16 stycznia, 2013

Rozdział 30


***LOUIS***

Pierwszy dzień w pracy po urlopie i od razu zapowiada się ciężko. Koniec z moją łatwą i nieryzykowną pracą. Od dziś ponownie będę się zajmował pacjentami w stanie krytycznym przywiezionymi przez karetki po wypadkach. Może spotkam kogoś takiego jak Harry? To miał być żart na rozluźnienie atmosfery, ale nawet w mojej głowie to nie brzmiało dobrze. Właśnie przygotowuję się do operacji jakiejś kobiety, na razie wiem tylko tyle, że ma na imię Emily i wypadła przez okno podczas sprzątania. Tak twierdzą świadkowie. Ma uraz kręgosłupa. Jeśli dobrze wykonam moją pracę powinna nie mieć problemów z jakimikolwiek ruchami. Założyłem maseczkę i wszedłem na salę. Pacjentka już leżała na stole, a asystenci stali wokół niej. Na boku byli stażyści, który od pewnego czasu towarzyszą przy 'ciekawych' zabiegach. Wziąłem w rękę skalpel i wykonałem pierwsze nacięcie. Asystujący mi lekarze i pielęgniarki, w tym Danielle szybko zajęli się krwią pacjentki i zapisywaniem danych w karcie zabiegu. Po ponad dwóch godzinach ciężkiej pracy mogłem odetchnąć z ulgą. Zabieg się udał. Przyjaciółka mi pogratulowała i zaprosiła na kawę w ramach przerwy. Nie zdążyłem nawet jej dopić, bo zostałem ponownie wezwany na blok operacyjny. Tym razem zdołałem się dowiedzieć, że moim pacjentem jest mężczyzna w wieku około czterdziestu lat. Miał wypadek samochodowy i jego stan jest dużo gorszy niż Emily. Ma na imię Charles, jego czaszka jest pęknięta, a mózg prawdopodobnie uszkodzony. Gdy myłem ręce pomyślałem o Harry'm i na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Szybko wymazałem jego widok z przed oczu z potrzebą skupienia się. Wchodząc na  blok nie mogłem się już ociągać, jedna z pielęgniarek zaczęła mówić mi co dokładnie się wydarzyło, a ja słuchałem uważnie. Głowa mężczyzny była unieruchomiona i wygolona, abym mógł przeprowadzić jedną z najtrudniejszych operacji w moim życiu. Wziąłem do ręki potrzebną rzecz, czyli małą piłkę mechaniczną służącą do przecinania czaszki i zawahałem się przez chwilę. Próbowałem sobie dokładnie przypomnieć, kiedy to ja byłem praktykantem i oglądałem dokładnie taki zabieg. Kiedy uczyłem się na studiach z książki jak to zrobić. Gdy już byłem pewien wcisnąłem przycisk na urządzeniu, po czym oprócz szybkiego pikania aparatury można było usłyszeć również dźwięk kręcącego się ostrza. Przejechałem nim w odpowiednim miejscu i krew zaczęła wypływać. To zły znak, bo jej tu nie powinno być zbyt wiele. W mojej prawej ręce znalazły się szczypce, którymi nie zdążyłem nic zrobić, bo maszyna monitorująca pracę serca zanotowała spadek i zaczęła wydawać donośny dźwięk. Spojrzałem szybko na jednego z moich asystentów i pokiwał głową. Zajął moje miejsce, a ja przysunąłem bliżej wózek z urządzeniem defibrylującym. Jedna z pielęgniarek krzyknęła 'clear', po czym przyłożyłem elektrody do ciała Charlesa, a ono podskoczyło. Na monitorze nie było widać poprawy. Powtórzyłem czynność kilka razy, a w międzyczasie pacjent dostał dawkę tlenu. Jego serce wciąż zwalniało, a ja wciąż zwiększałem dawkę prądu w elektrodach. Gdy doszedłem do maksymalnej ilości i użyłem jej na mężczyźnie wciąż nie było reakcji. Stałem nad nim ze świadomością, że nie dałem rady go uratować. Jedna z pielęgniarek zanotowała czas zgonu i położyła rękę na moim ramieniu, mówiąc, że jej przykro i powinienem poinformować rodzinę czekającą na korytarzu. Wszystko działo się tak szybko... Wciąż byłem w szoku, ale wyszedłem z sali i od razu rzuciła się na mnie kobieta z mnóstwem pytań. Była z nią dwójka dzieci, uśmiechnąłem się do nich lekko i wciąż nic nie mówiąc patrzyłem na kobietę, z której oczu zaczęły wypływać łzy.
-Przykro mi, pani mąż zmarł. Zrobiliśmy wszystko co w Naszej mocy... -od zawsze wiedziałem, że przekazywanie rodzinie pacjentów informacji o śmieci będzie trudne. Takie właśnie było...
-Niech pan przestanie! Chcę się z Nim zobaczyć! -zaczęła krzyczeć kobieta. Gdy ponownie powiedziałem jej złą nowinę zaczęła uderzać mnie lekko pięściami po czym nie miałem serca jej nie przytulić. W końcu cierpiała teraz z mojego powodu. Po chwili blondynka się uspokoiła i podziękowała grzecznie idąc w stronę dzieci. Wciąż ją obserwowałem ze łzami w oczach, kiedy mówiła synkowi i córeczce, że ich tatuś poszedł do nieba. Poszedłem zdjąć ubranie na którym wciąż była krew. Nienawidziłem siebie. To z mojej winy ten mężczyzna umarł. Gdy szedłem na studia medyczne wiedziałem, że to prędzej czy później się wydarzy... Usiadłem na podłodze podciągając kolana ku sobie i przytulając się do nich zacząłem płakać. Zabiłem człowieka! Charles osierocił dwójkę dzieci, a jego żona jest teraz z nimi sama. Zapewne znajdzie się jakaś rodzina, żeby pomóc jej w opiece, ale na dłuższy czas zostanie bez nikogo. Usłyszałem pukanie do drzwi, które mnie nie zbyt przejęło. Po chwili przy mnie znalazła się moja przyjaciółka.
-Słyszałam co się stało. Przykro mi Louis... Pamiętaj, że to nie Twoja wina. Takie rzeczy się zdarzają w szpitalach. Już późno, idź do domu, do Harry'ego i postaraj się o tym wszystkim zapomnieć. Spróbuję załatwić Ci jutro dzień wolny, dobrze? -objęła mnie, a ja zacząłem szlochać oparty o jej ramię. Po chwili przetarłem łzy z twarzy i pożegnałem się z Danielle. Do domu postanowiłem iść pieszo, po drodze jednak zatrzymałem się przy jakimś klubie, który był już otwarty. Wszedłem do niego i podchodząc do baru poprosiłem najmocniejsze co mają. Po chwili barman podał mi szklankę jakiegoś trunku. Nie obchodziło mnie co to. Wypiłem spory łyk, po czy zamówiłem jeszcze raz. Po jakimś czasie pogubiłem się w liczeniu i czułem się już na prawdę mocno upity. Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem pierwszy numer na jaki trafiłem, licząc, że to Nick, a nie Harry. Martwiłby się o mnie nie potrzebnie. Podałem adres i poprosiłem, aby ten ktoś zabrał mnie do domu. Po zakończeniu rozmowy ponownie zamówiłem alkohol...

***ELEANOR***

Byłam zdziwiona gdy o tej porze zadzwonił do mnie telefon. Jeszcze bardziej mnie zaskoczył głos pijanego Louisa proszącego, żeby zabrać go do domu. Byłam już w piżamie, więc szybko się przebrałam i wykonałam lekki makijaż, bez którego nie ruszam się z domu. Wzięłam torebkę i korzystając z tego, że adres podany przez Tomlinsona był niedaleko poszłam pieszo. Gdy dotarłam do klubu nocnego pomyślałam co musiało się stać, żeby ktoś taki jak święty doktorek tutaj zawitał. Szybko odnalazłam go w tłumie. Siedział przy barze wykrzykując coś kompletnie pijany. Podeszłam do niego i usłyszałam swoje imię i sporo innych, niezrozumiałych słów. Chwyciłam go za pas i wyprowadziłam z budynku. Ledwo stał na nogach. Objął mnie, a ja stwierdziłam, że pieszo do jego domu jest za daleko, na taksówkę będziemy musieli trochę poczekać, a przystanek autobusowy jest tuż za rogiem. Usadowiłam go na ławce, a sama zajrzałam do rozkładu. Mamy szczęście. Za 4 minuty powinien przyjechać czerwony pojazd. Dosiadłam się do przystojnego mężczyzny i objęłam go, tłumacząc, że będzie Nam cieplej. Rzeczywiście by się przydało, bo mam na sobie jedynie krótką czarną sukienkę, czarne szpilki i karmelowy płaszczyk rozpięty na tyle by odsłaniać mój dekolt. Autobus wreszcie przyjechał i zajęliśmy miejsca na tyłach. Wysiadliśmy na przystanku niedaleko domu Louisa i wciąż dziwiłam się, że on jeszcze jest w stanie iść. Nie mam pojęcia ile wypił, ale mogę przysiąc, że więcej niż w ciągu całego tego czasu od kiedy go znam. Poprosiłam go o klucze i rozkazałam bycie cicho. Przekręciłam zamek, po czym opierający się o drzwi mężczyzna wpadł do środka z hukiem. Przeturlałam go kawałek dalej bym mogła zamknąć dom. Ostatnia przeszkoda - schody. Dla pewności zapytałam go gdzie jest jego pokój. Zawahał się chwilę, ale wskazał odpowiednie miejsce. Gdy tam weszliśmy ucieszyłam się, że Harry'ego tu nie ma. Położyłam Tomlinsona na łóżku i zdjęłam mu buty i kurtkę, bo sam nie był w stanie już nawet siedzieć. Postanowiłam skorzystać z okazji i sama również zdjęłam moje okrycie wierzchnie. Pocałowałam Louisa, a po chwili on odwzajemnił mój pocałunek. Udało mi się sprowadzić go do pozycji siedzącej i zdjąć koszulkę. Całował mnie namiętnie po szyi, potem jego usta zeszły do mojego dekoltu. Odpiął mój zamek z tyłu sukienki, po czym podniosłam ręce do góry pokazując mu, że może swobodnie mnie rozebrać. Jedyne przeszkodą między nami były jego spodnie, do których zamka zaczęłam się dobierać. Szybko poszło zdjęcie ich, mimo iż były dosyć ciasne. Na sobie mieliśmy już jedynie bieliznę Ponownie zaczęłam go całować, a jego dłonie wylądowały na moich pośladkach. Wydałam z siebie głośny dźwięk zauważając stojącego w drzwiach ze łzami w oczach Harry'ego. Będę udawać, że go nie widzę, dopóki Tomlinson się nie zorientuje, lub nie zacznie marudzić, że nie powinniśmy tego robić.
-Chcę Cię teraz i tutaj. -powiedział mój kochanek, na co ja się tylko uśmiechnęłam.
-Kochanie, ale nie przy dzieciach. -odezwałam się i wskazałam palcem na miejsce pobytu Styles'a. Gdy tylko mężczyzna go zobaczył odepchnął mnie od siebie i próbował wstać z łóżka. Co nie wychodziło mu zbyt dobrze, bo od razu z Niego spadł i się przewrócił.
-Myślałem, że mnie kochasz i coś dla Ciebie znaczę, a ty... -nie skończył bo wybiegł, a ja uśmiechnęłam się widząc starania Louisa krzyczącego jego imię i próbującego wstać, a w efekcie pełzającego po podłodze.
-Harry, kochanie! Wszystko Ci wytłumaczę! To nie tak jak myślisz! -usłyszałam głośne trzaśnięcia drzwi na dole.
-Nie przejmuj się nim kotku, skończmy to co zaczęliśmy...
-Wynoś się stąd! Rozumiesz!? Wynocha! -zaczął krzyczeć, a ja zaśmiałam się mu głośno w twarz podchodząc do Niego leżącego na podłodze ze łzami w oczach.
-Jeszcze będziesz mnie błagał, żebym wróciła... -zabrałam swoje rzeczy i ubrałam się po zejściu ze schodów. Może nie osiągnęłam tego o co mi chodziło, ale mam satysfakcję bo jednak lepiej sytuacja się potoczyć nie mogła...

***HARRY***

Nie wierzę w to co zobaczyłem... Mój Lou i Eleanor w łóżku. On mówiący do niej te słowa... Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego okłamał mnie mówiąc, że mnie kocha? Dlaczego chciał się z nią przespać? Dlaczego mnie zdradził? Dlaczego dał mi szczęście tylko po ty, by je odebrać? On i jego miłość są wszystkim co mam... Właściwie co miałem... Bez Niego jestem nikim... Nie mam już ochoty ciągnąć tego wszystkiego... Na mnie nadszedł koniec. Szedłem płacząc w kierunku, który pierwszy nasunął mi się na myśl. Tower Brigde... Żegnaj Louisie Williamie Tomlinsonie... Mimo wszystko to ja przepraszam...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że ten rozdział podoba Wam się bardziej niż poprzedni. Już wczoraj pisałam, że ta część będzie ciekawa i wydaje mi się, że taka jest. Mam już napisane kilka rozdziałów do przodu, więc gdy tylko tutaj pojawi się 10 komentarzy opublikuję następny (nie tak bardzo od razu bo muszę go jeszcze poprawić, a na razie nie bardzo mam do tego chęci). Pozdrawiam:*

14 komentarzy:

  1. świetny *.* dodawaj następny! :D jestem strasznie ciekawa co teraz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie ciekawy rozdział. Dlaczego Lou to zrobił? :( Mam nadzieję, że Harry nie zrobi tego, co mi się wydaje, że chce zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  3. oby Harry sobie nic nie zrobił i wgl.... rozdział świetny czekam z niecierpliwością na następny ;D

    @kevinomania

    OdpowiedzUsuń
  4. AWFGHGFGHJWKJHGFGHJ *.*
    dodaj następny, nawet jak nie będziesz mieć tych 10 komentów, prooooszę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że się pogodzą. Bez kłótni byłoby zbyt dobrze :p Uwielbiam to opowiadanie!
    @OlgaGrosicka

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham to opowiadanie. Mam nadzieję że wszystko się ułoży a Hazz nie zrobi tego co myślę że chce zrobić. Czekam na next. :33

    OdpowiedzUsuń
  7. PIZDA Z TEJ EL -,-'
    Ja pierdole ile w tym emocji xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaka ta Eleanor głupia boże, powierzchowna aż do bólu. Ale czemu Lou zrobił z nią.. TO? Chcę wyjaśnień :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Włąśnie przeczytałam wszystkie rozdziały Twojego opowiadania, dzisiaj poleciła mi je kolezanka. Świetne jest <33 daj następny :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej ;DD jestem ciekawa, jak sie rozwinie ta sytuacja :p mam nadzieję, że Larry będzie dalej razem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajeb*sty ! . ; D
    Ale błagam , niech oni dalej bd razem ! . A Louis niech sie pierdzielnie w ten głupi łeb ! . Grrr. -,-
    Biedy Haza : (

    OdpowiedzUsuń
  12. JEZU CZEKAM NA NASTĘPNY ! :(

    OdpowiedzUsuń
  13. kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa !!!!!!!!!!!!!! Nie zabije się !!

    OdpowiedzUsuń
  14. od poczatku nie lubiłam el,ale teraz to juz przesadziła!

    OdpowiedzUsuń