***HARRY***
Jechaliśmy samochodem, panowała cisza. Było mi przykro z powodu tego co się stało. Ale to w końcu nie były moje narkotyki. Co jeśli mama mi nie uwierzy, że to nie moje? Zawiodła się na mnie. Po raz kolejny. Było już tyle powodów, a ja ciągle dodaje ich więcej. Czemu nie potrafię być normalnym dzieciakiem nie sprawiającym problemów wychowawczych? Gdzie my w ogóle jedziemy? Zastanowiłem się i przypomniałem sobie poranną rozmowę mamy z Gem. Celem naszej podróży jest ginekolog, znajomy mamy spoza Londynu.
-Co ty do cholery wyprawiasz. -mama rzuciła wściekle przerywając ciszę i moje rozważania.
-Mamo, ja prze...
-Za co przepraszasz, za to że niszczysz sobie życia? A co jeżeli kiedyś przedawkujesz? Pomyślałeś kiedyś jaki ból mi sprawisz odchodząc?
-Ale to nie moje, ktoś mi to podrzucił. -czułem się winny, mimo iż nic nie zrobiłem. Chciałem się jakoś wytłumaczyć.
-Musisz kłamać? Nie potrafisz się przyznać do błędu? Czemu nie możesz być taki jak twoja siostra?- mówiąc ostatnie zdanie miała łzy w oczach i niepewny głos.
-Mam przynieść Ci do domu bachora? Tego chcesz?- gdy to powiedziałem, od razu zacząłem żałować. Gemma siedziała cicho. Nie powiedziała ani słowa.
-Może tak byłoby lepiej, niż wyniszczać swój organizm? Harry, jesteś uzależniony, przyznaj się. -mówiąc to wciąż płakała. Chciałem zrobić coś by mi uwierzyła, ale nie wiedziałem co. To kumple Malika mnie w to wpakowali, bo on tak kazał. Na pewno. Za co w ogóle on mnie tak nienawidził? A może po prostu lubił się znęcać nad słabszymi, ja zresztą ewidentnie taki byłem. Patrzyłem na mamę siedzącą z przodu, miała zapłakane oczy i co chwila przecierała łzy z policzków. Była zdenerwowana. Nie jechała całkiem prosto. Trzęsły jej się ręce. Moja siostra natomiast patrzyła przed siebie i była smutna lub zdenerwowana. Z niej trudno wyczytać emocje. Ja również byłem roztrzęsiony, miałem żal do mamy że mi nie wierzy i byłem wściekły na Malika i jego bandę. Mama nagle coś powiedziała:
-Obiecaj, że nigdy więcej nie weźmiesz narkotyków.
-Jak mam to obiecać, skoro nigdy nie brałem!!! -krzyknąłem
-Obiecaj!! -mama odpowiedziała krzykiem. Nagle zamiast skręcić samochód pojechał prosto, spadaliśmy z małego pagórka, przed nami było jezioro. Ogromne jezioro, mama nie mogła nic zrobić. Za chwilę do niego wpadniemy. Czułem strach. Bałem się nie tylko o siebie, ale także o moją rodzinę. Stało się, wpadliśmy do zbiornika wodnego. Zanim woda zaczęła wypełniać samochód zdążyłem powiedzieć przez łzy krótkie:
-Obiecuję. Po czym energicznie nacisnąłem na klamkę samochodu, który był już do połowy zanurzony w wodzie i szybko wyskoczyłem na powierzchnię wody.. Wiedziałem, że muszę ratować moją mamę, siostrę i jej dziecko. Próbowałem otworzyć drzwi, lecz nie dało się, auto coraz bardziej znikało pod wodą. Wszedłem przez drzwi, którymi udało mi się wyjść. Działałem instynktownie. Zacząłem wyciągać Anne z samochodu kiedy spostrzegłem, że jest nieprzytomna. Próbowałem odpiąć jej pasy, zacięły się, ciągnąłem z całej siły by w końcu po chwili udało mi się ją oswobodzić. Zacząłem ją ciągnąć. Wydostaliśmy się z samochodu. Próbowałem dopłynąć do brzegu, który znajdował się dosyć niedaleko lecz mama była ciężka. Nie miałem siły, ale wiedziałem, że dam radę. Nagle poczułem grunt pod nogami. Stanąłem na moich kończynach poczułem piorunujący ból, wtedy uświadomiłem sobie, że są złamane. Przeszedłem za linię wody z Anne na barkach. Wiedziałem, że muszę wrócić po Gemmę. Nagle zakręciło mi się w głowie. Poczułem że upadam...
***LOUIS***
Już miałem zbierać się do domu gdy usłyszałem: Doktor Tomlinson proszony na salę operacyjną. Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że moja zmiana już się skończyła. Dzisiaj nie pracowałem jak lekarz. Po prostu siedziałem w gabinecie i rozkładałem swoje rzeczy. Teraz prawdopodobnie czeka mnie moja pierwsza operacja. Nie wiedziałem czy mam się cieszyć, czy smucić z powodu losu pacjenta. Czym prędzej ruszyłem stronę Bloku Operacyjnego. Zacząłem się przygotowywać ubrałem strój do operacji następnie dokładnie umyłem ręce środkiem zabijającym bakterie. Ubrałem rękawiczki i wszedłem na salę. Wziąłem kartę pacjenta i zacząłem służbową konwersację z pielęgniarkami.
-Jak się nazywa pacjent?
-Harold Edward Styles. -odpowiedziała kobieta z miłym głosem.
-Jak do nas trafił?
-Był ofiarą wypadku. Został przetransportowany helikopterem z okolic Londynu. Jechał z matką i ciężarną siostrą. Tylko on przeżył.- słysząc to posmutniałem nad losem tego chłopaka. Wciąż prowadziłem dialog z uroczą pielęgniarką. Rozmawialiśmy o urazach, grupie krwi i ilości środków znieczulających. Takie tam medyczne aspekty. Miał pękniętą wątrobę, uszkodzoną nerkę, wstrząśnienie mózgu oraz złamaną nogę, jego stan był krytyczny. Musiałem go uratować. Wiedziałem, że to mój obowiązek.
Zaczynamy? -powiedziała urocza pracownica szpitala.
-Tak, oczywiście. -po czym zacząłem operację. Nie było to proste, do tej pory tylko się tego uczyłem, a teraz musiałem przeprowadzić poważną operację w jamie brzusznej samotnie. Bez pomocy i wskazówek starszych lekarzy. Trochę się denerwowałem lecz już po chwili zająłem się swoją pracą. Zrobiłem niewielkie nacięcie skalpelem na linii narysowanej flamastrem po czym zająłem się zszywaniem wątroby. Była poważnie pęknięta. Użyłem rozpuszczalnych szwów, które my lekarze nazywamy zbawieniem chirurgów, bo nie trzeba ich potem wyciągać. Gdy po pewnym czasie dokładnie zszyłem największy organ wewnętrzny człowieka nadeszła pora zrobić przeszczep nerki od jego zmarłej matki. Organ filtrujący mojego pacjenta nie był w stanie się zregenerować. Na pierwszy rzut oka się udało, więcej dowiemy się gdy się obudzi. Operacja prawdopodobnie się udała. byłem z siebie dumny. Uratowałem człowieka. Mój pacjent został przewieziony na Odział Intensywnej Terapii.
Jezuu . xd jego rodzina .? szkoda . ale niezłe uwielbiam dramaty i te łezki w oku .<33
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
OdpowiedzUsuńO kurwa. Serio ?
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że aż tak to się potoczy.
Wow. Strasznie mi szkoda Harry'ego ...
No nic, idę czytać dalej. x