***LOUIS***
Po dzisiejszym dniu wróciłem do domu samochodem. Pogubiłem się w swoich uczuciach. Zastanawiam się co czuję do Harrego. Znam go zaledwie 2 dni, jeśli mieć kogoś na stole operacyjnym jest synonimem do poznać. Bardzo smutno mi z powodu, że kazał mi się wynosić z sali. Wtedy poczułem smutek, troskę, martwiłem się, że coś mu się stanie. Przy nim czułem się jak przy nikim innym, moje zdolności empatii wzięły górę nad rozsądkiem. Po tym jak podałem pacjentowi morfinę, wybiegłem stamtąd z płaczem. Musiało to przezabawnie wyglądać. Jeszcze niedawno liczyłem, że mi podziękuje. Potraktował mnie co najmniej jakbym zabił jego matkę i siostrę. Może to tylko krótka reakcja, chwilowy szok. Jutro mu przejdzie i znów się uśmiechnie i będę mógł ponownie ujrzeć jego słodkie dołeczki. Chcę, żeby był szczęśliwy, uśmiechał się, żartował, był przy mnie. Ja chce być przy nim, w tej trudnej chwili. Gdyby tylko mnie nie nienawidził. Chciałbym go przytulić, powiedzieć mu że go wspieram i nie jest sam, że ma mnie.
***DANIELLE***
Wracając rankiem do domu myślałam o Louisie, to dobry człowiek i współczuje mu tego jak zareagował jego pacjent. Lecz zarazem rozumiem go. Stracił matkę i siostrę. Wydaje się, że nie ma nikogo oprócz nich. Chłopak jest młody, ma 16 lat. Pewnie trafi do domu dziecka. Rozmawiałam z nim sporo. Wydawał się miły, opowiedział mi, o tym jak ojciec ich zostawił i co przytrafiło mu się przed wypadkiem. Miałam dwudziestoczterogodzinny dyżur.Gdy się obudził zmienił się, przypomniał sobie wszystko co powiedział mu Louis, co zrobił. Podałam mu kolację, ale strącił talerz. Cały czas łzy kapały mu z oczu. Nie powiedział ani słowa, nawet gdy chciałam się z nim pożegnać. Chciałabym mu pomóc, ale nie potrafię. Jestem tylko pielęgniarką. To smutne, teraz nie zobaczę go przez dwa dni bo mam wolne. Mam nadzieję, że ktoś się nim dobrze zajmie.
***HARRY***
Czuję się winny. Winny, bo nie zdołałem ich uratować. Mamy, Gem i jej dziecka. Winny bo kłóciłem się z Anne. winny bo gdyby nie ja, nie byłoby wypadku. Winny bo wczoraj nawrzeszczałem na tego lekarza. Winny bo kiedy Danielle zjawiła się z kolacją, po prostu strąciłem talerz ze stolika. Winny za wszystko. Czy naprawdę musiałem być takim... idiotą, żeby dać się sponiewierać? Żeby dać się wrobić? No tak... W końcu jestem nic nie wart.
***LOUIS***
Nie miałem ochoty iść do szpitala, lecz musiałem. Wykonałem codzienne poranne czynności. Wsiadłem do auta i pojechałem do pracy. Wszedłem do sali Harrego razem z pielęgniarką i Dr. Oetkerem. Margareth przyniosła mu śniadanie. Przejrzałem jego kartę, jego stan się poprawia. Już miałem wychodzić gdy zauważyłem blizny pacjenta na rękach. Niektóre były świeże. Chciałem krzyknąć co on wyprawia i czy mu życie miłe lecz przypomniało mi się że obok mnie stoi inny lekarz i pielęgniarka. Lekarz robiacy ze mną obchód powiedział do Margareth, żeby wyszli na słówko. Wtedy zostałem z nim sam na sam.
Powiedziałem dosyć spokojnie tłumiąc złość:
-Co mają znaczyć te blizny na rękach?
-Przepraszam. -powiedział krótko.
-To nie moje, ciało, nie musisz mnie przepraszać za to co robisz. Lepiej zastanów się nad tym i...
-Nie za to przepraszam, chodzi mi o to jak na pana wczoraj naskoczyłem. Przepraszam, byłem zrozpaczony. Zresztą nadal jestem. Nie chcę, zęby pan myślał, ze jestem taki. I dziękuję, Danielle mówiła mi, że uratował pan mi życie, co prawda udawałem, że jej nie słucham, ale dziękuje panu.- zaczął płakać, zrobiło mi się smutno. To takie wzruszające. Delikatnie go przytuliłem, czułem jak cały mój fartuch zaczyna nasiąkać jego łzami.
-Nie musiałeś przepraszać, już Ci wybaczyłem. -szepnąłem mu do ucha po czym objął mnie mocnej.
Naprawdę było mi go szkoda. Był taki młody, nieszczęśliwy i na dodatek stracił wszystko. Dziwi mnie tylko jedno, dlaczego jego ojciec nadal się nie zjawił. Nikt nie dzwonił i nie pytał. Może od Danielle się czegoś dowiem. Na szczęście dała mi swój numer.
Po dzisiejszym dniu wróciłem do domu samochodem. Pogubiłem się w swoich uczuciach. Zastanawiam się co czuję do Harrego. Znam go zaledwie 2 dni, jeśli mieć kogoś na stole operacyjnym jest synonimem do poznać. Bardzo smutno mi z powodu, że kazał mi się wynosić z sali. Wtedy poczułem smutek, troskę, martwiłem się, że coś mu się stanie. Przy nim czułem się jak przy nikim innym, moje zdolności empatii wzięły górę nad rozsądkiem. Po tym jak podałem pacjentowi morfinę, wybiegłem stamtąd z płaczem. Musiało to przezabawnie wyglądać. Jeszcze niedawno liczyłem, że mi podziękuje. Potraktował mnie co najmniej jakbym zabił jego matkę i siostrę. Może to tylko krótka reakcja, chwilowy szok. Jutro mu przejdzie i znów się uśmiechnie i będę mógł ponownie ujrzeć jego słodkie dołeczki. Chcę, żeby był szczęśliwy, uśmiechał się, żartował, był przy mnie. Ja chce być przy nim, w tej trudnej chwili. Gdyby tylko mnie nie nienawidził. Chciałbym go przytulić, powiedzieć mu że go wspieram i nie jest sam, że ma mnie.
***DANIELLE***
Wracając rankiem do domu myślałam o Louisie, to dobry człowiek i współczuje mu tego jak zareagował jego pacjent. Lecz zarazem rozumiem go. Stracił matkę i siostrę. Wydaje się, że nie ma nikogo oprócz nich. Chłopak jest młody, ma 16 lat. Pewnie trafi do domu dziecka. Rozmawiałam z nim sporo. Wydawał się miły, opowiedział mi, o tym jak ojciec ich zostawił i co przytrafiło mu się przed wypadkiem. Miałam dwudziestoczterogodzinny dyżur.Gdy się obudził zmienił się, przypomniał sobie wszystko co powiedział mu Louis, co zrobił. Podałam mu kolację, ale strącił talerz. Cały czas łzy kapały mu z oczu. Nie powiedział ani słowa, nawet gdy chciałam się z nim pożegnać. Chciałabym mu pomóc, ale nie potrafię. Jestem tylko pielęgniarką. To smutne, teraz nie zobaczę go przez dwa dni bo mam wolne. Mam nadzieję, że ktoś się nim dobrze zajmie.
***HARRY***
Czuję się winny. Winny, bo nie zdołałem ich uratować. Mamy, Gem i jej dziecka. Winny bo kłóciłem się z Anne. winny bo gdyby nie ja, nie byłoby wypadku. Winny bo wczoraj nawrzeszczałem na tego lekarza. Winny bo kiedy Danielle zjawiła się z kolacją, po prostu strąciłem talerz ze stolika. Winny za wszystko. Czy naprawdę musiałem być takim... idiotą, żeby dać się sponiewierać? Żeby dać się wrobić? No tak... W końcu jestem nic nie wart.
***LOUIS***
Nie miałem ochoty iść do szpitala, lecz musiałem. Wykonałem codzienne poranne czynności. Wsiadłem do auta i pojechałem do pracy. Wszedłem do sali Harrego razem z pielęgniarką i Dr. Oetkerem. Margareth przyniosła mu śniadanie. Przejrzałem jego kartę, jego stan się poprawia. Już miałem wychodzić gdy zauważyłem blizny pacjenta na rękach. Niektóre były świeże. Chciałem krzyknąć co on wyprawia i czy mu życie miłe lecz przypomniało mi się że obok mnie stoi inny lekarz i pielęgniarka. Lekarz robiacy ze mną obchód powiedział do Margareth, żeby wyszli na słówko. Wtedy zostałem z nim sam na sam.
Powiedziałem dosyć spokojnie tłumiąc złość:
-Co mają znaczyć te blizny na rękach?
-Przepraszam. -powiedział krótko.
-To nie moje, ciało, nie musisz mnie przepraszać za to co robisz. Lepiej zastanów się nad tym i...
-Nie za to przepraszam, chodzi mi o to jak na pana wczoraj naskoczyłem. Przepraszam, byłem zrozpaczony. Zresztą nadal jestem. Nie chcę, zęby pan myślał, ze jestem taki. I dziękuję, Danielle mówiła mi, że uratował pan mi życie, co prawda udawałem, że jej nie słucham, ale dziękuje panu.- zaczął płakać, zrobiło mi się smutno. To takie wzruszające. Delikatnie go przytuliłem, czułem jak cały mój fartuch zaczyna nasiąkać jego łzami.
-Nie musiałeś przepraszać, już Ci wybaczyłem. -szepnąłem mu do ucha po czym objął mnie mocnej.
Naprawdę było mi go szkoda. Był taki młody, nieszczęśliwy i na dodatek stracił wszystko. Dziwi mnie tylko jedno, dlaczego jego ojciec nadal się nie zjawił. Nikt nie dzwonił i nie pytał. Może od Danielle się czegoś dowiem. Na szczęście dała mi swój numer.
dr. Oetkerem?!?! serio?
OdpowiedzUsuń