie po prawej stronie i zadawać pytania do postaci. Bla bla bla. To samo piszę zawsze, już nie wiem nawet po co. Dla odmiany napiszę coś innego: herbatę słodzę dwoma łyżeczkami cukru. Pewnie obchodzi Was to jak zeszłoroczny śnieg. Pozdrawiam. Miłych Hazzowych urodzin życzę! :D
29 stycznia, 2013
Rozdział 34
***HARRY***
Gdy zjedliśmy obiad z Danielle dziewczyna postanowiła odwiedzić Louisa i powiedzieć mu, że zostanę na jakiś czas u niej. Powiedziała też, że zabierze trochę moich rzeczy. Czekałem na jej powrót oglądając spokojnie telewizję. Gdy drzwi się otworzyły, mulatka weszła szybko do mieszkania, zostawiając Tomlinsona po drugiej stronie. Najwidoczniej chciał ze mną porozmawiać. Gdy go zobaczyłem z moich oczu pociekły łzy.
-Hazz, spokojnie... Wiem, że nie chcesz jeszcze z Nim rozmawiać, ale on nie chciał słuchać i postanowił przyjechać ze mną. -przytuliła mnie.
-Dan, ja dalej go kocham... -powiedziałem przez łzy. Po chwili usłyszałem pukanie.
-Harry, Harry! Proszę! Porozmawiajmy! Chcę Ci to wytłumaczyć. Harry! -Louis głośno mówił, może nawet krzyczał waląc w drzwi.
-Mówiłam mu przecież... Zróbmy tak. Włączę głośno muzykę i zapomnimy, że on tam jest. Okej? -zaproponowała, a ja się zgodziłem. Po chwili słyszałem dźwięki pozwalające zagłuszyć prośby chłopaka. Tak bardzo chciałbym go przytulić... Pielęgniarka chyba to wyczuła, bo sama mnie ponownie objęła. Po jakimś czasie muzyka przestała grać i nie było słychać już nic. Lou najwyraźniej sobie poszedł.
-Obiecałam Ci, że zrobię wszystko byś nie musiał z Nim rozmawiać, ale on potrzebuje Ci to wyjaśnić... Ma nadzieję, że mimo wszystko jesteś w stanie mu wybaczyć i wszystko będzie dobrze. Teraz ty obiecaj coś mi. Nawet kilka rzeczy...
-Dobrze.
-Po pierwsze nie zrobisz już sobie krzywdy. Wiesz co mogło Ci się stać? Wiesz, że cierpielibyśmy? Ja, Lou, Nick, Zayn, Niall... Nie rób tego więcej. Proszę... Po drugie spróbujesz wszystko przemyśleć na spokojnie. Wiem, że to wszystko to nie Twoja wina, a Tommo Cię zranił. Kochasz go. On kocha Ciebie. Każdy zasługuje na drugą szansę. Po trzecie zastanowisz się nad tym co dalej. Czy masz zamiar wrócić do Lou, czy może zostać ze mną na dłużej. Może być?
-Zgoda. -odparłem lekko się uśmiechając.
-A teraz pora spać, jutro musisz iść do szkoły.
-Nie jest jeszcze bardzo późno, mógłbym na chwilę wyjść? Proszę... -zrobiłem błagającą minę.
-Tylko masz wrócić przed północą. I nie rób nic głupiego... Ja już pójdę spać. Jutro ciężki dzień. -odpowiedziała dziewczyna.
-Dobranoc Dani. Dziękuję. -pocałowałem ją w policzek.
-Poczekaj, klucze! -rzuciła mi metalowe przedmioty zamocowane na srebrnym kółeczku. Wyszedłem z mieszkania i udałem się w stronę domu Zayna. Nie mam pewności, że się o mnie martwił, ale chciałbym się z Nim zobaczyć. Czyżbym tęsknił? Możliwe. Gdy dotarłem na miejsce zadzwoniłem dzwonkiem, a po chwili Pani Malik otwierała mi drzwi.
-Harry, dawno Cię u Nas nie było. Zayn mówił, że miałeś jakieś problemy. Wszystko w porządku? -zapytała miła kobieta.
-Przepraszam, że przychodzę o tej porze. Powiedzmy, że bywało lepiej. Jest może Zayn? -zapytałem posyłając mamie mojego przyjaciela miły uśmiech.
-Tak, wejdź. -odpowiedziała. -Zayn! Masz gościa! -krzyczała w stronę schodów.
-Już idę... -głos mulata dobiegał z jego pokoju. -Harry! -przytulił mnie, a moja twarz znalazła się w zagłębieniu jego szyi. Lubiłem tak obejmować Lou...
-Ja nie będę Wam przeszkadzać... -do moich oczu dobiegł dźwięk oddalającej się rodzicielki szatyna.
-Zi, przepraszam, że tak zniknąłem. Odezwałbym się wcześniej, ale jakoś tak wyszło... -powiedziałem zmieszany.
-Najważniejsze, że nic Ci nie jest. Nick podejrzewał, że... Nie ważne! -urwał swoją wypowiedź.
-Co podejrzewał? Ohh, nie musisz mówić. Nie chcę o tym rozmawiać... -domyśliłem się o co mogło mu chodzić.
-Jak z Louisem? Pogodziliście się? Nie wiem o co chodziło, jeśli nie chcesz, nie będę zadawać pytań... -ucieszyłem się na tą wypowiedź.
-Niezbyt dobrze. Chwilowo zostanę u Danielle. -odpowiedziałem beznamiętnie.
-Jeśli chcesz, mógłbyś zostać u mnie. -zaproponował Malik.
-Nie trzeba. Poza tym nie chcę Ci sprawiać problemów.
-Hazzie... Ty nigdy nie będziesz dla mnie problemem. -zaprotestował chłopak.
-W każdym razie powinienem już wracać. Przyszedłem tylko się z Tobą zobaczyć. Widzimy się jutro? Prawda? -zasugerowałem mulatowi.
-Oczywiście, że tak. Więc... Do jutra. -odprowadził mnie do drzwi. Wychodząc poczułem się dziwnie obejmując go na pożegnanie. Nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko, a Zayn zachował się jakby próbował mnie pocałować. Zapewne tylko mi się tak wydawało. Chociaż sam nie wiem... Wróciłem do mieszkania Danielle i zamknąłem drzwi. Wcześniej dziewczyna pokazała mi pokój, który mogę zajmować. Teraz wszedłem do niego i zobaczyłem torbę, którą mulatka przyniosła nie dawno. Był w niej laptop, kilka książek, kosmetyki i ubrania. Poszedłem do łazienki i gdy wyjąłem z kosmetyczki żel pod prysznic okazało się, że należy do Louisa. Po moim policzku spłynęła łza. Przypomniałem sobie Nas razem... Miałem to wszystko przemyśleć. usiadłem na podłodze przyciągając kolana do twarzy, a z moich oczu ponownie ciekły łzy.
-Lou, dlaczego to zrobiłeś? -powiedziałem na głos. Dlaczego moje serce nie potrafi zrobić kroku do przodu, tylko wciąż tkwię w tym martwym punkcie? Minęło kilka dni, a ja nie potrafię zmienić swoich uczuć, ani dopuścić do siebie myśli o zapomnieniu tej sytuacji. Czy gdybym go nie pokochał byłoby mi łatwiej? A może gdybym go kochał, a on nic do mnie nie czuł i nie wiedział o mojej miłości nie zwróciłbym nawet uwagi na to z kim sypia? Pytania na które nigdy nie dostanę odpowiedzi, bo czasu nie można cofnąć i nie można zmienić tego co jest głęboko w sercu... Odruchowo spojrzałem na wisiorek- połówkę serduszka z imieniem mojego ukochanego. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Nie miałem zamiaru go zdejmować. To symbol naszego uczucia, które po mojej stronie mimo wszystko się nie zmieniło.
***ZAYN***
Moje serce podskoczyło w piersi, gdy zobaczyłem Harry'ego, który okazał się być cały i zdrowy. Brakowało mi go. Nie widzieliśmy się przez pewien czas, potem on wrócił, żeby znowu zniknąć. Mam już dość dawnych kumpli, którzy nalegają, żebym wrócić. 'Bez Ciebie to już nie to samo' usłyszałem dziś od Maxa. Wątpię, by to była prawda... Jedyne czego od nich chcę, to żeby dali spokój mnie, Horanowi i Loczkowi. O Nathalie i Eleanor nie muszę się martwić, chyba że zaatakują je cheerleaderki... El i jej pazurki dadzą sobie radę... Dziewczyna również pomogła szukać Hazzy. Jej entuzjazm mnie zaskoczył. Przez długi czas gapiła się na mnie. Myślałem, że jest zauroczona w Louisie, ale ludzie się mylą. Mnie ona w każdym razie nie interesuje. Kocham już kogoś innego. Kogoś, kto na to zasługuje bardziej niż ktokolwiek inny, ktoś bez kogo moje życie nie ma znaczenia, a poranki ze świadomością, że tego dnia go nie zobaczę są najgorszymi jakie mogę sobie tylko wyobrazić. Położyłem się do łóżka ze świadomością, że jutrzejszy dzień będzie udany. Przynajmniej ja zrobię wszystko by taki był. *** Ze snu wyrwał mnie krzyk mamy. 'Zayn, wstawaj! Spóźnisz się!'. Oczywiście, że zaspałem... Szybko zeskoczyłem z łóżka i pobiegłem do łazienki, którą akurat zajmowała moja siostra Waliyha. Prosiłem, by wyszła wiedząc, że rozpoczyna lekcje później ode mnie. Po długich przekonywaniach wpuściła mnie, a ja zamknąłem za sobą drzwi. Wziąłem szybki i zimny prysznic, który ocucił mnie po długiej nocy. Przypomniałem sobie mój dzisiejszy sen i uśmiechnąłem się sam do siebie. Założyłem ubranie, które wziąłem ze sobą wcześniej i zająłem się układaniem włosów. Postanowiłem zrobić to najszybciej jak mogę. Gdy skończyłem wybiegłem z pomieszczenia i udając się pośpiesznie do pokoju potknąłem się o moją torbę. No tak... Położyłem ją tutaj, żeby mieć bliżej. Zarzuciłem przedmiot na ramię. Pożegnałem się z mamą całusem i narzuciłem na siebie ciepłą, skórzaną kurtkę. Przed pierwszą lekcją nawet nie szukałem Harry'ego. Dopiero na trzeciej przerwie zastałem go ziewającego przy grzebaniu w szafce. Jego oczy były w pół zamknięte, wykorzystałem to i zasłoniłem je rękami od tyłu. Nie zgadł, że to ja. Nawet nie próbował. Widzę, że ktoś się nie wyspał...
-Dlaczego wszyscy mają taki dobry humor tak wcześnie rano? -wyjąkał po cichu.
-Witaj, też miło mi Cię widzieć. Wcale nie jest już tak wcześnie. Jest prawie dziesiąta. -zaśmiałem się, a chłopak rzucił na mnie mordercze spojrzenie. Jeszcze go obudzę. Nie wiem jak, ale coś wymyślę...
-Nie ważne. Jaką teraz masz lekcję? -zapytał bez zaciekawienia.
-Um... Chyba biologię. A Ty? -gdy wspomniałem ten przedmiot w oczach Loczka zauważyłem coś jakby... ból. Przez pewien czas nie można było go dostrzec, ale teraz znowu wrócił. Jednak już po chwili jego emocje zniknęły i odpowiedział beznamiętnie.
-Angielski. Miłej nauki! -zadzwonił dzwonek, a ja udałem się w kierunku sali biologicznej. Nie mam pojęcia, o co Loczkowi chodziło z tym przedmiotem. Minęło jeszcze kilka lekcji i przerw, a na każdej kolejnej Harry miał lepszy humor i był mniej zaspany. Po zakończeniu zajęć szkolnych wyszliśmy z budynku razem. Mój przyjaciel patrzył pod nogi i wydawał się być zamyślony. Niedaleko dostrzegłem samochód Louisa i jego stojącego przed nim.
-Hazzie, popatrz! Louis! -prawie krzyknąłem. Jego spojrzenie znów mnie zaniepokoiło. Znów ten sam smutek i cierpienie.
-Zi, nie chcę go widzieć, masz jakiś pomysł co zrobić, żeby Nas nie zobaczył? -dałem mu swoją czapkę i postanowiłem, że pójdziemy razem z resztą tłumu, aż do zakrętu.
-Chyba się udało. -poinformowałem chłopaka.
-Dzięki. -wysilił się na lekki uśmiech i objął mnie delikatnie, żeby po kilku sekundach szybko puścić i oddać nakrycie głowy.
-Dasz mi ją innym razem. Gdzie idziemy? -zapytałem. Chłopak zaczął grzebać po kieszeniach, po czym się zaśmiał sam do siebie. -O co chodzi? -byłem lekko zdziwiony jego zachowaniem.
-Szukałem telefonu, ale przypomniałem sobie, że miał... pewien wypadek. Zupełnie o tym zapomniałem... -odpowiedział.
-Proszę, jeśli chcesz zadzwoń, napisz czy co tam chcesz zrobić z mojego. -podałem mu komórkę, na co on zaśmiał się jeszcze głośniej.
-Jeszcze jeden problem. Ktoś z kim chce się skontaktować również ma... lekkie problemy. Jedyna opcja to ją odwiedzić. Chcesz iść ze mną? -cicho powiedział jakby z nadzieją.
-Nie mam pojęcia gdzie, po co i do kogo, ale jasne, że tak! Z Tobą wszędzie! -po czym szturchnąłem go po koleżeńsku łokciem w ramię. Szliśmy w ciszy przez pewien czas, gdy dotarliśmy do jakiejś kamienicy i weszliśmy do środka. Na trzecim piętrze zatrzymaliśmy się przy drzwiach, a Harry nacisnął przycisk dzwonka.
-Witaj Harry! Już myślałam, że o Nas zapomniałeś! -powiedziała szczupła kobieta.
-Dzień dobry. Zapomnieć o pani? Nigdy! -blondynka zaśmiała się wesoło.
-Perrie nie ma. Wyszła gdzieś, ale niedługo powinna wrócić. Zaczekasz na nią z kolegą? -zapytała.
-Jeśli to nie problem...
-Skąd! Cieszę się, że moja córka zna kogoś tak porządnego jak ty.
-Przesadza pani... To jest Zayn. -wskazał na mnie ręką wchodząc do mieszkania.
-Dzień dobry. -wybełkotałem.
-Piękne imię. Bardzo oryginalne.
-Dziękuję. -obdarzyłem ją uśmiechem. Zdjęliśmy kurtki i buty, a pani Edwards, bo taki napis widniał na wycieraczce zaprosiła Nas do kuchni i podała nam herbatę.
-Mój mąż stwierdził, że najwyższa pora zapisać Pezz do szkoły. Wpadłam na pomysł, że może mogłaby uczyć się tam gdzie ty. -zaproponowała, gdy usiadła naprzeciw Loczka.
-To świetny pomysł! Mogłaby chodzić do klasy z Zaynem. -stwierdził.
-Więc postanowione! -dopiłem herbatę i powiedziałem, że powinienem się już zbierać. Harry nie protestował. Przed wyjściem zapytałem go, czy nie ma przypadkiem mojej książki. Pogrzebał w torbie i ją znalazł. Podając mi ją na jego nadgarstku zauważyłem rany. Udawałem, że ich nie widziałem. Pożegnałem się grzecznie i poszedłem załatwić pewną sprawę. Będąc przed domem Tomlinsona wziąłem głęboki wdech i zapukałem. Po chwili drzwi się otworzyły, a mężczyzna wpuścił mnie do środka.
-Posłuchaj. Wiem o co chodzi z Tobą i Harry'm... -zacząłem, ale mi przerwał.
-Co masz na myśli? -zapytał nie witając się nawet.
-Waszą kłótnie, a co mam mieć na myśli?
-Nie ważne... Więc co chciałeś mi powiedzieć?
-Nie przerywaj mi proszę. Przez jakiś czas Harry był dosyć radosny i wesoły. Do teraz... Od kiedy miała miejsce ta tajemnicza kłótnia i jego zniknięcie zdarza się, że w jego oczach widzę ból i cierpienie. Ten sam, który widziałem jeszcze tak niedawno... Mam na myśli okres, w którym ja go raniłem i czas wypadku. Widziałem też rany na jego ręce. Były świeższe niż pozostałe. Louis, on znowu do tego wrócił, znowu to zrobił. Mam wrażenie, że to Twoja wina, a Ty nie jesteś w stanie mu pomóc. Więc proszę Cię grzecznie, daj mu spokój. Chociaż na jakiś czas. Jeśli tego nie zrobisz to ostrzegam, że możesz nie zobaczyć w lustrze tej Twojej ślicznej buźki. Zrozumiałeś? -po niemal wykrzyczeniu mu ostatnich zdań szybko wyszedłem nie czekając na odpowiedź. O to chodzi! Brawo Malik! 1:0 dla mnie! Moim głównym kierunkiem był dom. Muszę wszystko przemyśleć... Wydarzenia z całego dnia i zmiany jakie dostrzegłem w Harry'm. To dziwne, że tak dobrze się dogaduje z tą kobietą. Kim jest Perrie? Dowiem się tego, ale nie dzisiaj...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Rozdział miał pojawić się jeszcze w niedzielę, ale jakoś tak wyszło... Ważne, że udało mi się go napisać. Komentarze, które zostawiacie pod rozdziałami wiele dla mnie znaczą. Na prawdę. Po raz kolejny zapewniam, że czytam wszystko co piszecie. Możecie podpisywać się nazwami z Tweeter'a. Wciąż można zadawać pytania do postaci, ale gdy macie jakiekolwiek pytania, nie zadajcie ich pod rozdziałem (nawet jeśli są do mnie). Jeśli interesuje Was kolor butów jakie miał na sobie Zayn lub wysokość schodów w kamienicy Perrie piszcie. Nie wiem kiedy następny... Okaże się czy będę mieć czas. Może uda mi się jeszcze dziś napisać fragment. Jak zwykle postaram się w weekend. Ponownie zapraszam do ankiety po prawej stronie. Dzięki temu wiem, ile osób tak na prawdę to czyta, więc jeśli odwiedzasz tego bloga to po prostu kliknij 'Tak'.
26 stycznia, 2013
Rozdział 33
***HARRY***
Perrie postanowiła zabrać mnie do domu. Nie wiem jaki to ma sens, ale się zgodziłem. Gdy weszliśmy do mieszkania byłem cicho, ale dziewczyna twierdziła, że musi porozmawiać z rodzicami, a jej tata pewnie nie śpi bo ogląda jakiś film. Zaprosiła mnie do swojego pokoju i powiedziała, żebym usiadł na łóżku. Było miękkie, a moje powieki były ciężkie. Stwierdziłem, że położę się na chwilę. Gdy tak leżałem zauważyłem w drzwiach pomieszczenia blondynkę z mężczyzną.
-To Twój chłopak? -powiedział człowiek ze sporym brzuchem.
-Nieeee, skąd! Dobry kolega! -zaprzeczyła.
-Tsaa, jasne! Skoro zostaje na noc to chcę go poznać. Ma zjeść z Nami śniadanie! I zabezpieczcie się, nie chcę dodatkowych problemów...
-Tato! -krzyknęła moja znajoma z dezaprobatą. Gdy sobie poszedł, usiadła na skraju łóżka i patrzyła na mnie.
-Wiem, że nie śpisz... -wyszeptała w moim kierunku.
-Jestem aż tak kiepskim aktorem? -zapytałem.
-Mojego tatę udało Ci się nabrać, więc masz jeszcze szansę na rolę w 'Modzie na sukces'. -zażartowała.
-Takiej roli chyba bym odmówił... -uśmiechnąłem się.
-Chcesz skorzystać z łazienki? Tutaj masz coś na przebranie. Może nie pasować, ale się nie przejmuj. Koszulka jest taty, a spodnie moje. Jesteś szczupły, więc nie powinno być problemu... -podała mi kilka rzeczy.
-Dziękuję... Za wszystko... -odparłem i udałem się w stronę drzwi wskazanych przez Perrie. Zamknąłem je za sobą i postanowiłem opróżnić kieszenie w moich spodniach, które wygrzebałem dziś z szafy. Niespodziewanie znalazłem w nich coś przydatnego. Tym czymś okazała się być żyletka. Obiecałem Louisowi, że nie zrobię sobie krzywdy... Ta obietnica nie ma już znaczenia. Tak samo jak jego uczucie do mnie. Nachyliłem się nad umywalką i zgiąłem nadgarstek napinając na nim skórę. Przejechałem ostrzem po fragmencie ciała, po czym zobaczyłem spływającą krew. Czując ból docisnąłem mocniej metalowy przedmiot. Zrobiłem jeszcze jedno nacięcie, potem kolejne. Czerwony płyn wciąż wyłaniał się z mojej ręki bardzo szybko. Czułem, że tracę siłę. Upadłem na podłogę.. Pomyślałem, że to niezła alternatywa mojego poprzedniego pomysłu i wciąż trzymając w dłoni ostry przedmiot przejechałem po skórze jeszcze kilka razy. Usłyszałem pukanie do drzwi i głos Pezz.
-Harry, wszystko w porządku!? -pytała wciąż pukając. Nie miałem ochoty odpowiedzieć, czułem się zmęczony i senny. Pomyślałem przez chwilę i okazało się, że nie przekręciłem zamka w drzwiach. Blondynka najwidoczniej to zauważyła, bo była już obok mnie.
-O mój boże. Harry! Dlaczego to zrobiłeś? Poczekaj, pójdę po bandaż. Może wystarczy... -szybko wyszła z pomieszczenia i wróciła po chwili z białym materiałem owijając ciasno moją rękę. Chwyciła mnie w pasie i zaprowadziła do łóżka w swoim pokoju.
-Nie masz nic przeciwko, żebym spała obok? Pomyślałam, że skoro ja wolę dziewczyny, a ty chłopców to...
-Nie jasne... - zrobiłem chwilę przerwy w mojej wypowiedzi. -Jesteś moim aniołem. Drugi raz mi pomagasz...
-To nic takiego. Przyniosę Ci herbaty i ciasta, które upiekła wczoraj mama. -nie zdążyłem nic powiedzieć, a dziewczyna wróciła z kubkiem i talerzykiem.
-Nie trzeba było...
-Właśnie, że trzeba... Zrobię dla Ciebie tyle, ile jestem w stanie. -podała mi napój.
-Myślę, że ja również mógłbym Ci pomóc. Twój ojciec myśli, że jestem Twoim chłopakiem. Mógłbym go udawać, a Ty dzięki temu... -nie zdążyłem skończyć.
-Mogłabym utrzymywać kontakt z Jade... Wiem, ale Harry, nie chcę Cię wykorzystywać, albo żebyś myślał, że chodziło mi tylko o to. -zasmuciła się.
-Nie mógłbym tak pomyśleć. Na dodatek może jeszcze kiedyś załapię się na to pyszne ciasto. -zaśmiałem się, a Perrie radośnie uderzyła mnie w twarzy poduszką. Po chwili doszło do bitwy. W tym momencie smutek odszedł i zastąpiło go dziecięce szczęście.
-Dziękuję. -powiedziała bezgłośnie moja nowa przyjaciółka.
-Dzieciaki, idźcie już spać. -tata blondynki pojawił się w drzwiach. Najwidoczniej byliśmy zmęczeni, bo oboje zasnęliśmy w ubraniach niemal przytuleni. Nie krępowało mnie to, ani nie czułem, że robię coś złego względem Louisa. Jesteśmy tylko przyjaciółmi... Jeśli mogę tak nazwać kogoś, kogo znam od kilku godzin.
***ELEANOR***
Mój humor jest świetny. Dowiedziałam się, że Harry zniknął. Nathalie postanowiła, że pomogą z Niallem go znaleźć. To śmieszne. Biedny dzieciak się zgubił i potrzebuje pomocy. Frajer. Muszę coś wymyślić, żeby Tomlinson chciał powtórzyć, tym razem w całości to do czego między Nami niemal doszło. Jakiś alternatywny plan mam, ale raczej kiepski. Gdybym tylko była w ciąży... To nie jest takie trudne, ale testy DNA wykazałyby mój podstęp. Nie będę grzebać u niego w śmieciach i szukać nasienia... Cholera! Potrzebuję wspólnika. Miałam się mu przyjrzeć... Wcale o tym nie zapomniałam! Po prostu z powodu braku czasu i realizacji moich priorytetów nie zdążyłam się tym zająć. Jeśli się nie mylę, to wiem co teraz ten ktoś robi. Poszłam do łazienki wziąć prysznic, zrobić makijaż oraz ubrać się do wyjścia. Muszę być pewna tej osoby. Nie mogę zaangażować w mój plan kogoś, komu bym nie ufała. Ta osoba musi mieć powód by mi pomagać. Tego właśnie szukam... I znajdę to bo jestem prawie pewna, jeśli jednak nie to uda mi się z tym kimś, będę musiała radzić sobie zupełnie sama.
***DANIELLE***
Minęły już cztery dni od zniknięcia Harry'ego. Louis zgłosił już zaginięcie na policji i nie rusza się z domu, na 'wszelki wypadek'. Bo przecież on może w każdej chwili wrócić. Tommo popadł w lekką depresję i po dwóch dniach poszukiwań postanowił siedzieć w domu i objadać się lodami przed telewizorem, co kilka sekund zerkając na drzwi. Chciałam go przekonać, że jeśli przytyje to Loczkowi się to nie spodoba. Nie obchodziło go to. Twierdzi, że musi mu wszystko wyjaśnić i ma spore poczucie winy. To źle... To znaczy teoretycznie on zawinił, ale to nie moment na oskarżanie kogokolwiek. Zwłaszcza jego. Musiałam załatwić mu dłuższe wolne od pracy. Ciężko było przekonać ordynatora, ale się udało. Jakimś cudem! Też mam dzisiaj wolne i postanowiłam sama przyrządzić pyszną pizzę. Podczas robienia ciasta usłyszałam dzwonek do drzwi. Gdy je otworzyłam nieco się zdziwiłam. Zobaczyłam w nich Harry'ego... Rzuciłam się mu na szyję, a on mnie objął.
-Co się stało? Gzie byłeś przez ten czas? Wszystko dobrze? -powiedziałam spokojnym głosem odrywając się od niego i chwytając za dłonie patrząc w oczy.
-Przyszedłem tylko Ci powiedzieć, że wszystko ze mną dobrze i... -nie pozwoliłam mu dokończyć.
- O nie! Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie porozmawiamy. Wiesz co wszyscy przeżywamy? Jak to przeżywa Louis!? -prawie wykrzyczałam mu to w twarz. Poniosło mnie... Znowu! Oni się kochają i nie powinni stawiać przeszkód na drodze prawdziwej miłości. Pożałowałam tego co zrobiłam, bo po policzkach chłopaka zaczęły spływać łzy.
-Już... Przepraszam. Porozmawiajmy spokojnie. Dobrze? - przytuliłam go i głaskałam go głowie. Zauważyłam, że na palcach mam mąkę. Nie miało to teraz znaczenia.
-Co z Lou? -zapytał już spokojniej.
-Nie za dobrze... Tęskni, martwi się i obwinia siebie za to wszystko. Wiem co myślisz. Poszedł do łóżka z Eleanor...
-Bo to prawda! Zdradził mnie! -zaprowadziłam Loczka na kanapę, aby usiadł, a sama zajęłam miejsce obok niego.
-Myślę, że on powinien Ci to wytłumaczyć osobiście, ale ja to zrobię.
-Dani, tu nie ma co tłumaczyć... Nie jestem ślepy...
-A wiesz co się stało? Że Louis był pijany i z jakiego powodu? Co zrobiła Eleanor? -pokiwał przecząco głową i spojrzał w stronę podłogi. -Może zacznę od początku. Tamtego dnia Louis przeprowadzał trudną operację. Jego pacjent nie przeżył... Pierwszy raz na jego stole operacyjnym zginął człowiek. Lekko się załamał. Poprosiłam, żeby poszedł do domu. Nie zrobił tego. Wyszedł i znalazł się w jakimś klubie. Upił się i zadzwonił po kogoś, żeby go zabrał do domu. Myślał, że rozmawia z Nickiem, a nie z Tobą bo nie chciał Cię martwić... Niestety to była Eleanor. Zabrała go do domu i zaczęła uwodzić. Pod wpływem alkoholu on nad sobą nie zapanował i dalej już wiesz... Po Twoim wyjściu wyrzucił ją z domu i kazał nie wracać. Gdy do niego zadzwoniłeś wtedy, nie było z Nim najlepiej. Powinieneś to wszystko przemyśleć... Najpierw opowiedz mi gdzie byłeś i co się stało.
-Może masz rację, ale nie jestem gotowy, żeby mu wybaczyć. Byłem u przyjaciółki... Nie mam ochoty tego tłumaczyć.
-Nie mówię tu o wybaczaniu. Jeszcze nie... Chodzi mi jedynie o zrozumienie. Musisz wrócić do domu. Louis coś mówił o kuratorze sądowym. Miał zjawić się wcześniej, ale jakoś Was to ominęło. W przyszłym miesiącu złoży Wam wizytę.
-Nie chcę wracać. Nie wiem co miałbym powiedzieć...
-Dobrze. W takim razie zostań u mnie. Na pewien czas.
-Jeśli mam być szczery to przyszedłem tu z nadzieją, że to powiesz...
-Nie ma sprawy. Ale Tommo musi wiedzieć, że u mnie jesteś i nic Ci nie jest. Mogę też zabrać trochę Twoich rzeczy.
-Mogłabyś mi coś obiecać?
-Oczywiście, że tak... Hazz, przecież o tym wiesz.
-Nie chcę widzieć Lou przez jakiś czas. Proszę...
-Spróbuję, ale niczego nie obiecuję. Chodź, zrobimy obiad! -pociągnęłam chłopaka za rękę, na której przypadkiem podwinął się rękaw. Ujrzałam tam świeże blizny. Harry szybko zakrył je ponownie jakby chciał udawać, że nic nie widziałam.
-Hazz... Dlaczego to zrobiłeś?
-Nie mów o tym Louisowi... -popatrzył na mnie proszącym spojrzeniem, któremu nikt nie potrafiły się oprzeć.
-Niech Ci będzie, ale jeszcze o tym porozmawiamy. -pokiwał głową i poszliśmy wspólnie przygotowywać posiłek.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam pomysł na jeszcze jeden rozdział i spróbuję go napisać dziś lub jutro. Sądzę, że dodałam tutaj sporo dialogów. Zwykle jest więcej opisów, ale mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. Kończą mi się ferie, więc znowu dopadnie mnie brak czasu na pisanie. Zastanawiam się nad podziałem opowiadania na dwie serie. Jeszcze nie teraz... Powiedzmy, że za jakiś czas. Dziękuję za komentarze i pytania do postaci. Nawet nie wiecie, jakiego banana mam na twarzy, gdy widzę ile tego jest. Miłego dnia (lub nocy)! :))
Perrie postanowiła zabrać mnie do domu. Nie wiem jaki to ma sens, ale się zgodziłem. Gdy weszliśmy do mieszkania byłem cicho, ale dziewczyna twierdziła, że musi porozmawiać z rodzicami, a jej tata pewnie nie śpi bo ogląda jakiś film. Zaprosiła mnie do swojego pokoju i powiedziała, żebym usiadł na łóżku. Było miękkie, a moje powieki były ciężkie. Stwierdziłem, że położę się na chwilę. Gdy tak leżałem zauważyłem w drzwiach pomieszczenia blondynkę z mężczyzną.
-To Twój chłopak? -powiedział człowiek ze sporym brzuchem.
-Nieeee, skąd! Dobry kolega! -zaprzeczyła.
-Tsaa, jasne! Skoro zostaje na noc to chcę go poznać. Ma zjeść z Nami śniadanie! I zabezpieczcie się, nie chcę dodatkowych problemów...
-Tato! -krzyknęła moja znajoma z dezaprobatą. Gdy sobie poszedł, usiadła na skraju łóżka i patrzyła na mnie.
-Wiem, że nie śpisz... -wyszeptała w moim kierunku.
-Jestem aż tak kiepskim aktorem? -zapytałem.
-Mojego tatę udało Ci się nabrać, więc masz jeszcze szansę na rolę w 'Modzie na sukces'. -zażartowała.
-Takiej roli chyba bym odmówił... -uśmiechnąłem się.
-Chcesz skorzystać z łazienki? Tutaj masz coś na przebranie. Może nie pasować, ale się nie przejmuj. Koszulka jest taty, a spodnie moje. Jesteś szczupły, więc nie powinno być problemu... -podała mi kilka rzeczy.
-Dziękuję... Za wszystko... -odparłem i udałem się w stronę drzwi wskazanych przez Perrie. Zamknąłem je za sobą i postanowiłem opróżnić kieszenie w moich spodniach, które wygrzebałem dziś z szafy. Niespodziewanie znalazłem w nich coś przydatnego. Tym czymś okazała się być żyletka. Obiecałem Louisowi, że nie zrobię sobie krzywdy... Ta obietnica nie ma już znaczenia. Tak samo jak jego uczucie do mnie. Nachyliłem się nad umywalką i zgiąłem nadgarstek napinając na nim skórę. Przejechałem ostrzem po fragmencie ciała, po czym zobaczyłem spływającą krew. Czując ból docisnąłem mocniej metalowy przedmiot. Zrobiłem jeszcze jedno nacięcie, potem kolejne. Czerwony płyn wciąż wyłaniał się z mojej ręki bardzo szybko. Czułem, że tracę siłę. Upadłem na podłogę.. Pomyślałem, że to niezła alternatywa mojego poprzedniego pomysłu i wciąż trzymając w dłoni ostry przedmiot przejechałem po skórze jeszcze kilka razy. Usłyszałem pukanie do drzwi i głos Pezz.
-Harry, wszystko w porządku!? -pytała wciąż pukając. Nie miałem ochoty odpowiedzieć, czułem się zmęczony i senny. Pomyślałem przez chwilę i okazało się, że nie przekręciłem zamka w drzwiach. Blondynka najwidoczniej to zauważyła, bo była już obok mnie.
-O mój boże. Harry! Dlaczego to zrobiłeś? Poczekaj, pójdę po bandaż. Może wystarczy... -szybko wyszła z pomieszczenia i wróciła po chwili z białym materiałem owijając ciasno moją rękę. Chwyciła mnie w pasie i zaprowadziła do łóżka w swoim pokoju.
-Nie masz nic przeciwko, żebym spała obok? Pomyślałam, że skoro ja wolę dziewczyny, a ty chłopców to...
-Nie jasne... - zrobiłem chwilę przerwy w mojej wypowiedzi. -Jesteś moim aniołem. Drugi raz mi pomagasz...
-To nic takiego. Przyniosę Ci herbaty i ciasta, które upiekła wczoraj mama. -nie zdążyłem nic powiedzieć, a dziewczyna wróciła z kubkiem i talerzykiem.
-Nie trzeba było...
-Właśnie, że trzeba... Zrobię dla Ciebie tyle, ile jestem w stanie. -podała mi napój.
-Myślę, że ja również mógłbym Ci pomóc. Twój ojciec myśli, że jestem Twoim chłopakiem. Mógłbym go udawać, a Ty dzięki temu... -nie zdążyłem skończyć.
-Mogłabym utrzymywać kontakt z Jade... Wiem, ale Harry, nie chcę Cię wykorzystywać, albo żebyś myślał, że chodziło mi tylko o to. -zasmuciła się.
-Nie mógłbym tak pomyśleć. Na dodatek może jeszcze kiedyś załapię się na to pyszne ciasto. -zaśmiałem się, a Perrie radośnie uderzyła mnie w twarzy poduszką. Po chwili doszło do bitwy. W tym momencie smutek odszedł i zastąpiło go dziecięce szczęście.
-Dziękuję. -powiedziała bezgłośnie moja nowa przyjaciółka.
-Dzieciaki, idźcie już spać. -tata blondynki pojawił się w drzwiach. Najwidoczniej byliśmy zmęczeni, bo oboje zasnęliśmy w ubraniach niemal przytuleni. Nie krępowało mnie to, ani nie czułem, że robię coś złego względem Louisa. Jesteśmy tylko przyjaciółmi... Jeśli mogę tak nazwać kogoś, kogo znam od kilku godzin.
***ELEANOR***
Mój humor jest świetny. Dowiedziałam się, że Harry zniknął. Nathalie postanowiła, że pomogą z Niallem go znaleźć. To śmieszne. Biedny dzieciak się zgubił i potrzebuje pomocy. Frajer. Muszę coś wymyślić, żeby Tomlinson chciał powtórzyć, tym razem w całości to do czego między Nami niemal doszło. Jakiś alternatywny plan mam, ale raczej kiepski. Gdybym tylko była w ciąży... To nie jest takie trudne, ale testy DNA wykazałyby mój podstęp. Nie będę grzebać u niego w śmieciach i szukać nasienia... Cholera! Potrzebuję wspólnika. Miałam się mu przyjrzeć... Wcale o tym nie zapomniałam! Po prostu z powodu braku czasu i realizacji moich priorytetów nie zdążyłam się tym zająć. Jeśli się nie mylę, to wiem co teraz ten ktoś robi. Poszłam do łazienki wziąć prysznic, zrobić makijaż oraz ubrać się do wyjścia. Muszę być pewna tej osoby. Nie mogę zaangażować w mój plan kogoś, komu bym nie ufała. Ta osoba musi mieć powód by mi pomagać. Tego właśnie szukam... I znajdę to bo jestem prawie pewna, jeśli jednak nie to uda mi się z tym kimś, będę musiała radzić sobie zupełnie sama.
***DANIELLE***
Minęły już cztery dni od zniknięcia Harry'ego. Louis zgłosił już zaginięcie na policji i nie rusza się z domu, na 'wszelki wypadek'. Bo przecież on może w każdej chwili wrócić. Tommo popadł w lekką depresję i po dwóch dniach poszukiwań postanowił siedzieć w domu i objadać się lodami przed telewizorem, co kilka sekund zerkając na drzwi. Chciałam go przekonać, że jeśli przytyje to Loczkowi się to nie spodoba. Nie obchodziło go to. Twierdzi, że musi mu wszystko wyjaśnić i ma spore poczucie winy. To źle... To znaczy teoretycznie on zawinił, ale to nie moment na oskarżanie kogokolwiek. Zwłaszcza jego. Musiałam załatwić mu dłuższe wolne od pracy. Ciężko było przekonać ordynatora, ale się udało. Jakimś cudem! Też mam dzisiaj wolne i postanowiłam sama przyrządzić pyszną pizzę. Podczas robienia ciasta usłyszałam dzwonek do drzwi. Gdy je otworzyłam nieco się zdziwiłam. Zobaczyłam w nich Harry'ego... Rzuciłam się mu na szyję, a on mnie objął.
-Co się stało? Gzie byłeś przez ten czas? Wszystko dobrze? -powiedziałam spokojnym głosem odrywając się od niego i chwytając za dłonie patrząc w oczy.
-Przyszedłem tylko Ci powiedzieć, że wszystko ze mną dobrze i... -nie pozwoliłam mu dokończyć.
- O nie! Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie porozmawiamy. Wiesz co wszyscy przeżywamy? Jak to przeżywa Louis!? -prawie wykrzyczałam mu to w twarz. Poniosło mnie... Znowu! Oni się kochają i nie powinni stawiać przeszkód na drodze prawdziwej miłości. Pożałowałam tego co zrobiłam, bo po policzkach chłopaka zaczęły spływać łzy.
-Już... Przepraszam. Porozmawiajmy spokojnie. Dobrze? - przytuliłam go i głaskałam go głowie. Zauważyłam, że na palcach mam mąkę. Nie miało to teraz znaczenia.
-Co z Lou? -zapytał już spokojniej.
-Nie za dobrze... Tęskni, martwi się i obwinia siebie za to wszystko. Wiem co myślisz. Poszedł do łóżka z Eleanor...
-Bo to prawda! Zdradził mnie! -zaprowadziłam Loczka na kanapę, aby usiadł, a sama zajęłam miejsce obok niego.
-Myślę, że on powinien Ci to wytłumaczyć osobiście, ale ja to zrobię.
-Dani, tu nie ma co tłumaczyć... Nie jestem ślepy...
-A wiesz co się stało? Że Louis był pijany i z jakiego powodu? Co zrobiła Eleanor? -pokiwał przecząco głową i spojrzał w stronę podłogi. -Może zacznę od początku. Tamtego dnia Louis przeprowadzał trudną operację. Jego pacjent nie przeżył... Pierwszy raz na jego stole operacyjnym zginął człowiek. Lekko się załamał. Poprosiłam, żeby poszedł do domu. Nie zrobił tego. Wyszedł i znalazł się w jakimś klubie. Upił się i zadzwonił po kogoś, żeby go zabrał do domu. Myślał, że rozmawia z Nickiem, a nie z Tobą bo nie chciał Cię martwić... Niestety to była Eleanor. Zabrała go do domu i zaczęła uwodzić. Pod wpływem alkoholu on nad sobą nie zapanował i dalej już wiesz... Po Twoim wyjściu wyrzucił ją z domu i kazał nie wracać. Gdy do niego zadzwoniłeś wtedy, nie było z Nim najlepiej. Powinieneś to wszystko przemyśleć... Najpierw opowiedz mi gdzie byłeś i co się stało.
-Może masz rację, ale nie jestem gotowy, żeby mu wybaczyć. Byłem u przyjaciółki... Nie mam ochoty tego tłumaczyć.
-Nie mówię tu o wybaczaniu. Jeszcze nie... Chodzi mi jedynie o zrozumienie. Musisz wrócić do domu. Louis coś mówił o kuratorze sądowym. Miał zjawić się wcześniej, ale jakoś Was to ominęło. W przyszłym miesiącu złoży Wam wizytę.
-Nie chcę wracać. Nie wiem co miałbym powiedzieć...
-Dobrze. W takim razie zostań u mnie. Na pewien czas.
-Jeśli mam być szczery to przyszedłem tu z nadzieją, że to powiesz...
-Nie ma sprawy. Ale Tommo musi wiedzieć, że u mnie jesteś i nic Ci nie jest. Mogę też zabrać trochę Twoich rzeczy.
-Mogłabyś mi coś obiecać?
-Oczywiście, że tak... Hazz, przecież o tym wiesz.
-Nie chcę widzieć Lou przez jakiś czas. Proszę...
-Spróbuję, ale niczego nie obiecuję. Chodź, zrobimy obiad! -pociągnęłam chłopaka za rękę, na której przypadkiem podwinął się rękaw. Ujrzałam tam świeże blizny. Harry szybko zakrył je ponownie jakby chciał udawać, że nic nie widziałam.
-Hazz... Dlaczego to zrobiłeś?
-Nie mów o tym Louisowi... -popatrzył na mnie proszącym spojrzeniem, któremu nikt nie potrafiły się oprzeć.
-Niech Ci będzie, ale jeszcze o tym porozmawiamy. -pokiwał głową i poszliśmy wspólnie przygotowywać posiłek.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam pomysł na jeszcze jeden rozdział i spróbuję go napisać dziś lub jutro. Sądzę, że dodałam tutaj sporo dialogów. Zwykle jest więcej opisów, ale mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. Kończą mi się ferie, więc znowu dopadnie mnie brak czasu na pisanie. Zastanawiam się nad podziałem opowiadania na dwie serie. Jeszcze nie teraz... Powiedzmy, że za jakiś czas. Dziękuję za komentarze i pytania do postaci. Nawet nie wiecie, jakiego banana mam na twarzy, gdy widzę ile tego jest. Miłego dnia (lub nocy)! :))
25 stycznia, 2013
Rozdział 32
***PERRIE***
Kontynuowałam mój nocny spacer z moim nowym znajomym, Harry'm. Jak na razie między Nami była cisza, ale postanowiłam ją przerwać.
-Myślę, że skoro już nie jesteśmy na tym moście moglibyśmy porozmawiać. Nie nalegam, ale jeśli chcesz opowiedz mi co takiego niemal skłoniło Cię do tego skoku... To co Ci wtedy mówiłam było prawdą, jeśli Cię to obchodzi, mogę opowiedzieć pierwsza.
-Dobrze, chętnie posłucham... -powiedział jedynie te trzy słowa.
-W takim razie może zacznę od początku. Powiem Ci teraz coś po czy możesz uciec, zacząć mnie obrażać lub cokolwiek innego co Ci wpadnie do głowy. Jejku, za dużo gadam... Czasem tak mam, że gdy się denerwuję i nie tylko wtedy używam wielu słów. -chłopak się do mnie uśmiechnął. Jeden plus dzisiaj. Okazałam się zabawna. -Przejdę do rzeczy. Zwykle tego nie mówię ludziom poznanym przypadkowo na moście w nieznanym mieście, ale zawsze musi być ten pierwszy raz... Przeciągam. Prawda? No więc... Jestem homoseksualna! -powiedziałam na jednym wdechu i patrzyłam na reakcję Loczka, bo tak go nazwałam w myślach.
-Myślałaś, że ucieknę bo się Ciebie wystraszę? Też zdradzę Ci sekret. Również jestem homoseksualny. -zaśmiał się patrząc na mnie, a ja zdziwiłam się z dwóch powodów. Po pierwsze jak to możliwe, że tak szybko powiedział mi coś takiego, a po drugie, jaki to musi być zbieg okoliczności, żeby spotkać kogoś takiego jak ty? Z tego co wiem homoseksualistów nie jest wielu wśród społeczeństwa... Albo się ukrywają.
-Więc mam rozumieć, że Ci to nie przeszkadza. -pokiwał przecząco głową znów patrząc na chodnik, którym szliśmy. -Gdy mieszkałam w South Shields, bo stamtąd właśnie pochodzę nikt mnie nie rozumiał i ludzie wytykali mnie palcami. Nikt nie tolerował kogoś takiego jak ja. Do czasu. Pewnego dnia spotkałam ją, Jade. Zakochałam się w niej, a ona we mnie. Byłyśmy parą prawie pół roku. Mój tata postanowił poszukać nowej, lepszej pracy. Znalazł ją tutaj, w Londynie. Kiedy powiedziałam im, że nie chcę jechać żądali powodu. Wyskoczyłam informacją o swojej orientacji. Wiesz jaka była ich pierwsza reakcja? Ojciec uderzył mnie w twarz i domyślił się, że między mną, a Jade coś było. Zabrał mi telefon i zadbał by w naszym nowym mieszkaniu nie było dostępu do internetu. Nie mam już kontaktu z nią. Jedynie poprzez listy, lub niekiedy w kafejce internetowej. Rodzice mnie pilnują, więc nie mogę wychodzić z domu na długo sama. Teraz myślą, że śpię... Tak wygląda moje historia... Mogę teraz liczyć na Twoją? Po raz kolejny powiem, że nie nalegam. -ulżyło mi, gdy komuś to powiedziałam.
-Skoro ty to wszystko powiedziałaś, to czemu ja nie? Też spróbuję zacząć od początku. Wszystko zaczęło się w październiku, kiedy ktoś podrzucił mi do szkolnej szafki narkotyki. Mama jechała w moją siostrą na badania kontrolne na początku ciąży, ale została wezwana przez dyrektora. Nie uwierzyła, że były nie moje. W drodze mieliśmy wypadek, tylko ja przeżyłem. Lekarz, który uratował mi życie, postanowił mnie adoptować. Na początku się nie dogadywaliśmy najlepiej, ale potem zrozumiałem, że go kocham. On twierdził, że mnie też. Byliśmy parą przez jakiś czas. Kilka dni temu wróciliśmy z wyjazdu w Alpy. Ja miałem jeszcze kilka dni wolnego, a Lou musiał iść do pracy. Gdy nie wracał o porze o której powinien martwiłem się. Nie odbierał telefonu. Zasnąłem. Obudził mnie dziwny huk. Poszedłem do jego pokoju i zastałem go w łóżku z moją znajomą ze szkoły. Jak on mógł to zrobić? Zauważyłem, że był pijany, ale to go nie tłumaczy... -od początku tej historii szlochał. Teraz mogę przyznać, że jego życie jest na prawdę bardzo trudne. Nie wiedząc co zrobić przytuliłam go, a on rozpłakał się jeszcze bardziej.
-Heeej, nie płacz już. Będzie dobrze! Nie wiem jeszcze jak, ale będzie. Słowo Pezz! -uśmiechnęłam się, ale tym razem tego nie odwzajemnił.
-Pezz? -powtórzył moje przezwisko.
-Tak nazywali mnie ludzie z mojej miejscowości. Zwykle przyjaciele i Ona.
-Mnie nazywają czasem Hazz. -powiedział, a ja w jego oku zauważyłam lekki błysk.
-Po tym wszystkim nie chcę stracić z Tobą kontaktu, bo zauważyłeś jak mi o to trudno, więc zaproszę Cię do mnie do domu. Co najmniej na herbatę. Nie miałabym nic przeciwko, gdybyś został na dłużej. Nie myśl, że zabieram do domu wszystkich spotkanych ludzi! Po prostu czuję, że jesteś dobrym człowiekiem, a tacy potrzebują czasem pomocy w trudnych chwilach.
-Twoi rodzice nie mieliby nic przeciwko?
-Jesteś chłopakiem, więc nie. Może nawet się ucieszą! Zmarzłeś! Co powiesz na herbatę malinową i ciepły kocyk? -zaśmiałam się i objęłam chłopaka. Poszliśmy w stronę mojego nowego domu.
***DANIELLE***
Nie ufam Zaynowi, ale skoro Nick twierdzi, że może Nam jakoś pomóc... Już niemal świt, a Harry'ego wciąż nie znaleźliśmy. Mam nadzieję, że jeszcze gdzieś tu jest. Załatwiłam wczoraj Tomlinsonowi dzień wolny, sama też nie mam dziś dyżuru. Pozwoliłam Nickowi i Zaynowi szukać dalej, a ja zajmę się zakacowanym Louisem. Drzwi do jego domu były otwarte. Postanowiłam zrobić mu kawę. Na razie obudzę go i wydaje mi się, że po tym wszystkim potrzebuje rozmowy. Na górę dotarłam szybko. Nie było go w jego pokoju, więc pomyślałam, że może być u Hazzy. Nie pomyliłam się. Leżał na łóżku nastolatka przytulając jego bluzę... To słodkie na swój sposób.
-Louis...! Louis! Wstawaj! -mówiłam cicho, próbując delikatnie wyrwać go ze snu.
-Hazz, proszę, jeszcze chwilkę... Zjemy coś później... Obiecuję Ci dużo naleśników z czekoladą, daj mi tylko spać... -wymruczał wciąż nie otwierając oczu.
-To ja, Danielle! -krzyknęłam, na co zareagował zeskoczeniem z łóżka, a następnie jękiem i chwyceniem się za głowę.
-Ałł, ale boli. Co się wczoraj stało? Gdzie Hazz? Hazz? -zapytał, po czym zawołał swojego chłopaka, czy może już byłego chłopaka...
-Spokojnie, chodź na dół to wszystko Ci wyjaśnię. Wypijesz kawę, pomoże Ci. -szliśmy schodami, a ja zastanawiałam się jak mam mu to wytłumaczyć.
-Mów o co chodzi! Zaczynam się martwić... -wyszeptał trzymając ręce na skroniach i zamykając oczy.
-Bo widzisz. Możesz nie pamiętać, ale wczoraj zginął Twój pacjent. Poszedłeś do klubu i się upiłeś.
-Tylko tyle? -zapytał ze zdziwieniem.
-Problem jest tu, że właśnie nie tylko to. Zadzwoniłeś po Eleanor, która odebrała Cię stamtąd i pomogła dotrzeć do domu. Potem Harry zastał Cię z nią w łóżku i wybiegł z domu. Zadzwoniłeś do Nicka, a on do mnie. Wciąż razem z Zayem go szukają...
-Co? Jak to możliwe? Ja i Eleanor? Nie... To nie prawda... Harry, on nie mógł... Ja... Ja go zraniłem. Obiecałem, że nigdy tego nie zrobię... Jestem idiotą!
-Tak Tomlisnon, jesteś idiotą. Zgadzam się. Najgorsze jest to, że Nick martwi się o Hazzę bo ma powód. Twierdzi, że mógł się zabić... Dzwonił do Ciebie w nocy i powiedział Ci, że Cię kocha i przeprosił. Potem jego telefon jakby... skądś spadł. Tak mówiłeś wczoraj. Nic nie pamiętasz?
-Co? Czekaj, coś sobie przypominam... Byłem w jakimś tłumie, potem Eleanor... Pamiętam! -wykrzyczał prosto w moją twarz wypluwając na mnie kawę.
-Nie zachowuj się jak małe dziecko! Sprawa jest poważna! Gdybyś wrócił wczoraj do domu tak jak Ci mówiłam nie musielibyśmy dzwonić po kostnicach i pytać czy nie ma tam Twojego chłopaka! -poniosło mnie, bo mężczyzna wpadł w histerię biegając w kółko po domu z płaczem, jednocześnie przeklinając i krzycząc. Chyba Nick będzie miał z nim dużo pracy.
-Louis! Do cholery weź się w garść! Wypij tą kawę i pomóżmy reszcie szukać Hazzy. Dziś dołączy się Niall i Nathalie. Będziemy to robić parami, tak na wszelki wypadek. Po wszystkim podziękuj Grimmy'emu, bo na prawdę się stara jak tylko może. Najlepiej się przebierz, nie wydaje mi się, żeby ubranie śmierdzące alkoholem i perfumami tej dziwki w czymkolwiek Ci pomogło. Masz dziesięć minut! Ja spróbuję wyczyścić bluzkę z kawy, którą na mnie wyplułeś...
***ZAYN***
Nie mam pojęcia o co pokłócili się Harry z Louisem, ale mam wrażenie, że Nick nie mówi mi prawdy. Mam nadzieję, że uda Nam się znaleźć Loczka. Nie mam pojęcia gdzie może być. Niall zgodził się Nam pomóc razem z Nathalie. Dziewczyna powiedziała, że spróbuję przekonać siostrę do poszukiwań. Wątpię, by się zgodziła... Eleanor nie jest zbyt miła, zwłaszcza dla Hazzy. Jeśli tylko go znajdziemy, zaproponuję, żeby został u mnie. Skoro pokłócił się z Tomlinsonem ja się Nim zaopiekuję...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdzieś mogą być błędy, bo nie miałam czasu porządnie przeczytać całości. Trochę trwało dodanie tego rozdziału w porównaniu z poprzednimi. Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe opinię. To na prawdę mi dodaje motywacji. Nie przedłużam... Nie wiem kiedy nowy rozdział, jeszcze go nie napisałam. Możedo końca tego tygodnia, albo jeśli się uda to wcześniej. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni tym rozdziałem, bo nie dzieje się w Nim nic nadzwyczajnie ciekawego...
17 stycznia, 2013
Rozdział 31
***LOUIS***
Dotarło do mnie co zrobiłem. Wylądowałem w łóżku z tą ździrą Eleanor. Harry mnie z nią przyłapał... Jest źle! Zacząłem szukać mojego telefonu wciąż nie wstając z ziemi z powodu ograniczonej równowagi. Znalazłem go w kieszeni spodni i zadzwoniłem. Tym razem na pewno do Nicka.
-Nick, proszę Cię... Przyjedź. Błagam! -zacząłem panicznie krzyczeć do słuchawki.
-Ok, będę za dziesięć minut. Co się stało?
-Dlaczego tak długo!? Harry, on...
-O co chodzi?
-To nie rozmowa na telefon. Pospiesz się... Proszę... -nie miałem ochoty mu tego wyjaśniać, wiem, że zrobi mi niezłą awanturę. W tym momencie nie przejmuję się tym, tylko martwię o Hazzę... Po jakimś czasie usłyszałem otwierające się na dole drzwi.
-Louis? Louis!? -słyszałem mojego przyjaciela.
-Nick! Jestem na górze! -sam również krzyknąłem.
-Lou? Co się stało? Dlaczego płaczesz, jesteś w samej bieliźnie i się trzęsiesz? Gdzie jest Harry? -zaczął zadawać pytania, na które wiedziałem, że muszę szybko odpowiedzieć.
-Nick, ja nie chciałem... Upiłem się w barze i zadzwoniłem po kogokolwiek żeby mnie odebrał. Tym kimś okazała się Eleanor. Wylądowaliśmy w łóżku i Hazz Nas widział. Wybiegł, a ja nie mam pojęcia gdzie jest i się martwię. -ledwo skleiłem zdanie, a już dostałem w głowę od Grimmy'ego.
-Tomlinson, jesteś idiotą! Wiesz, że Harry jest wrażliwy i na dodatek wiele przeżył. Wiesz, że jesteś jedyną ważną osobą w jego życiu!? Znam Cię nie od dziś i musiałeś mieć jakiś powód, żeby się tak schlać, ale nie czas, żeby o tym rozmawiać. Zrobimy tak: ty położysz się spać, ale najpierw daj mi jakiś notes z namiarami na znajomych Hazzy i miejsca w których może być. Ok?
-Ja muszę go znaleźć i wyjaśnić...
-Potem będzie na to czas. -powiedział poważnym głosem patrząc na mnie prosząco.
-Notes jest w tej szafce. -pokazałem placem na jedno z miejsc w mojej sypialni. -Wszystkie numery wpisane pod literą 'H' mają coś wspólnego z Nim. -kontynuowałem.
-Dzięki, ja już idę. Znajdę go! Obiecuję. -pomachał mi ręką i uśmiechnął się pocieszająco, a ja mogłem jedynie siedzieć bezczynnie i czekać. Widziałem jak grzebał w kieszeni szukając telefonu. Oby mu się udało...
***PERRIE***
Spacerowałam po moim nowym miejscu zamieszkania oglądając i starając się zapamiętać wszystkie szczegóły. Można pomyśleć, że jestem dziwna, ale lubię spacery po północy. Uspokajają mnie. Centrum Londynu jest piękne o tej porze. Weszłam na Tower Bridge po raz pierwszy w życiu i na mojej twarzy poczułam chłodny wiatr. Schowałam twarz w szaliku i zaczęłam patrzeć pod nogi. Po chwili w połowie mostu dostrzegłam postać z burzą loków na głowie. Nie zainteresowałabym się tym kimś, gdyby nie to, że stał po drugiej stronie barierki trzymając się jej lekko i najwyraźniej miał zamiar skoczyć. Podeszłam po cichu bliżej.
-Odejdź, proszę... -usłyszałam głos chłopaka. Był zachrypnięty od płaczu, tak przynajmniej mi się wydawało.
-Nie rób tego. -tylko tyle byłam w stanie powiedzieć w tym momencie. Nie byłam dobrą negocjatorką...
-Odejdź i zapomnij, że mnie tu widziałaś. Tak będzie łatwiej... -w tym momencie zorientowałam się, że on nie żartował i na prawdę ma zamiar skoczyć. Spojrzał na mnie lekko, a ja w delikatnym świetle zauważyłam łzę spływającą po jego policzku.
-Jestem Perrie. -podałam rękę w jego stronę, ale nie odezwał się. Po chwili stwierdziłam, że jestem głupia, bo gdyby mi oddał swoją dłoń najzwyczajniej w świecie by spadł.
-Nie przedstawisz się? -zapytałam, starając się by mój głos brzmiał miło.
-Po co Ci moje imię, skoro masz świadomość, że za chwilę mnie tu nie będzie? -powiedział ponownie.
-Bo gdzieś głęboko w sercu mam nadzieję, że ten chłopak, którego spotkałam nocą na moście postanowi się uratować. -powiedziałam ryzykownie. Po tym zdaniu ugryzłam się w język.
-Zostaw mnie, chcę być sam...
-Wysłuchaj mnie proszę. Potem możesz zrobić co ze chcesz, a ja Cię nie będę powstrzymywać i sobie pójdę. -on pokiwał jedynie głową, pokazując, że się zgadza.
-Też myślałam o tym kilka razy. Myślałam, że to rozwiąże moje problemy, że wszystkim będzie łatwiej gdy odejdę. Ale czy na pewno wszystkim? Pomyśl sobie, że na pewno jest ktoś, komu twoje odejście sprawi ból. Na pewno istnieje coś, dla czego możesz zostać tu ze mną. Jeśli nawet tego nie ma, to ja mogę być tym powodem... Więc proszę. Nie rób tego. Prosi Cię o to nieznajoma dziewczyna spotkana przypadkiem na moście, która nie zna nawet twojego imienia, ale twój los ją obchodzi, bo sama została na tyle skrzywdzona by móc do Ciebie dołączyć w każdej chwili. -między Nami nastała cisza. Oczekiwałam, że cokolwiek powie, że każe mi już odejść, lub po prostu skoczy.
-Powiedziałaś, że mam Cię wysłuchać... Potem miałaś dać mi spokój. Proszę, odejdź... -byłam zaskoczona, że po mojej przemowie nie zmienił zdania. Na prawdę powinnam go zostawić. W końcu mu to obiecałam.
-Skoro tego właśnie chcesz... Mogę chociaż dowiedzieć się jak masz na imię? -zapytałam.
-Harry. Odejdź już... -posłuchałam go i spojrzałam na Niego po raz ostatni. Wykonałam kilka kroków w przód. Jeszcze kilka, potem kolejne. Zdałam sobie sprawę, że źle zrobiłam. 'Musisz wrócić!' -krzyczał głos w mojej głowie. Tak zrobiłam. Miałam tylko nadzieję, że chłopak wciąż tam będzie. Szłam po cichu, żeby go nie wystraszyć. Gdy stałam już prawie za Nim ponownie usłyszałam jego płacz i pociągnięcie nosem. Wyciągnął z kieszeni telefon i położył go na barierce. Wybrał jakiś numer po czym usłyszałam sygnał oczekiwania. Był włączony tryb głośnomówiący. Chłopak wziął głęboki oddech.
-Halo? -powiedział zaspany głos w słuchawce.
-Przepraszam Lou, pamiętaj, że Cię kocham.- Powiedział Loczek, po czym wykonał krok w przód. W ostatniej chwili zdążyłam go objąć w pasie.
-Harry! Harry!? To ty? Gdzie jesteś!? Nie rób nic głupiego! Proszę! -telefon ponownie się odezwał, po czym spadł w dół. Nastolatek był cholernie ciężki... Wiedziałam, że nie mogę go puścić. Podziękowałam teraz tacie za zapisanie mnie na kurs samoobrony i zajęcia na siłownię. Nie wiem po co w ogóle mi to było, ale twierdził, że jego córka musi umieć się sama obronić. Harry zaczął się szarpać i krzyczeć, a ja czułam, że mi się wyślizguje. Postanowiłam podjąć decyzję. Najmocniej jak tylko mogłam pociągnęłam go na drugą stronę barierki. Byłam zdziwiona, gdy okazało się, że dałam radę, a oboje leżeliśmy na chodniku. Zaśmiałam się i krzyknęłam 'wow, udało się'. Moja euforia szybko minęła, gdy mój wzrok napotkał spojrzenie Loczka. Był wściekły.
-Dlaczego to zrobiłaś!? Miałaś mnie nie powstrzymywać! Tylko o to prosiłem! -przybliżył nogi do klatki piersiowej i zaczął płakać chowając w nich twarz. -To miało się skończyć... Dlaczego? -objęłam go, a na mój dotyk po jego ciele przeszedł dreszcz. Nie mogę pozwolić, by stało mu się coś złego.
-Harry. Nie wiem co się stało, ale wszystko się ułoży. Chodź teraz ze mną. Zabiorę Cię do domu, jeśli chcesz możesz zostać jak długo będziesz chciał.
-Pozwól mi zrobić to co zacząłem...
-Nie mogę. Chodź, przejdziemy się i porozmawiamy. Mam nadzieję, że uda mi się Ci pomóc. -pociągnęłam go za rękę, a chłopak nie protestował. Był słaby... Widocznie zmęczył go płacz. Wciąż narzekał i stwierdził, że nie chce mi sprawiać kłopotu. Stanowczo zaprzeczyłam. Najpierw udaliśmy się na krótki spacer. Najwidoczniej oboje potrzebujemy kogoś, kto wysłucha naszej historii...
***NICK***
Martwię się o Harry'ego. Boję się, że postanowi coś sobie zrobić. Jest moim pacjentem, a Louis nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby jemu coś się stało. Znam psychikę ich oboje bardzo dobrze i nie wiem z którym z nich może być gorzej... Usiadłem za kierownicą mojego samochodu i odjechałem na następną ulicę, żeby Louis nie myślał, że nic nie robię. Mimo późnej pory zadzwoniłem do Danielle, Zayna, Nialla i Nathalie. Żadne z nich nie widziało Hazzy. Pielęgniarka i Malik zapytali gdzie jestem i czy mogą się do mnie dołączyć. Zgodziłem się i podałem im adres. Nie miałem zamiaru tu czekać długo. Każda minuta może wiele oznaczać. Powinienem się zastanowić, czy jeśli moje podejrzenia są prawdziwe to gdzie chłopak chciałby się zabić... Jak przede wszystkim? Tego nie znoszę w pracy psychologa. Jest tyle sposobów i miejsc na zabicie się, a ja mam wybrać jedno. W takiej chwili powinienem brać pod uwagę nawet ulubione kolory i zwierzęta, wspomnienia lub nawet sklep który często odwiedza... Moje pomysły to cmentarz, park, lub most. Czwarty pomysł, ale mało realny to jego dom rodzinny. Pewnie wiedziałby, że tam ktoś może go szukać. Jeśli w ogóle tak myśli... Zauważyłem rozglądającego się po ulicy szatyna i zatrąbiłem, na co on podszedł do szyby.
-Ty jesteś Zayn? -zapytałem. Pokiwał twierdząco głową. -Wsiadaj! -skończyłem. Po chwili drzwi pasażera się otworzyły, a chłopak usiadł pocierając zmarznięte ręce.
-O co panu chodziło z Harry'm? Martwię się... -powiedział patrząc na mnie.
-Mój mi Nick. -podałem mu rękę. -Powiedzmy, że... pokłócił się z Louisem i zniknął. Wiesz gdzie może być? -zapytałem z nadzieją w głosie.
-Niestety nie, a dlaczego zależy Ci tak na czasie? Gdzie jest Louis, skoro to oni się pokłócili, czemu on go nie szuka? O co poszło? -zadał kilka pytań.
-Bo Harry może zrobić coś głupiego. Louis jest ledwo żywy bo wlał w siebie hektolitry alkoholu. Myślę, że tyle wystarczy. Nie mówił o co się pokłócili. -skłamałem.
-Na co czekamy? Musimy go znaleźć! I to już! -zaczął krzyczeć nastolatek.
-Uspokój się, czekamy na jeszcze kogoś. Ooo! Już jest. -wysiadłem i otworzyłem dziewczynie drzwi do samochodu.
-Zayn, to jest Danielle. Danielle, to Zayn. -przedstawiłem ich, a mulatka patrzyła na chłopaka podejrzliwie.
-Ten Zayn? -zapytała robiąc minę, jakby oczy miały jej wypaść z zaskoczenia.
-Tak Dani, ten Zayn. -odpowiedziałem dziewczynie.
-Co się stało? -nie zwracała już uwagi na szatyna. Spojrzałem na niego dając mu znać, żeby zostawił Nas na chwilę samych.
-Louis powiedział mi, że po pracy poszedł do jakiegoś klubu i się upił, potem zadzwonił po kogokolwiek, żeby go odebrał. Trafiło na Eleanor. Harry zastał go z nią w łóżku i wybiegł.
-O matko! Gdzie jest Hazz? -zapytała zasłaniając usta dłonią.
-Właśnie nie wiem. Musimy go znaleźć bo się boję, że zrobi coś głupiego... -odparłem.
-A on w czym Nam pomoże? -pokazała palcem na mulata spacerującego niedaleko samochodu.
-Nie mam pojęcia, ale może coś wiedzieć. W końcu od jakiegoś czasu przyjaźni się z Loczkiem... -usłyszałem dzwoniący telefon. Odebrałem połączenie.
-Nick!? Harry do mnie dzwonił! -usłyszałem mojego przyjaciela.
-Jak to? Co mówił? Gdzie jest? -zapytałem starając się być spokojnym.
-On przeprosił, potem powiedział, że mnie kocha! Usłyszałem dźwięk, jakby telefon wpadł do wody. Nick, on jest nad wodą! Powiedz, że nic mu nie jest...! Proszę... -szlochał do słuchawki.
-Spokojnie. Mam pewien pomysł. Spróbuj iść spać...
________________________________________________________________________________
NOWA POSTAĆ!
Nick Grimshaw (28 lat)
Psycholog, przyjaciel Louisa poznany na studiach. Zadeklarowany homoseksualista. Ma poczucie humoru i zrobi wszystko, żeby jego najbliższym nie stała się krzywda.
Perrie Edwards (17 lat)
Zwykła dziewczyna pochodząca z małej miejscowości, gdzie jej życie nie było łatwe. Przeprowadziła się z rodzicami do Londynu gdy jej tata znalazł lepszą pracę.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
16 stycznia, 2013
Rozdział 30
***LOUIS***
Pierwszy dzień w pracy po urlopie i od razu zapowiada się ciężko. Koniec z moją łatwą i nieryzykowną pracą. Od dziś ponownie będę się zajmował pacjentami w stanie krytycznym przywiezionymi przez karetki po wypadkach. Może spotkam kogoś takiego jak Harry? To miał być żart na rozluźnienie atmosfery, ale nawet w mojej głowie to nie brzmiało dobrze. Właśnie przygotowuję się do operacji jakiejś kobiety, na razie wiem tylko tyle, że ma na imię Emily i wypadła przez okno podczas sprzątania. Tak twierdzą świadkowie. Ma uraz kręgosłupa. Jeśli dobrze wykonam moją pracę powinna nie mieć problemów z jakimikolwiek ruchami. Założyłem maseczkę i wszedłem na salę. Pacjentka już leżała na stole, a asystenci stali wokół niej. Na boku byli stażyści, który od pewnego czasu towarzyszą przy 'ciekawych' zabiegach. Wziąłem w rękę skalpel i wykonałem pierwsze nacięcie. Asystujący mi lekarze i pielęgniarki, w tym Danielle szybko zajęli się krwią pacjentki i zapisywaniem danych w karcie zabiegu. Po ponad dwóch godzinach ciężkiej pracy mogłem odetchnąć z ulgą. Zabieg się udał. Przyjaciółka mi pogratulowała i zaprosiła na kawę w ramach przerwy. Nie zdążyłem nawet jej dopić, bo zostałem ponownie wezwany na blok operacyjny. Tym razem zdołałem się dowiedzieć, że moim pacjentem jest mężczyzna w wieku około czterdziestu lat. Miał wypadek samochodowy i jego stan jest dużo gorszy niż Emily. Ma na imię Charles, jego czaszka jest pęknięta, a mózg prawdopodobnie uszkodzony. Gdy myłem ręce pomyślałem o Harry'm i na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Szybko wymazałem jego widok z przed oczu z potrzebą skupienia się. Wchodząc na blok nie mogłem się już ociągać, jedna z pielęgniarek zaczęła mówić mi co dokładnie się wydarzyło, a ja słuchałem uważnie. Głowa mężczyzny była unieruchomiona i wygolona, abym mógł przeprowadzić jedną z najtrudniejszych operacji w moim życiu. Wziąłem do ręki potrzebną rzecz, czyli małą piłkę mechaniczną służącą do przecinania czaszki i zawahałem się przez chwilę. Próbowałem sobie dokładnie przypomnieć, kiedy to ja byłem praktykantem i oglądałem dokładnie taki zabieg. Kiedy uczyłem się na studiach z książki jak to zrobić. Gdy już byłem pewien wcisnąłem przycisk na urządzeniu, po czym oprócz szybkiego pikania aparatury można było usłyszeć również dźwięk kręcącego się ostrza. Przejechałem nim w odpowiednim miejscu i krew zaczęła wypływać. To zły znak, bo jej tu nie powinno być zbyt wiele. W mojej prawej ręce znalazły się szczypce, którymi nie zdążyłem nic zrobić, bo maszyna monitorująca pracę serca zanotowała spadek i zaczęła wydawać donośny dźwięk. Spojrzałem szybko na jednego z moich asystentów i pokiwał głową. Zajął moje miejsce, a ja przysunąłem bliżej wózek z urządzeniem defibrylującym. Jedna z pielęgniarek krzyknęła 'clear', po czym przyłożyłem elektrody do ciała Charlesa, a ono podskoczyło. Na monitorze nie było widać poprawy. Powtórzyłem czynność kilka razy, a w międzyczasie pacjent dostał dawkę tlenu. Jego serce wciąż zwalniało, a ja wciąż zwiększałem dawkę prądu w elektrodach. Gdy doszedłem do maksymalnej ilości i użyłem jej na mężczyźnie wciąż nie było reakcji. Stałem nad nim ze świadomością, że nie dałem rady go uratować. Jedna z pielęgniarek zanotowała czas zgonu i położyła rękę na moim ramieniu, mówiąc, że jej przykro i powinienem poinformować rodzinę czekającą na korytarzu. Wszystko działo się tak szybko... Wciąż byłem w szoku, ale wyszedłem z sali i od razu rzuciła się na mnie kobieta z mnóstwem pytań. Była z nią dwójka dzieci, uśmiechnąłem się do nich lekko i wciąż nic nie mówiąc patrzyłem na kobietę, z której oczu zaczęły wypływać łzy.
-Przykro mi, pani mąż zmarł. Zrobiliśmy wszystko co w Naszej mocy... -od zawsze wiedziałem, że przekazywanie rodzinie pacjentów informacji o śmieci będzie trudne. Takie właśnie było...
-Niech pan przestanie! Chcę się z Nim zobaczyć! -zaczęła krzyczeć kobieta. Gdy ponownie powiedziałem jej złą nowinę zaczęła uderzać mnie lekko pięściami po czym nie miałem serca jej nie przytulić. W końcu cierpiała teraz z mojego powodu. Po chwili blondynka się uspokoiła i podziękowała grzecznie idąc w stronę dzieci. Wciąż ją obserwowałem ze łzami w oczach, kiedy mówiła synkowi i córeczce, że ich tatuś poszedł do nieba. Poszedłem zdjąć ubranie na którym wciąż była krew. Nienawidziłem siebie. To z mojej winy ten mężczyzna umarł. Gdy szedłem na studia medyczne wiedziałem, że to prędzej czy później się wydarzy... Usiadłem na podłodze podciągając kolana ku sobie i przytulając się do nich zacząłem płakać. Zabiłem człowieka! Charles osierocił dwójkę dzieci, a jego żona jest teraz z nimi sama. Zapewne znajdzie się jakaś rodzina, żeby pomóc jej w opiece, ale na dłuższy czas zostanie bez nikogo. Usłyszałem pukanie do drzwi, które mnie nie zbyt przejęło. Po chwili przy mnie znalazła się moja przyjaciółka.
-Słyszałam co się stało. Przykro mi Louis... Pamiętaj, że to nie Twoja wina. Takie rzeczy się zdarzają w szpitalach. Już późno, idź do domu, do Harry'ego i postaraj się o tym wszystkim zapomnieć. Spróbuję załatwić Ci jutro dzień wolny, dobrze? -objęła mnie, a ja zacząłem szlochać oparty o jej ramię. Po chwili przetarłem łzy z twarzy i pożegnałem się z Danielle. Do domu postanowiłem iść pieszo, po drodze jednak zatrzymałem się przy jakimś klubie, który był już otwarty. Wszedłem do niego i podchodząc do baru poprosiłem najmocniejsze co mają. Po chwili barman podał mi szklankę jakiegoś trunku. Nie obchodziło mnie co to. Wypiłem spory łyk, po czy zamówiłem jeszcze raz. Po jakimś czasie pogubiłem się w liczeniu i czułem się już na prawdę mocno upity. Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem pierwszy numer na jaki trafiłem, licząc, że to Nick, a nie Harry. Martwiłby się o mnie nie potrzebnie. Podałem adres i poprosiłem, aby ten ktoś zabrał mnie do domu. Po zakończeniu rozmowy ponownie zamówiłem alkohol...
***ELEANOR***
Byłam zdziwiona gdy o tej porze zadzwonił do mnie telefon. Jeszcze bardziej mnie zaskoczył głos pijanego Louisa proszącego, żeby zabrać go do domu. Byłam już w piżamie, więc szybko się przebrałam i wykonałam lekki makijaż, bez którego nie ruszam się z domu. Wzięłam torebkę i korzystając z tego, że adres podany przez Tomlinsona był niedaleko poszłam pieszo. Gdy dotarłam do klubu nocnego pomyślałam co musiało się stać, żeby ktoś taki jak święty doktorek tutaj zawitał. Szybko odnalazłam go w tłumie. Siedział przy barze wykrzykując coś kompletnie pijany. Podeszłam do niego i usłyszałam swoje imię i sporo innych, niezrozumiałych słów. Chwyciłam go za pas i wyprowadziłam z budynku. Ledwo stał na nogach. Objął mnie, a ja stwierdziłam, że pieszo do jego domu jest za daleko, na taksówkę będziemy musieli trochę poczekać, a przystanek autobusowy jest tuż za rogiem. Usadowiłam go na ławce, a sama zajrzałam do rozkładu. Mamy szczęście. Za 4 minuty powinien przyjechać czerwony pojazd. Dosiadłam się do przystojnego mężczyzny i objęłam go, tłumacząc, że będzie Nam cieplej. Rzeczywiście by się przydało, bo mam na sobie jedynie krótką czarną sukienkę, czarne szpilki i karmelowy płaszczyk rozpięty na tyle by odsłaniać mój dekolt. Autobus wreszcie przyjechał i zajęliśmy miejsca na tyłach. Wysiadliśmy na przystanku niedaleko domu Louisa i wciąż dziwiłam się, że on jeszcze jest w stanie iść. Nie mam pojęcia ile wypił, ale mogę przysiąc, że więcej niż w ciągu całego tego czasu od kiedy go znam. Poprosiłam go o klucze i rozkazałam bycie cicho. Przekręciłam zamek, po czym opierający się o drzwi mężczyzna wpadł do środka z hukiem. Przeturlałam go kawałek dalej bym mogła zamknąć dom. Ostatnia przeszkoda - schody. Dla pewności zapytałam go gdzie jest jego pokój. Zawahał się chwilę, ale wskazał odpowiednie miejsce. Gdy tam weszliśmy ucieszyłam się, że Harry'ego tu nie ma. Położyłam Tomlinsona na łóżku i zdjęłam mu buty i kurtkę, bo sam nie był w stanie już nawet siedzieć. Postanowiłam skorzystać z okazji i sama również zdjęłam moje okrycie wierzchnie. Pocałowałam Louisa, a po chwili on odwzajemnił mój pocałunek. Udało mi się sprowadzić go do pozycji siedzącej i zdjąć koszulkę. Całował mnie namiętnie po szyi, potem jego usta zeszły do mojego dekoltu. Odpiął mój zamek z tyłu sukienki, po czym podniosłam ręce do góry pokazując mu, że może swobodnie mnie rozebrać. Jedyne przeszkodą między nami były jego spodnie, do których zamka zaczęłam się dobierać. Szybko poszło zdjęcie ich, mimo iż były dosyć ciasne. Na sobie mieliśmy już jedynie bieliznę Ponownie zaczęłam go całować, a jego dłonie wylądowały na moich pośladkach. Wydałam z siebie głośny dźwięk zauważając stojącego w drzwiach ze łzami w oczach Harry'ego. Będę udawać, że go nie widzę, dopóki Tomlinson się nie zorientuje, lub nie zacznie marudzić, że nie powinniśmy tego robić.
-Chcę Cię teraz i tutaj. -powiedział mój kochanek, na co ja się tylko uśmiechnęłam.
-Kochanie, ale nie przy dzieciach. -odezwałam się i wskazałam palcem na miejsce pobytu Styles'a. Gdy tylko mężczyzna go zobaczył odepchnął mnie od siebie i próbował wstać z łóżka. Co nie wychodziło mu zbyt dobrze, bo od razu z Niego spadł i się przewrócił.
-Myślałem, że mnie kochasz i coś dla Ciebie znaczę, a ty... -nie skończył bo wybiegł, a ja uśmiechnęłam się widząc starania Louisa krzyczącego jego imię i próbującego wstać, a w efekcie pełzającego po podłodze.
-Harry, kochanie! Wszystko Ci wytłumaczę! To nie tak jak myślisz! -usłyszałam głośne trzaśnięcia drzwi na dole.
-Nie przejmuj się nim kotku, skończmy to co zaczęliśmy...
-Wynoś się stąd! Rozumiesz!? Wynocha! -zaczął krzyczeć, a ja zaśmiałam się mu głośno w twarz podchodząc do Niego leżącego na podłodze ze łzami w oczach.
-Jeszcze będziesz mnie błagał, żebym wróciła... -zabrałam swoje rzeczy i ubrałam się po zejściu ze schodów. Może nie osiągnęłam tego o co mi chodziło, ale mam satysfakcję bo jednak lepiej sytuacja się potoczyć nie mogła...
***HARRY***
Nie wierzę w to co zobaczyłem... Mój Lou i Eleanor w łóżku. On mówiący do niej te słowa... Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego okłamał mnie mówiąc, że mnie kocha? Dlaczego chciał się z nią przespać? Dlaczego mnie zdradził? Dlaczego dał mi szczęście tylko po ty, by je odebrać? On i jego miłość są wszystkim co mam... Właściwie co miałem... Bez Niego jestem nikim... Nie mam już ochoty ciągnąć tego wszystkiego... Na mnie nadszedł koniec. Szedłem płacząc w kierunku, który pierwszy nasunął mi się na myśl. Tower Brigde... Żegnaj Louisie Williamie Tomlinsonie... Mimo wszystko to ja przepraszam...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że ten rozdział podoba Wam się bardziej niż poprzedni. Już wczoraj pisałam, że ta część będzie ciekawa i wydaje mi się, że taka jest. Mam już napisane kilka rozdziałów do przodu, więc gdy tylko tutaj pojawi się 10 komentarzy opublikuję następny (nie tak bardzo od razu bo muszę go jeszcze poprawić, a na razie nie bardzo mam do tego chęci). Pozdrawiam:*
15 stycznia, 2013
Rozdział 29
***ZAYN***
Może to dziwne, ale tęsknię za Harrym... Od kiedy wyjechał z Louisem w te Alpy nie odezwał się prawie ani razu. Napisałem do Niego, ale odpisał krótko zbywając mnie. Może nie robi tego specjalnie, ale czuję się jakby dawał mi kosza. Oczywiście tak nie jest, bo nawet nie próbowałem go zdobyć. Kiedyś robiłem Hazzie'mu krzywdę, a teraz gdy nie widzę go ponad tydzień myślę o Nim cały czas. Moje urodziny spędziłem z Niall'em. Loczek wysłał mi tylko życzenia. Pamiętał, ale już wtedy nie było go w kraju. Jego święto też się zbliża. Powinienem dać mu jakiś wyjątkowy prezent... Tylko co? Przez te lata co roku widziałem go w jego urodziny, chciałem złożyć mu życzenia i powiedzieć, że będzie dobrze... Byłem idiotą! Zamiast tego robiliśmy z kumplami więcej śladów na jego ciele. Taka była reguła, im bardziej chciałem go przytulić, pocałować czy porozmawiać tym mocniej obrywał... To nie była jego wina. Mną szarpią wyrzuty sumienia. Zwłaszcza, że po raz kolejny dostałem propozycję powrotu do bandy. Jedyny warunek jest taki, że znowu zrobię krzywdę Harry'emu... Najgorsze jest to, że znów się nad tym zastanawiam. Czy potrafiłbym ponownie zrobić mu krzywdę? Czy czerpałem z tego przyjemność? Powinienem przestać tak myśleć! Nigdy więcej! Obiecałem to sobie... Toczę wojnę z samym sobą. Może powinienem pokazać mu moje uczucia? Pocałować go, albo wyznać miłość? To byłoby złe i nieodpowiednie? Czy miłość mężczyzny do mężczyzny jest nieodpowiednia? Tak twierdzi moja religia... Czy ja też muszę tak myśleć? To wszystko musi być takie trudne? Dziś dzień spędzę sam, bo Niall idzie na kolejną randkę... To słodkie, że mały blondynek znalazł kogoś z kim jest szczęśliwy. Na takiego wygląda, ciągle się uśmiechając. Mój Hazzie też ostatnio ciągle się uśmiechał, a ja nie wiem co jest tego powodem. Powinienem zapytać gdy wróci. Louis pójdzie do pracy dzień po ich powrocie, a ja i Loczek będziemy mieć całe trzy dni dla siebie. Już nie mogę się doczekać! W sobotę albo niedzielę zaproszę go na obiad rodzinny. Dawno nie był u mnie w domu, a moja mama pytała co u niego i sama to zaproponowała. Pomysł jest świetny! Na pewno mu się spodoba.
***NIALL***
Denerwuję się jak idiota. Ręce mi się pocą... I trzęsą! Idę z Nathalie na kolejną randkę. Tym razem do jakiejś dosyć porządnej restauracji. Nigdy więcej nie prosić taty o pomoc w tych sprawach. Nauczka na długi czas. Mam na sobie koszulę i krawat. Czuję się dziwnie tak ubrany, a przecież na takim spotkaniu powinna liczyć się swoboda. Horan, co ty tam wiesz o miłości... Nie kocham Nat, jeszcze nie. Albo próbuję sobie wmówić, że jest inaczej. To na prawdę świetna dziewczyna, zwłaszcza w porównaniu z jej siostrą. Miłość niestety nie chce zapukać do mojego serca ponownie. Cholerny Malik! Co on takiego ma, że nie mogę o Nim zapomnieć? Piękne czekoladowe oczy, ciemną karnację, czarne i zadbane włosy, ponętne usta, które aż proszą... Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. To mama. Mówi, że powinienem już po nią iść bo się spóźnimy. Nie wiedziałem, że mamy tam być na czas... No tak, kochany tata zrobił rezerwację na stolik. Postanowiłem nie utrudniać sobie wieczoru i nie zakładać marynarki. Ubrałem tylko skórzaną kurtkę pożyczoną od Zayna i czarne eleganckie buty. Idąc przez Londyn obserwowałem ludzi idących w różnych kierunkach. Jednym było śpieszno zapewne do domu po pracy, mieli w rękach różne teczki, a inni dobrze się bawili, czego przejawem był donośny śmiech. Pod domem mojej dziewczyny byłem po zaledwie piętnastu minutach drogi. Gdy się jest głodnym na mrozie to idzie się szybciej. Mam nadzieję, że będzie mieć w torebce batoniki, tak jak ostatnio. To bardzo miło z jej strony, że mnie dokarmia w drodze na randki. Przywitałem się całusem w policzek. Mimo iż jesteśmy razem tak długo, nie odważyłem się na więcej niż ten jeden gest. Dziś pora to zmienić. Co do zawartości jej torebki nie myliłem się. Tym razem znalazłem w niej dwie czekolady. Były pyszne! Przed progiem restauracji otworzyłem drzwi mojej damie wieczoru i zaczęliśmy szukać zarezerwowanego dla Nas stolika.
***ELEANOR***
Nat wreszcie sobie poszła. Ubrała granatową sukienkę i uwierzyła mi, gdy jej mówiłam, że wygląda ślicznie. To ja jestem ta śliczna i mądra z Nas dwóch. Czemu ona po prostu tego nie zaakceptuje? Ciekawe jak tam się ma mój kochany Louis... Pewnie dobrze się bawi w tych Alpach. Za rok to mnie Tam zabierze, jako Panią Tomlinson. Już ja się o to postaram... Mam kilka nowych pomysłów, ale poczekam na rozwój sytuacji i poszukam wspólnika. Z kimś będzie łatwiej. Nie, żebym Ja, Eleanor Calder potrzebowała pomocy! Skądże! Przyda mi się po prostu ktoś naiwny, kto zrobi wszystko co mu każę. Mam już dobry materiał na pomocnika, ale na razie powinnam go jeszcze trochę poobserwować. Muszę być pewna, że ten ktoś będzie gotów na wszystko, żeby tylko rozdzielić Louisa i Harry'ego. Wygląda na to, że nikt nie zauważa ich romansu. Te spojrzenia, całusy w powietrzu, trzymanie się za ręce, przytulanie, zabawy nogami pod stołem. Jak można być na tyle głupim i tego nie widzieć? Oni na prawdę kiepsko się ukrywają. Jeśli w ogóle próbują się ukrywać oczywiście. Muszę wyciągnąć jakoś od Tomlinsona jakiej jest orientacji. Czy woli mężczyzn okazyjnie czy zawsze... Mój śliczny wygląd sprawi, że to mnie będzie pragnął, nie Stylesa. Przygotowana zawsze na wszystko!
***tydzień później***
***LOUIS***
Wróciliśmy już z Alp. Ledwo zjawiliśmy się w domu, a do drzwi zapukał Malik. Gdy Hazza mu otworzył, mulat rzucił mu się na szyję i zaczął zadawać mnóstwo pytań. Zrobiłem się zazdrosny. Szatyn przywitał się ze mną dopiero gdy usłyszał odpowiedzi. Skąd on wiedział, że jutro muszę iść do pracy? Harry ma jeszcze trzy dni wolnego i Zayn chce spędzić je z Nim bo się stęsknił. Świetnie! Nie ufam mu zbytnio. Nie wiem sam czemu moje urazy względem niego ożyły i nie sądzę, żeby szybko ponownie się schowały do worka zapomnienia. Jako to, że jest już późno zaproponowałem naszemu gościowi, żeby wrócił do domu bo jesteśmy zmęczeni podróżą. Może i byłem trochę nie miły, ale jego obecność działa mi na nerwy. Gdy drzwi się zamknęły Harry zaczął pytać czemu tak go potraktowałem. Wytłumaczyłem mu, że kiepsko się czuję. Zaproponował mi masaż przytulając się do mnie. Od razu poczułem się lepiej. Wziąłem mojego ukochanego na ręce, a on z zaskoczenia lekko zapiszczał. Pocałował mnie swoimi słodkimi ustami i zabrałem go na górę do mojego pokoju. Gdy położyłem się na nim i całowałem jego szyję powiedział 'myślałem, że jesteś zmęczony!'. Na co odparłem, że dla niego nigdy i kontynuowaliśmy nasz namiętny pierwszy raz w domu...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że ten rozdział jest taki krótki i zapewne nudny. Pocieszy Was wiadomość, że już jutro będzie nowy, znacznie ciekawszy (jak dla mnie)?? Mam jeszcze napisany rozdział 30 i połowę 31. Na razie możecie zadawać pytania postaciom (jeśli oczywiście chcecie). Nową część dodam jutro wieczorem. Najlepiej nie komentujcie tego rozdziału... Wolę nie wiedzieć, jaki jest kiepski...
11 stycznia, 2013
Rozdział 28
Rozdział zawiera treści przeznaczone dla osób pełnoletnich.
***HARRY***
Jak ten czas szybko leci. Jeszcze nie dawno był początek grudnia, a teraz nadszedł styczeń. Dokładnie połowa miesiąca. To jutro jedziemy z Lou w Alpy. Święta spędziliśmy we dwoje ciesząc się atmosferą, która nieoczekiwanie na Nas spadła. Wspólnie przyrządziliśmy obiad bożonarodzeniowy. Przez cały ten wolny dla mnie czas mogę powiedzieć, że się nudziłem. Lubię nic nie robić. Tommo już kilka dni po świętach musiał iść do pracy. Spotkałem się z dziwnie szczęśliwym Zaynem, głodnym Niallem, radosną Nat i niezbyt entuzjastycznie nastawioną do wszystkiego Eleanor. W sylwestra Lou zabrał mnie na jakiś koncert i przywitaliśmy Nowy Rok oglądając pokaz zimnych ogni w centrum Londynu. Oczywiście nie obeszło się bez pocałunku punktualnie o północy. Był z nami Zayn, który koniecznie musiał zobaczyć te atrakcje, ale najwidoczniej zgubił się w tłumie podczas świętowania. Nie zauważył naszych czułości. Moje pakowanie walizki na wyjazd wygląda komicznie. Często zabieram mnóstwo nie potrzebnych rzeczy. Postanowiliśmy, że będziemy pakować się osobno, bo razem może Nam to zająć dużo czasu i nie zabralibyśmy nawet połowy tego co trzeba. Dużo ciepłych ubrań, zdecydowanie... Samolot mamy rano, więc nie możemy zaspać. Gdy chowałem ostatni sweter, Lou wszedł do pokoju oznajmiając, że jest już gotowy i powinniśmy iść spać. To trochę wcześnie, ale nie szkodzi. Udało Nam się wstać punktualnie i zdążyć na lotnisko w odpowiedniej chwili. Lot nie był długi. Gdy dotarliśmy na miejsce zachwycił mnie widok ogromnych gór przysypanych śniegiem. Jest na prawdę pięknie. Będziemy nocować w hotelu lub schronisku, nie widzę różnicy między tymi słowami. Nasz pokój jest duży, nawet bardzo. W końcu to prezent... Wyjątkowo luksusowy prezent. Mieliśmy kominek, mini salon, dużą sypialnię z ogromnym łóżkiem, łazienkę z jacuzzi pełną porozstawianych wszędzie świeczek i małą kuchnię z lekkim wyposażeniem. Przez kilka dni spędzaliśmy czas jeżdżąc na nartach. Kilka razy porządnie się potłukłem, ale skoro Tommo twierdzi, że nic mi nie będzie... Dziś rano postanowiliśmy zrezygnować z ciekawej jak dotąd formy rozrywki i przejść się na spacer. Było na prawdę zimno, ale atmosfera była miła dzięki lekko świecącemu słońcu. Wędrowaliśmy wtuleni w siebie, nie czując jednak swojego ciepła przez grube kurtki. Wpadł mi do głowy pomysł i rzuciłem w Lou śnieżką. On się zaśmiał i nie pozostał mi dłużny. Nasza śniegowa wojna skończyła się, gdy zaczęliśmy lepić bałwana. Był krzywy i ledwo stał, ale to nasze wspólne dzieło, więc jest wyjątkowy. Zrobiliśmy jeszcze kilka aniołków na białym puchu po czym zorientowaliśmy się, że już późno i wkrótce zajdzie słońce. Przemarznięci wróciliśmy do pokoju już gdy było ciemno. W łazience zdjęliśmy przemoczone ubrania zostając w samej bieliźnie i śmiejąc się z dzisiejszych przygód. Okryliśmy się kocami i Boo postanowił zrobić herbatę. Ja usiadłem na białym i puszystym dywanie naprzeciwko zapalonego już kominka w ciszy wpatrując się w ogień. Po jakimś czasie ktoś objął mnie od tyłu i usiadł obok podając szklankę napoju. Szkoda, że nie mamy kubków... Mimo wszystko i tak była wspaniała atmosfera i cisza, którą przerwał Lou.
-Wiesz... Kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem, wtedy w szpitalu, poczułem ucisk w sercu, które zaczęło bić mocniej dla Ciebie. Dla chłopaka z burzą loków, o którym wiedziałem tylko jaką ma grupę krwi. Z każdym dniem biło coraz mocniej na Twój widok, chciałem by na twojej twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach radość. Gdy dowiedziałem się, że Ty również coś do mnie czujesz cieszyłem się jak nigdy wcześniej. Bo odwzajemniona miłość to największy dar jaki możemy dostać od drugiej osoby. Chciałem Ci to dać w Twoje urodziny, ale dzisiaj jest odpowiedni dzień. -powiedział kładąc między nami czarne pudełeczko. Otworzyłem je i ujrzałem dwie srebrne połówki serca, przyjrzałem się i zobaczyłem na nich grawer, na jednej 'Harry', a na drugiej 'Louis'. Do moich oczu napłynęło łzy.
-To będzie taki symbol Naszej miłości, jeśli oczywiście Ci się podoba... -dokończył chłopak.
-Oczywiście, że tak! -przybliżyłem się do niego. -Kocham Cię najmocniej na świecie. -powiedziałem w jego wargi składając na nich pocałunek, który odwzajemnił. To był piękny moment... Po jakimś czasie nasz delikatny i subtelny dotyk ust przerodził się w ostry i namiętny. Na swoim ciele poczułem dotyk jego zimnych dłoni, od którego miałem przyjemne dreszcze. Złapałem go za pośladek, a on lekko pisnął nie przerywając pocałunku. Położyłem się na nim, po czym on postanowił przejąć kontrolę i znalazł się na górze. Nasze wargi przestały się dotykać, a w oczach Tommo widziałem iskierki.
-Na pewno tego chcesz? Wiesz, pierwszy raz boli i...
-Lou, powiem to po raz kolejny, kocham Cię i chcę z Tobą być na wszystkie możliwe sposoby. -oboje szeptaliśmy. Już po chwili znalazłem się na rękach mojego chłopaka, który zaniósł mnie na miękkie łóżko z satynową pościelą. Powoli kontynuowaliśmy nasze pieszczoty. Zrobiłem Lou kilka malinek, pokazując w ten sposób, że jest tylko mój. Gdy schodził swoimi pocałunkami coraz niżej, czułem jak w mojej bieliźnie narasta ciśnienie. Louis szybko się jej pozbył, nie tylko ze mnie, ale również z siebie dzięki czemu teraz byliśmy zupełnie nadzy. Moje ręce powędrowały na jego plecy błądząc po nich bez celu. Nasze nogi były splątane, mój członek dotykał jego, a usta były ponownie złączone. Sporo czasu minęło na naszych pocałunkach, a ja byłem już zupełnie twardy. Nagle Boo sięgnął po coś do szafki nocnej, a moje oczy spojrzały w tamtym kierunku. Wyjął z niej tubkę i foliową paczuszkę. Wyszeptał 'nie denerwuj się' po czym przygryzł płatek mojego ucha. Poprosił, żebym się przewrócił na brzuch. Posłusznie wykonałem jego polecenie. Siedział na mnie okrakiem i całował moje plecy czekając, aż się rozluźnię, co nastąpiło dosyć szybko. Zaczął dotykać swoim palcem mojego wejścia, po czym usłyszałem dźwięk otwieranej tubki. Niespodziewanie włożył we mnie jeden palec, z zimnym żelem, na co lekko syknąłem. Zapytał czy przestać, po chwili poczułem przyjemność, więc zaprzeczyłem. Gdy zauważył zmianę moich odczuć we mnie znalazł się kolejny palec, a oba sprawiały, że w tym momencie wiłem się z przyjemności pod moim ukochanym. 'Jesteś gotowy?'. Zamruczałem tylko w odpowiedzi, a on pochylił się całując moje usta. Wiedząc co robi odparłem:
-Na prawdę chcesz tego plastiku?
-Więc ty go nie chcesz? Uff, nie lubię lateksu, ale nie wiedziałem czy... -przerwałem mu kolejnym całusem, a on oddalił się od moich ust tworząc mokrą ścieżkę po mojej twarzy i szyi. Ponownie do moich uszu dotarł dźwięk tubki. Między pośladkami poczułem jego członka, który powoli wsunął się we mnie, a ja krzyknąłem czując ból.
-Jeśli chcesz, możemy przestać. -powiedział Lou zmartwionym głosem. Zaprzeczyłem, a on niepewnie wsunął się we mnie głębiej, za każdym kolejnym pchnięciem odczuwałem coraz większą przyjemność ustępującą bólowi i zajęczałem z rozkoszy. Tommo widząc to delikatnie przyspieszył, dodatkowo rękami jeżdżąc po moim penisie. Moim ciałem zawładnęło pożądanie i z moich ust coraz częściej wypływały różne słowa. Lou zharmonizował tępo siebie i swoich dłoni. Odczuwałem podwójną przyjemność z moich doznań. 'Lou, ohhh Lou...' moje krzyki podniecały go jeszcze bardziej bo jego pchnięcia stawały się coraz mocniejsze. Poczułem, że jestem na granicy, a dźwięki wydobywające się z gardła mojego ukochanego świadczyły o tym, że oboje jesteśmy w tym samym stanie. Pewnie słyszy Nas pół hotelu, ale nie martwiło mnie to w tej chwili. Kiedy usłyszałem wiązankę przekleństw i poczułem w sobie rozlewający się płyn sam również wystrzeliłem z głośnym jękiem na łóżko. Boo położył się obok mnie i spojrzał w moje oczy, widziałem w nich szczęście. Pocałował mnie w czoło i przytulił mnie, okryliśmy się kołdrą, żeby od razu zmęczeni zasnąć w swoich objęciach. ***
-Jak się spało kochanie? -pierwsze co usłyszałem o poranku to te słowa. Otworzyłem oczy, a im ukazał się Lou oparty łokciem o poduszkę i patrzący na mnie.
-Wspaniale, jak nigdy... -wymruczałem i chciałem ponownie go pocałować przypominając sobie wydarzenia z dnia poprzedniego, ale on wyciągnął coś z ręki. To połówka serduszka, które widziałem wczoraj. Założył ją na moją szyję, a ja na jego zobaczyłem drugą, z moim imieniem. Teraz to on mnie pocałował.
-Jeśli chcesz, możemy powtórzyć to co wczoraj. -wyszeptał lekko zachrypniętym głosem.
-Hmmm, co masz na myśli? -zapytałem widząc w jego oczach jakiś sekret.
-Przygotowałem Nam wspólną kąpiel... -wstał z łóżka i pociągnął mnie za rękę.
-Jeszcze chwileczkę... -ziewnąłem.
-Zawsze mogę Cię zabrać siłą... -uśmiechnął się, a ja pokiwałem głową. Gdy przekroczyliśmy próg łazienki zauważyłem jacuzzi pełne wody i piany, zapalone świeczki i porozsypywane płatki róż.
-Louuu, jest niesamowicie.
-To ty jesteś niesamowity. -nim się obejrzałem oboje byliśmy w ciepłej wodzie, a nad nami unosił się aromat róży i lawendy. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Swoimi rękami odnalazłem męskość mojego chłopaka i ścisnąłem ją lekko. Przejechałem kilka razy ręką wzdłuż, a on wydał jedynie pomruk zadowolenia i zamknął oczy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Niegrzeczny Hazz... -kontynuowałem moje ruchy, a po chwili swoją głowę zanurzyłem pod wodą. Tommo najwyraźniej się tego nie spodziewał. Wiedziałem, że nie wytrzymam długo bez powietrza, więc po prostu wziąłem jego członka do ust i językiem zakręcałem kółka wokół główki. Następnie wziąłem do ust znacznie większą część i rozpocząłem moje ruchy. Na chwilę się wynurzyłem, w tym czasie zastępując wargi dłońmi. Po kilku wynurzeniach w moich ustach rozlała się ciecz, którą połknąłem. Pocałowałem Boo, po czym postanowiliśmy wyjść ze stygnącej już wody. Wytarliśmy się nawzajem białymi ręcznikami i zgodnie postanowiliśmy coś zjeść.
-To dopiero początek naszego wyjazdu... Mogę tak spędzić cały czas tutaj. -oznajmił Lou wychodząc z łazienki. Podobała mi się ta perspektywa...
***HARRY***
Jak ten czas szybko leci. Jeszcze nie dawno był początek grudnia, a teraz nadszedł styczeń. Dokładnie połowa miesiąca. To jutro jedziemy z Lou w Alpy. Święta spędziliśmy we dwoje ciesząc się atmosferą, która nieoczekiwanie na Nas spadła. Wspólnie przyrządziliśmy obiad bożonarodzeniowy. Przez cały ten wolny dla mnie czas mogę powiedzieć, że się nudziłem. Lubię nic nie robić. Tommo już kilka dni po świętach musiał iść do pracy. Spotkałem się z dziwnie szczęśliwym Zaynem, głodnym Niallem, radosną Nat i niezbyt entuzjastycznie nastawioną do wszystkiego Eleanor. W sylwestra Lou zabrał mnie na jakiś koncert i przywitaliśmy Nowy Rok oglądając pokaz zimnych ogni w centrum Londynu. Oczywiście nie obeszło się bez pocałunku punktualnie o północy. Był z nami Zayn, który koniecznie musiał zobaczyć te atrakcje, ale najwidoczniej zgubił się w tłumie podczas świętowania. Nie zauważył naszych czułości. Moje pakowanie walizki na wyjazd wygląda komicznie. Często zabieram mnóstwo nie potrzebnych rzeczy. Postanowiliśmy, że będziemy pakować się osobno, bo razem może Nam to zająć dużo czasu i nie zabralibyśmy nawet połowy tego co trzeba. Dużo ciepłych ubrań, zdecydowanie... Samolot mamy rano, więc nie możemy zaspać. Gdy chowałem ostatni sweter, Lou wszedł do pokoju oznajmiając, że jest już gotowy i powinniśmy iść spać. To trochę wcześnie, ale nie szkodzi. Udało Nam się wstać punktualnie i zdążyć na lotnisko w odpowiedniej chwili. Lot nie był długi. Gdy dotarliśmy na miejsce zachwycił mnie widok ogromnych gór przysypanych śniegiem. Jest na prawdę pięknie. Będziemy nocować w hotelu lub schronisku, nie widzę różnicy między tymi słowami. Nasz pokój jest duży, nawet bardzo. W końcu to prezent... Wyjątkowo luksusowy prezent. Mieliśmy kominek, mini salon, dużą sypialnię z ogromnym łóżkiem, łazienkę z jacuzzi pełną porozstawianych wszędzie świeczek i małą kuchnię z lekkim wyposażeniem. Przez kilka dni spędzaliśmy czas jeżdżąc na nartach. Kilka razy porządnie się potłukłem, ale skoro Tommo twierdzi, że nic mi nie będzie... Dziś rano postanowiliśmy zrezygnować z ciekawej jak dotąd formy rozrywki i przejść się na spacer. Było na prawdę zimno, ale atmosfera była miła dzięki lekko świecącemu słońcu. Wędrowaliśmy wtuleni w siebie, nie czując jednak swojego ciepła przez grube kurtki. Wpadł mi do głowy pomysł i rzuciłem w Lou śnieżką. On się zaśmiał i nie pozostał mi dłużny. Nasza śniegowa wojna skończyła się, gdy zaczęliśmy lepić bałwana. Był krzywy i ledwo stał, ale to nasze wspólne dzieło, więc jest wyjątkowy. Zrobiliśmy jeszcze kilka aniołków na białym puchu po czym zorientowaliśmy się, że już późno i wkrótce zajdzie słońce. Przemarznięci wróciliśmy do pokoju już gdy było ciemno. W łazience zdjęliśmy przemoczone ubrania zostając w samej bieliźnie i śmiejąc się z dzisiejszych przygód. Okryliśmy się kocami i Boo postanowił zrobić herbatę. Ja usiadłem na białym i puszystym dywanie naprzeciwko zapalonego już kominka w ciszy wpatrując się w ogień. Po jakimś czasie ktoś objął mnie od tyłu i usiadł obok podając szklankę napoju. Szkoda, że nie mamy kubków... Mimo wszystko i tak była wspaniała atmosfera i cisza, którą przerwał Lou.
-Wiesz... Kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem, wtedy w szpitalu, poczułem ucisk w sercu, które zaczęło bić mocniej dla Ciebie. Dla chłopaka z burzą loków, o którym wiedziałem tylko jaką ma grupę krwi. Z każdym dniem biło coraz mocniej na Twój widok, chciałem by na twojej twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach radość. Gdy dowiedziałem się, że Ty również coś do mnie czujesz cieszyłem się jak nigdy wcześniej. Bo odwzajemniona miłość to największy dar jaki możemy dostać od drugiej osoby. Chciałem Ci to dać w Twoje urodziny, ale dzisiaj jest odpowiedni dzień. -powiedział kładąc między nami czarne pudełeczko. Otworzyłem je i ujrzałem dwie srebrne połówki serca, przyjrzałem się i zobaczyłem na nich grawer, na jednej 'Harry', a na drugiej 'Louis'. Do moich oczu napłynęło łzy.
-To będzie taki symbol Naszej miłości, jeśli oczywiście Ci się podoba... -dokończył chłopak.
-Oczywiście, że tak! -przybliżyłem się do niego. -Kocham Cię najmocniej na świecie. -powiedziałem w jego wargi składając na nich pocałunek, który odwzajemnił. To był piękny moment... Po jakimś czasie nasz delikatny i subtelny dotyk ust przerodził się w ostry i namiętny. Na swoim ciele poczułem dotyk jego zimnych dłoni, od którego miałem przyjemne dreszcze. Złapałem go za pośladek, a on lekko pisnął nie przerywając pocałunku. Położyłem się na nim, po czym on postanowił przejąć kontrolę i znalazł się na górze. Nasze wargi przestały się dotykać, a w oczach Tommo widziałem iskierki.
-Na pewno tego chcesz? Wiesz, pierwszy raz boli i...
-Lou, powiem to po raz kolejny, kocham Cię i chcę z Tobą być na wszystkie możliwe sposoby. -oboje szeptaliśmy. Już po chwili znalazłem się na rękach mojego chłopaka, który zaniósł mnie na miękkie łóżko z satynową pościelą. Powoli kontynuowaliśmy nasze pieszczoty. Zrobiłem Lou kilka malinek, pokazując w ten sposób, że jest tylko mój. Gdy schodził swoimi pocałunkami coraz niżej, czułem jak w mojej bieliźnie narasta ciśnienie. Louis szybko się jej pozbył, nie tylko ze mnie, ale również z siebie dzięki czemu teraz byliśmy zupełnie nadzy. Moje ręce powędrowały na jego plecy błądząc po nich bez celu. Nasze nogi były splątane, mój członek dotykał jego, a usta były ponownie złączone. Sporo czasu minęło na naszych pocałunkach, a ja byłem już zupełnie twardy. Nagle Boo sięgnął po coś do szafki nocnej, a moje oczy spojrzały w tamtym kierunku. Wyjął z niej tubkę i foliową paczuszkę. Wyszeptał 'nie denerwuj się' po czym przygryzł płatek mojego ucha. Poprosił, żebym się przewrócił na brzuch. Posłusznie wykonałem jego polecenie. Siedział na mnie okrakiem i całował moje plecy czekając, aż się rozluźnię, co nastąpiło dosyć szybko. Zaczął dotykać swoim palcem mojego wejścia, po czym usłyszałem dźwięk otwieranej tubki. Niespodziewanie włożył we mnie jeden palec, z zimnym żelem, na co lekko syknąłem. Zapytał czy przestać, po chwili poczułem przyjemność, więc zaprzeczyłem. Gdy zauważył zmianę moich odczuć we mnie znalazł się kolejny palec, a oba sprawiały, że w tym momencie wiłem się z przyjemności pod moim ukochanym. 'Jesteś gotowy?'. Zamruczałem tylko w odpowiedzi, a on pochylił się całując moje usta. Wiedząc co robi odparłem:
-Na prawdę chcesz tego plastiku?
-Więc ty go nie chcesz? Uff, nie lubię lateksu, ale nie wiedziałem czy... -przerwałem mu kolejnym całusem, a on oddalił się od moich ust tworząc mokrą ścieżkę po mojej twarzy i szyi. Ponownie do moich uszu dotarł dźwięk tubki. Między pośladkami poczułem jego członka, który powoli wsunął się we mnie, a ja krzyknąłem czując ból.
-Jeśli chcesz, możemy przestać. -powiedział Lou zmartwionym głosem. Zaprzeczyłem, a on niepewnie wsunął się we mnie głębiej, za każdym kolejnym pchnięciem odczuwałem coraz większą przyjemność ustępującą bólowi i zajęczałem z rozkoszy. Tommo widząc to delikatnie przyspieszył, dodatkowo rękami jeżdżąc po moim penisie. Moim ciałem zawładnęło pożądanie i z moich ust coraz częściej wypływały różne słowa. Lou zharmonizował tępo siebie i swoich dłoni. Odczuwałem podwójną przyjemność z moich doznań. 'Lou, ohhh Lou...' moje krzyki podniecały go jeszcze bardziej bo jego pchnięcia stawały się coraz mocniejsze. Poczułem, że jestem na granicy, a dźwięki wydobywające się z gardła mojego ukochanego świadczyły o tym, że oboje jesteśmy w tym samym stanie. Pewnie słyszy Nas pół hotelu, ale nie martwiło mnie to w tej chwili. Kiedy usłyszałem wiązankę przekleństw i poczułem w sobie rozlewający się płyn sam również wystrzeliłem z głośnym jękiem na łóżko. Boo położył się obok mnie i spojrzał w moje oczy, widziałem w nich szczęście. Pocałował mnie w czoło i przytulił mnie, okryliśmy się kołdrą, żeby od razu zmęczeni zasnąć w swoich objęciach. ***
-Jak się spało kochanie? -pierwsze co usłyszałem o poranku to te słowa. Otworzyłem oczy, a im ukazał się Lou oparty łokciem o poduszkę i patrzący na mnie.
-Wspaniale, jak nigdy... -wymruczałem i chciałem ponownie go pocałować przypominając sobie wydarzenia z dnia poprzedniego, ale on wyciągnął coś z ręki. To połówka serduszka, które widziałem wczoraj. Założył ją na moją szyję, a ja na jego zobaczyłem drugą, z moim imieniem. Teraz to on mnie pocałował.
-Jeśli chcesz, możemy powtórzyć to co wczoraj. -wyszeptał lekko zachrypniętym głosem.
-Hmmm, co masz na myśli? -zapytałem widząc w jego oczach jakiś sekret.
-Przygotowałem Nam wspólną kąpiel... -wstał z łóżka i pociągnął mnie za rękę.
-Jeszcze chwileczkę... -ziewnąłem.
-Zawsze mogę Cię zabrać siłą... -uśmiechnął się, a ja pokiwałem głową. Gdy przekroczyliśmy próg łazienki zauważyłem jacuzzi pełne wody i piany, zapalone świeczki i porozsypywane płatki róż.
-Louuu, jest niesamowicie.
-To ty jesteś niesamowity. -nim się obejrzałem oboje byliśmy w ciepłej wodzie, a nad nami unosił się aromat róży i lawendy. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Swoimi rękami odnalazłem męskość mojego chłopaka i ścisnąłem ją lekko. Przejechałem kilka razy ręką wzdłuż, a on wydał jedynie pomruk zadowolenia i zamknął oczy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Niegrzeczny Hazz... -kontynuowałem moje ruchy, a po chwili swoją głowę zanurzyłem pod wodą. Tommo najwyraźniej się tego nie spodziewał. Wiedziałem, że nie wytrzymam długo bez powietrza, więc po prostu wziąłem jego członka do ust i językiem zakręcałem kółka wokół główki. Następnie wziąłem do ust znacznie większą część i rozpocząłem moje ruchy. Na chwilę się wynurzyłem, w tym czasie zastępując wargi dłońmi. Po kilku wynurzeniach w moich ustach rozlała się ciecz, którą połknąłem. Pocałowałem Boo, po czym postanowiliśmy wyjść ze stygnącej już wody. Wytarliśmy się nawzajem białymi ręcznikami i zgodnie postanowiliśmy coś zjeść.
-To dopiero początek naszego wyjazdu... Mogę tak spędzić cały czas tutaj. -oznajmił Lou wychodząc z łazienki. Podobała mi się ta perspektywa...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na początku przepraszam za długie oczekiwanie i brak opisu świąt i imprezy sylwestrowej. Mam nadzieję, że udało mi się Wam wynagrodzić to tym rozdziałem. Jest krótszy niż zwykle, ale ważny i kluczowy w historii. Już niedługo wydarzy się kilka ciekawych rzeczy. Nie w kolejnym rozdziale, może w jeszcze późniejszym... Dziękuję za komentarze, było ich więcej niż zwykle. Pytania do postaci też są dla mnie dosyć ważną częścią tego opowiadania, bo niekiedy pozwalają mi wpaść na ciekawe pomysły, których często nie publikuje tam tylko zamieszczam w rozdziałach. No więc, nie przedłużam. 10 komentarzy=nowy rozdział.
03 stycznia, 2013
Rozdział 27
***LOUIS***
Z Harrym jesteśmy coraz szczęśliwsi. Jutro moje urodziny, a on zaplanował jakąś niespodziankę. Lekko się boję jego pomysłów, ale mam przynajmniej pewność, że nie będzie to nic głupiego. Hazz jest romantykiem. Tutaj nie mogę zaprzeczyć. Zayn wpadnie do Nas rano, pewnie złożyć życzenia. Od jakiegoś czasu szatyn zaczyna mi przeszkadzać. Ciągle zjawia się u Nas w najmniej spodziewanym momencie. Jestem zazdrosny przez jego spojrzenie. Wygląda, jakby rozbierał mojego Loczka wzrokiem. Mój chłopak nie był świadomy, jak na mnie działa gdy ostatnim razem robił śniadanie dla nas dwóch. Uświadomiłem go w tym i przeprosił. Wyjaśniłem mu, że nie musi. Jak ja chcę już być w Alpach... Zadzwoniłem do mamy. Miałem zamiar jej powiedzieć o tacie, ale spanikowałem. Nie chcę, żeby wiedziała. Harry też nie chce. Cóż, przynajmniej się nie kłócimy. On teraz smacznie śpi... Wygląda tak uroczo. Zastanawiam się, dlaczego ja nie jestem w stanie zasnąć. Nie powinienem się oszukiwać. Znam tego powód. Mam ochotę rzucić się na chłopaka leżącego obok mnie. Nie mogę tego zrobić, więc wstanę z łóżka. Prysznic dobrze mi zrobi. Odkręciłem ciepłą wodę i poczułem spływające wzdłuż mojego ciała strumienie. Zamknąłem oczy. Tomlinson, jesteś napalony przez tego chłopaka z loczkami. On nie robi nic specjalnego, ale to wystarcza. Najmniejszy jego dotyk powoduje iskry w moim ciele w wzrost ciśnienia w mojej bieliźnie. Czemu ja wciąż staram się zatrzymywać wszystkie sytuacje prowadzące w tym kierunku? No tak, nie chcę żeby Nasz związek opierał się tylko na jednym. Między nami jest wyjątkowe uczucie. Dużo większe niż pociąg seksualny. Nie mam zamiaru sobie sam ulżyć, to nie fair w stosunku do Hazzy. Moje dziwne myślenie. Chcę żyć w celibacie? To nigdy nie była moja specjalność. Zakręciłem wodę, wytarłem ciało i włosy ręcznikiem. Ubrałem czystą bieliznę i udałem się w kierunku łóżka. Gdy tylko się położyłem, zorientowałem się, że Harry nie śpi.
-Gdzie byłeś? -zapytał zaspanym głosem.
-Nie mogłem spać, więc postanowiłem wziąć prysznic. śpij kochanie. -przytuliłem go od tyłu, a on obrócił się do mnie przodem. Jego loczki łaskotały teraz moją szyję, gdy przytulił się do mojej klatki piersiowej. Usłyszałem, jak po cichu śpiewa. Ja to robię, żeby on zasnął. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w śpiewaną bez fałszu piosenkę. Było mi przyjemnie. Zapomniałem o wszystkim i zacząłem bawić się jego włosami. Gdy tylko to poczuł uśmiechnął się do mnie lekko podnosząc głowę. Zrobiłem się senny. Nawet się nie zorientowałem, kiedy zasnąłem. ***
-Wszystkiego najlepszego Lou! -usłyszałem jak Hazz krzyczy. Lekko mnie to wystraszyło, więc gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej i otworzyłem oczy. Spodziewałem się śniadania do łóżka, ale jak widać Loczek ma inne plany. Na tacy stał jedynie kubek kawy i biała róża w małym i szklanym flakoniku.
-Musimy ubrać choinkę, zrobimy to czekając na Zayna. Potem moja niespodzianka. -powiedział, gdy wziąłem napój.
-Nie mógłbyś się położyć obok mnie? To taka piękna wizja spędzenia poranka... -wyjęczałem, na co on pokiwał przecząco głową.
-O nie! Wypijesz kawę i wstajesz! Lou, dziś Twoje urodziny! I Wigilia! -zerwał ze mnie kołdrę i zaczął lekko tupać nogą pokazując, że czeka. Czasem potrafi być na prawdę uparty. Jeśli coś wymyśli, albo co gorsza zaplanuje to nic mu tego nie wybije z głowy. Powinienem się cieszyć, bo upartość oznacza pewność siebie.
-Akurat z urodzin się nie cieszę. Czuję się staro... -powiedziałem udając obrażonego.
-Boo, nie jesteś stary. Nie dla mnie. -nachylił się żeby mnie pocałować, ale gdy się do niego przybliżyłem, on się oddalił z uśmieszkiem.
-Jak chcesz to mnie złap! -krzyknął, po czym wybiegł z pokoju. Skoro tak się chce bawić... Pobiegłem za nim i na dole zauważyłem rozłożoną sztuczną choinkę, którą ubierałem za czasów studenckich. Na ziemi leżały też pudełka z ozdobami. W tym roku chciałem ubrać prawdziwą choinkę, ale jak widzę nie będziemy mieć czasu, skoro Hazzie tak się spieszy. Wiedziałem, że będzie w kuchni. Gdy tylko tam wszedłem szybko coś schował w szafce. Złapałem go i zacząłem całować. Już nie bawił się w uciekanie tylko oddał namiętny pocałunek wsuwając swój język do moich ust. Trwało to chwilę. Oderwaliśmy się od siebie ciężko oddychając.
-Mój plan działa, wstałeś z łóżka! -uśmiechnął się zadziornie.
-Więc to był podstęp...! Powinienem Cię ukarać Twoją własną bronią... Karne łaskotki! -krzyknąłem ostatnie słowa, po czym rzuciłem się na niego, aż upadliśmy na podłogę. Chłopak śmiał się i prosił, żebym przestał. Jak dobrze, że ja nie mam łaskotek. On o tym nie wie, ale kiedy się dowie będzie lekko zły. Obrazi się na mnie, że mu nie powiedziałem. Szybko mu przejdzie. Przestałem go łaskotać i usiadłem na nim okrakiem. Wpatrywałem się w jego zielone oczy, które teraz tętniły radością. Byłem z siebie dumny, że to dzięki mnie. Tydzień temu taki nie był. Poszliśmy razem na cmentarz, prosił mnie, żebym mu towarzyszył. Znowu zobaczyłem jego łzy, jego smutek i żal. Nie chcę już tego oglądać, on jest wrażliwy i bardzo to wszystko przeżywa. Ciężko było mi go pocieszyć. W chwilach takich jak tamta, chcę po prostu go ochronić przed wszystkim. Może nawet cofnąć czas dla niego. Wtedy bym go prawdopodobnie nie poznał. Nie poczułbym tego najwspanialszego uczucia, jakim można darzyć drugą osobę. Jednak cofnięcie czasu też nie dałoby wiele, bo mój ukochany przed tym wypadkiem nie był wcale szczęśliwy. Teraz to może się zmienić. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Hazzy.
-Lou, nad czym tak myślisz? Mógłbyś ze mnie zejść? -zachichotał cicho.
-Nad niczym konkretnym. Jeśli ładnie poprosisz to zejdę... -przysunąłem swoją twarz bliżej jego dając mu znak o co chodzi. Chwycił mój podbródek i opierając się na łokciu dostał do moich ust. Lekko zsunąłem się na jego biodrach na taki poziom, że chłopak usiadł naprzeciwko mnie. Zaczął całować moją szyję, a ja próbowałem zdjąć jego koszulkę. Usłyszałem dzwonek do drzwi. O tym właśnie mówiłem. Jestem pewien, że to Zayn. Harry próbował przerwać ten moment, żeby otworzyć drzwi, nie tym razem. Szatyn poczeka za drzwiami. Zacząłem błądzić rękami po jego plecach, a moje usta dotarły do jego ucha, lekko je przygryzając. Podobało mu się to i nie miał zamiaru przerywać. Aż do kolejnego dzwonka i pukania.
-To na pewno Zayn, powinienem go wpuścić. -powiedział łapiąc oddech.
-Jeśli poczeka, to nic mu się nie stanie. -oznajmiłem Hazzie. -Już idę. -krzyknąłem, żeby pokazać mulatowi, że mam zamiar mu otworzyć.
-Na czym to skończyliśmy? -zapytał Harry, a ja uśmiechnąłem się dając mu do zrozumienia, że o to mi chodziło. Byłbym gotów nawet zrobić to teraz na podłodze w kuchni, żebym tylko był pewien, że Loczek wybierze mnie, a nie jego. Nie chodzi mi o żadne ważne decyzje. Po prostu, że woli spędzić czas ze mną, niż z nim. Woli być ze mną, a on może marznąć na zewnątrz czekając.
-Chłopaki, otwórzcie! Jest zimno! Bo wejdę przez okno! -oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Wpuść go lepiej. -stwierdziłem.
-Ale obiecaj, że kiedyś skończymy to co zaczęliśmy i nikt nam nie przeszkodzi.
-Obiecuję, skarbie. -posłałem mu buziaka. Poprawił jeszcze włosy i ubranie, a ja wstałem z podłogi i zorientowałem się, że mam na sobie tylko bieliznę. Jestem zadowolony z siebie, że Hazz kazał czekać przyjacielowi, aż skończymy nasze pieszczoty. Tak u Nas to wygląda, całujemy się, dotykamy, ale do niczego nie dochodzi, chociaż obaj tego chcemy. Mi to wystarcza, to piękne i takie niewinne...
-Ile można czekać!? Jest zima! -mówił Malik dmuchając ciepłe powietrze w dłonie.
-Zrekompensuję Ci to herbatą. Upiekłem też szarlotkę. Chcecie po kawałku?
-Nie wiedziałem, że potrafisz piec... -powiedziałem do Loczka patrząc na niego podejrzliwie.
-Ja też, ale byłem w domu po książkę kucharską mamy i przepisy w niej są na prawdę proste. Dla Ciebie też herbaty, czy wolisz tą poranną kawę, która została w pokoju?
-Poproszę herbatę. Moją ulubioną.
-Już się robi! -po czym nalał wody do czajnika, a do kubków wrzucił torebki z suszonym naparem. Zastanawiam się gdzie jest to ciasto, bo nie widzę go na wierzchu. Gdy Hazz schylił się i wyciągnął coś z szafki. Dowiedziałem się, gdzie będzie jego skrytka na słodycze. Po chwili przyniósł talerzyki i kubki. Ciasto wyglądało na prawdę smakowicie. Takie też było.
-Z jakiej okazji dziś jemy ciasto? -zapytał Zayn.
-A czy musi być okazja? -odpowiedziałem z pełnymi ustami. Zakrztusiłem się, a Loczek wstał i poklepał mnie po plecach.
-Lou ma dziś urodziny. -oznajmił spokojnie.
-Wszystkiego najlepszego stary! -podniósł się ze swojego miejsca i otworzył ramiona, tak, żebym go objął. Pachniał bardzo męsko. Jego zapach był ostry i lekko drażnił w nos. Hazz pachnie słodko i przyjemnie... Aż chce się go przytulać.
-Ubierzemy razem choinkę? -rzucił Harry patrząc na Nas swoimi dużymi oczami. Nie potrafię mu odmówić. Chciałbym powiedzieć coś w stylu 'Zayn chyba musi już iść'. Ostatnio nie darzę go szczególną sympatią. Zgodziliśmy się i rzuciliśmy się na ozdoby. Po chwili byliśmy obwieszani łańcuchami i lampkami, a na uszach mieliśmy bombki. Chciałem pocałować Loczka w takiej zabawnej sytuacji, więc posłałem szatyna do kuchni po coś do picia. Dodałem argument, że w urodziny się nie odmawia. Hazz dalej cieszył się jak małe dziecko z przyozdabiania drzewka. Ukradłem mu szybkiego całusa z policzka. Zarumienił się, ale w pomieszczeniu znów pojawił się mulat. Po godzinie choinka była ubrana, a my zmęczeni. Malik się pożegnał, stwierdzając ze smutkiem, że zobaczymy się dopiero po świętach. Hazz go przytulił, po czym chłopak wyszedł z domu.
-Teraz pora na moją niespodziankę dla Ciebie. Ubierz się w końcu! Najlepiej ciepło. Czekam na Ciebie tutaj. -wykonałem jego rozkaz i pobiegłem na górę. Ubrałem grubo wyglądające jeansy, pierwszą lepszą bluzkę i ciepły sweter w paski. Gdy zszedłem na dół, byłem zaskoczony. Harry miał w ręce koszyk piknikowy.
-Żartujesz sobie? Piknik? W grudniu? -z mojej twarzy można było wyczytać zdziwienie.
-A czemu nie? Ubierz buty i kurtkę. Czapka i szalik też się przydadzą. Tamiza na Nas czeka! -mówił z ekscytacją w głosie.
-Ty nie mówisz poważnie... -powiedziałem patrząc na niego jak na wariata.
-Będzie fajnie, zobaczysz! Wziąłem koce... Zgódź się! To moja niespodzianka dla Ciebie! Jest bardzo... niespodziewana!
-No dobrze. -ubrałem buty i płaszcz, szyję obwiązałem wełnianym materiałem, a na głowę wsunąłem czapkę. Wyszliśmy z domu. Nie było tak zimno jak myślałem.
-Jedziemy samochodem? -zapytałem.
-Do niespodzianki należy przejażdżka autobusem. -niedaleko był przystanek, więc poszliśmy w tamtą stronę. Gdy czerwony pojazd nadjechał wsiadliśmy do niego. Zajęliśmy dwa wolne miejsca z tyłu. Ludzie się na Nas gapili. No tak, dwójka grubo ubranych facetów wsiada do autobusu w Wigilię z koszykiem piknikowym... Harry posłał gapiom uśmiech i odwrócili się do przodu zajmując się czytaniem gazet lub innymi sprawami nie związanymi z obserwowaniem Nas.Po jakimś czasie Hazz dał znak, że wysiadamy. Poszliśmy nad Tamizę, a gdy znaleźliśmy przyjemne miejsce on rozłożył koc na trawie. Zaprosił mnie, bym usiadł, a sam zrobił to samo. Okrył nas kolejnym kocem, a z koszyka wyjął termos herbatą. Wygląda na to, że zabrał także ciasto marchewkowe i tą pyszną szarlotkę. Gdy tak siedzieliśmy wtuleni w ciszy, wpatrując się w spokojną rzekę, a Loczek trzymał głowę na moim ramieniu poczułem się szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Spokój, to czułem w tym momencie. Muszę przyznać, że na lepszy pomysł bym nie wpadł. Wydawało się, że będzie Nam zimno, ale mamy siebie i nie odczuwamy temperatury, jaka panuje na zewnątrz. W pewnym momencie Loczek sięgnął do koszyka i wyjął z niego czerwoną różę.
-Kocham Cię. -powiedział, dając mi ją.
-Ja Ciebie też. -odpowiedziałem patrząc w jego hipnotyzujące oczy, po czym na jego wargach złożyłem ciepły pocałunek.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Koniec przerwy. Jak widzicie dodałam nowy rozdział tak jak napisałam w poprzednim poście, po Nowym Roku. Mam nadzieję, że dla Was zaczął się dobrze. Jestem zdziwiona liczbą osób, które wzięły udział w ankiecie. Ponad 50. WOW. Dziękuję Wam za wszystko, za komentarze, odpowiedzi w ankiecie, obserwowanie bloga, pytania do postaci (nawet te najbardziej dziwne), wyświetlenia i wszystko inne. Dostałam kilka nowych nominacji do Liebster Awards, ale nie mam już ochoty się w to bawić, więc przepraszam.Jeśli chcecie być informowani o nowym rozdziale na Twitterze to podajcie mi go tutaj, w pytaniach do postaci lub moim profilu na TT. Nie wiem kiedy będzie kolejna część. Semestr się kończy, a ja mam jeszcze kilka ocen do poprawy. W moje ferie, czyli za tydzień z haczykiem postaram się coś napisać. Opcja druga to weekend. Okaże się. Mam nadzieję, że historia Was nie nudzi. Nowy rozdział=10 komentarzy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)