***LOUIS***
Martwię się o Hazzę. Nie mam pojęcia gdzie jest. Po co ja go pocałowałem? Nie mogłem się oprzeć czy to to z powodu kłótni? Tak czy owak Loczek zniknął. Nie wiem gdzie jest, ani kiedy wróci. Najwyraźniej rano wstał wcześniej. Dzwoniłem do niego cały dzień, nie odebrał. Po południu poprosiłem kolegę z pracy by w razie czego mnie zastąpił i pojechałem pod szkołę. Czekałem, aż Harry wyjdzie, lecz go nie zobaczyłem. Udałem się do dyrekcji pod pretekstem sprawdzenia, jak sobie radzi. Był dziś w szkole na wszystkich lekcjach. Po prostu nie spostrzegłem gdy wychodził. Pomyślałem, ze będzie w domu. Pojechałem tam, ale było pusto. Przez chwilę zastanawiałem się gdzie mógł pójść, do głowy wpadł mi pomysł. Jego dawny dom. Gdy tam dotarłem, znowu się zaskoczyłem. Tutaj tez go nie było. Teraz siedzę tutaj i czekam, mając nadzieję, że przyjdzie. Czekam od kilku godzin. Zastanawiam się nad tym co zaszło. Rozmawiałem z Dan, doradziła mi, żebym powiedział mu, że nie chciałem go pocałować. Że tak wyszło, ale to byłoby kłamstwo bo chciałem. I wciąż chcę. Nie mogę przestać myśleć o jego słodkich i ciepłych ustach, których właściciel zawładnął moim sercem. Co jeśli Hazza się mnie boi? Boi się, że jestem jakimś pedofilem i uciekł? Sprawdziłem rano, nie wziął ze sobą wiele rzeczy. Tylko te co zwykle do szkoły. Nie powinienem tu siedzieć i nic nie robić, zaczyna się ściemniać. Może powinienem pojechać na policję i zgłosić zaginięcie? Tak też zrobię, wstałem z kanapy i udałem się na komisariat. Opowiedziałem mundurowemu co się wczoraj stało, pomijając pocałunek. Obiecali, że spróbują go znaleźć. Mi kazali wrócić do domu i czekać aż wróci. Czekałem, a czas mijał nieubłaganie. Każda sekunda z myślą, że za chwilę może otworzyć drzwi i udawać, że nic się nie stało była torturą. Tak, teraz marzyłem, by to po prostu się nie wydarzyło i było tak jak wczoraj po południu. Może trochę lepiej.
***HARRY***
Dziwnie było spędzać czas z rodziną Malika. Wszyscy się dobrze bawili, tylko Zayn dziwnie na mnie spoglądał. Czułem się nieswojo i jakoś tak... inaczej. W tym domu wszyscy byli szczęśliwi, może oprócz mojego wroga, ale chyba po prostu się krępował. Zawsze wyobrażałem sobie jego bliskich jako takich wrednych jak on. Okazało się, że w domu jest inny. Młodsze rodzeństwo bardzo go lubiło. Chcieli się z nim bawić. On nie odmawiał, tylko cały czas patrzył na mnie. Patrzył, jakby na coś czekał. Czekał, aż sobie pójdę? Bardzo bym chciał, ale on sam sprawił, że wciąż tu jestem. Nie rozumiem jego powodów. Może na prawdę chce mnie zabić? Powinienem poinformować Lou, gdzie jestem. Od rana wydzwania, na pewno martwi się gdzie jestem. W tym momencie podeszła do mnie pani Malik.
-Co się stało? Czemu jesteś taki przygnębiony? -zapytała troskliwie.
-Nic, po prostu... po prostu jestem zmęczony. -wymyśliłem powód mojego zachowania.
-Więc idź się połóż spać, nie chcemy żebyś się nie wyspał. -powiedziała troskliwie. Wystraszyłem się, co by było, gdybym poszedł spać przed Zaynem. Przeszły mnie ciarki.
-Też jestem zmęczony, Harry, idziemy spać? -podszedł do nas mulat, nazwał mnie Harry i zapytał się czy idę spać, zdziwiłem się. Czy on udaje przed rodziną, czy przed tymi bandziorami. Już nie wiem co mam myśleć.
-Tak, oczywiście. Dobranoc pani Malik. -grzecznie się pożegnałem.
-Dobrej nocy dzieci. -mówiła tonem, jakby miała nas ułożyć do łóżka i zaśpiewać kołysankę. Starała się dbać o wszystkich. Mój towarzysz wskazał ręką schody. Miałem tam iść i to pierwszy. Zawahałem się i spojrzałem na wesołą rodzinę mojego wroga. Czy oni pozwoliliby mu mnie skrzywdzić? Chociaż... nawet nie musieliby wiedzieć. Zabiłby mnie w nocy, zakopał zwłoki i powiedział reszcie, że wstałem wcześniej. Potem by wymyślił, że się pokłóciliśmy lub się wyprowadziłem. Tutaj udawałem jego przyjaciela, nie wiem nawet po co. Może robię to, by jego bliscy nie dowiedzieli się o tym jaki potrafi być ich współlokator. Pewnie o tym wiedzą, nie mają tylko pojęcia, że ja jestem jedną z jego ofiar. W końcu wszedłem po schodach, następnie w pokoju zauważyłem jedno łóżko. Jedno! Zayn spojrzał na mnie i powiedział, że ja będę na nim spał, a on idzie poszukać pompki do materaca. Wolałem się nie przebierać, żeby jutro rano przypadkiem nie spotkać niemiłej niespodzianki w stylu: nie ma moich ubrań, siostra Zayna może mi pożyczyć sukienkę. Usiadłem na moim miejscu spoczynku, po chwili wściekły chłopak kopnął drzwi, wziął wdech jakby nie chciał okazywać mi złości.
-Nie znalazłem pompki, muszę nadmuchać tradycyjnie. Trochę mi to zajmie, połóż się już spać. -mam iść spać, gdy on będzie dmuchać materac? Idealna sytuacja by mnie wykończyć. Postanowiłem go jednak posłuchać, bez słowa położyłem się pod kołdrą i obróciłem w stronę ściany. Mój plan to udawanie snu.
-Dobranoc. -rzucił krótko szepcząc Zayn. Minęło sporo czasu. Ja byłem już naprawdę śpiący i bałem się, że poddam się objęciom Morfeusza. Przekręciłem się na drugi bok. Zobaczyłem jak mulat dalej męczy się z pompowaniem materaca. Był zmęczony. Zauważył, że nie śpię. Uśmiechnął się do mnie, co wydało mi się dziwne. W tym momencie moje serce zmiękło.
-Skończ już z tym. Zmieścisz się obok mnie. -gdy tylko to powiedziałem, zacząłem tego żałować. Chłopak podszedł w stronę łóżka. Zrobiłem mu trochę miejsca.
-Dziękuję Ci Harry. I jeszcze raz przepraszam... -wciąż targa nim poczucie winy? Zastanawiałem się gdy człowiek, który jeszcze wczoraj mnie pobił wchodził pod kołdrę i kładł się obok mnie. Przełknąłem ciężko ślinę. Oschle przekręciłem się na poprzedni bok i zamknąłem oczy. Nie chciałem zasnąć, tylko chwilę odpocząć i udawać, że śpię. Nie poddałem się, minęło chyba kilka godzin. Było mi zimno bo materiał okrywający nas znalazł się na podłodze. Nagle poczułem coś na swojej nodze. Miałem nadzieję, że to nie było to co myślałem. Moja nadzieja prysła po chwili, gdy lekko obróciłem głowę. Zobaczyłem, że jakimś cudem Zayn spał w samej bieliźnie, która była dosyć napięta. Stanął mu! Pewnie śniła mu się ta plastikowa cheerleaderka. Starałem się nie zwracać na to uwagi gdy nagle z jego ust usłyszałem moje imię. Więc śniłem mu się ja? Miał sny erotyczne ze mną? Najpierw niszczy mi życie, a potem śnię mu się i to w taki sposób? Tego już trochę za wiele. Po cichu wymknąłem się z pokoju, dotarłem do drzwi wyjściowych. Ubrałem buty i narzuciłem na siebie płaszcz. Padał deszcz. Dość mocno padał. Trudno, przejdę się kilka kilometrów to nic mi się nie stanie.
***ZAYN***
Obudziły mnie hałasy na schodach. Ktoś wychodził z domu. Zauważyłem, że obok mnie nie ma Harrego, czułem podniecenie, a mój członek stał na baczność. Czyżby dlatego mój przyjaciel, jeśli mogłem tak go nazwać, opuścił dom? Może czekał, aż wszyscy zasną, żeby się wymknąć. Szybko się ubrałem, słysząc krople deszczu obijające się o szyby. Wziąłem dwa parasole i pobiegłem odpowiednią stronę. Po chwili szybkiego spaceru ujrzałem przemoczonego chłopaka. Wcale się nie śpieszył. To musiała być osoba, której szukam. Podbiegłem do postaci.
-Czego chcesz Zayn? -zaczął mówić do mnie po imieniu, lekko ucieszyłem się z tego faktu. Ucieszyłem się również gdy pozwolił mi z nim spać. Czułem jego bliskość. Bliskość ukochanej osoby. Zrozumiałem, że nie ma nic cenniejszego na świecie niż uczucia, którymi obdarzają nas inni. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę go zdobyć. Jego i przebaczenie za grzechy.
-Pada deszcz, tam gdzie idziesz wcale nie jest tak blisko idąc stąd. Jeszcze się przeziębisz. -na prawdę bałem się o niego. Wczoraj go pobiłem, a dziś próbowałem przekonać, że się o niego martwię. Nawet sześcioletnie dziecko by w to nie uwierzyło. Nie odpowiedział tylko szedł dalej.
-Weź chociaż parasol! -krzyknąłem, gdy był już trochę dalej ode mnie.
-Nic od Ciebie nie chcę. Daj mi spokój, dzisiaj udawałem twojego przyjaciela, chociaż nie powinienem pomagać Ci okłamywać rodziny. Wiem, że ty też mnie nie lubisz, więc czemu to robisz? Czemu się nie odczepisz? -te słowa trochę zabolały. Zabolało, że mnie nie lubi. Że ma do tego mnóstwo powodów. Zabolało to, że on tak myśli o moich uczuciach. Nie wie, że kocham go jak nikogo innego na całym świecie.
-Czemu myślisz, że... Cię nie lubię?
-Wydaje mi się, że jesteś tutaj tylko przez poczucie winy. Nie martw się o mnie, gdy się rozchoruję nie będę Cie obwiniać. Wystarczy? -znowu próbował mnie wyminąć, tym razem zaszedłem mu drogę. Zatrzymał się.
-To nie prze poczucie winy. Po prostu trochę się zmieniłem. Wciąż próbuję się zmienić. Jeśli teraz nie wrócisz, to pójdę z tobą, wtedy oboje będziemy chorzy. Nie chcesz chyba żebym wylądował w szpitalu z zapaleniem płuc.-odpowiedziałem uśmiechając się.
-No dobrze, niech Ci będzie. -kompletnie nie rozumiałem tego co teraz zrobił. Dobrze, że nie dał się dłużej prosić, bo zaczynało mi brakować argumentów. Ciekawe czemu tak szybko go przekonałem. Czyżby on martwił się o mnie? A może po prostu ma tak dobre serce? Po chwili z powrotem byliśmy w domu. Cali przemoczenie. Nie wiem jak to możliwe, ale gdy minęliśmy próg zaśmialiśmy się porozumiewawczo. Moje serce w tej chwili próbowało wyskoczyć z ciała. Staraliśmy się nikogo nie obudzić. Udaliśmy się w stronę łazienek. Na szczęście, lub nieszczęście były dwie. Szybko zdjąłem swoje ubranie. Przemokłem nawet do bokserek, poniżej pasa owinąłem się ręcznikiem i poszedłem do szafy. Szybko znalazłem kilka ubrań dla siebie i Harrego. Była już 4.00 rano, więc pewnie nie pójdziemy już spać. Przez chwilę zastanowiłem się czy on pójdzie do szkoły w moim ubraniu i razem ze mną. Dziwnie by to wyglądało, ale najwyższa pora przestać martwić się tym co myślą o mnie ludzie. Zapukałem do łazienki w której był mój nowy kolega. Miałem nadzieję, że nowy kolega. Musiałem powstrzymać się od wyobrażeń, że jestem tam z nim. Nie otworzył drzwi tylko zapytał kto to. Odpowiedziałem, że to ja i zostawiam mu suche ubrania pod drzwiami. Sam też poszedłem się ubrać. Sporo czasu spędziłem przed lustrem układając swoją idealną fryzurę. Gdy już w końcu nacisnąłem na klamkę udałem się w stronę pokoju. Chwilę pomyślałem i stwierdziłem, że lokowaty chłopak albo jest na dole, albo postanowił po raz kolejny się wymknąć. Zszedłem po schodach i zobaczyłem jego siedzącego przy stole z dwoma kubkami jakiegoś napoju i talerzem kanapek. Był ubrany w to co mu dałem czyli jeansowe rurki, biały t-shirt i czarną bluzę. Wyglądał w tym ubraniu lepiej niż ja.
-Wypij, rozgrzeje Cię. I zjedz coś. -podał mi kubek z herbatą i przysunął w moją stronę talerz z kanapkami.
-Teraz ja Cię o to zapytam, dlaczego to robisz?
-Powiedziałeś, że się zmieniłeś. Może uznasz, że to dziwne, ale Ci wierzę. Zauważyłem to, myślałem jednak, że to tylko głupie gra pozorów. Powinieneś dostać drugą szansę jak każdy człowiek. Spróbuję, niestety nie potrafię jeszcze wybaczyć tego wszystkiego co robiłeś. Co do wypadku, to nie powinienem obwiniać Ciebie, tylko siebie. Muszę przemyśleć jeszcze kilka spraw. Mam nadzieję, że nie bawisz się ze mną w kotka i myszkę, tylko to co robisz jest szczere. -po tym co usłyszałem miałem ochotę podskoczyć z krzesła. Podskoczyć tak wysoko by dostać gwiazdę i dać ją Harremu.
-Przysięgam, że jestem szczery. -powiedziałem to, a on się do mnie uśmiechnął. Ten uśmiech jest jedną z najlepszych rzeczy jaką mógł mi dzisiaj dać. Po za drugą szansą oczywiście.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czytasz= komentujesz , jesteś tu=dodajesz się do obserwatorów. Następny rozdział po 10+ komentarzy pod tym.
Martwię się o Hazzę. Nie mam pojęcia gdzie jest. Po co ja go pocałowałem? Nie mogłem się oprzeć czy to to z powodu kłótni? Tak czy owak Loczek zniknął. Nie wiem gdzie jest, ani kiedy wróci. Najwyraźniej rano wstał wcześniej. Dzwoniłem do niego cały dzień, nie odebrał. Po południu poprosiłem kolegę z pracy by w razie czego mnie zastąpił i pojechałem pod szkołę. Czekałem, aż Harry wyjdzie, lecz go nie zobaczyłem. Udałem się do dyrekcji pod pretekstem sprawdzenia, jak sobie radzi. Był dziś w szkole na wszystkich lekcjach. Po prostu nie spostrzegłem gdy wychodził. Pomyślałem, ze będzie w domu. Pojechałem tam, ale było pusto. Przez chwilę zastanawiałem się gdzie mógł pójść, do głowy wpadł mi pomysł. Jego dawny dom. Gdy tam dotarłem, znowu się zaskoczyłem. Tutaj tez go nie było. Teraz siedzę tutaj i czekam, mając nadzieję, że przyjdzie. Czekam od kilku godzin. Zastanawiam się nad tym co zaszło. Rozmawiałem z Dan, doradziła mi, żebym powiedział mu, że nie chciałem go pocałować. Że tak wyszło, ale to byłoby kłamstwo bo chciałem. I wciąż chcę. Nie mogę przestać myśleć o jego słodkich i ciepłych ustach, których właściciel zawładnął moim sercem. Co jeśli Hazza się mnie boi? Boi się, że jestem jakimś pedofilem i uciekł? Sprawdziłem rano, nie wziął ze sobą wiele rzeczy. Tylko te co zwykle do szkoły. Nie powinienem tu siedzieć i nic nie robić, zaczyna się ściemniać. Może powinienem pojechać na policję i zgłosić zaginięcie? Tak też zrobię, wstałem z kanapy i udałem się na komisariat. Opowiedziałem mundurowemu co się wczoraj stało, pomijając pocałunek. Obiecali, że spróbują go znaleźć. Mi kazali wrócić do domu i czekać aż wróci. Czekałem, a czas mijał nieubłaganie. Każda sekunda z myślą, że za chwilę może otworzyć drzwi i udawać, że nic się nie stało była torturą. Tak, teraz marzyłem, by to po prostu się nie wydarzyło i było tak jak wczoraj po południu. Może trochę lepiej.
***HARRY***
Dziwnie było spędzać czas z rodziną Malika. Wszyscy się dobrze bawili, tylko Zayn dziwnie na mnie spoglądał. Czułem się nieswojo i jakoś tak... inaczej. W tym domu wszyscy byli szczęśliwi, może oprócz mojego wroga, ale chyba po prostu się krępował. Zawsze wyobrażałem sobie jego bliskich jako takich wrednych jak on. Okazało się, że w domu jest inny. Młodsze rodzeństwo bardzo go lubiło. Chcieli się z nim bawić. On nie odmawiał, tylko cały czas patrzył na mnie. Patrzył, jakby na coś czekał. Czekał, aż sobie pójdę? Bardzo bym chciał, ale on sam sprawił, że wciąż tu jestem. Nie rozumiem jego powodów. Może na prawdę chce mnie zabić? Powinienem poinformować Lou, gdzie jestem. Od rana wydzwania, na pewno martwi się gdzie jestem. W tym momencie podeszła do mnie pani Malik.
-Co się stało? Czemu jesteś taki przygnębiony? -zapytała troskliwie.
-Nic, po prostu... po prostu jestem zmęczony. -wymyśliłem powód mojego zachowania.
-Więc idź się połóż spać, nie chcemy żebyś się nie wyspał. -powiedziała troskliwie. Wystraszyłem się, co by było, gdybym poszedł spać przed Zaynem. Przeszły mnie ciarki.
-Też jestem zmęczony, Harry, idziemy spać? -podszedł do nas mulat, nazwał mnie Harry i zapytał się czy idę spać, zdziwiłem się. Czy on udaje przed rodziną, czy przed tymi bandziorami. Już nie wiem co mam myśleć.
-Tak, oczywiście. Dobranoc pani Malik. -grzecznie się pożegnałem.
-Dobrej nocy dzieci. -mówiła tonem, jakby miała nas ułożyć do łóżka i zaśpiewać kołysankę. Starała się dbać o wszystkich. Mój towarzysz wskazał ręką schody. Miałem tam iść i to pierwszy. Zawahałem się i spojrzałem na wesołą rodzinę mojego wroga. Czy oni pozwoliliby mu mnie skrzywdzić? Chociaż... nawet nie musieliby wiedzieć. Zabiłby mnie w nocy, zakopał zwłoki i powiedział reszcie, że wstałem wcześniej. Potem by wymyślił, że się pokłóciliśmy lub się wyprowadziłem. Tutaj udawałem jego przyjaciela, nie wiem nawet po co. Może robię to, by jego bliscy nie dowiedzieli się o tym jaki potrafi być ich współlokator. Pewnie o tym wiedzą, nie mają tylko pojęcia, że ja jestem jedną z jego ofiar. W końcu wszedłem po schodach, następnie w pokoju zauważyłem jedno łóżko. Jedno! Zayn spojrzał na mnie i powiedział, że ja będę na nim spał, a on idzie poszukać pompki do materaca. Wolałem się nie przebierać, żeby jutro rano przypadkiem nie spotkać niemiłej niespodzianki w stylu: nie ma moich ubrań, siostra Zayna może mi pożyczyć sukienkę. Usiadłem na moim miejscu spoczynku, po chwili wściekły chłopak kopnął drzwi, wziął wdech jakby nie chciał okazywać mi złości.
-Nie znalazłem pompki, muszę nadmuchać tradycyjnie. Trochę mi to zajmie, połóż się już spać. -mam iść spać, gdy on będzie dmuchać materac? Idealna sytuacja by mnie wykończyć. Postanowiłem go jednak posłuchać, bez słowa położyłem się pod kołdrą i obróciłem w stronę ściany. Mój plan to udawanie snu.
-Dobranoc. -rzucił krótko szepcząc Zayn. Minęło sporo czasu. Ja byłem już naprawdę śpiący i bałem się, że poddam się objęciom Morfeusza. Przekręciłem się na drugi bok. Zobaczyłem jak mulat dalej męczy się z pompowaniem materaca. Był zmęczony. Zauważył, że nie śpię. Uśmiechnął się do mnie, co wydało mi się dziwne. W tym momencie moje serce zmiękło.
-Skończ już z tym. Zmieścisz się obok mnie. -gdy tylko to powiedziałem, zacząłem tego żałować. Chłopak podszedł w stronę łóżka. Zrobiłem mu trochę miejsca.
-Dziękuję Ci Harry. I jeszcze raz przepraszam... -wciąż targa nim poczucie winy? Zastanawiałem się gdy człowiek, który jeszcze wczoraj mnie pobił wchodził pod kołdrę i kładł się obok mnie. Przełknąłem ciężko ślinę. Oschle przekręciłem się na poprzedni bok i zamknąłem oczy. Nie chciałem zasnąć, tylko chwilę odpocząć i udawać, że śpię. Nie poddałem się, minęło chyba kilka godzin. Było mi zimno bo materiał okrywający nas znalazł się na podłodze. Nagle poczułem coś na swojej nodze. Miałem nadzieję, że to nie było to co myślałem. Moja nadzieja prysła po chwili, gdy lekko obróciłem głowę. Zobaczyłem, że jakimś cudem Zayn spał w samej bieliźnie, która była dosyć napięta. Stanął mu! Pewnie śniła mu się ta plastikowa cheerleaderka. Starałem się nie zwracać na to uwagi gdy nagle z jego ust usłyszałem moje imię. Więc śniłem mu się ja? Miał sny erotyczne ze mną? Najpierw niszczy mi życie, a potem śnię mu się i to w taki sposób? Tego już trochę za wiele. Po cichu wymknąłem się z pokoju, dotarłem do drzwi wyjściowych. Ubrałem buty i narzuciłem na siebie płaszcz. Padał deszcz. Dość mocno padał. Trudno, przejdę się kilka kilometrów to nic mi się nie stanie.
***ZAYN***
Obudziły mnie hałasy na schodach. Ktoś wychodził z domu. Zauważyłem, że obok mnie nie ma Harrego, czułem podniecenie, a mój członek stał na baczność. Czyżby dlatego mój przyjaciel, jeśli mogłem tak go nazwać, opuścił dom? Może czekał, aż wszyscy zasną, żeby się wymknąć. Szybko się ubrałem, słysząc krople deszczu obijające się o szyby. Wziąłem dwa parasole i pobiegłem odpowiednią stronę. Po chwili szybkiego spaceru ujrzałem przemoczonego chłopaka. Wcale się nie śpieszył. To musiała być osoba, której szukam. Podbiegłem do postaci.
-Czego chcesz Zayn? -zaczął mówić do mnie po imieniu, lekko ucieszyłem się z tego faktu. Ucieszyłem się również gdy pozwolił mi z nim spać. Czułem jego bliskość. Bliskość ukochanej osoby. Zrozumiałem, że nie ma nic cenniejszego na świecie niż uczucia, którymi obdarzają nas inni. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę go zdobyć. Jego i przebaczenie za grzechy.
-Pada deszcz, tam gdzie idziesz wcale nie jest tak blisko idąc stąd. Jeszcze się przeziębisz. -na prawdę bałem się o niego. Wczoraj go pobiłem, a dziś próbowałem przekonać, że się o niego martwię. Nawet sześcioletnie dziecko by w to nie uwierzyło. Nie odpowiedział tylko szedł dalej.
-Weź chociaż parasol! -krzyknąłem, gdy był już trochę dalej ode mnie.
-Nic od Ciebie nie chcę. Daj mi spokój, dzisiaj udawałem twojego przyjaciela, chociaż nie powinienem pomagać Ci okłamywać rodziny. Wiem, że ty też mnie nie lubisz, więc czemu to robisz? Czemu się nie odczepisz? -te słowa trochę zabolały. Zabolało, że mnie nie lubi. Że ma do tego mnóstwo powodów. Zabolało to, że on tak myśli o moich uczuciach. Nie wie, że kocham go jak nikogo innego na całym świecie.
-Czemu myślisz, że... Cię nie lubię?
-Wydaje mi się, że jesteś tutaj tylko przez poczucie winy. Nie martw się o mnie, gdy się rozchoruję nie będę Cie obwiniać. Wystarczy? -znowu próbował mnie wyminąć, tym razem zaszedłem mu drogę. Zatrzymał się.
-To nie prze poczucie winy. Po prostu trochę się zmieniłem. Wciąż próbuję się zmienić. Jeśli teraz nie wrócisz, to pójdę z tobą, wtedy oboje będziemy chorzy. Nie chcesz chyba żebym wylądował w szpitalu z zapaleniem płuc.-odpowiedziałem uśmiechając się.
-No dobrze, niech Ci będzie. -kompletnie nie rozumiałem tego co teraz zrobił. Dobrze, że nie dał się dłużej prosić, bo zaczynało mi brakować argumentów. Ciekawe czemu tak szybko go przekonałem. Czyżby on martwił się o mnie? A może po prostu ma tak dobre serce? Po chwili z powrotem byliśmy w domu. Cali przemoczenie. Nie wiem jak to możliwe, ale gdy minęliśmy próg zaśmialiśmy się porozumiewawczo. Moje serce w tej chwili próbowało wyskoczyć z ciała. Staraliśmy się nikogo nie obudzić. Udaliśmy się w stronę łazienek. Na szczęście, lub nieszczęście były dwie. Szybko zdjąłem swoje ubranie. Przemokłem nawet do bokserek, poniżej pasa owinąłem się ręcznikiem i poszedłem do szafy. Szybko znalazłem kilka ubrań dla siebie i Harrego. Była już 4.00 rano, więc pewnie nie pójdziemy już spać. Przez chwilę zastanowiłem się czy on pójdzie do szkoły w moim ubraniu i razem ze mną. Dziwnie by to wyglądało, ale najwyższa pora przestać martwić się tym co myślą o mnie ludzie. Zapukałem do łazienki w której był mój nowy kolega. Miałem nadzieję, że nowy kolega. Musiałem powstrzymać się od wyobrażeń, że jestem tam z nim. Nie otworzył drzwi tylko zapytał kto to. Odpowiedziałem, że to ja i zostawiam mu suche ubrania pod drzwiami. Sam też poszedłem się ubrać. Sporo czasu spędziłem przed lustrem układając swoją idealną fryzurę. Gdy już w końcu nacisnąłem na klamkę udałem się w stronę pokoju. Chwilę pomyślałem i stwierdziłem, że lokowaty chłopak albo jest na dole, albo postanowił po raz kolejny się wymknąć. Zszedłem po schodach i zobaczyłem jego siedzącego przy stole z dwoma kubkami jakiegoś napoju i talerzem kanapek. Był ubrany w to co mu dałem czyli jeansowe rurki, biały t-shirt i czarną bluzę. Wyglądał w tym ubraniu lepiej niż ja.
-Wypij, rozgrzeje Cię. I zjedz coś. -podał mi kubek z herbatą i przysunął w moją stronę talerz z kanapkami.
-Teraz ja Cię o to zapytam, dlaczego to robisz?
-Powiedziałeś, że się zmieniłeś. Może uznasz, że to dziwne, ale Ci wierzę. Zauważyłem to, myślałem jednak, że to tylko głupie gra pozorów. Powinieneś dostać drugą szansę jak każdy człowiek. Spróbuję, niestety nie potrafię jeszcze wybaczyć tego wszystkiego co robiłeś. Co do wypadku, to nie powinienem obwiniać Ciebie, tylko siebie. Muszę przemyśleć jeszcze kilka spraw. Mam nadzieję, że nie bawisz się ze mną w kotka i myszkę, tylko to co robisz jest szczere. -po tym co usłyszałem miałem ochotę podskoczyć z krzesła. Podskoczyć tak wysoko by dostać gwiazdę i dać ją Harremu.
-Przysięgam, że jestem szczery. -powiedziałem to, a on się do mnie uśmiechnął. Ten uśmiech jest jedną z najlepszych rzeczy jaką mógł mi dzisiaj dać. Po za drugą szansą oczywiście.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czytasz= komentujesz , jesteś tu=dodajesz się do obserwatorów. Następny rozdział po 10+ komentarzy pod tym.
Jak obiecałam, tak też się stanie. Dziś będę kontynuowała moje wypociny, chociaż sama nie wiem, czy jest w tym sens, tzn. czy w ogóle to przeczytasz, ale mam taką nadzieję. ; 3
OdpowiedzUsuńRozdział jest na prawdę świetny, tylko szkoda mi Louisa. ; /
Mam nadzieję... ugh, to głupio zabrzmi, ale wolałabym by Harry był z Lou, niż z Zaynem, chociaż bardzo lubię Malika moje serduszko jest bardziej ku Larry'emu, a nie Zarry'emu. ; )
Chociaż jeśli mogę się leciutko wtrącić, to taki przelotny romans Hazzy i Zayna byłby nawet fajny.
Byle Lou nie był skrzywdzony, bo tego bym raczej nie wytrzymała.
Love You.
K. xX
Wow laska masz talent ;>
OdpowiedzUsuńaww *______*
OdpowiedzUsuńto jest genialne
umm , stwierdzam zgon , bo dołeczki Harrego X DDD
OdpowiedzUsuńej, czemu 10+ ?
OdpowiedzUsuńkurde, jestem zła, bo kiedy ja się kolejnego doczekam, jak to dopiero piąty jest.. ;-/
opowiadanie zajebiste ;-*
ps . nienawidzę kodów z obrazków
Lubie tooo :D
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest swietne :>
OdpowiedzUsuńekstra = ]
OdpowiedzUsuńsiema, mam pytanko ~,~
OdpowiedzUsuńczemu piszesz tak... zajebiście?! |>.<|
och & ach <3
OdpowiedzUsuńnigdy nie byłam dobra w pisaniu pochwał, więc tylko tyle powiem, że jest mega fajne i czekam na kolejny ;D
Stwierdzam zgon bo zajebisty blog. xD
OdpowiedzUsuńZajebiste czekam na nn XX Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTooo moje pierwsze opwiadanie o larrym, i stwietdzam że jest zajebiste
OdpowiedzUsuńcudowne *-*
OdpowiedzUsuń