21 sierpnia, 2012

Rozdział 2

***LOUIS***

Gdy Harry, bo tak pozwoliłem go sobie nazywać został przetransportowany na miejsce, w którym będzie pod stałą obserwacją - na Odział Intensywnej Terapii, ja udałem się pieszo do domu. Musiałem przemyśleć dzisiejsze wydarzenia. Byłem spokojny wiedząc, że mój pacjent przeżyje. Myślałem trochę o tym jak będzie wyglądać jego życie. Może wkrótce przyjedzie do niego ojciec i będą rozpaczać z powodu śmierci reszty rodziny. Pewnie nawet nie podziękuje, a co jeśli tak? Na samą myśl, że ktoś zawdzięcza mi życie czuje takie przyjemne ciepło w sercu, a co dopiero że ma mi podziękować. Lepiej nie liczyć na aplaus i potem się nie rozczarować. Nawet nie widziałem jego twarzy. Wiem o jego wyglądzie tylko tyle, że jest szczupły. I jak wygląda jego wątroba, zaśmiałem się głośno, a ludzie których mijałem spojrzeli na mnie jak na psychopatę. Wcale nie czułem się dziwnie, gdy ludzie na mnie patrzyli. Może dlatego, że jestem biseksualny? Gdy szedłem za rękę z mężczyzną ludzie zwykle patrzyli na nas z obrzydzeniem. Przyzwyczaiłem się do tego jaki jestem. Na studiach prowadziłem dosyć rozwiązłe życie. Codziennie imprezy, kobiety lub mężczyźni na jedną noc. Mimo to wciąż się uczyłem. Mam w głowie całą encyklopedię medyczną. Nigdy nie byłem na prawdę zakochany. Preferuję przelotne znajomości. Nawet nie pamiętam z iloma ludźmi spędziłem noc. Po półgodzinnej wędrówce dotarłem do mojego mieszkania. Było duże i wszechstronne. Bogato urządzone. Mój tata powiedział, że mi je kupi gdy pójdę na studia medyczne. Dotrzymał obietnicy. Czasem dziwnie się czuje sam w takim ogromnym domu. Nie spotkałem jeszcze nikogo wartego dzielenia z nim życia. Mam nadzieję, że prędzej czy później znajdę kogoś takiego i nie zostanę wiecznym kawalerem. Byłem juz zmęczony. Gdy otworzyłem drzwi do sypialni zrzuciłem z siebie wszystkie ubrania i położyłem się spać tak jak zwykle, w bokserkach. Przed zaśnięciem wyobrażałem sobie jak to będzie rozmawiać z moim pierwszym pacjentem po czym zasnąłem.
Obudziłem się o 7.00 rano. Mój dyżur zaczynał się o 8.00., a o 9.00 był obchód. Zacząłem się spieszyć, gdy przypomniałem sobie, że mój samochód został na szpitalnym parkingu i muszę iść pieszo. Wziąłem szybki prysznic, ogoliłem się i ułożyłem włosy. Założyłem na siebie biały t-shirt w paski i czerwone rurki. Zrobiłem sobie kubek kawy, spojrzałem na zegarek i zrozumiałem, że nie zdążę jej wypić. Ubrałem czarny płaszcz i biały bawełniany szal, jeszcze białe conversy i zastanowiłem się jak ludzie mogą chodzić w skarpetkach. Dziś znów było zimno. Na szczęście nie padało. Po drodze kupiłem sobie kubek kawy i muffinkę czekoladową. Gdy tylko wszedłem do szpitala przywitała mnie miła pielęgniarka na recepcji. Zapytałem co z moim pacjentem. Okazało się, że bez zmian. Jeszcze się nie obudził. Powędrowałem w stronę gabinetu i przebrałem się w lekarski strój. Musiałem wypełnić kilka papierków co do wczorajszej operacji. Czym prędzej się tym zająłem. Po 45 minutach skończyłem. Najwyższa pora iść na obchód wraz z innymi lekarzami. W trakcie obchodu odwiedzaliśmy wielu pacjentów. Każdemu dolegało coś innego. U większości nastąpiła poprawa. Jedynie mój Harry wciąż leżał, miał nogę w gipsie i opatrunek na głowie i brzuchu, najwidoczniej nie miał ochoty się budzić. Jak na razie to dobrze, bo to ja musiałbym mu przekazać te ponure wieści. Niestety środki nasenne przestaną działać prawdopodobnie dzisiaj. Nikt go nie odwiedził, czyli albo nikt nie wie o wypadku, albo nie ma nikogo innego niż dwie szufladki w kostnicy. Gdy szedłem do swojego gabinetu zostałem wywołany na sale operacyjną. Nowy przypadek dla mnie. Tomlinson, postaraj się.

***HARRY***

Obudziłem się z okropnym bólem brzucha i głowy. Byłem podłączony do wielu różnych urządzeń. Sam w pustej sali. Nie pamiętam co się stało. Gdy pielęgniarka zauważyła, że otworzyłem oczy podeszła do mnie z dyżurki i się przywitała.
-Dzień dobry panie Styles. -uśmiechnęła się radośnie.
-Proszę mówić mi Harry. -odpowiedziałem uśmiechając się i podając jej rękę.
-Jestem Danielle, miło mi. -cały czas uśmiechała się do mnie. Widać, że cieszy ją ta praca.
-Boli mnie, mógłbym coś dostać?
-A co cię boli? -zapytała jakby nie wiedziała.
-Brzuch i głowa.
-Już podaję Morfinę. - Po czym podeszła do pulpitu stojącego obok łóżka i podała większą dawkę.
-Pamięta pan..., pamiętasz co się stało? - zapytała grzecznie.
-Nie, pamiętam... że jechaliśmy ja z mamą i siostrą samochodem... kłóciliśmy się... -mówiłem smutno
-Coś jeszcze?
-Nie..., chyba nie. Mieliśmy wypadek? Gdzie jest moja mama i siostra, co z nimi?  -zacząłem kojarzyć fakty, że skoro jestem w szpitalu, a ostatnie co pamiętam to podróż to prawdopodobnie mieliśmy wypadek.
-Przykro mi, ktoś inny miał Ci przekazać te informację. Nic nie mogę Ci powiedzieć. -mówiła spokojnie, lecz jej głos posmutniał.
-To w takim razie przyprowadź tego kogoś. -rzuciłem szybko prawie mając łzy o oczach.
-Niestety Lou... Doktor Tomlinson jest teraz na sali operacyjnej. Ale gdy tylko z niej wyjdzie to poproszę go do Ciebie. Odpowiada Ci to?
-Dobrze, mogę poczekać. A powiesz mi co ze mną? -spytałem sarkastycznie.
-Masz wstrząśnienie mózgu, złamaną nogę i pękła Ci wątroba. Miałeś również przeszczep nerki.
-Przeszczep nerki? Od kogo? Tak szybko znaleźliście dawcę?
-Niestety nie mogę Ci nic więcej powiedzieć.

***LOUIS***

Wychodziłem z sali operacyjnej dumny po zakończonej powodzeniem operacji ręki, której groziła amputacja. Nagle podbiegła do mnie Danielle, pielęgniarka która wczoraj asystowała przy operacji mojego pacjenta, a teraz opiekowała się nim.
-Coś się stało? - spytałem zdenerwowany.
-Nie, ale...
-Ale co? -zmartwiłem się i prawie krzyknąłem.
-Harry obudził się i chce wiedzieć co z jego rodziną.
-Powiedziałaś mu? -spytałem spokojnie.
-Nie, przecież to twój pierwszy pacjent i ty chciałeś się nim zająć.
-Tak, oczywiście.- bardzo bałem się przekazywania takiej informacji pacjentowi. Nie wiem jaka będzie jego reakcja na taką tragedię. Stanąłem przy szybie do jego sali, i zacząłem się w niego wpatrywać. Miał piękne, długie loki, które mimo opatrunku na czole i bandaża dookoła głowy były widoczne i prosiły się by je uwolnić, przeczesać i radośni zmierzwić. Jego zielone oczy błyszczały, wpatrywały się w jakiś punkt na ścianie, może zegar lub obraz. Miał malinowe, pełne usta, które aż prosiły się by złożyć na nich pocałunek. 'Lousie Tomlinsonie, przestań, to twój pacjent a w dodatku nie pełnoletni i o ponad 10 lat młodszy.'. Wejdę tam i przekażę mu tą wieść. To moja powinność. choć nie mam pewności czy powstrzymam się przed kontaktem z nim. Jeszcze wczoraj robiłem mu przeszczep nerki, a dziś marzę, żeby go pocałować, pieścić jego usta namiętnym pocałunkiem, objąć go, poczuć jego dotyk na swoich plecach...
-Jak się dzisiaj czuje mój ulubiony pacjent? -po co dodawałem ulubiony? Głupi Lou, niemądry Lou- powtarzałem do samego siebie.
-Kiepsko, jakby przejechał po mnie szwedzki tramwaj. -Uśmiechnął się odpowiadając, wtedy w jego policzkach zauważyłem śliczne dołeczki.
-A pan to...? -zapytał wpatrując się w moją twarz. Zrobiłem się czerwony czując jego spojrzenie na swoim ciele.
-Eee, Louis, Louis Tomlinson, Twój lekarz. -wydusiłem z siebie.
-Ja jestem Harry, czekałem na pana- chciałem by dodał 'całe życie', ale tak się nie stało.
-Ah tak, mam Ci przekazać co z twoją matką i siostrą.
-Leżą w sali obok? Kiedy będę mógł się z nimi zobaczyć?- był uśmiechnięty, lecz widząc moją minę posmutniał.
-Przykro mi, nie leżą w sali obok.
-Więc są w innym szpitalu. -zgadywał, jakby nie dopuszczał do siebie myśli co się stało.
-Niestety Harry, twoja matka i siostra nie przeżyły tego wypadku. -gdy to powiedziałem nie zareagował, patrzył na mnie, jakby to nie była prawda. Jakby nie chciał w to wierzyć.
-To nie możliwe, proszę pozwolić mi się z nimi zobaczyć! -zaczął krzyczeć przez łzy. Czułem jak do moich oczu również napływa słona substancja.
-Niestety to nie możliwe. -chciałem go, objąć, przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Choć pewnie nie będzie. Mógłbym go okłamać, żeby tylko z jego pięknych oczu przestały spływać łzy. Spędziliśmy chwilę w ciszy. Słychać było pikanie urządzeń.
-Jak zginęły? -zapytał chłodno patrząc się w podłogę. Niestety muszę mu powiedzieć prawdę.
-Twoja mama umarła w skutek uderzenia głową o kierownicę. Pękła jej czaszka i dostała krwotoku do mózgu, zginęła od razu. -czułem jak teraz i mi po policzku spłynęła łza.
-A Gemma? -płakał coraz bardziej, ledwo wymówił imię siostry.
-Utonęła. Nawet nie wiesz jak mi przyk...
-Tobie jest przykro? To nie twoja rodzina zginęła! Zostaw mnie! Wynoś się stąd! -zaczął krzyczeć i próbował się podnieść.
-Leż, nie możesz nadwyrężać szwów. -powiedziałem spokojnie martwiąc się o niego. Tak, martwiłem sie o niego nie jak o pacjenta tylko jak o brata, choć wydawało mi się, że czuje do niego coś więcej.
-Nie będziesz mi rozkazywał! -krzyknął ponownie.
-Niestety muszę to zrobić, dla twojego dobra. Podszedłem do pulpitu morfiną. Podałem dawkę zapewniającą sen. Parzył na mnie z żalem. Po kilku sekundach od wciśnięcia przycisku, zasnął.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
NOWA POSTAĆ!
Danielle Peazer  (25lat)

















Miła i serdeczna dla wszystkich pielęgniarka ze szpitala w Londynie. Prawie zawsze uśmiechnięta poprawia pobyt pacjentom. Przyjaciółka Louisa.

1 komentarz: