25 sierpnia, 2012

Rozdział 11

***HARRY***


Udawanie szczęścia nie jest takie proste, gdy się cierpi. Mówiłem Lou, że już jadłem. Prawda jest taka, że nie mam apetytu. Louis na szczęście nic nie podejrzewa. Po tym jak zrobiłem mu śniadanie, szybko je zjadł, przebrał się i wyszedł do pracy. Ja potrzebowałem odskoczni od problemów. Czegoś w rodzaju cięcia. Tylko, że mój opiekun wie o tym i zapewne zauważyłby nowe blizny. Nie chcę, żeby się martwił. On coś dla mnie znaczy. Jest ważny w moim życiu i nie mam ochoty go okłamywać. Niestety po tym jak zachowywał się wczoraj odnoszę wrażenie, że prawda go martwi lub szokuje. Włączyłem mojego laptopa i wpisałem w wyszukiwarce 'sposoby na samookaleczenia'. Wyskoczyło mi sporo propozycji. Na pierwszy miejscu oczywiście cięcie, to mam już za sobą. Druga metoda, natomiast mnie zainteresowała. 'Oparzenia skórne', opis mówi, że to bolesne i ludzie używają tego sposobu do karania siebie za błędy. Pomyślałem, że to idealne dla mnie, idealna kara za uśmiercenie rodziny. Poszedłem na dół do kuchni, zdjąłem koszulkę. Wziąłem z szuflady widelec, a następnie włączyłem kuchenkę. Usiadłem na blacie i czekałem, aż się ogrzeje. Gdy już wydawał się gorący z lekkim zawahaniem i strachem przyłożyłem go do pleców. Jęknąłem z bólu i to chyba dosyć głośno. Bo bolało, dużo bardziej, niż cięcia. Jednak nie zdejmowałem widelca z pleców. Po chwili ból zaczął ustępować uczuciu spełnienia. Mój przyrząd zaczął robić się chłodniejszy. Chciałem powtórzyć swoją czynność. Wciąż trzęsły mi się ręce. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Ciekawe kto to może być? Szybko się ubrałem, widelec włożyłem pod zimną wodę żeby nie wydawał się podejrzany. Podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Widok gościa mnie lekko zaskoczył. Danielle, tak wiem, miała przyjść na obiad. Myślałem tylko, że obiad je się po południu.
-Cześć Harry, wpadłam wcześniej bo Lou powiedział, że nie chce cię zostawiać samego. Ja akurat mam wolne więc jestem! -mówiła z radością. Więc Tommo się o mnie troszczy i najwidoczniej podejrzewa coś. Oto moja dzisiejsza niania
-Witaj, wejdź. -uśmiechnąłem się do dziewczyny, tak jak wcześniej uśmiechałem się do mojego opiekuna. Ona mnie przytuliła. Położyła rękę na moich plechach. Poczułem okropny ból, musiała akurat trafić w to jedno miejsce? Nie mogłem dać jej zobaczyć mojego cierpienia. Szybko wyskoczyłem z uścisku.
-Trochę tęskniłem, co masz w tych torbach? -szybko narzuciłem jakiś temat.
-Aaa, to na obiad. Pomyślałam, że Louis nie nie będzie miał czasu zrobić zakupów. Mówił mi, że nieźle gotujesz, więc obiad upichcimy razem.-zaproponowała również, żebyśmy na razie zajęli się czymś. Nie miałem ochoty rozmawiać, więc wymyśliłem żebyśmy pograli w szachy. Byłem średnio dobry w tę grę, ale miałem nadzieję, że z nią wygram. Zgodziła się, powiedziała, że pójdzie ich poszukać. Ja w tym czasie pobiegłem zamknąć laptopa i schodząc na dół schowałem jeszcze lekko ciepły widelec do szuflady. Zająłem swoje poprzednie miejsce na kanapie. Po kilku minutach wróciła z drewnianym pudełkiem. Porozstawialiśmy pionki i rozpoczęliśmy partię. Czas nam szybko minął. Dan wygrała. Była całkiem bystra, ja nie potrafiłem się skoncentrować na tym sporcie umysłowym. Nawet się nie spostrzegliśmy gdy była już 14.00. Postanowiliśmy zająć się obiadem. Zajrzałem do toreb, które przyniosła Danielle, były tam filety rybne. To na pewno Sola. Spostrzegłem też świeże warzywa. Wpadłem na pomysł zrobienia warzyw na parze. Pokroiłem je, umyłem i wrzuciłem do durszlaka. Woda w garnku się już gotowała więc wystarczyło położyć durszlak na garnek i przykryć pokrywką. Dan w tym czasie doprawiła filety rybne różnymi ziołami. Ustawiłem piekarnik na odpowiednią temperaturę, a gdy się nagrzał wstawiliśmy do niego Solę. Gdy wszystko się gotowało i piekło nakryliśmy do stołu. Szybko się z tym uwinęliśmy i został nam czas wolny. Włączyłem TV i przeskakiwałem między kanałami. Jak zwykle w czwartek nie było nic ciekawego. Po chwili dosiadła się do mnie moja przyjaciółka. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Mulatka w końcu odezwała się.
-Harry, powiedz mi co się dzieje? -słysząc to trochę się zmartwiłem. Podejrzewa coś. Nie chcę, żeby dowiedziała się czegokolwiek.
-Nic się nie dzieje, co ma się niby dziać? -odpowiedziałem unikając patrzenia jej w oczy.
-Nie wiem, może ty sam mi powiesz? -nie chciałem oszukiwać kolejnej osoby, ale musiałem szybko wymyślić jakieś niewinne kłamstewko. Zastanawiałem się chwilę, po czym nadeszło wybawienie od rozmowy. Drzwi się otworzyły, ujrzałem w nich Lou. Zapytał co tak pięknie pachnie. Wstałem, alby się przywitać i uciec dziewczynie czekającej na moją odpowiedź. Ona też wstała ze swojego miejsca i poszła do sprawdzić co z obiadem zimno witając się z Tommo. Krzyknęła z kuchni, że już prawie gotowe. Zawołała mnie, żebym jej w czymś pomógł. Wiedziałem, że chodzi jej o tę krótką rozmowę. Czyżby ona też się o mnie martwiła? Nie potrzebnie. Przecież cały dzień udawałem radosnego, aż mnie szczęka boli. Może przesadziłem i to wzbudziło jej podejrzenia? Udałem się w stronę kuchni.
-Nie grzeb się tak, pomóż mi naszykować obiad. Rozmowę skończymy innym razem. -uśmiechnęła się, a ja odpowiedziałem jej tym samym. Mój uśmiech był szczery. Cieszyłem się, że nie muszę rozmawiać z nią o tym co mnie dręczy. Nałożyliśmy posiłek na talerze i zawołaliśmy Lou. Usiadł obok mnie. Zaczęliśmy jeść. Posiłek był smaczny, mimo że nie było w nim ani grama soli. Gdy skończyliśmy pozbierałem naczynia i włożyłem do zmywarki. Wróciłem na swoje miejsce. Przy stole panowała niezręczna cisza. Tak jak kiedyś u mnie w domu -pomyślałem. Zrobiło mi się smutno, ale nie chciałem dać tego po sobie poznać. Uśmiechnąłem się szeroko i zapytałem co robimy. Nikt nic nie odpowiedział. Wpadłem szybko na pomysł spaceru. spodobał im się bo pokiwali zgodnie głowami że się zgadzają, ale nie okazali radości. To było dziwne. Ubraliśmy się ciepło, bo w końcu był początek listopada. Dan zapytała gdzie idziemy. Od razu wpadł mi do głowy pomysł, żebyśmy poszli tam, gdzie ja byłem jakiś czas temu z rodziną. Powiedziałem głośno nazwę tego parku. Nie przemyślałem tego, to było pierwsze co mi wpadło do głowy, wtedy powrócą bolesne wspomnienia. A może ja chciałem by bolało? Chciałem by bolało, bo dopóki boli to wiem, że to moja wina. Ze one odeszły z mojej winy. I nie wrócą... Nigdy. Podążaliśmy chodnikiem mijając radośnie bawiące się dzieci, których jak na ten miesiąc było całkiem sporo. Na ławkach siedzieli marznący rodzice. Ja szedłem w środku, między Lou, a Dan. Ta cisza doprowadzała mnie do szaleństwa. Było tak jak kiedyś. Prawie tak jak kiedyś. Wtedy też szedłem w środku. Taki mały szczegół, a potrafi sprowadzić tyle wspomnień. Spojrzałem na twarze moich towarzyszy, tak jak kiedyś patrzyłem na mamę. Spojrzeniem mówiącym 'nudzi mi się chodźmy już', tylko teraz to spojrzenie bardziej błagało niż mówiło. Tommo widząc moją minę powiedział, że pora wracać. Gdy tylko dotarliśmy do domu powiedziałem, że wejdę już bo mi zimno. Zniknąłem za drzwiami. Zdjąłem płaszcz i buty i pobiegłem schodami na górę, otworzyłem drzwi do pokoju i zamknąłem je na klucz. Położyłem się na łóżku i zacząłem cicho szlochać, patrząc na ścianę ze zdjęciami...



***DANIELLE***

 Staliśmy w połowie odległości od drzwi i bramy, żeby nikt nas nie usłyszał. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Louisem, że musimy coś zrobić. Gdy Harry wbiegł do domu, byłam pewna, że teraz znowu coś jest nie tak.
-Więc? Wiem, że ty też to zauważyłeś. Hazza jest dziwnie radosny, dosyć skryty. Mówiłeś, że wczoraj opowiedział Ci wszystko i że za wypadek wini siebie. Więc do cholery dlaczego cały dzień wygląda jak dziecko, które dostało lizaka? -podniosłam głos, byłam zdenerwowana.
-Nie mam pojęcia, nie jestem psychologiem!  I ty też nie, więc nie udawaj, że wiesz o co chodzi! -on również podniósł głos. Tak, zaczynaliśmy się kłócić.
-Porozmawiajmy na spokojnie. Może gdy wróci do szkoły, wszystko się poprawi?
-Jak dla mnie wole, kiedy jest radosny, niż kiedy nazywa siebie mordercą. Może zostawmy go w spokoju i nic nie zmieniajmy. Wątpię by powrót do szkoły mu pomógł, nigdy jej nie lubił. Czemu teraz ma lubić?
-Nie mówię, że od razu ma lubić szkołę, ale... może poczuje, że to nie jest nowe życie, tylko kontynuacja tamtego. -stwierdziłam powoli.
-Odnosisz wrażenie, że on stara się na siłę zapomnieć o tym co było? -rzucił doktor.
-Dzisiaj poszliśmy do parku. Raczej stara się zapomnieć. Nie można tego robić zrobić na siłę w kilka godzin! To trwa lata!
-Może, ten uśmiech to taka skorupa. A pod spodem cierpi, tylko nie chce tego okazywać? -Tomlinson wpadł na pomysł.
-Więc, trzeba rozbić tą skorupę. Ona kiedyś pęknie, wtedy może być już za późno.
-Za późno na co?- zapytał, jakby na prawdę nie wiedział o co chodzi.
-Na uratowanie go. Skoro twierdzi, że zabił swoją rodzinę, to może chcieć do nich dołączyć. -gdy to powiedziałam, na twarzy Lou pojawił się szok.
-Jak to do nich dołączyć? -zapytał z łzą w oku jakby wciąż nie chciał uwierzyć w to co powiedziałam. Przytuliłam go i powiedziałam że damy radę. Najwyższa pora wracać do domu. Pożegnałam się z nim i powiedziałam, by sprawdził co z Harrym. Obiecał, że to zrobi i spróbuje z nim porozmawiać. W końcu w poniedziałek Loczek wraca do szkoły.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak jak obiecałam, było 5 komentarzy  więc dodaje nowy rozdział. Dziękuje Wam za to co napisaliście i cieszę się, że historia komuś się podoba. Tym razem takie same zasady 5 komentarzy =nowy rozdział.

5 komentarzy:

  1. Kocham to *.* Oby tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog i rozdział :D
    Czekam na następny !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z każdym rozdziałem co raz lepiej piszesz, rób tak dalej, a w końcu będziesz pisać tak jak wiele sławnych pisarzy ;*
      Czekam na dalszy rozwój akcji i dalsze rozdziały. Strasznie zainteresowało mnie twoje opowiadania :D
      Pozdrawiam Lenkka

      Usuń
  3. Jej kobieto masz talent. Kocham Twoje opowiadanie i kocham to, że dodajesz je tak szybko. W ogóle kocham Ciebie za to że to piszesz. Pisz, pisz i nie poddawaj się ;* Problemy z komentarzami nie martw się kiedyś będzie ich więcej zobaczysz :D


    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam wszystko od początku do końca. I dalej Twoje opowiadanie zapiera mi dech w piersiach. Niektóre rozdziały doprowadziły mnie do łez idealnie opisujesz uczucia. Ciekawość zżera mnie od środka i chcę co raz nowszych rozdziałów. Byś dodawała je co minutę bym miała w czym się zaczytywać. Serdeczne pozdrowienia byś rozwijała swój talent życzy Elen ;****

    OdpowiedzUsuń