***HARRY***
Dziś ten dzień, ten dzień w którym najwyższa pora wrócić do szkoły. Na pewno mam mnóstwo zaległości po prawie miesiącu. Ciekawe jak ja to nadrobię? Poszedłem tak jak zwykle wziąć poranny prysznic. Ubrałem pierwsze lepsze ubranie wyciągnięte z szafy i zszedłem na dół. Lou zapytał na powitanie czy jestem głodny i czy mnie podrzucić, odpowiedziałem, że dam sobie radę, ubrałem płaszcz oraz buty i wyszedłem. -Tak jak gdy ostatnio szedłem do szkoły. -pomyślałem. No prawie tak samo. Przypomniałem sobie mamę i Gem rozmawiające o wizycie u lekarza. Teraz w domu był lekarz, więc jest sporo podobieństw. Do szkoły szedłem pieszo tak jak zwykle. Stąd nie było do niej wiele dalej niż z mojego domu. Wziąłem klucze, nie tylko do domu Louisa. Pomyślałem, ze po szkole mógłbym iść do mojego domu. Tommo nawet nie musiałby o tym nic wiedzieć. W trakcie wędrówki zobaczyłem budynek szkoły. Jak zwykle przed drzwiami stało stado uczniów. Wszyscy się na mnie gapili. Nie lubiłem wzroku ludzi, więc starałem się szybko przemknąć między nimi. Niestety w budynku zainteresowanie mną nie było mniejsze niż przed. No proszę, zostałem gwiazdą korytarza szkolnego. Podszedłem do mojej szafki, gdy miałem przekręcić kluczyk by ją otworzyć zawahałem się, zamknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki wdech. W końcu ją otworzyłem. Wszystko w niej było takie jakie zostawiłem. Nic się w niej nie zmieniło. Dokładnie sprawdziłem, czy ktoś znów nie podrzucił mi niespodzianki. Bałem się, że historia mogłaby się powtórzyć i tym razem Louisowi mogłoby się coś stać. Wzdrygnąłem się na tę myśl. Pierwsza lekcja dziś to fizyka. Świetnie, nie ma to jak liczby i wzory. Zabrałem kilka książek i udałem się w stronę klasy. Nie było jeszcze dzwonka. Miałem 15 minut. Przyszedłem zdecydowanie za wcześnie.
***ZAYN***
Nie mogłem uwierzyć w to co mówili ludzie. Harry Styles wrócił do szkoły! To znaczy, że ma nowego opiekuna, a ja wciąż mogę mieć u niego te szanse, które zmarnowałem. Podszedłem do kumpli i zaproponowałem im, żeby zaciągnęli go do toalety i zostawili nas samych. Wytłumaczyłem im, że chcę mu porządnie przyłożyć. Tak naprawdę chciałem pogadać i przeprosić. Sam udałem się w stronę miejsca spotkania mojego i Harrego. Czekałem chwilę. W końcu przyszli Ci bandyci z moim NIM. Szarpali go, kazałem im go puścić i wyjść. Jeden z nich go popchnął i upadł na ziemię.
-Nic Ci nie jest? -podałem mu rękę by wstał, poradził sobie bez mojej pomocy. Najwyraźniej wciąż mi nie ufał.
-Nie twoja sprawa Malik. -odpowiedział wściekłym tonem. Lubiłem ten ton. Ogólnie lubiłem, gdy mówił do mnie.
-Owszem, moja sprawa. Chcę Cię jeszcze raz przeprosić i mam nadzieję że...
-Na co masz nadzieję? Że Ci wybaczę? -powiedział wściekle mając łzy w oczach. Chciał stąd iść. Wiedziałem, że jeśli wyjdzie sam to wszyscy zorientują się, że nic nie zrobiłem. Złapałem go mocno za rękę i to co ujrzałem mnie zszokowało. Na wewnętrznej stronie dłoni miał sznyty. Dosyć stare.
-To przeze... przeze mnie? -zapytałem spokojnym tonem.
-Tak i to też! -krzyknął po czym wyrwał się z mojej dłoni i odsłonił plecy. Zobaczyłem na nich rany. Przypalał się! Przez ten wypadek. Cierpiał... ja mu to zafundowałem.
-Kiedy zrozumiesz, że przez Ciebie cierpię i dasz mi wreszcie spokój? Nie możesz się po prostu odczepić? -zaczął krzyczeć. Ja nie potrafiłem nic powiedzieć. Po chwili usłyszałem otwierające się drzwi, wiedziałem kto to. To ta grupka bandytów z którymi się zadaje.
-Połóż się na ziemi i udawaj, ze Cię boli! -rozkazałem mu cicho. Nie wykonał polecenia.
-O co Ci chodzi? -zapytał równie cicho co ja przedtem.
-Nie pytaj, po prostu się kładź! -nie zdążył zrobić tego co powiedziałem bo chłopaki już się pojawili przed nami.
-Czemu on jeszcze stoi? Nie ty dasz mu wycisk to my to zrobimy! Chyba nie pękasz? -rzucił jeden z nich.
-Postanowiłem.... ehm... trochę się z niego ponabijać zanim się nim zajmę. Wy mieliście mi nie przeszkadzać! -odpyskowałem najwyższemu z bandy.
-Dobrze, to już pora mu coś zrobić, za chwilę będzie dzwonek. Wybieraj, ty to zrobisz albo my!
-Czemu mam Wam pozwolić zająć się moją ofiarą? Znajdźcie sobie swoje!
-Nie gadaj ,tylko działaj! -powtórzył jeden z nich. Widziałem wzrok Harrego. Nie za bardzo wiedział o co chodzi. Bał się, nie byłem w stanie mu nic zrobić. Wiedziałem, gdzie ma rany i gdzie mam go nie dotykać. Oni nie wiedzieli. I dobrze, bo biliby go właśnie w tych miejscach. Są brutalni i zrobiliby wszystko, żeby się nad kimś bezkarnie poznęcać. To ich hobby. Podjąłem szybką decyzję. Uderzyłem lokowatego chłopaka w policzek, tak by upadł. Gdy już leżał podszedłem od tyłu i kopnąłem go kilka razy w miejsca, gdzie nie ma ran. Oni patrzyli się i bili brawo. Lubiłem gdy to robili. Tym razem to się zmieniło. Zdałem sobie sprawę co do niego czuje. Gdy zauważyli, że skończyłem to wyszli. Ja zostałem z Harrym.
-Przepraszam.... -on wstał i wyszedł bez słowa. Musiałem dowiedzieć, się kto jest jego nowym opiekunem i powiedzieć mu co on ze sobą robi. Stwierdziłem, że pójdę za nim do domu i wieczorem doniosę o wszystkim. Ta osoba musi przerwać samookaleczenia mojego ukochanego. Jeśli będzie to kontynuował, może grozić mu niebezpieczeństwo. Na pozostałych lekcjach nie mogłem się skupić. Gdy wreszcie zadzwonił ostatni dzwonek pobiegłem z nadzieją, że lokowaty jeszcze nie wyszedł. Nie myliłem się. Poczekałem, aż opuści budynek i śledziłem go, aż dotarł do sporego domu i przekręcił klucz w zamku. Teraz nikogo nie było. Postanowiłem ukryć się w krzakach i poczekać, aż wróci ten dorosły, który się nim zajmuje.
***LOUIS***
Wreszcie wróciłem do domu po ciężkim dyżurze. Otworzyłem drzwi. Hazza już był w domu. Postanowiłem iść do jego pokoju i zapytać jak było. Zdjąłem buty i płaszcz. Torbę rzuciłem na kanapę. Wyszedłem po schodach. Zapukałem do pokoju Loczka. powiedział 'proszę'. Dziś drzwi nie były zamknięte na klucz. Gdy je otworzyłem, zobaczyłem, że siedzi na łóżku ze stertą książek dookoła. Widzę, że nadrabia zaległości. Byłem trochę dumny, widząc, że się stara.
-Cześć. Jak tam pierwszy dzień w szkole po wyjściu ze szpitala? -zapytałem z uśmiechem. On spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i powiedział:
-Po za tym, że byłem atrakcją dnia i Zayn postanowił mnie mile przywitać to było raczej nudno.
-Co znaczy mile przywitać? -wtedy przyjrzałem się jego twarzy, na boku policzka miał siniaka. Obrócił się do mnie i pokazał palcem miejsce na swojej twarzy.
-Nic Ci nie jest? Zdejmij koszulkę, zobaczę jak rana. -bałem się o niego, że coś mogło się mu grozić. Jakiś uraz wewnętrzny lub coś takiego.
-Nie, nie trzeba. Nie zrobił mi nic poza limo na twarzy. -odpowiedział i ponownie zajął się wypełnianiem jakiejś książki. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi, powiedziałem Loczkowi, że za chwilę wrócę. Zbiegłem po schodach i otworzyłem drzwi. Przede mną stał opalony brunet.
-Dzień dobry. Pan jest... opiekunem Harrego? -powiedział z lekkim skrępowaniem.
-Tak, a ty to... -nie skończyłem bo mi przerwał.
-Jestem Zayn, miło mi. -gdy to usłyszałem wpadłem we wściekłość. Wyszedłem za drzwi i je zamknąłem, by Hazza nic nie słyszał. Uderzyłem go tak, że się przewrócił.
-Za co to? -rzucił zdziwiony.
-Ty już wiesz za co. Czego tu szukasz? -zapytałem wściekły.
-Martwię się o Harrego! -krzyknął i z jego oczu spłynęła łza.
-Wynoś się stąd i daj mu spokój!
-Widział pan sznyty na jego rękach? -mówił tak jakby się nie przejął tym, że go wygoniłem.
-Miałeś się stąd wynosić! Ostatni raz ostrzegam bo nie ręczę za siebie!
-Po pańskiej odpowiedzi wnioskuje, że pan widział. A oparzenia na plecach? -zrobiłem zdziwioną minę.
-Do widzenia, dziękuje za miłą pogawendkę. -rzucił sarkastycznie odchodząc. Byłem wściekły. Postanowiłem wejść do domu i to sprawdzić. Popędziłem w stronę pokoju mojego Loczka. Otworzyłem drzwi. On jakby nigdy nic zapytał 'kto to'.
-Zdejmij koszulkę! -krzyknąłem patrząc mu w twarz. Zauważył, że jestem wściekły.
-Nie zdejmę jej, jest zimno. -powiedział spokojnie, jakby nie podejrzewał o co mi chodzi lub tak dobrze ukrywał się pod swoją skorupą uczuć.
-Powiedziałem zdejmij koszulkę, albo ja to zrobię! -widziałem, że nie ma zamiaru tego zrobić, więc rzuciłem się na niego.
-Louis, co robisz? Zostaw mnie! -krzyknął. Zerwałem z niego t-shirt. Zobaczyłem, to czego miałem nadzieję nie widzieć. Zayn mówił prawdę. Nie mam pojęcia skąd on to wiedział. Nie zastanawiałem się teraz nad tym.
-Co to ma być? -zapytałem będąc wciąż zdenerwowany.
-Nie twoja sprawa! Nie jesteś moją matką! -to co powiedział zabolało. W jego ochach zauważyłem łzy.
-Właśnie, że moja sprawa! Bo.. bo... mi na tobie zależy, głupku.
Po tych słowach pocałowałem go, pocałowałem go w usta. On mnie nie odrzucił, odwzajemnił pocałunek. Spędziliśmy tak namiętną i długą chwilę, po czym do mojego ciała wrócił zdrowy rozsądek. Nie powinienem był tego robić. Wybiegłem z jego pokoju. Za sobą słyszałem jedynie krzyk 'Lou, poczekaj'.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuje za wszystkie miłe opinie. Kolejny rozdział po 5 komentarzach:)
Ciekawy rozdział i blog również , więc obserwuję i liczę na rewanż : http://fashion-forever--stars-whenever.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń;D
Uwielbiam Twoje opowiadanie ! Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwosciaa :D
OdpowiedzUsuńCo raz bardziej się rozkręcasz :D Pisz tak dalej, kiedyś będziesz świetną pisarką znaną na świecie ;*
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział. Ciekawe jak potoczy się dalej i kocham ten ich niespodziewany pocałunek <333 pisz dalej :D
OdpowiedzUsuńŚwietne świetne świetne !!!
OdpowiedzUsuńKobieto jak ty to robisz ? oO
O rany, to jest swietne! Piszecie ( bo z tego co widze jest Was kilka, tak? ) swietnie! Moglybyscie mnie powiadamiac na Twitterze? Moja nazwa to @LouLightMyWorld. Czekam na nowy! :) xx
OdpowiedzUsuńdoczekałam się Zayna :D coraz bardziej się rozkręca, czekam na następny *.*
OdpowiedzUsuńŚwietneeee <3
OdpowiedzUsuńhttp://onedirection-imaginy-pati.blogspot.com/
Mój ulubiony :* ale nastepny najlepszy chyba bedzie z Lou i Hazza w górach ;>
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńO Matko!!! jestem w szoku.. nie spodziewałam się tego tzn. wiedziałam że to kiedyś nastąpi ale nie wiedziałam że tak wcześnie.. Jejkuu nie mogę w to uwierzyć *.* Kocham tego bloga
OdpowiedzUsuń