***LOUIS***
Gdy tylko wyszedłem z pokoju Harrego, postanowiłem dowiedzieć się czegoś o jego ojcu. Danielle powinna coś wiedzieć, w końcu ona się zajmuje powiadamianiem krewnych. Grzebałem w szufladzie w moim gabinecie, w poszukiwaniu kartki z numerem do uroczej pielęgniarki. Wtedy sobie przypomniałem, że mam ją w kieszeni fartucha. Znalazłem. Szybko wykręciłem numer w mojej komórce i słyszałem sygnał połączenia. W końcu usłyszałem szum i krótkie 'Halo'. To był głos Danielle.
-Hej, to ja Louis Tomlinson, pamiętasz mnie?
-Jak mogłabym zapomnieć najmilszego lekarza na oddziale. O co chodzi?
-Słuchaj, wiesz coś o rodzinie Harrego Stylesa? Ojciec, dziadkowie, coś w tym stylu.
-To nie jest rozmowa na telefon. Kiedy kończysz dyżur? -zapytała poważnie.
-Jest 10.30 więc to trochę jeszcze potrwa.
-A może w przerwie na obiad spotkamy się w szpitalnej kawiarence.
-Ok, o 12.00. -powiedziałem radośnie
-Do zobaczenia.- rozłączyła się, o co może chodzić skoro to nie rozmowa na telefon? Teraz muszę iść udzielać konsultacji chirurgicznych. Będę się musiał pospieszyć, żeby zdążyć na spotkanie. Pojechałem windą do poradni chirurgicznej na 6 piętro. Wszedłem do mojego gabinetu. Słuchałem różnych ludzi i ich problemów, starałem się dać dobre rady co da się zoperować, a co nie. Czas mi się dłużył. Wreszcie nadeszła godzina 11.55. Powiedziałem reszcie pacjentów, że mam coś do załatwienia i wrócę za 30 min. Szybkim krokiem udałem do windy, zjechałem na parter. Poszedłem w stronę kawiarenki. Zauważyłem Dan siedzącą przy dwuosobowym stoliku pijąc sok pomarańczowy.
-Witaj, nie musiałam długo na ciebie czekać. Jesteś punktualny.
-Skąd wiedziałaś, że to ja? -zapytałem zdziwiony.
-Kobieca intuicja mój drogi. Zamów coś do jedzenia, wyglądasz na zmęczonego.
-Tak masz rację, za chwilkę. Powiedz mi co takiego wiesz o rodzinie Harrego co nie było rozmową na telefon?
-No więc... On nie ma nikogo więcej. Jego dziadkowie nie żyją. A ojciec zostawił rodzinę i zniknął wiele lat temu.
-Co? -byłem w szoku. Nie potrafiłem powiedzieć nic więcej. Mój Harry zapewne trafi do domu dziecka. Spędzi tam 1.5 roku cierpiąc z powodu braku rodziny. Nawet gdy ją miał ciął się. A co dopiero teraz. Co jeśli będzie chciał się zabić? Jeśli ktoś go skrzywdzi? Naprawdę się o niego boję. Z rozmyślań wyrwała mnie Danielle.
-Wszystko w porządku? Louis? -zaczynała mnie szturchać i machać mi ręką przed oczami.
-Muszę coś zrobić... Cześć.
-Pocze....-nie zdążyła skończyć bo już mnie tam nie było. Wiedziałem co muszę zrobić. Najpierw porozmawiam z Harrym, potem zajmę się formalnościami. Nie zapytam wprost czy chce żebym go adoptował. Podpytam go trochę. Czekałem niecierpliwie na windę, Gdy przyjechała wcisnąłem przycisk na 4 piętro. Wszedłem do pokoju Harrego. Spał, nie chciałem go budzić. Postanowiłem załatwić to dzisiaj. Pójdę do ordynatora i zapytam czy mógłbym wyjść na chwilę załatwić coś ważnego.
***Dwa tygodnie później***
***HARRY****
Czuje się już lepiej. Lou codziennie mnie odwiedza. Rozmawiamy. Ostatnio nawet udało mu się mnie rozśmieszyć. Kiedy ja jestem tutaj, ktoś musiał załatwić pogrzeb mojej rodziny. Mój nowy przyjaciel zajął się wszystkim. Smutno mi będzie, kiedy stąd wyjdę i już pewnie nigdy go nie zobaczę. Od jakichś pół godziny Dr Oetker tłumaczy mi coś na temat rehabilitacji i czegoś jeszcze. Nawet na początku go nie słuchałem. Zastanawiam się nad tym co czuję. Czy do Lou czuję przyjaźń czy coś więcej, a może traktuje go jak ojca, którego zresztą nigdy nie miałem. Chciałbym, żeby Boo Bear mnie zaadoptował, tak mówię na lekarza Boo Bear, powiedział mi, że tak nazywała go mama. Marzenia ściętej głowy. JESTEM SAM! Sam na tym świecie. Nikogo nie obchodzę, nikt o mnie nie myśli, a co dopiero pamięta. Nie chcę wylądować w domu dziecka. Nie mogę! NIE CHCĘ! Od tych myśli aż mnie oczy zapiekły, ale nie mogę dłużej płakać, nie dam się im wszystkim, nie okażę skruchy. Nagle usłyszałem trzask drzwi. Od jakiegoś czasu jestem na zwykłym oddziale i mam spotkania z psychologiem. Tym razem to był Louis. Miał delikatnie mokrą grzywkę. Pewnie musiał się umyć po kolejnej ciężkiej operacji.
-Jak się czuje nasz pacjent?- zapytał doktor Tomlinson.
-Chyba lepiej. Zjadł trochę więcej niż zwykle, choć wydaje się nie obecny.
-Harry, jak się czujesz? -zapytał mnie mój ulubiony lekarz. Musiałem się otrząsnąć i skłamać, nie mogą pomyśleć że jest źle.
-Dobrze, już prawie nic nie boli. -boli jak cholera, jak by ktoś po mnie traktorem przejechał.
-To może już dziś zacznie rehabilitację? Za dwie godziny przychodzi Suzy, jak zostanie z tobą trochę dłużej to nic jej się nie stanie.-powiedział mój Lou.
-Nie, na pewno, ona jest zawsze pomocna jeśli chodzi o mężczyzn. Zaśmiali się i wyszli, a ja nawet nie zdążyłem ich zapytać co się ze mną stanie jak wyzdrowieję.
Rehabilitacja szła mi całkiem nieźle, jak na pierwszy raz, Suzy cały czas gadała i gadała, więc czasami nie mogłem się skupić na tym co mam robić. Po 20 minutach ćwiczeń czułem się jakby ktoś przywalił mi w brzuch z całej siły. Poczułem dreszcze, było mi zimno. Zrobiło się czarno. Ostatnie co słyszałem to krzyk mojej rehabilitantki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz