23 sierpnia, 2012

Rozdział 7

***LOUIS***

Od dnia, w którym Harry zapadł w śpiączkę minęło nie wiele czasu. Codziennie chodziłem do pracy, operowałem ludzi, innych przyjmowałem w poradni chirurgicznej. Odwiedzałem mojego Loczka z nadzieją, że już powrócił do życia. Rokowania lekarza który się nim zajmuje są dobre, twierdzi, że jego..., że 'nasz' pacjent wkrótce się obudzi. Mam wielką nadzieję w jego nieomylność. W tym wszystkim wspierała mnie Danielle. Ona nie potrafi patrzeć na cierpienie innych i jest w stanie rozweselić każdego. Jest dla mnie przyjaciółką i siostrą, których z resztą mam sporo. Zastanawiam się, czy Hazza po osiągnięciu pełnoletności będzie chciał zamieszkać sam w domu rodzinnym, czy zostać ze mną. Głupi Louis, na co ja liczę? Że się we mnie zakocha i będziemy szczęśliwą parą? Ja zakochałem się w nim jak głupi, nawet nie wiem czy on mnie lubi. A co dopiero kocha. Mimo wszystko chcę się nim zająć, pocieszyć go i ulżyć mu w cierpieniu. Z każdym dniem jest lepiej, ale widzę, że cierpi. Coś go dręczy lecz nie chce powiedzieć co. Nie mam zamiaru go o to wypytywać. Zechce to powie, nie będę próbował nic na siłę. Poszedłem do szkoły w której się uczy, wyjaśniłem sytuację i opowiedziałem wszystko. Nauczyciele wiedzą, że ich uczeń jest w szpitalu i nie jest w stanie być na bieżąco w programem. Cieszy mnie ich wyrozumiałość. Jedynie wychowawca jest dziwny. Jakby go nie lubił. Dowiedziałem się o sprawie narkotyków. Zrobiłem Harremu badanie na obecność używek z włosa. Ta metoda potrafi wykryć czy pacjent zażywał narkotyki kiedykolwiek. Mój Loczek nie brał nic przez ostatnie pół roku, więc zapewne nigdy. Zaniosłem wyniki badań do dyrekcji. Przeprosili za błąd i postarają się to wyjaśnić. Sprawy się układają, tylko ON wciąż śpi.


***HARRY***

Otworzyłem oczy, pierwsze co zrobiłem to rozejrzałem się po sali. Nie było nikogo. Kto niby miałby być? Może tylko jakaś pielęgniarka, ale nie na nią liczyłem tylko na kogoś kto by się o mnie martwił. Wtedy dotarło do mnie, że nie ma na tym świecie nikogo takiego. Nikt się mną nie martwi, nikogo nie obchodzę. Nie wiem na jakim jestem oddziale. Pamiętam tylko, że byłem na rehabilitacji i poczułem ból. Wciąż boli. Nagle do pokoju weszła pielęgniarka. Nie widziałem jej wcześniej. Gdy zobaczyła, ze nie śpię nie zareagowała. Dla niej jestem tylko kolejnym pacjentem, który stąd wyjdzie i wróci do swojego życia. Tylko, że ja nie mam do czego wracać.
-Dzień dobry, widzę, że się obudziłeś. -powiedziała szorstko.
-A pani to...
-Jestem Alice, pielęgniarka z oddziału pourazowego.
-A gdzie Danielle? -zapytałem z nadzieją, że może gdzieś tu jest.
-Jaka Danielle? -zapytała ciekawie.
-Ta z Intensywnej Terapii. Albo doktor Tomlinson.
-Przykro mi, nie wiem. Doktora znam przychodzi tu prawie codziennie z jakąś mulatką. -słysząc to moje serce się uśmiechnęło.
-Ile byłem nie przytomny?
-Hmm, cztery dni. Brawo. Obudziłeś się dosyć szybko jak na kogoś po tak poważnej operacji. Boli Cię coś? Jeśli tak to podam Ci leki i znowu zaśniesz.
-Mogłaby pani.? Okropnie boli mnie głowa. -po czym podeszła do pulpitu z lekami, powciskała kilka przycisków, które piszczały przy dotykaniu ich. Poczułem jak ból uchodzi i zapadam w błogi sen...


***LOUIS***

Kolejny dzień wstaję do pracy. Nie myślałem, że dorosłe życie jest takie monotonne. Wsiadając do samochodu myślałem co by było gdyby Hazza się nie obudził. Byłbym w stanie żyć, codziennie czekając, aż mój ukochany ocknie się ze snu? To smutne na jakie próby wystawia nas Bóg. Odpaliłem auto i ruszyłem w stronę szpitala. Jest 8.10. Już jestem spóźniony, to przez ten cholerny budzik. Gdy tylko wszedłem do szpitala powitała mnie ta sama pielęgniarka co zwykle. Obiecała, że nikomu nie powie o moim spóźnieniu. Ledwo zdążyłem wejść do gabinetu, a usłyszałem, że mam zjawić się na sali operacyjnej. Szybko przebrałem się i powędrowałem w miejsce mojej pracy. Miałem operować kobietę, którą potrącił samochód. Umyłem się i wszedłem na blok. Zapowiadało się, że spędzę tu kilka godzin. Po udanej operacji wyszedłem dumny na korytarz. Poinformowałem rodzinę pacjentki o jej stanie i rokowaniach. Potrzebowałem odpocząć. Byłem wykończony. Wszedłem do gabinetu, a na biurku leżała kartka.

Dzień dobry panie Tomlinson. Pana były pacjent Harold Styles obudził się ze śpiączki dzisiaj w nocy. Postanowiłam pana poinformować bo widzę, jak się pan martwi. Bolała go głowa więc podałam środki usypiające. Pytał o pana i niejaką Danielle. 
                                                                                                        Alice
Gdy tylko skończyłem czytać zapomniałem o zmęczeniu, pracy, o wszystkim. Po prostu biegłem by go zobaczyć. By zobaczyć jego zielone oczy, loki, może nawet dołeczki. Pytał o mnie, to zdanie mnie uszczęśliwiło najbardziej.


***HARRY***

Po raz kolejny się obudziłem. Miałem piękny sen. Śniąc, byłem pewien że to prawda. Moja rodzina żyła, a ja szedłem do parku z Tommo. A właśnie, ciekawe kiedy mnie odwiedzi? Tęsknię za mamą, siostrą i chyba zaczynam rozumieć, że za Lou i Dan też. Muszę go o coś poprosić gdy przyjdzie. On w ogóle wie czy się obudziłem? Pewnie nikt go nie poinformował. W końcu nie jest moją rodziną. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałem w tamtą stroną. Ujrzałem znajomą twarz, poczułem jak od środka wypełnia mnie radość na widok tego kogoś. To był Louis. Widząc mnie też się uśmiechnął, podszedł do mnie wypowiadając moje imię. Przytulił mnie. W jego uścisku czułem się bezpieczny, że nikt mnie nie skrzywdzi i nic mi nie grozi. Szepnął mi na ucho krótkie 'tęskniłem' po czym w moim oczach pojawiły się łzy. Nie smutku, tylko wzruszenia. Nie chciałem go wypuszczać. On widocznie też się wzruszył bo poczułem jak na moją szyję kapnęła jego łza. W końcu skończyliśmy tego i tak długiego już przytulasa.
-Jak się czujesz? -zapytał radośnie.
-Dobrze, tylko wciąż boli mnie głowa. To normalne?
-Miałeś operację czaszki, więc zapewne tak. -odpowiedział  rzucając mi uwodzicielski uśmiech, a może tylko ja tak chciałem go widzieć? Posłałem mu radosne spojrzenie. Po czym przypomniałem sobie o prośbie jaką mam do niego.
-Nie wiem co się ze mną stanie, gdy stąd wyjdę, ale Lou, proszę, obiecaj mi coś.
-Oczywiście, powiedz tylko co?
-Gdy stąd wyjdę, zabierzesz mnie na grób mojej matki i siostry. Tylko o to Cię proszę, o nic więcej -mówiąc to poczułem łzy napływające do moich oczu. Bardzo chciałem, żeby się zgodził.
-Obiecuję.-to krótkie słowo doprowadziło mnie do stanu euforii, byłem tak szczęśliwy, że jeszcze ktoś chce coś dla mnie zrobić. Zacząłem płakać mocniej, a on ponownie mnie przytulił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz